Amerykanin chciał już zadać pytanie, nasuwające się w sposób oczywisty, zdołał jednak ugryźć się w język.
– Żyrinowski. – Braun jakby wiedział, co interesuje gościa. – On i jego ultranacjonalistyczne zbiry chętnie pozbyliby się mnie z tego świata, z tych samych powodów, dla jakich usiłowali uczynić to Chruszczow i Andropow.
Amerykanin znów nie odezwał się słowem, ale tym razem odpowiedź na niezadane pytanie nie padła. Zamiast tego kardynał obrócił się w fotelu i przez długą chwilę spoglądał na zawieszony na ścianie krucyfiks z kości słoniowej. Potem ciężko westchnął znów spojrzał na Amerykanina.
– Są rzeczy, o których musisz się dowiedzieć, jeśli masz da lej nam pomagać. Mogą one mocno zaburzyć twoje własne życie duchowe. Budzą niepokój i troskę, ale jeśli pragniesz wziąć na barki brzemię prawdy, którą ci wyjawię, zyskasz sposobność wyświadczenia ogromnych zasług twemu Kościołowi.
Amerykanin skinął potakująco.
– Zrobię wszystko, co w mojej mocy.
Kardynał obdarzył gościa uśmiechem, który zdawał się przenikać do głębi jego duszy.
– Dziękuję. Zacznijmy od tego, że zostałeś wybrany z uwagi na amerykańskie obywatelstwo, które posiadają również ta kobieta i jej mąż. Zyskałeś też nasze zaufanie, z uwagi na twoje wcześniejsze dokonania.
– Dziękuję.
– To ja i Kościół winniśmy dziękować tobie – powiedział kardynał. – Teraz niech mi będzie wolno powiedzieć ci, że tak jak Ojciec Święty jest dziedzicem Świętego Piotra, tak Kongregacja Doktryny Wiary jest dziedziczką Konstantyna.
Amerykanin był wyraźnie tym zaskoczony.
– Podobnie jak Konstantyn stoimy na straży jedności Kościoła – zaczął wyjaśniać Braun. – Najsilniejsza i dająca najwięcej otuchy jest wiara zjednoczona we wspólnocie, pozbawiona dwuznaczności i bezgranicznie szczera. Innymi słowy, wiara musi być biało-czarna, bez żadnych odcieni szarości. Lecz tak jak Konstantyn wiemy bardzo dobrze, że Pismo Święte, a także historia wiary i religii były wielokrotnie przepisywane, na nowo redagowane i korygowane, by dały się dopasować do zmiennych wymogów różnych epok. W rzeczywistości prawdę da się interpretować na wiele różnych sposobów. Istnieją autorytety, które wydają się sobie równe, a jednak różnią się w opiniach; dysponujemy relikwiami, źródłami pisanymi oraz faktami historycznymi, które wydają się nieodparte, a jednak podane do powszechnej wiadomości zburzyłyby jedność kościelnej teologii i przyczyniły do powstania wątpliwości. Biblia rozszerzyłaby się o milion przypisów drukowanych drobną czcionką, komentujących historię wiary.
Co więcej, wątpliwości nie dodają otuchy i nie oferują pocieszenia w świecie targanym burzami. Zwykłym ludziom potrzebna jest pewność, jaką daje wiara, jeśli mają nie porzucić nadziei. Jeśli pojawiają się wątpliwości w kwestiach wiary i religii, naszym obowiązkiem, czyli Kongregacji Doktryny Wiary, jest stawianie czoła szatanowi, żeby wierni tej nadziei nie tracili. Jeśli powstaje wrażenie, że wiara prowadzi dwiema drogami, naszym obowiązkiem jest podążyć jednym i drugim szlakiem, a potem zablokować niewłaściwą drogę, żeby wierni nie musieli się błąkać. Walczymy z wątpliwościami, potem formułujemy odpowiedź dla Kościoła, upewniając się przy tym, że jest ona z zbieżna z pozostałymi dogmatami oraz z modlitwami i błogosławieństwami Ojca Świętego. Potem obwieszczamy ją jako Słowo Boże, którego nie da się obalić. Ujednolicona wiara jest bez wątpienia ważniejsza niż sprzeczne z nią prawdy, które muszą pozostać utrzymane w tajemnicy, ponieważ większość ludzi nie potrafiłaby sobie z nimi poradzić, stając się automatycznie ofiarą zakusów szatana. Wbił w Amerykanina spojrzenie.
– Czy mnie rozumiesz?
– Jeśli dobrze usłyszałem – zaczął niepewnie Amerykanin – mówisz, że mniej ważne jest to, w co ludzie wierzą, jeśli tylko wszyscy wierzą dokładnie w to samo – w dogmaty sformułowane i zatwierdzone przez twoją Kongregację – bez najmniejszych choćby zastrzeżeń.
Braun uśmiechnął się szeroko i przytaknął.
– Jesteś bardzo pojętny. Wykazałeś też dostatecznie dużo rozumu, żeby nie zaniedbać zajęć z religii.
Na twarzy Amerykanina pojawił się wyraz zaskoczenia.
Kardynał znów się roześmiał.
– To oczywiste, że dysponujemy wyciągiem z twojego indeksu z czasów nauki w college’u. Wiemy więcej o twojej przeszłości niż twój obecny pracodawca. – Głos Brauna w jednej chwili zrobił się poważny. – Wierzysz, że cel jest te go wart? Czy byłbyś w stanie oddać za niego życie?
Amerykanin ściągnął brwi. Wyszkolono go w oszukiwaniu, ale szybko odrzucił taką pokusę na rzecz szczerości, gdyż sprawa dotyczyła Boga.
– Proszę mi wybaczyć Eminencjo, musiałbym przemyśleć tę kwestię – odparł w końcu.
Gryzł kącik dolnej wargi i przez chwilę spoglądał przez okno na jaskrawe promienie słońca. Serce waliło mu jak młot; przełknął ślinę, chcąc pozbyć się suchości w gardle. Z tyłu za nim tykał zegar. Kardynał czekał cierpliwie. Wreszcie Amerykanin odezwał się.
– Pierwsze jest możliwe, nawet prawdopodobne. Drugie…? – Pokręcił głową, powątpiewając. – Nie wiem. Nie jestem pewien, czy jakikolwiek człowiek jest w stanie podjąć taką decyzję, zanim przyjdzie mu stanąć oko w oko ze śmiercią. – Spoglądał z lękiem na kardynała.
– Wyśmienicie! – pochwalił go Braun.
Amerykanin poczuł głęboką ulgę.
– Odpowiedziałeś szczerze, a to daje mi pewność – podjął Braun, a z jego twarzy zniknął uśmiech, ustępując miejsca surowej minie asesora. – Ojciec Wszechmogący przyjmuje twoje najlepsze starania, lecz ja zaakceptuję jedynie twoje najlepsze rezultaty. Czy rozumiesz?
Amerykanin przytaknął.
– Czy zgodzisz się wziąć mnie na swego przewodnika i jedynego spowiednika?
Znów skinął głową na znak zgody.
– Zgadzasz się wypełniać moje polecenia co do joty, wiedząc, że karą za nieposłuszeństwo będzie ekskomunika oraz wiekuiste potępienie?
Amerykanin przez dłuższą chwilę spoglądał na niego zszokowany.
– Tak, Wasza Eminencjo.
– Dobrze – pochwalił kardynał i po chwili zapytał:
– Słyszałeś rzecz jasna o Całunie Turyńskim?
Amerykanin ponownie przytaknął.
– Oczywiście. Któż nie słyszał? – kontynuował kardynał. – Jest to prawdopodobnie całun z pochówku Jezusa Chrystusa. To długi zwój płótna, na którym odcisnął się wizerunek ukrzyżowanego mężczyzny. Wszystkie ślady ran oraz punkty szczególne, a także charakterystyczne cechy budowy fizycznej człowieka z płótna są zbieżne z relacjami ludzi opisujących śmierć Chrystusa. Z tego co pamiętam, kontrowersje na temat uznania tej relikwii za autentyczną były bardzo silne.
Braun przerwał na moment i pociągnął łyk herbaty. Serwetką otarł kropelki potu, jakie pojawiły się na górnej wardze, potem podjął temat.
– To tylko zwięzłe streszczenie, a przynajmniej wersja przeznaczona dla opinii publicznej. – Odchylił się na oparcie fotela, a jego słowa płynęły teraz wolniej. – Jak pewnie wiesz, Watykan nigdy nie uznał w pełni autentyczności Całunu Turyńskiego. A przecież gdyby zebrać wszystkie fragmenty Krzyża Pańskiego, które zyskały błogosławieństwo Stolicy Piotrowej, dałoby się nimi wypełnić cały skład drzewny. Tymczasem wciąż odmawia pobłogosławienia całunu. Dlaczego? Pytanie było czysto retoryczne.
– Ponieważ obawiamy się, oto dlaczego. Ponieważ wiemy, że istnieje jeszcze jeden całun – znajdujący się w lepszym sta nie, którego pochodzenie nie budzi dyskusji i jest doskonale udokumentowane, potwierdzone przez źródła absolutnie wiarygodne i niepodważalne. Jeśli więc pobłogosławimy Ca łun Turyński, którego historia pełna jest luk i niedopowiedzeń, pewnego dnia staniemy może przed żądaniem uczynienia tego samego w odniesieniu do drugiego całunu.
Читать дальше