– Tak, możemy przekazać, że w ciągu najbliższych kilku tygodni w Zgromadzeniu Narodowym odbędzie się głosowanie nad rezolucją o wycofaniu wojsk amerykańskich i że robimy postępy w sprawie jej przyjęcia. Organizowane przez nas protesty studenckie nabierają rozmachu, a nasi ludzie w mediach będą podsycać zainteresowanie opinii publicznej zabójstwem popełnionym przez amerykańskiego lotnika – odrzekł Kang z krzywym uśmiechem. – Nasz plan okazał się bardzo dobry. Pozostaje pytanie, czy zdążymy wykorzystać sytuację do zrealizowania projektu „Chimera". Jakie są ostatnie wiadomości z laboratorium?
– Bardzo obiecujące. Zespół badawczy zakończył analizę wyników testu na Aleutach i potwierdził, że wirus uaktywnił się podczas lotu pocisku rakietowego. W dodatku rozpylona substancja pokryła większy obszar, niż przewidywano. Inżynierowie pracujący przy projekcie są przekonani, że system dyspersyjny zapewni powodzenie operacji.
– Pod warunkiem, że zdołamy stworzyć wystarczającą ilość wirusa. Szkoda, że na okręcie podwodnym 1-403 ocalała tylko jedna bomba.
– Nieprzewidziana trudność. Większość wydobytego czynnika zużyto do testu na Aleutach, więc w laboratorium zostało go niewiele. Doktor Sargow powiedział, że wyhodowanie potrzebnej ilości zajmie ponad trzy miesiące. Dlatego musimy spróbować wydobyć amunicję z drugiego japońskiego okrętu.
– Z drugiego japońskiego okrętu podwodnego – powtórzył Kang. – To było zaskakujące odkrycie, że zatopiono niejeden, lecz dwa okręty z zabójczym ładunkiem. Kiedy zacznie się operacja?
– Najpierw trzeba zlokalizować okręt. „Baekje" jest w drodze do Jokohamy po pojazd podwodny potrzebny do prac na dużych głębokościach. Przewidujemy, że samo wydobycie ładunku potrwa około dwóch dni, a cała operacja mniej więcej dziesięć.
– A co z Tongju?
– Wejdzie na nasz statek w Jokohamie i zostanie na pokładzie do końca operacji.
Kang zatarł ręce.
– Wszystko idzie dobrze, Kwan. Naciski na Amerykanów wkrótce wzrosną, a „Chimera" zada im dodatkowy cios. Musimy się przygotować do ofensywy i odnowy kraju pod naszym sztandarem.
– W nowej Korei zajmie pan wysokie stanowisko – powiedział Kwan.
Kang znów spojrzał za okno. Tuż za rzeką Han-gang rozciągały się aż po horyzont wzgórza jego ojczyzny.
– Czas odzyskać nasz kraj – mruknął cicho.
Kwan ruszył do drzwi. W progu przystanął i się odwrócił.
– Jest jeszcze jedna sprawa związana z projektem „Chimera".
Kang skinął głową na znak, by mówił dalej.
– Helikopter zestrzelony na Aleutach wystartował z amerykańskiego statku badawczego Narodowej Agencji Badań Morskich i Podwodnych. Nasi ludzie zameldowali, że piloci zginęli, co potwierdziły także lokalne media na Alasce w pierwszych doniesieniach o katastrofie śmigłowca. Ale nasz terenowy zespół operacyjny w Stanach, który monitorował reakcję Amerykanów na nasz test, zameldował, że pilot helikoptera, dyrektor projektów specjalnych NUMA, nazwiskiem Pitt, i jego partner przeżyli wypadek.
– To bez znaczenia – odparł Kang.
Kwan odchrząknął nerwowo.
– Kazałem naszym ludziom śledzić Pitta. Wrócił do Seattle. Dwa dni później pilotów NUMA widziano w łodzi, która kierowała się do rejonu zatonięcia 1-403.
– Co?! To niemożliwe! – wykrzyknął Kang. Z wściekłości nabrzmiała mu żyła na czole. – Skąd wiedzieli o naszych działaniach?
– Też tego nie rozumiem. Ale to profesjonaliści. Może ktoś zauważył, jak wydobywaliśmy ładunek z wraku, i po prostu sprawdzali, czy nie kręcą się tam szabrownicy. Albo to zwykły przypadek. Mogli prowadzić jakieś badania w tym rejonie.
– Możliwe. Ale nie możemy dopuścić do zdemaskowania naszego projektu. Niech nasi ludzie zajmą się nimi.
– Rozumiem. Zaraz to załatwię – odrzekł Kwan i wyszedł z pokoju.
Aztekowie ze środkowego Meksyku nazywali to Wielkim Trądem. Śmiertelna choroba pojawiła się jakiś czas po przybyciu Hernando Cortesa i jego oddziałów w 1518 roku. Niektórzy uważają, że przywlókł ją z Kuby inny konkwistador, Narvaez. Ktokolwiek był nosicielem, skutki okazały się przerażające. Kiedy w roku 1521, po czterech miesiącach oblężenia, Cortes wkroczył do miasta Tenochtitlan bronionego przez siły Montezumy, zaszokowało go to, co zobaczył. Na ulicach i w domach leżały stosy rozkładających się ciał. Martwi nie polegli w walce, wszyscy byli ofiarami choroby.
Nikt nie wie, skąd pochodzi Variola major, ale zabójczy zarazek, znany lepiej jako wirus ospy, był sprawcą wielu tragedii na całym świecie. Choć epidemie ospy zdarzały się już w starożytnym Egipcie, choroba jest uważana za plagę Ameryk, gdzie spowodowała najwięcej zgonów wśród podatnych na zarażenie rdzennych mieszkańców zachodnich kontynentów. Przywieziona do Nowego Świata przez załogi statków Krzysztofa Kolumba, siała śmierć w całych Indiach Zachodnich i zdziesiątkowała karaibskich Indian, którzy witali Kolumba w czasie jego pierwszej podróży na zachód.
Ocenia się, że w 1521 roku ospa sprowadzona do Meksyku przez Cortesa lub Narvaeza zabiła prawie połowę z trzystu tysięcy mieszkańców Tenochtitlan. W całym kraju ofiar choroby były miliony. Podobnie w Ameryce Południowej. Kiedy w roku 1531 Pizarro wylądował w Peru w poszukiwaniu złota, ospa już unicestwiała Inków. Niespełna dwustuosobowa armia Pizarra nigdy nie splądrowałaby ich imperium, gdyby Inkowie nie byli zaprzątnięci walką ze straszliwą chorobą. Na ospę zmarło prawdopodobnie ponad pięć milionów Inków, co niemal całkowicie zniszczyło ich cywilizację.
Rdzenni mieszkańcy Ameryki Północnej też nie byli odporni na epidemię. W Massachusetts i rejonie zatoki Narragansett wiele plemion zostało zdziesiątkowanych, a w innych rejonach niektóre w ogóle przestały istnieć. Szacuje się, że przez sto lat od przybycia Kolumba populacja Nowego Świata zmniejszyła się o dziewięćdziesiąt pięć procent, co przypisuje się głównie ospie.
Choroba uśmierciła również tysiące ludzi w Europie, gdzie przez dwa następne stulecia co jakiś czas wybuchały epidemie. Później wykorzystywano zabójczy wirus jako narzędzie walki z siłami wroga. Historycy twierdzą, że w latach sześćdziesiątych XVIII wieku Brytyjczycy dostarczali koce zakażone ospą plemionom indiańskim i podobną taktykę zastosowali przeciwko oddziałom amerykańskim w bitwie o Quebec podczas wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych.
Na początku XIX wieku wynaleziono prymitywne szczepionki z wirusem krowianki, które ograniczyły liczbę zachorowań. Sporadyczne wybuchy choroby i psychoza zimnej wojny sprawiły, że w Stanach Zjednoczonych rutynowe szczepienia przeciwko ospie prowadzono do lat siedemdziesiątych XX wieku. Dzięki skutecznym działaniom Światowej Organizacji Zdrowia zagrożenie ospą wyeliminowano całkowicie w roku 1977. Z wyjątkiem niewielkiej próbki w laboratorium Ośrodków Zwalczania Chorób w Stanach Zjednoczonych i nieznanej ilości przeznaczonej do celów wojskowych w byłym Związku Radzieckim, wszystkie światowe zapasy wirusa zostały zniszczone. O ospie niemal zapomniano do czasu, gdy ataki terrorystyczne w pierwszych latach nowego wieku wywołały obawę, że ta niebezpieczna choroba znów stała się zagrożeniem, z którym należy się liczyć.
Historia ospy niewiele obchodziła Irva Fowlera. Gdy zdołał dojechać do izby przyjęć szpitala rejonowego w Anchorage na Alasce, myślał tylko o cichej sali i opiece atrakcyjnej pielęgniarki, która pomoże mu się wygrzebać z ciężkiej grypy. Kiedy zbadali go lekarze i z ponurymi minami zarządzili kwarantannę, był zbyt słaby, żeby się zaniepokoić. Dopiero gdy dwaj specjaliści w maskach chirurgicznych oznajmili mu, że ma ospę, w jego głowie odezwał się alarm. Nurtowały go dwa pytania: Czy będzie wśród trzydziestu procent przypadków śmiertelnych? I kogo zdążył zarazić?
Читать дальше