Dahlgren spojrzał na zegar na konsoli i się uśmiechnął.
– Mówiłem ci, że to koń wyścigowy czystej krwi. – Spoważniał i dodał: – Powinniśmy się zbliżyć do wraka za około minutę.
Minutę później Dirk cofnął przepustnice i ustawił silniki na jałowy bieg. „Badger" stopniowo wytracił szybkość. Wznieśli się ku powierzchni i Dahlgren tak wyregulował balast, żeby na górze mieli jak największe zanurzenie i byli jak najmniej widoczni. Zrobił to tak umiejętnie, że z wody wyłonił się tylko szczyt kokpitu.
Kilka metrów przed sobą zobaczyli dymiący kadłub „Narwhala". Rufa sterczała wysoko w górę. Ledwo zdążyli się przyjrzeć kutrowi, rufa uniosła się jeszcze wyżej i cały kadłub poszedł cicho pod wodę. Wokół pływały rozrzucone szczątki. Żaden nie był większy niż wycieraczka przed drzwiami. Dirk zatoczył „Badgerem" ciasny krąg wokół miejsca zatonięcia kutra, ale nie zauważył w wodzie rozbitków. Dahlgren połączył się przez radio z „Deep Endeavorem" i zawiadomił Aimesa, że najwyraźniej nikt nie przeżył eksplozji.
– Kapitan Burch prosi, żebyśmy natychmiast wrócili na statek – powiedział.
Dirk udał, że tego nie usłyszał, i skierował pojazd bliżej platformy. Z punktu obserwacyjnego nisko w wodzie widzieli tylko górną połowę zenita i dach hangaru. Nagle Dirk zatrzymał „Badgera" i wskazał palcem miejsce za rakietą.
– Spójrz tam.
Dahlgren popatrzył przez szybę kokpitu, ale zobaczył tylko szczyt hangaru i puste lądowisko helikoptera. Spojrzał uważnie trochę niżej i dostrzegł wielki zegar cyfrowy. Wyświetlacz pokazywał 00.52.00, pięćdziesiąt dwie minuty.
– Ta rakieta wystartuje za niecałą godzinę! – wykrzyknął, gdy zobaczył, że wskazania maleją.
– Trzeba to zatrzymać – odrzekł Dirk.
– Musimy wejść na pokład, i to szybko. Choć nie wiem jak ty, partnerze, ale ja nie mam zielonego pojęcia o rakietach i platformach startowych.
– To nie może być trudne. – Dirk pchnął przepustnice „Badgera" i popłynął w kierunku platformy.
Pojazd podwodny wynurzył się przy rufie platformy, niemal dokładnie pod wyrzutnią. Dirk i Dahlgren spojrzeli w górę na wielkie panele, które wystawały z platformy tuż poniżej podstawy rakiety. Deflektor płomienia kierował ogień z dysz wylotowych zenita do oceanu w dole. Sekundy przed startem do urządzenia wpuszczano tysiące litrów wody, żeby zabezpieczyć odsłonięte części platformy na czas powolnego odrywania się rakiety od wyrzutni.
– Przypomnij mi, żebym tu nie parkował, kiedy zapłonie ta pochodnia – odezwał się Dahlgren, wyobrażając sobie ogniste piekło wokół nich po odpaleniu zenita.
– Nie będziesz musiał mi tego powtarzać – zapewnił Dirk.
Skupili uwagę na grubych podporach kolumnowych platformy w poszukiwaniu drogi na górę. Dahlgren pierwszy zauważył motorówkę z „Koguryo" przycumowaną przy przeciwległym krańcu platformy.
– Chyba widzę schody na tamtej kolumnie, gdzie jest przywiązana łódź – powiedział.
Dirk zanurzył „Badgera" i dopłynął między dwoma kadłubami „Odyssey" do jej dziobu. Przebili powierzchnię wody tuż za białą motorówką i przyjrzeli się jej ostrożnie.
– Nie ma nikogo w domu – stwierdził Dirk, zadowolony, że łódź jest pusta. – Możesz nas przycumować?
Dahlgren bez słowa otworzył właz i wydostał się z kokpitu. Dirk opróżnił zbiorniki balastowe „Badgera", żeby pojazd miał maksymalną pływalność, potem ruszył naprzód i stuknął dziobem w rufę motorówki. Dahlgren natychmiast przeskoczył z „Badgera" na łódź, a potem z łodzi na platformę, trzymając mocno linę. Dirk wyłączył systemy zasilania pojazdu głębinowego i wspiął się na platformę. Dahlgren przycumował „Badgera".
– Tędy proszę – skłonił się lekko i wskazał Dirkowi schody.
Zaczęli się wspinać po metalowych stopniach. Poruszali się w równym tempie i uważali, żeby nie hałasować. Na górze zatrzymali się na chwilę, żeby złapać oddech, potem wyszli na pokład w przednim narożniku platformy.
Zobaczyli przed sobą dwa ogromne zbiorniki paliwa w kształcie cygara. Otaczał je labirynt rur i przewodów. W masywnych białych cysternach była nafta lotnicza i ciekły tlen do napędu zenita. Za zbiornikami, na przeciwległym krańcu platformy, stała rakieta. Wznosiła się jak samotny monolit.
Patrzyli na nią chwilę, zahipnotyzowani jej wielkością i potęgą. Woleli sobie nie wyobrażać zabójczej siły jej ładunku.
Potem Dirk spojrzał w górę na hangar z lądowiskiem helikoptera przy przedniej krawędzi dachu.
– Sterownia jest na pewno nad hangarem. Tam się musimy dostać.
Dahlgren przyjrzał się uważnie konstrukcji.
– Chyba trzeba będzie wejść do środka.
Pobiegli truchtem przed siebie. Po drodze rozglądali się, czy nie są obserwowani. Dotarli do otwartych wrót hangaru i Dirk zajrzał ostrożnie do środka zza krawędzi wielkich drzwi. Bez leżącego zenita długi, wąski hangar wyglądał jak pusta grota. Dirk wśliznął się do środka, Dahlgren za nim. Kiedy mijali wielki generator przy ścianie, usłyszeli głosy obijające się echem w pustym pomieszczeniu. Zamarli w bezruchu.
W połowie długości hangaru otworzyły się drzwi w przeciwległej ścianie i głosy umilkły. Za próg wyszli chwiejnie trzej mężczyźni w kombinezonach Sea Launch. Wyglądali na wykończonych. Prowadzili ich dwaj uzbrojeni komandosi. Mieli takie same czarne ubrania i karabiny szturmowe AK-74 jak ludzie, którzy zaatakowali „Sea Rovera". Dirk i Dahlgren obserwowali, jak więźniowie i ich strażnicy zbliżają się do magazynu z prefabrykatów I w pobliżu krańca hangaru. Stali tam dwaj inni komandosi. Pomogli wepchnąć trzech mężczyzn do środka i zaryglowali za nimi drzwi.
– Musimy dotrzeć do załogi Sea Launch. Oni będą wiedzieli, jak powstrzymać wystrzelenie rakiety – szepnął Dirk.
– Zgadza się. Trzeba będzie załatwić tych dwóch facetów przed magazynem, gdy ich kolesie odejdą- odrzekł Dahlgren.
Podkradli się do transportera rakiety i ukryli za nim. Dwaj pierwsi komandosi gawędzili chwilę z kolegami, potem wyszli bocznymi drzwiami. Dirk i Dahlgren ruszyli schyleni między stojakami z elektroniczną aparaturą testową i skrzynkami narzędziowymi w kierunku magazynu. Po drodze Dirk wziął młotek z długim drewnianym trzonkiem, a Dahlgren duży klucz nasadowy. Dotarli do końca transportera i przebiegli cicho za ruchomą platformę roboczą trzydzieści metrów od magazynu.
– Co teraz, mistrzu? – zapytał szeptem Dahlgren.
Dirk przykucnął za kołem platformy roboczej i popatrzył w kierunku strażników. Dwaj uzbrojeni komandosi dyskutowali z ożywieniem i nie zwracali uwagi na wnętrze hangaru. Dirk przyjrzał się platformie i dał nura za nią. Miała własny napęd i można było ją podnosić, żeby pracować wysoko przy rakiecie. Dirk poklepał koło platformy i uśmiechnął się szeroko do Dahlgrena.
– Wjedziesz frontowymi drzwiami, a ja tylnymi – szepnął.
Ruszył wzdłuż ściany hangaru. Posuwał się naprzód tylko wtedy, gdy strażnicy byli odwróceni do niego plecami. Wkrótce dotarł do końca hangaru i niezauważony przeciął w poprzek otwartą przestrzeń. Komandosi stali blisko drzwi magazynu, nie widzieli, że zachodzi ich z tyłu.
Dahlgren miał trudniejsze zadanie. Wdrapał się na platformę, sięgnął po sterownik przewodowy i położył się na brzuchu. Przykrył się zrolowanym brezentem i popatrzył przez szparę na strażników. Kiedy byli odwróceni w inną stronę, wcisnął przycisk podnoszenia platformy. Uniosła się niemal bezdźwięcznie o kilkanaście centymetrów. Komandosi nic nie usłyszeli. Dahlgren zaczekał, aż znów spojrzą w innym kierunku, i drugi raz wcisnął przycisk, ale teraz przytrzymał go dłużej. Platforma podjechała do góry niczym winda z ledwo słyszalnym szumem elektrycznego silnika. Dahlgren puścił przycisk, wstrzymał oddech i spojrzał z wysokości pięciu metrów na strażników. Nic nie zauważyli.
Читать дальше