– Co się dzieje? – zawołała z dołu Sarah. – Dlaczego do nas strzelają?
– To krewni naszych kumpli z Alaski – odkrzyknął Dirk i włączył trzeci bieg. – Ciągną się za nami już od jakiegoś czasu.
– Damy radę uciec?
– Odskoczymy im na prostych, ale nadrobią to na zakrętach. Jeśli uda nam się dojechać do promu, gdzie jest więcej ludzi, powinni odpuścić.
Wjechali w ciasny zakręt i Dirk musiał zwolnić, żeby utrzymać ponaddwutonowego kolosa na drodze. Lżejszy i zwrotniejszy cadillac zmniejszył dystans. Strzelec zmienił magazynek i rozpoczął chaotyczny ostrzał. Większość pocisków trafiła w bagażnik chryslera, dziurawiąc go jak sito. Dirk skulił się za kierownicą i jechał wężykiem, żeby być trudniejszym celem.
– Daleko jeszcze? – odezwała się z podłogi Sarah.
– Kilka kilometrów. Uda się nam – zapewnił Dirk i mrugnął do niej.
Ale w duchu przeklinał własną lekkomyślność. Naraził Sarę na niebezpieczeństwo, zamiast wezwać pomoc, kiedy się zorientował, że ma ogon. I powinien był wziąć ze sobą broń.
Czarny cadillac naśladował każdy ruch chryslera niczym sęp podkradający się do ofiary. Na długiej prostej Dirk zerknął na szybkościomierz. Jechali dwieście kilometrów na godzinę. Z przeciwka pojawił się niebieski pikap i Dirk wrócił na prawy pas. Cały czas trzymał gaz wciśnięty do dechy. Kierowca cadillaca zaczął wyprzedzać chryslera i w ostatniej chwili zobaczył nadjeżdżającą małą ciężarówkę. Odruchowo wcisnął hamulec i szarpnął kierownicę w prawo. Przez ten czas chrysler zwiększył dystans.
Ale chwilowa przewaga chryslera miała zaraz stopnieć. Zbliżała się seria zakrętów na północnym krańcu wyspy i Dirk wiedział, że będzie musiał zwolnić, żeby nie wypaść z drogi. Na końcu długiej prostej mocno przyhamował i wszedł w lewy łuk, walcząc o utrzymanie się na asfalcie. Zwrotniejszy cadillac łatwo go dogonił i znalazł się kilka metrów za jego zderzakiem. Dirk znów usłyszał terkot pistoletu maszynowego. Schylił nisko głowę. Seria trafiła w przednią szybę i w szkle pojawiły się pęknięcia. Jeden z pocisków poszedł niżej, zagwizdał tuż obok policzka Dirka i utkwił w tablicy rozdzielczej.
– Już się dzisiaj goliłem, skurwiele – warknął Dirk. Kiedy wprowadził chryslera w następny zakręt, stare opony diagonalne zapiszczały głośno i zostawiły na jezdni czarne ślady. Azjata, który zużył już dwa magazynki, teraz strzelał oszczędniej, żeby nie zabrakło mu amunicji. Zaczekał, aż chrysler wejdzie w prawy łuk, i otworzył ogień. Ale zamiast próbować przestrzelić opony, wciąż bezsensownie celował w odkryte wnętrze samochodu.
Przy każdej serii pocisków Dirka i Sarę zasypywały odłamki szkła, plastiku i metalu. Dirk starał się jechać środkiem drogi i stale sprawdzał w bocznych lusterkach, czy cadillac nie próbuje go wyprzedzić. Kilka razy odbił ostro w bok i omal nie uderzył w przód czarnego sedana, zmuszając kierowcę do hamowania i wycofania się na odległość półtora metra za jego tylny zderzak.
Czuł się jak bokser na ringu. Ruszał głową i tułowiem w górę, w dół, w prawo i w lewo, żeby widzieć drogę i uniknąć trafienia. Kiedy pokonywał poślizgiem prawy zakręt, seria podziurawiła maskę chryslera i z chłodnicy buchnęła z sykiem para. Zdał sobie sprawę, że zostało mu niewiele czasu. Bez płynu chłodzącego silnik się przegrzeje i zgaśnie. On i Sarah będą łatwym celem.
Spróbował ostatniej sztuczki. Przed ciasnym lewym zakrętem zjechał na środek drogi i zwolnił, żeby cadillac go dogonił. Potem z całej siły wcisnął pedał hamulca. Wśród pisku opon i dymu spod kół cadillac uderzył w tył chryslera. Niestety, hamulce bębnowe chryslera nie mogły się równać z czterema tarczowymi i ABS-em w cadillacu. Nowy samochód już prawie się zatrzymał, gdy stary kabriolet jeszcze sunął na zablokowanych kołach. Kierowca cadillaca zrozumiał taktykę Dirka i został w bezpiecznej odległości. Dirk puścił hamulec i wcisnął gaz w nadziei, że odskoczy do przodu. Nie mógł zrobić nic innego.
Samochody wjechały na szczyt ostatniego wzniesienia na północnym krańcu wyspy. Za wzgórzem kręta droga opadała ku wodzie. Biegła obok kilku rzędów sklepów i domów i kończyła się na przystani promowej. Dirk dostrzegł parę samochodów nadjeżdżających z przeciwka. Domyślił się, że zjechały z promu.
Mimo ruchu na drodze ostrzał z cadillaca nie ustał. Dirk zerknął na Sarę, i się uśmiechnął. Zobaczył w jej oczach zaufanie. Zacisnął dłonie na kierownicy. Nie mógł jej zawieść.
Ale miał tylko sekundy na działanie. Stary chrysler przypominał teraz ofiarę nalotu bombowca. Był na ostatnich nogach. Spod maski buchał dym, silnik rzęził, urwana rura wydechowa szorowała z przeraźliwym zgrzytem po asfalcie wśród snopów iskier. Opony były miejscami spłaszczone od ostrego hamowania i toczyły się nierówno. Wskazówka temperatury płynu chłodzącego stała od kilku minut na czerwonym polu.
Gdy zbliżyli się do nabrzeża, Dirk usłyszał buczenie syreny okrętowej na promie. Z tyłu piszczały opony cadillaca i terkotał pistolet maszynowy. Stary chrysler nagle szarpnął. Przegrzany silnik zaczął odmawiać posłuszeństwa. Dirk szukał wzrokiem wozu patrolowego szeryfa, banku z uzbrojoną ochroną, jakiejkolwiek pomocy. Ale widział tylko domki z ogródkami wzdłuż zatoki.
Potem spojrzał w dół wzgórza na zbliżającą się przystań promową i coś mu przyszło do głowy. Wiedział, że to szalony pomysł, ale nie miał nic do stracenia.
Sarah podniosła wzrok i zobaczyła na jego twarzy wyraz determinacji.
– Co zamierzasz? – zawołała.
– Zdążyć na nasz statek, kochanie – odrzekł uspokajająco.
Larry Hatala patrzył, jak ostatni pojazd w kolejce, groszkowy volkswagen mikrobus rocznik 1968, wjeżdża po pochylni na prom. Pokręcił głową i uśmiechnął się do kierowcy samochodu hipisów, brodatego mężczyzny w kolorowej chuście na głowie i okularach w drucianej oprawce. Kiedy volkswagen zaparkował na pokładzie, Hatala opuścił pomarańczowo-biały szlaban na końcu nabrzeża. Miał pół godziny przerwy do następnego promu. Zdjął zniszczoną czapkę baseballową, otarł rękawem pot z czoła i pomachał do kolegi na odpływającym promie. Młody mężczyzna w szarym kombinezonie zamknął wjazd na rufę i zasalutował w odpowiedzi. Kiedy rozległa się syrena, Hatala odwiązał cumę i rzucił na pokład.
Ledwo przebrzmiał dźwięk syreny, Hatala usłyszał pisk opon na asfalcie. Spojrzał na drogę. Przez gąszcz drzew zobaczył niewyraźnie dwa samochody pędzące w dół wzgórza. Ryk silników narastał. Hatala rozpoznał też odgłos strzałów. Samochody wyłoniły się zza drzew.
Wielki zielony chrysler wyglądał jak szarżujący smok. Spod maski buchały ogień i dym. Czarnowłosy mężczyzna skulony za kierownicą jechał zdecydowanie za szybko. Dziesięć metrów za nim mknął smukły czarny cadillac sedan. Młody Azjata wychylony z okna pasażera ostrzeliwał zielony kabriolet z pistoletu maszynowego, ale serie bardziej niszczyły drzewa przy drodze niż ruchomy cel. Ku przerażeniu Hatali chrysler skręcił na przystań i skierował się na nabrzeże.
Stary kabriolet dawno powinien wyzionąć ducha. Grad pocisków podziurawił karoserię i wnętrze, porozrywał paski klinowe, gumowe przewody i kable. Płonący olej mieszał się z tryskającym chłodziwem, przegrzany silnik był niemal pozbawiony płynów eksploatacyjnych. Ale chrysler nie dawał za wygraną i parł naprzód resztką mocy.
– Dirk, gdzie teraz jesteśmy? – spytała Sarah. Ze swojego miejsca na podłodze nie mogła nic zobaczyć, ale zorientowała się po odgłosie opon na drewnianym pomoście, że już nie jadą po asfalcie.
Читать дальше