– Dirk, mam złą wiadomość. – Głos Sary w słuchawce brzmiał alarmująco.
– Co się stało?
– Irv jest w szpitalu w Anchorage. Lekarze rozpoznali u niego ospę. Nie mogę w to uwierzyć.
– Ospę? Myślałem, że już dawno ją zwalczono.
– W zasadzie tak. Jeśli diagnoza jest właściwa, to byłby pierwszy przypadek ospy w Stanach Zjednoczonych od trzydziestu lat. Służba zdrowia nie rozgłasza tego, ale nasze centrum wysyła na Alaskę szczepionki na wypadek wybuchu epidemii.
– Jaki jest stan Irva?
– Krytyczny – odrzekła Sarah, niemal krztusząc się tym słowem. – Najbliższe dwa, trzy dni będą decydujące. Jest na kwarantannie razem z trzema innymi osobami, z którymi miał bliski kontakt.
– Bardzo mi przykro – powiedział Dirk ze szczerą troską. – Ale Irv to twardziel, wyjdzie z tego. Orientujesz się, jak mógł to złapać?
Sarah przełknęła z trudem.
– Okres inkubacji trwa około dwóch tygodni. To by oznaczało, że zaraził się na Yunasce albo… na pokładzie „Deep Endeavora".
– Na naszym statku? – zapytał z niedowierzaniem Dirk.
– Nie wiem. Na statku albo na wyspie. Teraz to bez znaczenia. Ospa jest zakaźna. Musimy jak najszybciej przebadać wszystkich, którzy byli na pokładzie „Deep Endeavora", i odizolować zarażonych.
– A co z tobą i Sandy? Mieszkałyście i pracowałyście razem z Irvem. Nic wam nie jest?
– Zostałyśmy zaszczepione dwa lata temu po pierwszych obawach, że ospa może być bronią terrorystów. Irv trafił do nas niedawno z alaskańskiego Instytutu Epidemiologii i nie dostał szczepionki.
– Można jeszcze zaszczepić załogę „Deep Endeavora"?
– Niestety, to nic nie da. Szczepionka może być skuteczna w ciągu kilku dni po zarażeniu, potem jest bezużyteczna.
– Skontaktuj ę się z kapitanem Burchem i przebadamy całą załogę naj szybciej, jak to będzie możliwe.
– Wracam ze Spokane dziś wieczorem. Jeśli uda ci się zebrać załogę, jutro mogę pomóc waszemu lekarzowi okrętowemu.
– Mogę po ciebie przyjechać jutro rano?
– Oczywiście, będzie mi bardzo miło. Dirk… modlę się, żebyś nie był zarażony.
– Bez obaw – odparł z udawaną wesołością. – Mam we krwi tyle rumu, że nie przeżyłby żaden zarazek.
Dirk najpierw zadzwonił do kapitana Burcha, a potem skontaktował się ze wszystkimi członkami załogi „Deep Endeavora", którzy brali udział w ostatnim rejsie. Na szczęście nikt nie miał objawów choroby i następnego dnia wszyscy stawili się w terenowym biurze NUMA.
Zgodnie z obietnicą, Dirk pojechał rano po Sarę swoim chryslerem rocznik 58.
– Ale wóz! – wykrzyknęła z podziwem na widok wielkiego samochodu.
– Właśnie to oznaczała kiedyś nazwa „heavy metal" – odrzekł Dirk z szerokim uśmiechem. Wyjechał z parkingu przed apartamentowcem i skręcił w kierunku siedziby NUMA.
Członkowie załogi „Deep Endeavora" serdecznie przywitali Sarę. Zauważyła, że grupa przypomina bardziej rodzinę niż zespół współpracowników.
– Miło mi znów widzieć przyjaciół z NUMA – powiedziała. – Pewnie słyszeliście, że mój kolega Irv Fowler, który był z nami na statku, ma ospę. To groźna choroba zakaźna i trzeba szybko odizolować zarażonych. Muszę wiedzieć, czy ktoś z was miał ostatnio gorączkę, bóle głowy, pleców i brzucha, złe samopoczucie, omamy lub wysypkę na twarzy, ramionach i nogach.
Zbadała kolejno członków załogi. Zmierzyła każdemu temperaturę i sprawdziła, czy nie ma objawów choroby. Zakończyła na Dirku i kapitanie Burchu.
– Trzy osoby mają lekkie objawy grypopodobne – powiedziała – co nie musi, ale może oznaczać zarażenie wirusem ospy. Proszę o odizolowanie tych osób, dopóki nie poznamy wyników ich testów krwi. Reszta załogi powinna unikać przebywania w zatłoczonych miejscach publicznych przynajmniej przez kilka dni. Chciałabym jeszcze raz wszystkich zbadać pod koniec tygodnia, choć nie sądzę, żeby wśród załogi wybuchła ospa.
– Dobra wiadomość – rzekł Burch z wyraźną ulgą. – Ale to dziwne, że wirus nie zaatakował wszystkich w tak ograniczonej przestrzeni jak statek.
– Chorzy są najbardziej niebezpieczni dla innych po dwunastu, czternastu dniach od zarażenia. Irv był już wtedy w Anchorage, wirus więc nie zdążył się rozprzestrzenić, kiedy byliśmy na pokładzie. Ale na wszelki wypadek trzeba dokładnie zdezynfekować kajutę Irva, pościel, sztućce i naczynia, których używał.
– Zaraz się tym zajmę.
– Wygląda na to, że źródło ospy było na Yunasce – zauważył Dirk.
– Chyba tak – zgodziła się Sarah. – To cud, że ty i Jack nie złapaliście wirusa, kiedy zabieraliście nas z wyspy.
– Może uratowały nas skafandry ochronne.
– Dzięki Bogu.
– Nasi tajemniczy przyjaciele na trawlerze prawdopodobnie bawili się czymś gorszym od cyjanku – powiedział Dirk. – Co mi przypomniało, że prosiłem cię o przysługę.
Zaprowadził Sarę do chryslera i otworzył pokrywę bagażnika. W środku leżała starannie zapakowana porcelanowa bomba lotnicza wydobyta z 1-403. Sarah przyjrzała się jej z zaintrygowaną miną.
– No dobra, poddaję się. Co to jest?
Dirk opowiedział krótko o swojej wycieczce do Port Stevens i nurkowaniu do japońskiego okrętu podwodnego.
– Czy twoje laboratorium mogłoby zbadać te szczątki? – spytał. – Mam przeczucie, że coś w tym może być.
Sarah milczała chwilę.
– Tak, możemy to zbadać – odrzekła w końcu poważnym tonem. – Ale to cię będzie kosztowało lunch – dodała z wymuszonym uśmiechem.
Pojechali do laboratorium stanowej służby zdrowia w Fircrest Campus i ostrożnie przenieśli rozbitą bombę do małej pracowni. Dobroduszny, lekko łysiejący naukowiec imieniem Hal ponarzekał trochę na widok amunicji w budynku, ale obiecał zbadać szczątki, gdy tylko skończy się zebranie personelu.
– Zapowiada się długi lunch – powiedziała Sarah. – Dokąd pojedziemy?
– Znam pewne spokojne miejsce z widokiem na wodę – odrzekł Dirk z tajemniczym uśmiechem.
– Więc zabierz mnie tam swoją wspaniałą maszyną – roześmiała się Sarah i wsiadła do chryslera.
Dirk wyjechał z wąskiego parkingu i minął znajomego czarnego cadillaca, który stał z pracującym silnikiem. Za bramą skręcił na południe, przeciął ruchliwe śródmieście Seattle i skierował się na zachód do Fauntleroy. Dojechał do przystani promowej nad zatoką Puget i wprowadził chryslera po pochylni na czekający prom.
– Bufet na promie? Kawa i pączki? – spytała Sarah, ściskając go za rękę.
– Coś lepszego. Chodźmy na górę zobaczyć widok – odparł Dirk.
Sarah wspięła się za nim po schodkach na odkryty pokład, gdzie znaleźli wolną ławkę zwróconą ku rozległej zatoce. Zabrzmiała syrena okrętowa i poczuli lekkie drżenie pod stopami. Stumetrowy prom napędzany silnikami Diesla o mocy dwóch tysięcy pięciuset koni mechanicznych odbił wolno od brzegu.
Był piękny dzień, jeden z tych, które wynagradzają mieszkańcom Seattle długie deszczowe zimy. Na horyzoncie ciągnęły się Góry Kaskadowe i Olympic. Bezchmurne niebo było intensywnie niebieskie, w słońcu lśniły wieżowce ze stali i szkła i górująca nad nimi strzelista Space Needle, która wznosiła się niczym futurystyczny monolit.
Podróż na wyspę Vashon trwała tylko kwadrans. Gdy prom przybijał do przystani, Dirk i Sarah wrócili na dół do chryslera. Otwierając Sarze drzwi od strony pasażera, Dirk zerknął na rząd samochodów za nim. Cztery miejsca dalej dostrzegł tego samego czarnego cadillaca, który stał z pracującym silnikiem przy laboratorium służby zdrowia. Przypomniał sobie, że spotkał go też podczas wycieczki do Fort Stevens.
Читать дальше