Kardynał Sekretarz Stanu uniósł się, nie odrywając dłoni od stołu.
– Pokora – powiedział kończąc audiencję – jest najlepszą drogą do osiągnięcia poznania istoty niebios. In nomine Domini.
W tym momencie, jakby za sprawą duchów, otwarły się drzwi, przez które Cascone wszedł do sali, i pojawili się w nich Pierwszy Sekretarz i Sekretarz Pomocniczy, aby odprowadzić kardynała Sekretarza Stanu.
Pogrążony w myślach Augustyn wracał do domu tą samą drogą, którą przyszedł do pałacu kardynała. Nieruchomo patrzył przed siebie, jego myśli zaś krążyły wokół słowa „pokora”; zadawał sobie również pytanie, czy Filippo Neri, założyciel jego zakonu, określiłby ten rodzaj posłuszeństwa jako pokorę, czy nie nazwałby raczej tej postawy samoponiżeniem się lub też niewolniczym sposobem myślenia, czy nie zbuntowałby się przeciwko takiej sobiepańskości, takiemu cynizmowi. Przez całe życie Augustyn nigdy nie poczuł w sobie chęci zostania pasterzem, był członkiem stada, odbiorcą rozkazów; przyzwyczajony do pracy traktował słowo „władza” jako sobie obce. Ale jeszcze nigdy w swoim życiu oratorianin nie był tak bezsilny i w jego sercu począł narastać gniew, uczucie, jakie do tej pory było mu tak obce jak wiara w Mahometa.
6. W rocznicę nawrócenia św. Pawia
Raz w tygodniu kardynał Jellinek miał w zwyczaju grywać w szachy. Słowo „grywać” nie jest być może najwłaściwszym określeniem na owo pełne nabożeństwa i rytualnego charakteru wydarzenie, ceremonie otwarcia i piéce touchée *, gdy wszystkie figury są dotykane przed następnym posunięciem. Tak, kardynał na pewno zaliczał się do owego gatunku ludzi, którzy w szachy nie grają, ale ich potrzebują, którzy także wtedy, gdy warunki na to nie pozwalają, oddają się swej pasji w skrytości. Nieraz podczas pełnego nabożeństwa czytania brewiarza wpadał na pomysł nowego gambitu, czyli otwarcia partii, przy którym poświęca się jedną lub więcej figur, aby przygotować drogę dla własnego ataku. Ponieważ między szachistami jest w zwyczaju opisywać tego rodzaju odkrycia w sposób nader kwiecisty, Jellinek nazywał je za każdym razem tytułem fragmentu Pisma, który go natchnął tą ideą. Naturalnie, wszyscy znali gambit „Rzymianie – 13”, jaki wymyślił w pierwszą niedzielę adwentu, czy też „Efezjanie – 3”, na który wpadł w dniu święta Serca Jezusowego. Określenia te znano oczywiście tylko w Watykanie; jednakże tam, w najwyższych kręgach, były one tolerowane z uśmiechem, dla obcych zaś prawdziwa ich geneza pozostawała nieznana.
Pierwszym przeciwnikiem kardynała był Ottani, który zazwyczaj otwierał partię bardzo niewinnie: e2 – e4 (na co Jellinek odpowiadał w sposób równie powszedni: e7 – e5), ale w trakcie każdej gry rozkręcał się i nierzadko dawał Jellinkowi mata. Po śmierci kardynała Sekretarza Stanu Jellinek zaczął grać z biskupem Philem Canisiusem, dyrektorem Istituto per le Opere Religiose, którego działalność dla laików miała mniej wspólnego z religią aniżeli z pieniędzmi. Jednakże przymierze to trwało krótko, ponieważ Jellinek pogardzał pozbawioną finezji, pełną bezwzględności wymianą figur, która jak się wydawało, sprawiała biskupowi największą przyjemność, podczas gdy on sam, Jellinek, preferował grę pozycyjną i rozwijanie zaskakujących strategii. Od tego czasu grał z monsignore Williamem Sticklerem, kamerdynerem Jego Świątobliwości, przeważnie w piątki, przy butelce Frascati. Stickler był znakomitym partnerem szachowym, nie tylko dlatego, iż grał rozważnie i z godną zazdrości elegancją, potrafił bowiem również podać nazwę, a także znał historię powstania prawie każdego wariantu. Wtedy świat kurczył się dla nich do małego kręgu światła, jaki rzucała na sześćdziesiąt cztery pola szachownicy staromodna lampa stojąca w salonie Jellinka, i tylko regularne tykanie barokowego zegara przypominało o teraźniejszości.
W Sala di merce, swojego rodzaju skarbcu Archiwum Watykańskiego, w którym przechowywane były kosztowne podarunki, jakie otrzymywali papieże, znajdowała się wspaniała złota szachownica pokryta fioletową emalią; należące do niej figury wielkości dłoni wykonane były ze złota i srebra. Był to podarunek przekazany Jego Świątobliwości przez księcia Orsini. Te szachy stały gotowe do gry pomiędzy zegarami, pucharami i wspaniałymi księgami, ale nigdy nie były używane. Jednakże od czasu, kiedy Stickler opowiedział o tych wspaniałych szachach, co miało miejsce bądź co bądź już przed dwoma laty, rozpoczęła się pomiędzy nim a Jellinkiem pozornie nie kończąca się partia, o której każdy z nich zachowywał milczenie, nie mówiąc na jej temat ani jednego słowa, mimo iż obaj mogli po reakcji drugiego, albo tak im się przynajmniej wydawało, zorientować się, w jaki sposób przyjęte zostało ostatnie posunięcie przeciwnika. Czasami, zanim stan partii na szachownicy w skarbcu uległ zmianie, mijał tydzień a niekiedy i dwa; przeciwnik, na którego przyszła kolej następnego posunięcia, wycofywał się z archiwum, co także należało do milczącej umowy, jeżeli nie nastąpiło jeszcze posunięcie partnera. Poszczególne ruchy wskazywały, że istniała między nimi spora odległość w czasie, pozwalająca na długie zastanowienie się. Były one na najwyższym poziomie, a nawet stawały się tym bardziej wyrafinowane, im więcej czasu upływało pomiędzy nimi. Pewnego razu, kiedy Jellinek pozostawił sobie całe trzy tygodnie do namysłu, aby przetransportować swoją wieżę z a4 na e4, co początkowo wyglądało na godny pożałowania, prosty ruch, który potem okazał się świetnym posunięciem, Stickler przy następnym spotkaniu pozwolił sobie na raczej przypadkową uwagę, że właściwie szachy nie są grą dla mężczyzn w ich wieku; w końcu najdłuższe mistrzostwa świata w tej grze trwały dwadzieścia siedem lat. Więcej nie powiedział na ten temat ani słowa. Tego wieczoru, w salonie kardynała w Palazzo Chigi, Jellinek napełnił kieliszki winem, jak to zwykle czynił każdego piątku, kiedy się spotykali, i przesunął białego piona z e2 na e4.
– Piony są duszą gry w szachy – powiedział Stickler przestawiając swojego piona z e7 na e5.
Jellinek przytaknął, przesuwając prawego laufra na c4.
– To nie ja to wymyśliłem – skomentował wypowiedziane przed chwilą przez siebie słowa monsignore. – Stwierdził to przed dwustu laty Philidor, szachowy geniusz i kompozytor na dodatek; był Francuzem, lecz umarł, w Londynie.
Kardynał usilnie starał się nie słuchać wyjaśnień Sticklera; w głębi duszy uważał je w tej początkowej fazie gry za prostacką próbę odwrócenia jego uwagi; nie było to niczym innym jak wyrazem chęci wyprowadzenia go z równowagi, co oznaczałoby już połowę sukcesu. Oczywiście znał Philidora; który z szachistów, zasługujących na to miano, mógł go nie znać!
Tymczasem Stickler postawił swojego lewego gońca, którego z pewnego rodzaju uporem określał jako biskupa, na c5, na co kardynał niezwłocznie schwycił białą damę i przesunął ją na h5, zagrażając tym samym czarnemu królowi.
– Szach! – powiedział Jellinek, podczas gdy monsignore kilkakrotnie powtórzył:
– Damy kosztują, damy kosztują.
Teraz musiało się okazać, jaką naprawdę wartość miało to pozornie agresywne posunięcie Jellinka. Wiedział doskonale, że ten ruch przy odpowiedniej reakcji przeciwnika mógł być nawet błędem i że Stickler może mu sprawić przykrą niespodziankę, zmuszając do obrony. Jednakże Stickler postanowił wykonać sprytny, rozważny ruch i odpowiadając z pewnością Philidora, przesunął swoją damę na e7.
Читать дальше