W pokoju pojawiła się Michelle. Kiedy zobaczyła, co robi, położyła drżącą rękę na jego ramieniu. Wiedział, jak bardzo boi się tych rzeczy – uzbrajania bomby, prądu, ładunków elektrycznych…
– Uspokój się, kochanie. Bez prądu nie ma wybuchu. W tej chwili to najbezpieczniejsza rzecz na świecie.
Julia oglądała telewizję, leżąc na podłodze. Zdjęła już ciemnokasztanową perukę, którą nosiła wczoraj wieczorem. Przerwano dziennik, by nadać najświeższe informacje na temat morderstwa w hotelu Clift.
– Słuchajcie – powiedziała, podkręcając gałkę głośności.
„Choć policja nie łączy śmierci Bengosiana z niedzielnym wybuchem w domu potentata finansowego, nasze źródła donoszą, że są dowody na istnienie związku między tymi dwoma incydentami i że trwają poszukiwania atrakcyjnej brunetki w wieku dwudziestu kilku lat, którą widziano, jak wchodziła do hotelu w towarzystwie Bengosiana”. Julia ściszyła dźwięk.
– Atrakcyjnej? – Uśmiechnęła się. – Nigdy się nie domyśla. – Włożyła perukę i przybrała pozę modelki.
Michelle uśmiechnęła się z przymusem, czując wewnętrzny niepokój. Jak mogła być tak nieostrożna, żeby nie zabrać tego przeklętego inhalatora. Nie była tak twarda jak Julia, która poprzedniej nocy zabiła mężczyznę, patrząc mu prosto w oczy, a teraz się śmiała, dumna ze swego wyczynu.
– Mica, kochanie – Malcolm odwrócił się do niej. – Bądź dzielną dziewczynką i połóż paluszek w tym miejscu. – Przymocował taśmą detonator z wyprowadzonymi z niego drutami do miękkiego C-4, do którego wcisnął odpowiednio przerobiony telefon komórkowy. – To bardzo delikatna część zadania. Chcę, żebyś przytrzymała oba druciki, zielony i czerwony, tak żeby się nie zetknęły… To by się źle skończyło.
Mai zawsze sobie z niej żartował. Śmiał się, nazywając ją wieśniaczką z Wisconsin. A jednak się sprawdziła. Przycisnęła palcem druciki, chcąc pokazać, że jest dzielna. Że przestała być dziewczyną ze wsi.
– Nie ma się czego bać. – Widząc jej zdenerwowanie, puścił do niej oko. – Tragedie z powodu zetknięcia się przewodów zdarzają się tylko w filmach. Najważniejsze jest to, żebym połączył te druciki z dzwonkiem w telefonie, a nie z baterią, bo wówczas zbierano by nasze szczątki nawet w Eau St. Claire. – Była to rodzinna wioska Michelle.
Jej palec drżał. Nie wiedziała, czy Malcolm żartuje, czy mówi serio.
– Udało się. – Malcolm odetchnął i odsunął się z krzesłem od stołu. – Napasiona, jak mówią, i gotowa zaryczeć. Potrafiłaby zdmuchnąć kopułę z ratusza. Swoją drogą to niezły pomysł, warto się nad nim zastanowić. Myślę o tym, czy nie warto odbyć z nią próbnej przejażdżki. Co o tym sądzisz?
Michelle zawahała się.
– Co z tobą? – spytał, uśmiechając się do niej. – Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha. Podał jej drugą komórkę.
– Numer jest już wybrany, ale do czwartego sygnału nic się nie dzieje. Tu jest przycisk NIE. Pamiętaj, nie wolno ci czekać do czwartego dzwonka. Łap za kierownicę, kochanie, i w drogę.
Michelle potrząsnęła głową i oddała mu telefon. Mai znowu się uśmiechnął.
– Śmiało, nie bój się. Bez prądu nie wybuchnie. Jest dobrze wyregulowana.
Michelle wzięła głęboki oddech i przycisnęła guzik WYŚLIJ. Sekundę później odezwał się dzwonek telefonu umieszczonego w bombie.
– Łączność nawiązana – powiedział Malcolm i mrugnął do niej.
Przebiegł ją dreszcz. Mai był taki pewny siebie. Sam zaprojektował to wszystko. Ale mogło mu się coś nie udać. Zamachowcom w Palestynie czasem zdarzało się wylecieć w powietrze.
Drugi sygnał. Oczy Michelle spoczęły na aktówce. Starała się nie okazać strachu, ale ręka jej drżała.
– Malcolm, błagam… – Próbowała oddać mu komórkę. – Już się przekonałeś, że działa. To mi się nie podoba, proszę…
– O co chodzi, Mica? – Chwycił ją za przegub. – Nie wierzysz mi?
Telefon w bombie zadzwonił trzeci raz. Krew ścięła się w żyłach Michelle.
– Wyłącz to, Mai. – Patrzyła na klawiaturę, szukając przycisku NIE. Następny sygnał włączał detonator. – Malcolm, proszę, przerażasz mnie.
Zamiast ją przeprosić, przytrzymał jej rękę. Nagle przestała rozumieć, co się dzieje.
– Chryste, Mai, to zaraz…
Usłyszeli czwarty sygnał. Dźwięk rozbrzmiał w pokoju jak wrzask przerażenia. Michelle wlepiła oczy w bombę, która zaczęła drżeć. To już koniec… Spojrzała na Malcolma.
Odezwał się brzęczyk.
Nic nie nastąpiło. Nie było wybuchu ani błysku, usłyszeli tylko ostre kliknięcie w detonatorze.
Malcolm śmiał się. Pokazał bezpiecznik, który trzymał w ręce.
– Powiedziałem ci, dziecinko: bez prądu nie wybuchnie.
No i co o tym myślisz? Moim zdaniem działa doskonale.
Mięśnie ciała Michelle rozluźniły się, lecz wewnętrzne napięcie nie ustąpiło. Miała ochotę uderzyć Mała w twarz, ale była zbyt wyczerpana. Jej T – shirt był mokry od potu…
Malcolm z bezpiecznikiem w ręce podsunął się z krzesłem do bomby.
– Myślałaś, że mam zamiar uruchomić tę ślicznotkę? – Potrząsnął głową. – Kochanie, niepotrzebnie się bałaś. Ta bomba ma do spełnienia ważne zadanie. Musi wybuchnąć w umysłach wszystkich ludzi w San Francisco.
Wróciłam do biura koło siódmej. Wszyscy moi ludzie byli w terenie, badając te nieliczne tropy, które mieliśmy. Cindy dała mi egzemplarz książki Wampir kapitalizmu , twierdząc, iż zawiera główne myśli rodzącego się nowego radykalizmu.
Przejrzałam tytuły rozdziałów: Upadek kapitalizmu, Ekonomiczny apartheid, Wampir ekonomiki, Armagedon chciwości. Nie zauważyłam, że w drzwiach stoi Jill. Kiedy zapukała, podskoczyłam.
– Gdyby to zobaczył John Ashcroft! Filar aparatu stróżów prawa w mieście czyta książkę. Co to takiego? Wampir kapitalizmu?
– Miałam ochotę coś poczytać, żeby choć na chwilę przestać myśleć o seryjnym mordercy – bombiarzu – powiedziałam, uśmiechając się do niej.
Jill była w stylowym czerwonym kostiumie i letnim płaszczu przeciwdeszczowym burberry. W skórzanej torbie na ramię miała plik streszczeń spraw sądowych.
– Myślałam, że pójdziesz ze mną na drinka.
– Chętnie bym to zrobiła – odparłam, rzucając książkę na biurko – ale jestem jeszcze na dyżurze. – Zamiast drinka podsunęłam jej torebkę z ziarnem sojowym.
– Co ty wyprawiasz? – Jill zachichotała. – Czytasz wywrotowych autorów? Masz zamiar założyć jakieś radykalne ugrupowanie?
– Bardzo dowcipne – mruknęłam. – Powiem ci coś, o czym pewnie nie słyszałaś: Bill Gates, Paul Allen i Warren Buffet zarobili, w zeszłym roku więcej pieniędzy niż mieszkańcy trzydziestu najbiedniejszych krajów… jedna czwarta populacji świata.
Uśmiechnęła się.
– Bardzo dobrze, że rozwijasz w sobie świadomość społeczną.
– Są rzeczy, których nie mogę zrozumieć, Jill. Imitacja bomby przed domem Lightowera. Ostrzeżenie na papierze firmowym, wciśnięte w usta Bengosiana. Ci ludzie dali nam jasno do zrozumienia, o co im chodzi, ale jednocześnie wygląda to tak, jakby chcieli z nas zadrwić. Dlaczego prowadzą z nami tę grę?
Zakołysała w powietrzu czerwonym pantofelkiem.
– Nie wiem. To ty ich łapiesz, kochanie. Ja tylko pakuję ich do więzienia.
Zapadło milczenie.
– Możemy pomówić o czymś innym? – - zapytałam po chwili.
Wzruszyła ramionami.
– Poczęstuj się – powiedziała, wkładając sobie do ust ziarenko soi.
Читать дальше