Za późno.
Sypiając z wrogiem…
Dobiegła do samochodu, usiadła za kierownicą. Dłonie tak jej drżały, że dopiero za trzecim razem trafiła kluczykiem do stacyjki. Ruszyła.
Z daleka doszedł ją sygnał syreny. Spojrzała w lusterko. Wóz patrolowy szeryfa z włączonym kogutem, na syrenie.
Matt! Zahamowała gwałtownie, zjechała na bok, wysiadła i rzuciła się w jego stronę. Biegł już ku niej.
– Avery, dzięki Bogu, że jesteś cała i zdrowa. – Przytulił ją do piersi. – Kiedy usłyszałem, przeraziłem się, że…
Przywarła do niego całym ciałem.
– Skąd wiedziałeś o Hunterze? Kiedy odkryłeś prawdę?
– Prawdę? O Hunterze? – Matt nic nie rozumiał. – O czym ty mówisz?
– Myślałam… Dogoniłeś mnie na syrenie…
Stało się coś, o czym nie wiem, pomyślała Avery i zmartwiała.
– Matt?
– Pali się dom twoich rodziców. Właśnie miałem telefon.
Zostawiła swój samochód i pojechała z Mattem. Już z daleka poczuła zapach spalenizny, a po chwili dojrzała idące w niebo kłęby dymu.
Dwa wozy strażackie.
Dom. Cały w ogniu. Nie chciała wierzyć własnym oczom. Z trudem wysiadła z samochodu.
Wiedziała już, że wszystko przepadło. Pamiątki rodzinne, zdjęcia, którym przyglądała się dzisiaj rano… Wszystko.
Zostaną jej wyłącznie wspomnienia.
Matt upewnił się, czy może zostawić ją samą, i pognał pomagać strażakom. Ledwie odszedł, pojawił się Buddy. Podbiegła do niego, a on objął ją mocno, przytulił do piersi.
– Tak się bałem o ciebie. Myślałem, że może tam jesteś… w środku, ale dzięki Bogu widzę cię całą i żywą. Bogu dzięki – powtórzył.
– Co ja teraz pocznę, Buddy? – Głos się jej załamał. – Straciłam wszystko…
– Masz nas, dziecino. Nas nie straciłaś.
– Gdzie teraz będzie mój dom?
– Zamieszkasz u nas. Możesz zostać tak długo, jak zechcesz. Jesteśmy teraz twoją rodziną, zawsze będziemy.
– Pani Chauvin?
Do Avery i Buddy’ego podszedł John Price, strażak, którego poznała na czuwaniu. Zdjął hełm, otarł chustką spoconą, osmaloną sadzami twarz.
– Bardzo mi przykro, że nie udało się uratować domu. Naprawdę… Proszę mi wierzyć.
Skinęła głową, nie mogąc dobyć głosu. W tej samej chwili pojawił się Ben Mitchell. Wysiadł z samochodu, podszedł do Matta, zaczął z nim rozmawiać, po czym obydwaj zniknęli za węgłem domu, czy też tego, co z niego pozostało.
– Wiecie już, jak doszło do pożaru? – zwróciła się do Price’a.
Strażak pokręcił głową.
– To już sprawa biegłego, nie moja. Ale…
– Price przestąpił z nogi na nogę. – Najpierw pani ojciec, teraz to…
Tak, najpierw ojciec zginął w płomieniach, teraz pożar strawił dom. To nie mógł być przypadek.
– Wygląda na podpalenie. – Matt, który podszedł niezauważony, jakby wpadł w tok jej myśli.
– Znaleźliśmy kanister po benzynie.
– Podpalenie – powtórzyła Avery głucho.
– Kto…? Dlaczego?
– Może nam pani powiedzieć, gdzie była i co robiła w czasie ostatnich kilku godzin?
– Tak, ja…
Lektura dzienników. Wizyta w pensjonacie. Mieszkanie Huntera. Świstek z nazwiskiem Gwen i numerem jej pokoju. Otwarty komputer.
– Avery? – Matt położył jej dłoń na ramieniu.
– Mówiłaś coś o Hunterze. Pytałaś, skąd wiem. Co miałaś na myśli?
Wpatrywała się w Matta i bezgłośnie poruszała ustami.
Skup myśli, dziewczyno. Nie panikuj. Nie wpadaj w histerię. Skup się.
Dzienniki matki. Grupa Siedmiu istnieje. W dochodzeniu po śmierci Sallie Waguespack jest jakaś luka…
Wszystko przepadło w pożarze. Wszystko z wyjątkiem…
Przecież nie mówiła nikomu o dziennikach.
– Avery. – Matt potrząsnął nią łagodnie. – Avery, co z tobą?
– Musisz mi pomóc, Matt. – Chwyciła go za ręce. – Chodź ze mną. Już, teraz.
– Avery – odezwał się Buddy. – Jesteś w szoku. Musisz odpocząć. Ochłonąć. Zawiozę cię do domu i…
– Nie! – Potrząsnęła głową. – Przyjaciółka… Gwen Lancaster. Ona… ma kłopoty. – Podniosła głos. – Trzeba jej pomóc!
– Dobrze. Pomożemy ci – zgodził się Buddy.
– Znajdziemy twoją przyjaciółkę. O nic się nie martw.
– Ja się tym zajmę, tato – powiedział Matt.
– Ty jesteś potrzebny tutaj.
– Jedźcie zatem. Potem przywieź Avery do nas. Mama i Cherry przygotują dla niej pokój.
– Dokąd? – zapytał Matt, kiedy siedzieli już w jego wozie.
– Do pensjonatu. Boję się, że stało się coś strasznego.
– O co tu, do diabła, chodzi? – odezwał się Matt, ruszając. – Skąd znasz Gwen Lancaster?
– Długo by opowiadać – bąknęła Avery. – Ty ją też znasz?
– Oczywiście. Poznałem przy okazji dochodzenia w sprawie jej brata. Bardzo jej współczuję. Wydaje się miłą osobą.
– Ona już nie żyje, Matt.
– Tego nie wiemy.
– To co się z nią dzieje? – Avery była na skraju histerii. – Miałyśmy się spotkać. Dzwoniłam do niej. Nie odpowiada na moje telefony…
– Przestań – rzucił ostro. – Nie masz żadnego potwierdzenia, że nie żyje. Dopóki nie znajdziemy ciała, musimy zakładać, że żyje. Jasne?
Tak energicznie wkroczyli do holu pensjonatu, że Laurie, która siedziała w recepcji, wybiegła zza kontuaru.
– Matt, Avery, co się…
– Widziałaś dzisiaj Gwen Lancaster?
– Nie, ale…
– Pozwolisz, że pójdziemy na górę? Chodź z nami. Weź klucze.
W chwilę później cała trójka stanęła pod drzwiami Gwen.
– Tu zastępca szeryfa Stevens! – zawołał Matt, pukając. – Proszę mnie wpuścić, pani Lancaster. – Kiedy po dwóch próbach nie doczekali się żadnej odpowiedzi, zwrócił się do Laurie: – Otwieraj. A teraz, proszę, zejdź na dół – dodał już trochę łagodniej. – Nie wychodź z pensjonatu. Możesz być jeszcze potrzebna.
Blada jak płótno Laurie skinęła głową i wycofała się bez słowa.
Matt wyjął pistolet z kabury.
– Zostań na korytarzu, Avery – zakomenderował i wszedł do pokoju.
Wrócił po chwili z marsową miną.
– Czy ona…?
– Nie.
Avery położyła dłoń na sercu.
– Dzięki Bogu – szepnęła z ulgą.
– Rozejrzyj się – poprosił Matt. – Może zauważysz coś, co ja przeoczyłem. Nie dotykaj niczego. Poruszaj się ostrożnie.
– Nie rozumiem. Powiedziałeś przecież, że ona… – Słowa uwięzły jej w gardle.
Nie znalazł ciała, to oczywiste, ale musiał znaleźć coś innego, co wskazywało, że wydarzyło się coś złego.
Avery weszła do pokoju, omiotła wnętrze niepewnym spojrzeniem.
– Posprzątała. Kiedy byłam tu ostatnio, wszystko było wywrócone do góry nogami.
– Wywrócone?
– Ktoś przetrząsnął jej rzeczy.
– Dużo masz jeszcze takich tajemnic?
– Dużo – stwierdziła krótko.
Matt zacisnął usta, powstrzymując się od dalszych komentarzy.
– Podłoga jest mokra.
– To zauważyłem. Mokre plamy od wanny do łóżka. Nie wiem, co to może znaczyć. Chodź tam.
– Pociągnął Avery do łazienki.
Wskazał zaschniętą krew po wewnętrznej stronie drzwi. Kilka włosów… Avery pociemniało w oczach.
– Słabo mi – szepnęła.
Matt wyprowadził ją na korytarz i posadził w fotelu.
Avery pochyliła się, opuściła nisko głowę, wzięła kilka głębokich oddechów.
– Moja kartka zniknęła – wykrztusiła w końcu.
Читать дальше