William popatrzył na jej małe i twarde piersi, o mocno sterczących sutkach. Stała przed nim tylko w kremowych i skąpych majteczkach. I w pantofelkach na wysokim obcasie – chyba prosto z butiku Jimmy’ego Choosa.
Uśmiechnął się. Ech, ci aktorzy… Byli zabawni w swoim zapale, w udawanych, płaskich zapędach w sferę seksu i erotyki. Zupełnie by go nie zdziwiło, gdyby w tej samej chwili zza drzwi szafy wyłonił się charakteryzator. Zastanawiał się, jak wyglądają w łóżku Brad Pitt i Jennifer Aniston. Piękna blond nuda…
– Wasza kolej – z odcieniem drwiny oznajmiła Dara. – Pokażcie no, co tam macie. Zrzućcie łachy. Niech wszyscy się dobrze bawią.
– Na pewno się nie zawiedziesz – odparł William. Z uśmiechem zaczął się rozbierać. Przez chwilę rozwiązywał wysokie buty z cholewami, a potem powoli ściągnął skórzany kombinezon. – Nie masz ochoty zerwać ze mnie tego ubranka? – spytał.
Popatrzyła na niego, szeroko otwierając oczy. Andrew zresztą tak samo.
William rozwiązał bratu kucyk. Michael potrząsnął głową i długie jasne włosy opadły mu na ramiona. William przelotnie cmoknął go w policzek, później w łopatkę. Zdjął z niego ubranie.
– A niech mnie – wyszeptała Dara – jesteście piękni. William i Michael stali całkiem nadzy. Wysocy i muskularni, zdawali się wypełniać przestrzeń twardą, pulsującą męskością. Nie wstydzili się własnego ciała. Od dzieciństwa byli przyzwyczajem do nagości. Nie stronili także od swobodnego seksu z różnymi partnerami. Dara rozejrzała się z wolna po pokoju.
– Jestem w mniejszości – zauważyła – ale wcale nie czuję się pokonana.
Sięgnęła do torebki po kokę.
William delikatnie przytrzymał ją za rękę.
– To nie będzie potrzebne. Połóż się na łóżku. Zaufaj mi. Zaufaj sobie, Daro.
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, w jego rękach pojawiły się cztery jedwabne szarfy – czerwone, niebieskie i srebrne. Przywiązał Darę do łóżka. Szamotała się trochę, udając, że się boi. Wszyscy z ogromną przyjemnością obserwowali jej mały występ. Andrew wydawał się trochę zagubiony. Jego niebieskie oczy miały nieobecny wyraz. Michael serdecznie objął go ramieniem.
– Więcej luzu, człowieku – szepnął mu na ucho. – Jesteś wśród przyjaciół. Andrew wyjął parę kajdanek z czarnej skórzanej torby leżącej na podłodze.
¦- To dla ciebie. Tak dla zabawy. Zgadzasz się?
Michael posłusznie wyciągnął ręce przed siebie.
– Tak dla zabawy – powtórzył ze śmiechem.
– Będzie ekstra, zobaczysz – dodał Andrew ściszonym gtosem. – Już czuję, że mnie bierze. Zaraz eksploduję.
– Nic nie wiesz – odparł Michael.
Stało się to tak szybko, że nikt by nie uwierzył. Michael wykonał nagle kilka błyskawicznych ruchów i Andrew poczuł tojdanki na swoich własnych rękach. Michael pociągnął go na P°dłogę i przytrzymał. William pospieszył mu z pomocą i jedwabną szarfą zakneblował ofiarę. Zdarli z niej ubranie. Andrew leżał bez ruchu, zupełnie obezwładniony. William skrępował mu nogi w kostkach.
– Zaufaj nam – wyszeptał. – To będzie coś wspaniałego. Nawet sobie nie wyobrażasz.
Patrzył, jak Michael wbija zęby w szyję młodego aktora. Tylko mały łyczek. Kilka kropli. Aperitrf.
Andrew Cotton wybałuszył oczy ze strachu i zaskoczenia. To był przecudny widok. Miał świadomość, że umrze. Wiedział, co się stanie w ciągu najbliższych paru minut.
Dara z kolei nie mogła dostrzec nic z tego, co działo się koło niej na podłodze.
– Hej tam! Co wyprawiacie? Na pewno jakieś świństwa. Dymacie się nawzajem? Zapomnieliście o mnie? Który tu wreszcie przyjdzie?
William wstał. Z zachwytem popatrzyła na jego nabrzmiały penis, niewiarygodnie płaski brzuch i zniewalający uśmiech.
– Diabeł z pudełka – mruknął.
– Pocałuj mnie, mój piękny diable – szepnęła, trzepocząc rzęsami. – Kochaj mnie. Andrew to przeszłość. Zapomnij o nim. Zapomnij o Michaelu. Chyba nie jesteś zakochany w swoim własnym bracie?
– A któż by go nie kochał? – odparł William. Klęknął na łóżku i powoli pochylił się nad Darą. Objął ją.
Dreszcz przebiegł jej ciało. Jeszcze nie wiedząc, już wiedziała. Jak wiele kobiet – oraz mężczyzn – będących jego żerem, pragnęła umrzeć nieświadoma, czego naprawdę pragnie. Widziała swoje odbicie w jego głębokich niebieskich oczach. Nigdy dotąd nie czuła się tak godna pożądania.
A on naprawdę jej pożądał. Tu i teraz, pragnął jej najbardziej w świecie. Wdychał jej woń – zapachy skóry, mydła, cytrynowych perfum i świeżej krwi, pulsującej w żyłach. Końcem języka musnął jej ucho. Miała wrażenie, że dotknął jej gdzieś w środku. Chociaż fizycznie było to niemożliwe, poczuła jego język w głębi swego ciała.
Nagle Michael rzucił na łóżko nieruchome ciało. Miejsca starczyło dla wszystkich. Andrew był spętany kolorową szarfą; ręce miał w kajdankach. Na jego szyi widniała poszarpana rana. Krew spływała mu na piersi. Nie żył.
Dara zaczęła rozumieć. William miał rację – niepotrzebna koka. Wciąż jej dotykał. Był tak ciepły, niemal gorący, że zakręciło jej się w głowie. Szarpnęła więzy, dysząc pożądaniem, gotowa dosłownie na wszystko.
– To dopiero początek – szepnął William, muskając ustami jej szyję. – Wstęp do dzikiej rozkoszy. Przyrzekam ci to, Daro.
Zlizał aromatyczny zapach perfum z jej ciała. Pocałował ją. A potem głęboko wbił zęby w jej grdykę.
Było cudownie. Przecudownie.
Ekstaza bólu.
Śmierć w ekstazie.
Nikt tego w pełni nie zrozumie, dopóki nie nadejdzie koniec.
Znów to się stało. Dwa kolejne nieludzkie morderstwa. Na lotnisku we Fresno czekał na mnie śmigłowiec FBI. Poleciałem nim do Las Vegas i przesiadłem się do samochodu. Kierowca, agent FBI nazwiskiem Carl Lenards, powiedział mi, że dyrektor Craig jest już na miejscu zbrodni. Potem przekazał resztę informacji.
Mordu dokonano w pięciogwiazdkowym, luksusowym hotelu Bellagio. W chwili otwarcia, w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym ósmym roku, był to najdroższy hotel na świecie. Ogromny i – aż do dzisiaj – bardzo bezpieczny i spokojny. Ewenement w Las Vegas. Żadnych gołych panienek ani pokątnych gangsterów w błyszczących garniturach.
Karetki i radiowozy miejscowej policji zajmowały niemal cały dojazd, od sześćset czwórki, aż po zjazd na Boulevard South. Stało tam także z pół tuzina wozów transmisyjnych. Na oko Ucząc, wokół hotelu tłoczyło się pięciuset lub sześciuset gapiów. Skąd takie dumy? Co tam się naprawdę stało? Z tego, co dotąd słyszałem, obie ofiary zmarły z upływu krwi, ale nie wisiały.
Gdy przeciskałem się przez ciżbę, spostrzegłem coś, co mną wstrząsnęło chyba nawet bardziej niż wieść o morderstwach.
Zauważyłem grupę ludzi ubranych jak wampiry – w czarne peleryny, cylindry, skórzane spodnie i buty z cholewami. Jeden z nich uśmiechnął się do mnie, błyskając długimi, złowieszczymi kłami. Oczy miał przesłonięte czerwonymi szkłami kontaktowymi. Chyba wiedział, kim jestem. – Cześć, kolego – parsknął złośliwym śmiechem. – Witaj w piekle.
Nic nie mogłem na to poradzić. Szedłem więc dalej, w stronę Bellagio. Ci przebierańcy wcale się nie przejmowali, że popełniono okrutną zbrodnię. Może byli wśród nich mordercy? Może teraz patrzyli na mnie? Co naprawdę chcieli zobaczyć? Dlaczego zabijali?. Miałem nadzieję, że policja z Vegas lub FBI filmują gapiów stojących przed hotelem. Kyle powinien o to zadbać. Ja byłem tutaj raczej z innych powodów. Kojarzyłem fakty na ogół pomijane przez zwykłych detektywów. Kyle Craig o tym dobrze wiedział. Znał zarówno moje mocne strony, jak i słabości. Apartament, w którym dokonano zbrodni, był duży i urządzony nawet z pewnym smakiem, jeśli brać pod uwagę tutejsze standardy. Zaraz po wejściu do łazienki mój wzrok padł na marmurową wannę, umieszczoną pod witrażem z koi szkiełek, wychodzącym na sztuczne jezioro z fon-:e leżały dwa ciała. Widziałem tylko czubki głów
Читать дальше