– Jak pan zapewne wie, panie prezydencie – wyjaśnił Finch – Japońska Czerwona Armia to peryferyjne ugrupowanie terrorystyczne, które powstało z kilku japońskich frakcji komunistycznych w latach siedemdziesiątych. Miało program antyimperialistyczny i dążyło do obalenia rządu i monarchii legalnymi i nielegalnymi środkami. Było podejrzewane o powiązania z krajami Bliskiego Wschodu i Koreą Północną. Dokonało wielu zamachów bombowych i porwań samolotów. W 1975 próbowało zająć naszą ambasadę w Kuala Lumpur. W latach dziewięćdziesiątych najwyraźniej straciło poparcie i do roku 2000 aresztowano większość przywódców organizacji. Wielu ludzi uważało, że ugrupowanie przestało istnieć, ale od dwóch lat znów daje o sobie znać. Zapewne ma to związek z pogarszającą się sytuacją ekonomiczną Japonii. JCA porzuciła ideę anarchistycznego przewrotu politycznego i teraz głosi hasła antyamerykańskie i antykapitali styczne, co przyciąga do niej część młodzieży. Nikt jednak nie reprezentuje publicznie ugrupowania, nie wiadomo więc, kto stoi na jego czele.
– Marty ma rację, panie prezydencie – przyznał wicedyrektor CIA. – Do chwili ataku na naszych ludzi od lat nie mieliśmy informacji jawnych o działaniach JCA. Jej znani przywódcy są za kratkami. Szczerze mówiąc, nie wiemy, kto teraz rządzi organizacją.
– Czy JCA może mieć jakieś powiązania z al-Kaidą?
– To jest możliwe, ale mało prawdopodobne – odparł Finch. – Metoda zamachów była zupełnie inna. W Japonii nie zaobserwowano też obecności ekstremistów islamskich. W tej chwili nie mamy żadnych dowodów na istnienie takich powiązań.
– Jak współpracujemy z Japończykami? – zapytał prezydent.
– W Japonii jest jednostka antyterrorystyczna FBI, która ściśle współpracuje z tamtejszą policją. Japońskie władze zdają sobie sprawę z powagi sytuacji i przydzieliły do śledztwa dużą grupę specjalną. Udzielają nam tak wszechstronnej pomocy, że trudno byłoby żądać więcej.
– Zwróciłem się do Ministerstwa Spraw Zagranicznych Japonii o dostęp do ich rejestru niepożądanych cudzoziemców – dodał Jimenez. – Wprowadzimy stan pogotowia na granicach, w koordynacji z FBI.
– A co robimy za granicą, żeby zapobiec następnym zamachom? – prezydent zwrócił się do sekretarza stanu.
– Ogłosiliśmy alarm we wszystkich naszych ambasadach – odrzekł sekretarz. – Zapewniliśmy też dodatkową ochronę wyższym rangą dyplomatom i czasowo ograniczyliśmy podróże całego personelu Departamentu Stanu w krajach ich pobytu. W tej chwili nasi ambasadorowie za granicą powinni być bezpieczni.
– Czy coś nam grozi w kraju, Dennis?
– Na razie nie, panie prezydencie – odpowiedział szef Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. – Dokładnie kontrolujemy przyjazdy z Japonii, ale nie widzimy potrzeby wprowadzania w kraju podwyższonego pogotowia.
– Zgadzasz się z tym, Marty?
– Tak, panie prezydencie. Wszystko wskazuje na to, że terenem zamachów jest tylko Japonia.
– A co ze śmiercią dwóch meteorologów Straży Przybrzeżnej na Alasce? – spytał prezydent.
Finch zajrzał do dokumentów.
– Na aleuckiej wyspie Yunaska – uściślił. – W tej chwili na miejscu jest grupa dochodzeniowa, która współpracuje z lokalnymi władzami. Zajmują się też zniszczeniem helikoptera NUM A. Wstępne wnioski są takie, że sprawcami byli kłusownicy, którzy polowali na lwy morskie przy użyciu cyjanku w postaci gazu. Próbujemy wytropić rosyjski trawler, znany z tego, że łowi nielegalnie na naszych wodach. Lokalne władze są przekonane, że go przechwycą.
– Cyjanek do polowania na lwy morskie? Wszędzie są szaleńcy. W porządku, panowie, dajmy z siebie wszystko, żeby znaleźć zabójców. Chcę pokazać światu, że nie wolno bezkarnie zabijać naszych dyplomatów za granicą. Znałem Hamiltona i Bridgesa. To byli porządni ludzie.
– Znajdziemy sprawców – obiecał Finch.
– Oby jak najszybciej – powiedział prezydent i postukał fajką w popielniczkę z nierdzewnej stali- bo obawiam się, że te typy mają jeszcze coś w zanadrzu i nie chcę, żeby to wykorzystali przeciwko nam. – Kiedy mówił, rozżarzony tytoń wypadł z fajki do popielniczki, ale nikt się nie odezwał.
Choć Keith Catana był w Korei Południowej dopiero trzy miesiące, już miał ulubiony bar. Chang's Saloon różnił się od innych lokali w nędznej dzielnicy rozrywkowej na obrzeżach miasta Kunsan, gdzie spędzali wolny czas amerykańscy lotnicy z miejscowej bazy sił powietrznych. Chang zrezygnował z hałaśliwej muzyki, która dochodziła z innych barów i sprzedawał lokalne koreańskie piwo OB w rozsądnej cenie. Ale dla Catany ważniejsze było, że przychodziły tu najładniejsze „pracujące dziewczyny" w dzielnicy.
Teraz siedział sam przy stoliku, pociągał czwarte piwo i zaczynał mieć przyjemny szum w głowie. Dwaj kumple zostawili go i poszli z koleżankami z bazy do dyskoteki za rogiem. Starszy sierżant Catana miał dwadzieścia trzy lata i był specjalistą od awioniki. Obsługiwał odrzutowce F-16 B. Dywizjonu Myśliwskiego, który stacjonował kilka minut lotu od strefy zdemilitaryzowanej i był w ciągłym pogotowiu na wypadek ataku Korei Północnej.
Catana myślał z sentymentem o rodzinie w Arkansas, gdy nagle drzwi otworzyły się gwałtownie i do baru weszła najbardziej oszałamiająca Koreanka, jaką kiedykolwiek widział. Cztery piwa nie zmąciły mu umysłu; była naprawdę piękna. Miała długie, proste, czarne włosy, delikatną twarz o drobnych rysach i zdumiewająco śmiałe czarne oczy. Obcisła skórzana spódniczka i jedwabny top podkreślały jej zgrabną figurę, choć proporcje zakłócał duży, powiększony chirurgicznie biust.
Przyjrzała się tłumowi jak tygrysica szukająca ofiary i zatrzymała wzrok na samotnym lotniku w kącie sali. Podeszła do stolika Catany i usiadła naprzeciwko niego.
– Cześć, żołnierzu. Będziesz miły i postawisz mi drinka? – zagadnęła.
– Chętnie – wymamrotał Catana. Pomyślał, że dziewczyna gra w innej lidze niż reszta miejscowych prostytutek, które obsługują podoficerów i szeregowców. Ale kto by nie skorzystał z takiej okazji? Skoro niebiosa zesłały mu ją w dzień wypłaty, szczęście najwyraźniej uśmiecha się do niego.
Po jednym szybkim piwie dziewczyna zaprosiła go do hotelu. Catana był mile zaskoczony, że Koreanka nie wykłóca się o cenę. Właściwie w ogóle nie wspomniała o pieniądzach.
Zaprowadziła go do taniego motelu w pobliżu. Poszli pod rękę brudnym korytarzem oświetlonym na czerwono do narożnego pokoju w głębi. Duszny pokoik raczej nie służył do spania, o czym świadczył automat z prezerwatywami przy łóżku.
Dziewczyna zamknęła drzwi, zdjęła top, objęła Catanę i zaczęła go namiętnie całować. Nie zwrócił uwagi na odgłos obok szafy. Był odurzony urodą kobiety i zapachem jej drogich perfum. Z przyjemnego delirium wyrwało go nagle ukłucie w pośladek i przeszywający ból. Odwrócił się chwiejnie i doznał szoku. Zobaczył krępego łysego mężczyznę z długimi wąsami, który szczerzył w uśmiechu krzywe zęby i świdrował go ciemnymi, zimnymi oczami. Trzymał opróżnioną strzykawkę.
Obolały i zdezorientowany Catana poczuł, że drętwieje mu całe ciało. Spróbował unieść ręce, ale nie mógł. Nie był w stanie wykrztusić słowa. Po kilku sekundach ogarnęła go ciemność i przestał cokolwiek czuć.
Minęły godziny, zanim obudził go hałas. Najpierw pomyślał, że łupie mu w głowie, ale ktoś walił w drzwi. Catana zdał sobie sprawę, że leży w ciepłej wilgoci. Skąd ten łomot? Skąd ta wilgoć? Był półprzytomny i niewyraźnie widział w słabo oświetlonym pokoju.
Читать дальше