Weź medalion i pokaż mu go, zanim zbawisz ten świat od największego na nim łotra – pokaż mu, żeby w ostatniej swej chwili wiedział, że ja też przyczyniłem się do jego upadku, zza grobu człowiek, niesłusznie o mord posądzony.
Leven Valera Może teraz rozumiecie, co stanowiło główny powód, dla którego Piotr odczuł zgrozę, lub nie. Jednak pomoże wam chyba, jeśli przypomnę, że Flagg, chociaż wyglądał na zdrowego i krzepkiego człowieka w średnim wieku, naprawdę był bardzo, bardzo stary.
Piotr czytał na temat przypuszczalnej zbrodni Levena Valery. Ale książki, które ją opisywały, traktowały na temat historii. Starożytnej. A ten kruchy, pożółkły pergamin najpierw wymienił królewskiego czarnoksiężnika, a potem imię Flagga. Wymienił? Wołał, krzyczał – krwią.
Ale zbrodnia Valery miała mieć miejsce za panowania Alana II, a rządził on Delainem czterysta pięćdziesiąt lat temu.
– Boże, o wielki Boże – szepnął Piotr. Na niepewnych nogach podszedł do łóżka i usiadł na nim, zanim odmówiły mu posłuszeństwa.
– On już kiedyś zrobił coś podobnego! Uczynił to dokładnie w ten sam sposób, ale miało to miejsce więcej niż czterysta lat temu!
Twarz Piotra okryła się śmiertelną bladością, a włos zjeżył się na głowie. Po raz pierwszy zdał sobie sprawę, że Flagg, czarnoksiężnik królewski, w rzeczywistości był Flaggiem – potworem, znowu grasującym w Delainie, służącym nowemu królowi – jego małoletniemu, nieinteligentnemu, łatwowiernemu bratu.
Na samym początku przyszło Piotrowi do głowy, że mógłby obiecać Besonowi następną łapówkę za odniesienie medalionu i rozsypującego się arkusza papieru do Andersa Peyny. W pierwszym podnieceniu wydawało mu się, że list ten wskaże niezbicie na Flagga, a jemu pozwoli odzyskać wolność. Po chwili zastanowienia uznał jednak, że coś takiego może wydarzyć się w powieści, ale nie w prawdziwym życiu. Peyna wyśmiałby go i wszystko uznał za oszustwo. A gdyby potraktował to serio? Wtedy mógłby nastąpić koniec zarówno sędziego najwyższego, jak i uwięzionego księcia. Piotr dobrze nadstawiał ucha i znał plotki z karczm i winiarni przekazywane sobie nawzajem przez Besona i jego strażników. Słyszał o Podwyższonym Podatku dla Farmerów, poznał gorzki żart, że Tomasz Dawca Światła powinien raczej zwać się Dawcą Podatków. Dowiedział się także, że kilku co śmielszych dowcipnisiów proponowało zmienić mu imię na Stale Pijanego Tomka Który Nie Wie Nic. Topór kata opadał z regularnością zegarka od czasu, gdy Tomasz wstąpił na tron w Delainie, tylko że ten zegar tykał zdrada-bunt, zdrada-bunt, zdrada-bunt z regularnością, którą można by uznać za monotonną, gdyby nie była tak straszliwa.
Teraz Piotr zaczął domyślać się, jaki jest cel Flagga: doprowadzić do obalenia monarchii w Delainie. Ujawnienie medalionu i listu spotkałoby się albo z wyśmianiem, albo zmusiłoby Peynę do podjęcia jakichś działań. W każdym wypadku czekałaby ich obu śmierć.
W końcu Piotr schował medalion i list tam, gdzie je znalazł. Razem z nimi umieścił krótką, trzystopową linkę, której uplecenie zabrało mu miesiąc. Ogólnie czuł się zadowolony z wyników pracy tego wieczoru – lina okazała się mocna, a odkrycie medalionu i listu po więcej niż czterystu latach dowodziło z pewnością jednego – kryjówka nie jest łatwa do odnalezienia.
Miał jednak wiele spraw do przemyślenia i długo nie zasnął tej nocy.
A gdy już to nastąpiło, wydawało mu się, że słyszy oschły szept Levena Valery: Zemsty! Zemsty! Zemsty!
Czas – o, tak – Piotr miał go wiele siedząc u szczytu Iglicy. Urosła mu długa broda, oczywiście poza miejscem, w którym policzek jego przecinała blizna o kształcie błyskawicy. W miarę, jak to się działo, Piotr dostrzegał wiele zmian, patrząc przez swoje okno. Słyszał zaś o jeszcze gorszych sprawach. Częstotliwość egzekucji nie malała, wręcz przeciwnie, topór kata opadał coraz częściej nucąc: zdrada-bunt, zdrada-bunt, i czasami nie mniej niż pół tuzina głów spadało w ciągu jednego dnia.
Podczas trzeciego roku spędzonego przez Piotra w więzieniu, roku, w którym po raz pierwszy udało mu się podciągnąć na środkowej belce w sypialni trzydzieści razy bez przerwy, Peyna z niesmakiem zrezygnował ze stanowiska sędziego najwyższego. Mówiło się o tym w karczmach i winiarniach przez tydzień, dozorcy Piotra zaś dyskutowali o tym przez dni osiem. Strażnicy sądzili, że Flagg uwięzi Peynę, zanim jeszcze zdąży on opuścić ławę sędziowską i wkrótce potem obywatele Delainu dowiedzą się nareszcie, czy w jego żyłach płynie krew, czy zimna woda. Ale Peyna pozostał na wolności, a plotki ucichły. Piotr cieszył się, że nie został on aresztowany. Nie żywił do niego urazy mimo skwapliwości, z jaką stary sędzia uwierzył w jego winę, a wiedział już, że dowody zostały sfabrykowane przez Flagga.
Również w trzecim roku spędzonym przez Piotra w Iglicy zmarł ojciec Dennisa, Brandon. Odszedł spokojnie i z godnością. Zakończył dzień pracy mimo okropnego kłucia w klatce piersiowej i boku, a potem powoli wrócił do domu. Usiadł w maleńkiej bawialni mając nadzieję, że ból przejdzie. Zamiast tego zaczął się on nasilać. Zawołał więc żonę i syna, ucałował oboje, a potem poprosił o kieliszek dżinu. Otrzymał go. Wypił do dna, raz jeszcze ucałował żonę, a potem kazał jej wyjść z pokoju.
– Służ dobrze swemu panu, Dennis – powiedział. – Jesteś teraz mężczyzną i musisz temu sprostać.
– Będę służył królowi najlepiej, jak potrafię, tato – odparł Dennis, chociaż myśl o przejęciu obowiązków ojca napełniała go przerażeniem. Jego poczciwa, brzydka twarz lśniła od łez. W ciągu ostatnich trzech lat Brandon i Dennis obsługiwali Tomasza, a obowiązki Dennisa w większości nie zmieniły się od czasów Piotra; ale nie były takie same – nawet w przybliżeniu.
Tomaszowi – powiedział Brandon, a potem szepnął: – Ale jeśli okaże się, że masz zrobić przysługę swojemu pierwszemu panu, Dennis, nie zawahaj się. Ja nigdy… Brandon chwycił się za lewy bok, zesztywniał i zmarł.
Umarł tak, jak tego pragnął, w swoim własnym fotelu przed kominkiem.
W czwartym roku uwięzienia Piotra – lina pod kamieniami systematycznie się wydłużała – znikła rodzina Staadów. Korona przejęła resztki ziemi, jakie im pozostały, tak jak to się działo, gdy przepadały inne szlacheckie rodziny. A im dłużej panował Tomasz, tym częściej zdarzały się takie zniknięcia.
Staadowie stanowili tylko fragment plotek wygłaszanych przy kufelku piwa w tygodniu pełnym zdarzeń obejmujących cztery egzekucje, zwiększenie podatku dla sklepikarzy, zamknięcie w kazamatach starej kobiety, która przez trzy dni przechadzała się przed pałacem krzycząc, że jej syn został uwięziony i torturowany za to, że skrytykował zeszłoroczny podatek od bydła. Ale gdy Piotr usłyszał podczas rozmowy strażników nazwisko Staadów, serce mocno mu zabiło.
Ciąg wydarzeń prowadzących do zniknięcia Staadów stanowił już dziś chleb powszedni dla wszystkich mieszkańców Delainu. Regularne jak w zegarze egzekucje znacznie wyniszczyły szeregi szlachty. Wielu z nich zginęło, bo ich rodziny służyły królestwu przez setki, a nawet tysiące lat, i nie potrafili uwierzyć, że mógłby ich spotkać tak okrutny los. Inni, widząc krwawe pismo na marze, uciekali. Staadowie wybrali to drugie wyjście.
Zaczęły się też naszeptywania.
Opowiadano, zasłaniając sobie usta, że szlachta owa nie rozbiegła się po prostu na wszystkie strony świata, ale zbierała gdzieś, może w gęstych lasach na północnych krańcach królestwa, aby planować obalenie tronu.
Читать дальше