– Ponad połowę pieniędzy potrzebnych na uruchomienie interesu pożyczył mi stryj Salvatore – oznajmił suchym tonem. – Żyrował także mój pierwszy kredyt. Spłaciłem go w ciągu dwóch lat od chwili otwarcia klubu. Nie ukradłem tego miliona dolarów i nie zabiłem twego ojca.
Z głosu Tony'ego przebijała złość, ale Sarah nie zamierzała przepraszać go za podejrzenia. Dopóki nie dowie się, co naprawdę stało się z jej ojcem, dopóty nie zaufa absolutnie nikomu.
Odetchnąwszy głęboko, powiedziała:
– Miałam dziesięć lat, kiedy rozpadł się cały mój świat. Trzy miesiące po zniknięciu ojca zostałam sierotą. Gdyby nie ciotka Lorett, opiekę nade mną przejęłoby państwo i oddano by mnie do domu dziecka. Co więcej, w całym Marmet nie znalazłby się nikt, komu byłoby przykro, kto ulitowałby się nad moim losem. Tony, nie zamierzam przepraszać cię za nietaktowne pytania. Jesteś pierwszą osobą, której je zadałam, i z pewnością nie ostatnią. Przyjechałam tutaj nie tylko po szczątki ojca. Pozostanę w Marmet dopóty, dopóki nie ustalę, kto go zamordował.
Determinacja na twarzy Sarah szła w parze z furią malującą się w jej oczach.
Zaskoczyła Tony'ego. Uzmysłowił sobie bowiem, że ma teraz do czynienia z dojrzałą kobietą. Minęło wiele czasu, odkąd widział ją, bezradną i nieszczęśliwą, płaczącą nad grobem matki. Jednak to, co zamierzała zrobić, było pomysłem zwariowanym i, co gorsza, nad wyraz niebezpiecznym.
– Nie mówisz serio – uznał.
– Poczekaj, to się przekonasz – mruknęła.
– Jak zarabiasz na życie?
– A co to ma do rzeczy?
– Odpowiedz.
– Jestem właścicielką restauracji, którą sama prowadzę. Tony westchnął, lecz nie przestawał pytać.
– Skąd przekonanie, że okażesz się lepsza od policji?
– Zacznę od zgromadzenia materiału dowodowego, czego przed laty w ogóle nie zrobiono. Tony zmarszczył czoło.
– Nie znasz się na tej robocie. Jesteś amatorem. Nie masz żadnych kwalifikacji, by rozwiązać kryminalną zagadkę z przeszłości. A ponadto jedyny istniejący materiał dowodowy to ten, który przez dwadzieścia lat spoczywał na dnie jeziora.
– Jeśli sama nie zajmę się tą sprawą, nie zrobi tego nikt inny – argumentowała Sarah. Musiała odwrócić wzrok, żeby Tony nie dostrzegł łez w jej oczach.
Ukradkiem rzucił na nią okiem. Mała dziewczynka wyrosła nie tylko na piękną kobietę, lecz także na osobę z charakterem. Nieprzejednaną i twardą. Co więcej, potrafił zrozumieć, dlaczego. Wiedział z własnego smutnego doświadczenia, że zdecydowanie łatwiej uniknąć bólu, jeśli trzyma się ludzi na dystans.
– Nie o to chodzi – powiedział łagodnym tonem i delikatnie wsunął rękę pod głowę Sarah, zmuszając ją, aby na niego spojrzała. – Może morderca twego ojca nadal mieszka w Marmet? To, co zamierzasz zrobić, jest niebezpieczne.
Wzruszyła ramionami.
– Jeśli się boisz, to znikaj. Podrzuć mnie tylko do miejsca, gdzie zaparkowałam samochód.
Tony popatrzył przez chwilę na Sarah, a potem skrzywił się lekko.
– Może powinienem wstrzymać się z przybyciem ci na odsiecz.
– Dlaczego?
– Bo mimo swej drobnej postury byłabyś w stanie jedną ręką załatwić zarówno reportera, jak i obu kamerzystów.
Na twarzy towarzysza podróży dostrzegła łagodny uśmiech.
– Przepraszam – bąknęła.
– Za co? – zapytał.
– Z góry założyłam, że nie jesteś aniołem. Uśmiech na twarzy Tony'ego stał się jeszcze szerszy.
– Och, droga pani… proszę nie przepraszać za coś, co jest stuprocentową prawdą. Nie jestem aniołem. Nigdy nie byłem i nigdy się nim nie stanę.
– Pociągnął Sarah lekko za włosy. – Nie jestem także facetem, który łamie prawo. No to co? Zakopujemy topór wojenny? Ogłaszamy zawieszenie broni?
Przesunął dłoń z tyłu głowy Sarah w dół, pod brodę. Pod wpływem jego dotknięcia, a także przenikliwego wzroku, Sarah zrobiło się gorąco.
– W porządku – zgodziła się bez wahania, byle tylko Tony jak najszybciej skupił całą uwagę na prowadzeniu wozu.
Niech przynajmniej położy na kierownicy obie ręce…
– To dobrze – ucieszył się. – A więc umowa stoi. Ulżyło mi. Nacisnął mocniej na pedał gazu. Samochód wjechał w gęstwinę drzew.
– Dokąd właściwie jedziemy? – dopiero teraz zainteresowała się Sarah. Tony zwolnił nieco i wyciągnął rękę.
– Tam.
Oczom Sarah ukazał się wytworny dom, najwyraźniej letniskowy. Jeśli Tony'ego było stać na coś tak kosztownego, musiał osiągnąć znacznie większy sukces, niż myślała.
– Twoja własność?
W odpowiedzi skinął głową.
– Ładny.
Tony z uśmiechem skręcił na żwirowy podjazd i zatrzymał się przed frontowym wejściem do domu.
Zanim wyłączył silnik, przez chwilę podziwiał rozciągający się wokół przepiękny widok. Dom postawiony tuż nad jeziorem wtapiał się w okalające go drzewa. Wyglądał, jakby właśnie tu było jego naturalne miejsce. Piętrowy, zbudowany z cedrowego drewna i szkła, w którym odbijały się fragmenty krajobrazu.
– Tak. Jest ładny – skwapliwie przytaknął Tony. Wyskoczył z samochodu i podbiegł do drugich drzwi. Nachylił się, aby pomóc wysiąść pasażerce i powiedział z emfazą: – Zapraszam drogą panią na salony, rzekł pająk do muchy. – Mrugnął wesoło do Sarah.
Wysiadła rozbawiona. Jednak jej uśmiech już po chwili zamienił się w grymas, uświadomiła sobie bowiem, że spoza drzew prześwituje ciemna tafla jeziora Flagstaff.
Tony dostrzegł niepokój malujący się na twarzy Sarah. Domyślił się przyczyny lęku.
– Nie bój się, tu nie ma żadnych duchów – powiedział uspokajającym tonem. Rzuciła mu spojrzenie pełne powątpiewania i ponownie skupiła uwagę na domu.
– Wszystkie rzeczy zostawiłam w wynajętym samochodzie – przypomniała sobie.
– Kogoś po nie poślę.
– Nie mogę się u ciebie zatrzymać.
– Dlaczego?
Sarah zaskoczyło napięcie w głosie Tony'ego.
– Po pierwsze… właściwie się nie znamy. A po drugie zamierzam robić coś, czego nie aprobujesz.
Ujął w dłonie jej twarz. Przez chwilę sądziła, że ją pocałuje. Zamiast tego opuszkami palców wygładził delikatnie zmarszczki powstałe w kącikach zaciśniętych ust.
– Kiedyś znaliśmy się dobrze, teraz poznamy się po raz drugi. Przyjechałem tu, bo mam wobec twego ojca dług wdzięczności. Zapewnienie ci lokum na czas pobytu w Marmet to minimum tego, co mogę zrobić. Proszę, zgódź się.
Ujął Sarah pod ramię i wprowadził do domu. Przywitało ich sympatyczne, przytulne wnętrze. Przechodząc przez foyer, poczuła miły zapach palonego drewna, który nasilił się, gdy stanęła na progu salonu. Pod północną ścianą w pokaźnych rozmiarów kominku płonęło duże polano. Przed paleniskiem ustawiono skórzaną kanapę i dwa wygodne fotele. Wysokie półki z książkami pod przeciwległą ścianą zapewniały urozmaiconą lekturę na długie zimowe wieczory.
Pokój zdobiło kilka obrazów o różnorodnej tematyce. Po obu stronach kominka wisiały dwa indiańskie malowidła. Oprócz nich Sarah dostrzegła obraz w stylu Renoira i dwa uderzające prostotą pejzaże przypominające Wyetha. Podeszła bliżej i ze zdumieniem ujrzała pod nimi sygnaturę tego genialnego malarza. Miała więc przed sobą oryginały.
Obróciła się i spojrzała na Tony'ego z podejrzliwą miną.
– Twój klub musi przynosić znaczne dochody – powiedziała z lekkim przekąsem. Ujrzawszy nieufność na jej twarzy, Tony poczuł, że ponownie znaleźli się w punkcie wyjścia.
Читать дальше