– O której wrócił do pokoju? – zapytał Sanders.
– Czterdzieści pięć minut temu. Dwoje policjantów przesłuchuje teraz barmana, Eda Flandersa. Facet już wcześniej odwiedził jego lokal. Za pierwszym razem pokłócił się z grupką miejscowych, oskarżając o te morderstwa Danny’ego O’Grady. Wczoraj dostaliśmy biuletyn, żeby mieć oko na nieznajomych, których szczególnie interesuje strzelanina w Bakersville, więc zawiadomiliśmy barmanów. No i dzisiaj około siódmej zjawia się ten gość i znowu zaczyna swoje. Tyle że tym razem uczepił się policjantki Conner. – Wzrok oficera prześlizgnął się na Rainie. – Pani wybaczy, ale Duncan twierdził, że wie na pewno, jakoby zabiła pani swoją ma… panią Conner. – Najwyraźniej wydawało mu się, że zabrzmi to bardziej uprzejmie. – Powiedział, że ma dowód, ale kiedy Ed próbował coś wysondować, facet zmienił temat. Nie mieliśmy szansy tego typa obejrzeć… śledziliśmy go po ciemku… ale Ed przysięga, że już gdzieś go wiedział, tylko nie może sobie przypomnieć gdzie.
– Mężczyzna w średnim wieku? – upewnił się Quincy. – Raczej postawny?
– Tak.
Agent spojrzał na Rainie. Wzruszyła ramionami. Mógł być zarówno dyrektor Vander Zanden, jak i ojciec Melissy Avalon. Albo nawet pani Vander Zanden lub pani Avalon w męskim przebraniu. Iksowi wystarczyło sprytu, żeby spreparował pocisk. W porównaniu z tym zmiana wyglądu zewnętrznego to żaden problem.
– Czemu od razu tego nie załatwimy? – zniecierpliwiła się Rainie. Wszyscy pokiwali głowami. Kilku młodych policjantów sięgnęło po pałki. Mieli sporo doświadczenia w pacyfikowaniu pijanych awanturników i teraz byli gotowi do akcji.
Oficer Carr przedstawił im plan działania. Kierownik motelu zadzwoni do pokoju podejrzanego i pod pretekstem, że są jakieś problemy z rachunkiem, poprosi Duncana, żeby chciał się pofatygować do recepcji. Kiedy Duncan ruszy się z pokoju, do akcji wkroczą policjanci. Wszyscy włożyli kamizelki kuloodporne i byli przygotowani do użycia siły. Musieli działać na tyle szybko, żeby podejrzany nie zdążył zareagować. Zadawanie pytań mieli odłożyć do czasu, aż facet zostanie zakuty w kajdanki.
Rainie zaakceptowała plan i udawała, że nie widzi, jak Sanders znowu odstawia ważniaka. Zauważyła, że oficer Carr jest szalenie dumny ze swojej roli w wytropieniu podejrzanego. Będzie to jedna z tych historii, które przejdą do legendy w policyjnych kręgach Seaside.
Zajęli miejsca za drzewami i zaczęło się przedstawienie.
Kierownik motelu trzęsącymi się rękami podniósł słuchawkę i wykręcił numer. Rainie widziała go wyraźnie przez niezasłonięte okna recepcji i cieszyła się, że Duncan nie może ujrzeć tego widoku, bo z kierownika pot lał się strumieniami. Biedak wyglądał, jakby miał za chwilę dostać zawału, gdy tuż obok przykucnął przejęty młody funkcjonariusz i wymierzył broń w drzwi wejściowe. Rainie zdawała sobie sprawę, że to tylko środki ostrożności, ale nie była pewna, co wyobraża sobie nieszczęsny hotelarz.
Kierownik odłożył słuchawkę. Zmarszczył brwi. Powiedział coś do policjanta i po chwili zatrzeszczało radio Carra.
– Nikt nie odbiera – wymamrotał Carr. – Nie zdołał się połączyć z Duncanem. – Wyglądał na zmartwionego. Spojrzał na kwartet z Bakersville, oczekując rady.
– Sądzicie, że drań się domyślił? – wyszeptał Sanders.
Rainie omiotła spojrzeniem kilka wozów i szesnastu kręcących się w pobliżu policjantów.
– Boże, ale jakim cudem?
– A może kierownik pójdzie tam osobiście, zapuka? – zasugerował Sanders. – A gdy tylko drzwi się uchylą, wtargniemy do pokoju.
Quincy spojrzał w okno recepcji. Hotelarz miał białą koszulę mokrą od potu i chwiał się na nogach.
– Nie sądzę.
– Ja to zrobię – zaproponowała Rainie.
Wszyscy wbili w nią wzrok. Wzruszyła ramionami.
– Słowo daję, że nie chcę dostać kulki w łeb. Ale czy widzicie w tym gronie jakąś inną kandydatkę na pokojówkę? – Wskazała tłumek mężczyzn. – Tak właśnie myślałam.
Pięć minut później próbowała naciągnąć zbyt małą szarą bluzeczkę na kamizelkę kuloodporną. Spódnica sięgała do połowy łydki i, szczerze mówiąc, nogi nie wyglądały w niej korzystnie. Ale Rainie zaraz przypomniała sobie matkę leżącą na podłodze salonu w pantofelkach na ośmiocentymetrowych obcasach.
Jezu, miała dzisiaj w głowie prawdziwy mętlik. Czy ktoś łaskawie mógłby skoczyć po butelkę piwa?
W końcu udało jej się zapiąć bluzkę, wciągnęła brzuch i wyszła do oczekujących na nią mężczyzn.
– W porządku? – zapytał od razu Quincy. Zawsze musiał wszystko zauważyć.
– Cudownie. – Wykonała piruet, zastanawiając się, gdzie, u licha, ma wcisnąć broń.
– Z tyłu za pas – poradził Sanders.
– Nie mogę.
– A to czemu?
– Bo ta spódnica jest, kurwa, za ciasna!
– Dobrze, już dobrze. – Sanders podniósł ręce i odszedł.
Quincy ułożył w stos sześć białych ręczników i wsunął między nie pistolet tak, żeby kolba wystawała odrobinkę, niewidoczna dla osoby, która otworzy drzwi. Podał Rainie ręczniki, wpatrując się w nią intensywnie swymi spokojnymi ciemnymi oczami.
– Jeśli tylko zrobi jakiś ruch… – zaczął.
– Nie mogę go zastrzelić.
– Jeśli sięgnie po broń, rób, co trzeba.
– Nie mogę go zastrzelić – powtórzyła z naciskiem. – Quincy, gdybym go zabiła…
Nie musiała kończyć. Niewypowiedziane słowa zawisły między nimi. Wątpliwości, podejrzenia, plotki, które oparły się wpływowi czasu.
– Mógł się zorientować, że tu jesteśmy – powiedział łagodnie Quincy.
– No to miejmy to już za sobą. Zmęczyły mnie jego gierki.
Skinęła na Sandersa, który wyglądał na ogromnie zaciekawionego tym, co miało nastąpić, a potem na gorliwego Carra. Błyskawicznie zajęli swoje stanowiska.
Rainie nie pozwoliła sobie na dalsze medytacje. Zasłoniła stosem ręczników twarz i ruszyła.
Krok, drugi, trzeci. Drzwi. Stop. Głęboki wdech. Proszę pana, życzy pan sobie ręczniki? A może najpierw strzelać, a potem zadawać pytania…
Zapukała do drzwi.
Nic.
Wiedziałeś, o czym mówisz, tam, w barze? Czy tylko plotłeś trzy po trzy?
Znowu zapukała.
Nic.
Potem wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Odłożyła ręczniki. Wydobyła spomiędzy nich pistolet. Nacisnęła klamkę, nie dziwiąc się, że drzwi nie stawiają oporu i bokiem wsunęła się do pokoju.
Za jej plecami rozległy się krzyki policjantów. Padnij, padnij! Naprzód!
Rainie wpadła do pokoju, uniosła broń, choć nie wiedziała, co tam zastanie… a może wiedziała. Może gdzieś w głębi duszy przeczuwała, kogo znajdzie na tym łóżku. Tyle że…
Pusto. Pusto. Pusto.
Policjanci z Seaside odepchnęli ją na bok. Policyjna śmietanka Seaside wpadła do pokoju.
– Policja! Ręce do góry!
Nadal nic.
Kolejne podniecone głosy.
– Jak to, nie ma? Gdzie on, do diabła, mógł wyparować? Zdaje się, że mieliście pilnować drania.
– Nie wiem. Bóg mi świadkiem, nie wiem.
Wzrok Rainie padł na lustro umieszczone nad podwójną umywalką. Duży czerwony napis głosił: ZA MAŁO, ZA PÓŹNO.
Tuż obok zwisał, przyklejony do szklanej tafli, kosmyk włosów. Długich, czarnych, lekko falujących. Rainie nie potrzebowało raportu z laboratorium, żeby zgadnąć, do kogo należały.
Oczyma wyobraźni ujrzała piękną Melissę Avalon leżącą na podłodze bez życia z rozsypanymi włosami.
– Za mało, za późno – przeczytała Rainie drżącym głosem. Przesunęła wzrokiem po twarzach mężczyzn w pokoju. – Czy ktoś zechce mi to wytłumaczyć?
Читать дальше