– Do Karla Wrighta?
– Tak. Nie mogłem usnąć. Usłyszałem, że ktoś otwiera drzwi frontowe. Myślałem, że Hunter zmienił zdanie i wrócił. To była mama. Zapłakana, rozhisteryzowana. Cała we krwi: twarz, ręce, ubranie… Przeraziłem się. Myślałem, że coś się jej stało, że jest ranna. Wreszcie zrozumiałem z jej nieskładnych słów, że kogoś zabiła. Kochankę ojca. Nie chciała zabić, ale zabiła i zupełnie straciła głowę.
Avery mogła to sobie wyobrazić. Rozhisteryzowana Lila, przerażony szesnastoletni Matt.
– Ja też straciłem głowę. Ojca nie było w domu, nie wiedziałem, gdzie go szukać. Poszedłem do mieszkania Sallie. Wszystko było, jak opisała mama, z jednym wyjątkiem. Ona jeszcze żyła. Doczołgała się do drzwi, ale nie mogła już ich otworzyć. W pierwszej chwili chciałem jej pomóc. Przekonać ją, żeby siedziała cicho. Ani słowa nikomu o mamie, o romansie z tatą. – Zacisnął ze złości zęby. – Kpiła ze mnie. Szydziła. Pytała, czy się ucieszę z braciszka. Mówiła, że zrobi z nas pośmiewisko. Wyzwała mnie od głupców. Mnie, Avery. Od głupców. Możesz sobie wyobrazić? Broczyła krwią i śmiała się. Jakby chciała mi udowodnić, że panuje nad sytuacją. – Przymknął na chwilę oczy. – Prosiłem, żeby się wreszcie zamknęła. Płakałem. A ona się śmiała. Mówiła wstrętne… obleśne rzeczy. Więc ją uciszyłem. Położyłem jej dłoń na twarzy, zasłoniłem usta, nos i tak długo trzymałem, że wreszcie ucichła. Jak ja się wtedy poczułem… – Matt uśmiechnął się nieznacznie na tamto wspomnienie. – Byłem potężny. Nie do pokonania. – Nachylił się do Avery. – To jest władza. Miałem władzę nad życiem i śmiercią. Zawsze wiedziałem, że jestem kimś wyjątkowym. Dostrzegam rzeczy, których inni nie widzą. Patrzyłem, jak ta kobieta umiera, i wiedziałem, że jestem stworzony na przywódcę.
Avery słuchała go w przerażeniu.
Tamtego lata… Spotykali się codziennie. Byli ze sobą, spali ze sobą. Układali wspólne plany na przyszłość.
Wtedy byłaby gotowa przysiąc, że wie o nim wszystko.
W ogóle go nie znała.
– A więc mój tata wiedział… – zaczęła, z trudem dobywając głos z gardła.
– Że ją zabiłem? Nie. Mój ojciec znalazł mnie w jej mieszkaniu. Obiecał, że wszystkim się zajmie. Powiedział, żebym się nie bał, o nic nie martwił. Kazał mi wracać do domu i trzymać buzię na kłódkę. On mnie uratuje, tak to określił.
– Matt znowu się uśmiechnął. – On mnie. Zabawne. Ale pomimo wszystko był przydatny, to muszę mu przyznać. Podzielał moją wizję. Do pewnego stopnia, ma się rozumieć. Na swój ograniczony sposób. – Twarz Matta zmieniła się raptownie, w oczach pojawiły się łzy, rozrzewnił się ni stąd, ni zowąd. – Mogliśmy się pobrać – westchnął. – Mogliśmy mieć dzieci. Zestarzeć się razem.
Na myśl, że jeszcze niedawno sama się zastanawiała nad taką ewentualnością, żołądek podszedł jej do gardła. Oczywiście roztropnie nie podzieliła się z Mattem swoim odczuciami natury, powiedzmy, psychosomatycznej.
– Wszystko przed nami, Matt – powiedziała, starając się, żeby jej słowa brzmiały w miarę szczerze i przekonująco. – Będziemy razem.
Chyba go jednak nie przekonała.
– Przepraszam, Avery. – Matt na chwilę odwrócił wzrok. – Naprawdę tego nie chciałem, ale tak już jest, że człowiek musi poświęcać własne pragnienia i własne dobro dla dobra ogółu.
Nie mógł już chyba jaśniej wyłożyć swoich intencji.
– Jeszcze nie jest za późno. – Avery miała świadomość, że walczy o życie. – Ja się zmienię, zobaczysz. Teraz już rozumiem, o co ci chodzi, jakie cele ci przyświecają.
Nachylił się i złożył na jej ustach pocałunek. Ostatni, pożegnalny pocałunek.
– Nie mam już nic do powiedzenia, Avery. Generałowie wezwali mnie do działania. Odbyło się głosowanie. Decyzja zapadła.
– Jesteś ich przywódcą. Zrobią, co…
– Jestem przywódcą i nie mogę tracić z oczu naszej wizji. – Ujął twarz Avery w dłonie. – Nawet gdybym bardzo pragnął czegoś innego.
– Co zamierzasz? Chcesz mnie zabić? Jak Elaine St. Claire? Jak Trudy Pruitt? – Głos jej zadrżał. – Jak zabiłeś Gwen?
Matt nie zaprzeczył.
– Zabijanie nie sprawia mi żadnej przyjemności. Zabijam, bo muszę. Bo tak…
Przerwał mu odgłos odbezpieczanej broni.
– Nie ruszaj się, bo zginiesz.
– Ty też. – Matt sięgnął po pistolet. – I biedna Avery będzie tu konała całymi tygodniami.
– Rzuć broń – rozkazał Buddy. – Rzuć pistolet na podłogę. Natychmiast.
Matt zawahał się, ale w końcu odrzucił pistolet.
– Dobry chłopiec. Teraz podnieś się i stań pod ścianą. Ręce do góry.
Matt wstał posłusznie.
– Zastanów się dobrze, tato, co robisz.
– Pod ścianę. Już. – Buddy pochylił się, podniósł z podłogi pistolet Matta i podszedł do Avery. – Już wszystko w porządku, dziecino.
Uwolnił ją z więzów, po czym zwrócił się do swojej udanej latorośli:
– To musi się skończyć, synu. Dość zabijania. Matt spojrzał na ojca błagalnie.
– Wszystko co robiłem, robiłem dla nas. Dla naszej rodziny, dla naszego miasta.
– Jesteś chory, synu. – Po policzkach Buddy’ego spływały łzy. – Dawno powinienem był sobie to powiedzieć, ale wzbraniałem się przed okrutną prawdą. Tamtej nocy… kiedy zginęła Sallie Waguespack… myślałem, że czynię słusznie. Myliłem się. Zatuszowałem zbrodnię, a potem przez całe lata szukałem dla siebie usprawiedliwień. W ostatnich miesiącach też udawałem, że nie dostrzegam, co się dzieje.
– To nie ja, tato. To ona. Musimy ją uciszyć. Musimy chronić naszą rodzinę. Ona jest taka sama jak Sallie.
– Nie wiedziałem, dziecino. – Buddy zwrócił się do Avery. – Nie wiedziałem o twoim ojcu. O pozostałych. Myślałem… Nie chciałem dostrzec prawdy.
– Co miałem robić? – bronił się Matt. – Phillip chciał zawiadomić prokuratora. Reszta powiedziała, że go poprze. Że wyznają wszystko o Siedmiu, o Sallie Waguespack. Musiałem nas chronić.
– Wiem, synu. Wybacz. Muszę założyć ci kajdanki.
– Nie, tato. Proszę. Nie rób tego.
– Muszę, synu. Matt wyciągnął ręce.
– Trudno. Skuj mnie, jeśli musisz. Poddaję się.
– Nie chcę twojej krzywdy, ale prawo jest prawem. – Buddy podszedł do syna.
Avery zorientowała się wcześniej niż on. Wcześniej dostrzegła nóż w dłoni Matta.
– Uważaj, Buddy! – krzyknęła. – To podstęp! Matt runął na ojca. Zatopił ostrze w jego szyi.
– Nie! – Z piersi Avery wyrwał się histeryczny krzyk.
Trysnęła krew. Buddy kilka razy poruszył ustami i z zastygłym na twarzy zdziwieniem osunął się na podłogę.
Avery chciała uciekać, ale Matt złapał ją wpół, przyciągnął do siebie, przystawił nóż do gardła.
– Widzisz, Avery – szepnął. – Głupi, słaby człowiek. – Spojrzał na znieruchomiałego ojca. – W dodatku zdrajca – podsumował spokojnie.
– Ty sukinsynu! Morderco! Psychopato! – wybuchnęła. – Jesteś chory! Chory!
– Jestem żołnierzem – sprostował Matt. – Walczę o sprawę. Mali ludzie, jak ty i mój ojciec, nigdy tego nie zrozumieją. – Nachylił się, podniósł kajdanki, wykręcił Avery ręce do tyłu i skuł ją.
– Zostałaś osądzona i uznana za winną, Avery Chauvin – wyrecytował wypranym z emocji głosem. – Generałowie zadecydują o twoim losie.
Zawiózł ją na teren dawnych zakładów spożywczych Old Dixie. Część hal spłonęła doszczętnie w pożarze, który przed laty doprowadził do upadku spółki, część zabudowań zachowała się niemal nietknięta.
Читать дальше