Alan zorientował się, co chcą zrobić. Wcisnął pedał gazu i gwałtownie szarpnął kierownicą w prawo. Bagażnik landcruisera zablokował bramę wjazdową. Próbując zmienić kierunek, kierowca samochodu Emmy uderzył w ścianę. Drzwiczki po obu stronach otworzyły się, obaj młodzi ludzie wyskoczyli i popędzili z powrotem do garażu.
Po sekundzie już ich nie było, zostały tylko rowery.
Porywacze posadzili Emmę z przodu, między sobą. Wciąż obejmowała nogami skrzynię biegów. Twarz miała białą jak kreda, ręce jej drżały. Lauren była przy niej pierwsza.
– Nic mi nie jest, nic mi nie jest, nic mi nie jest – powtarzała Emma. W jej głosie słychać było raczej zdziwienie niż ulgę.
– Nie zranili cię? – dopytywała się Lauren. Usiadła na miejscu pasażera i wyciągnęła ręce. Emma chwilę się wahała, a potem przytuliła się do niej i rozpłakała.
Alan pochylił się przy oknie.
– Emma, nic ci się nie stało? Lauren, czy oni ją zranili?
– Chyba nie. – Podała mu telefon. – Skarbie, zadzwoń na policję.
Emma gwałtownie wyswobodziła się z ramion Lauren.
– Nie! Proszę, proszę, nie wzywajcie policji. Jeżeli ich powiadomicie, nigdy się z tego nie otrząsnę. Po prostu jedźmy stąd. Powiemy, że miałam drobny wypadek. Zapłacę za wszystkie szkody. Zabierzcie mnie stąd, proszę. Teraz. Natychmiast. Nie dzwońcie na policję – błagała.
Pierwszy raz Lauren słyszała w głosie Emmy taką rozpacz. Jednak jako przedstawicielka wymiaru sprawiedliwości, która przed chwilą była świadkiem próby porwania, musiała zawiadomić policję.
– Przecież musimy o tym powiedzieć – odezwał się Alan.
– Dlaczego? Jeżeli nie wezwiemy policji, nikt się nie dowie, co się stało.
– Emma, oni chcieli cię porwać.
– Tego nie wiemy na pewno. Może… chcieli się tylko przejechać. Albo ukraść coś z samochodu. Albo…
Lauren, trochę na siłę, znów przytuliła Emmę.
– Nie chodziło o rabunek. To było porwanie albo… coś jeszcze gorszego.
– Może nie wiedzieli, kim jestem.
– Może. Ale jeżeli czekali właśnie na ciebie, mogą spróbować jeszcze raz.
– Nie zawiadamiajcie policji. Proszę. Znajdę kogoś, kto mnie ochroni.
Przerażona tym, co się zdarzyło w garażu, Emma zgodziła się pojechać do Lauren i Alana. W ich salonie przy kieliszku wina próbowała opowiedzieć, jak w ostatnich latach wyglądało jej życie.
– Po tym, jak ojciec został zamordowany, prezydent martwił się o mnie. Teraz, gdy o tym myślę, nie wydaje mi się to wcale dziwne. Byłam strzępem człowieka. Kiedy rozpowszechniono film nakręcony na lotnisku i nadano całej sprawie rozgłos, zaczęłam dostawać mnóstwo listów. Większość była naprawdę miła i pocieszająca, ale niektóre były obrzydliwe i… nawet grożono mi śmiercią. Po pogrzebie ojca zaproszono mnie do Białego Domu, gdzie spędziłam tydzień. Kiedy wyjechałam, prezydent kazał służbom specjalnym mieć mnie na oku. On ma takie uprawnienia. Właśnie wtedy poznałam Kevina. Był jednym z pierwszych agentów, któremu kazano mnie chronić.
– I zamierzasz go teraz poprosić o pomoc? – spytał Alan. – Możesz o to poprosić? Myślałem, że nie chcesz mieszać w tę sprawę władz.
– Korzystałam z ochrony tylko przez rok. Gdy przeprowadziłam się do Kalifornii, groźby ustały, więc już jej nie potrzebowałam.
– Wiadomo, kto ci groził?
– Kilku radykalnych działaczy ruchu obrony życia. To byli zwolennicy Nelsona Newilla. Ale po procesie i po tym, jak złożyłam zeznanie, służby specjalne przeprowadziły dochodzenie. Uznano, że nic mi już nie grozi. Wtedy zwolniono też ochronę. To była prawdziwa ulga. Potem nie miałam właściwie poważniejszych kłopotów. Czasami odbierałam telefony, bez których świetnie bym się obyła. Najgorsza była zawsze prasa. Agenci mówili mi, że mogą mnie obronić przed kulą, ale nie przed kamerą.
– Ale nadal masz prawo do ochrony? – spytała Lauren. – Pomogą ci i zgodzą się utrzymać sprawę w tajemnicy?
– Zrobiliby wszystko, żeby nie narażać mnie na niebezpieczeństwo. Tylko że już nie mam prawa do ochrony. W Waszyngtonie wszystko się zmieniło. Niedługo po tym, jak przestałam potrzebować ochrony, Kevin zrezygnował ze służby. Ale utrzymuje ze mną kontakt. Od czasu do czasu przysyła mi pocztówki albo dzwoni.
– Ufasz mu?
– Boże, tak. Prawie wszyscy agenci, którzy mi pomagali, byli mili. A Kevin był wprost cudowny.
– Mieszka gdzieś w pobliżu?
– Tak, niedaleko. Osiedlił się w okolicach Colorado Springs. Założył własną firmę. Ochrona korporacji, specjalistycznego personelu. Nie wiem dokładnie, bo niezbyt mnie to interesowało.
– Myślisz, że ci pomoże?
– Pewnie nie osobiście. Wątpię, żeby nadal sam zajmował się ochroną ludzi. Ale na pewno poradzi mi, co zrobić: wynająć ochroniarza czy może założyć dobry system alarmowy, nie wiem. Zawsze mi powtarzał, że jeżeli będę czegoś potrzebowała, mam się do niego zwrócić.
Lauren dała Emmie nową szczoteczkę do zębów i podkoszulek. Kiedy już przygotowała jej pokój gościnny na parterze, wróciła do salonu, do Alana.
Alan poczekał, aż żona złapie oddech, i dopiero wtedy powiedział to, z czego oboje zdawali sobie sprawę.
– Podjęliśmy złą decyzję. Trzeba było zawiadomić policję. Pomijając sprawę Emmy, ci dwaj, niezależnie od tego, kim naprawdę są, kręcą się po mieście. Dziś czy jutro mogą zaatakować kogoś innego. A jeżeli chodziło im właśnie o Emmę, trzeba ustalić, dlaczego na nią napadli. Dopiero wtedy będziemy wiedzieli, jak poważne niebezpieczeństwo jej grozi.
– Tak, masz rację – przyznała Lauren, przytulając się do niego. – Cały czas o tym myślałam. Po prostu nie wiem, jak to załatwić.
– A może jutro rano poradziłabyś się Roya?
– Chcesz wiedzieć, co Roy by mi powiedział? Że nie może pozwolić, żeby na Biuro Prokuratora Okręgowego padł najmniejszy cień. I tak skończyłby się staż Emmy.
– Jesteś pewna?
– Tak. Nawet jeżeli Roy ufa mi bardziej niż Emmie i tak pozbyłby się nas obu.
– To wszystko działo się tak szybko – westchnął Alan. – Nie mogliśmy pozbierać myśli.
– To żadna wymówka. Mamy obowiązek stosować się do przepisów prawa.
Emma przespała noc w towarzystwie Emily, wielkiej suki Lauren i Alana.
Następnego dnia rano Alan wyszedł bardzo wcześnie, bo był umówiony z pacjentem. Gdy Emma myła się i ubierała, Lauren robiła śniadanie i czytała gazetę. Zastanawiała się, jak wyglądałaby pierwsza strona, gdyby Emma Spire powiadomiła policję o tym, że w nocy ktoś próbował ją porwać.
Zanim wyjechały do pracy, Lauren zmusiła Emmę, żeby zatelefonowała do Kevina Quirka.
Recepcjonistka w Tech Secure powiedziała, że pan Quirk jest na zebraniu. Poprosiła, żeby zostawić numer, pan Quirk oddzwoni, gdy będzie wolny. Emma przedstawiła się i poprosiła, żeby przekazać panu Quirkowi, że to pilna sprawa. Oszołomiona recepcjonistka zawołała:
– Oczywiście, pani Spire, przepraszam.
Prawie natychmiast usłyszała w słuchawce znajomy głos Kevina, równie pewny i solidny jak sam Kevin. Akcent z Iowa. Gdyby głos mógł mieć piegi, głos Kevina Quirka byłby piegowaty.
– Emma, cudownie cię słyszeć! Kim powiedziała, że to pilne. Co się stało?
– Witaj, Kevin. Co u ciebie? – Starała się, żeby jej głos brzmiał normalnie i miała nadzieję, że jej się to udało.
– Wszystko w porządku. Powiedz, co z tobą?
– Nie mam zbyt wiele do powiedzenia. Tyle że… no, coś się zdarzyło. Chyba muszę cię poprosić o pomoc. O ochronę. Wczoraj wieczorem ktoś chciał mnie porwać.
Читать дальше