– Zdjęła hękawiczkę? – spytał z miną eksperta d’Evrait. – Ależ to nie byle co, panowie. Phohok uważał ładne hączki za najbahdziej kuszącą część kobiecego ciała i suhowo zabhonił dobrze uhodzonym muzułmankom chodzić bez hękawiczek, żeby nie wodzić mężczyzn na pokuszenie. Tak więc zdjęcie hękawiczki c’est un grand signe , tak jakby Europejka zdjęła… A zhesztą, dajmy spokój pohównaniom. – Stropił się, z ukosa spoglądając na Warię.
– No widzi pan – podchwycił huzar. – Czy po czymś takim mogłem obrazić damę brakiem uwagi? Chwytam klacz za uzdę, zatrzymuję powóz, chcę się pasażerce przedstawić. A tu eunuch, ten but glancowany jak nie chlaśnie mnie batem w pysk! Co miałem począć? Wyjąłem szablę, przeszyłem gbura na wylot, wytarłem klingę o ten jego jedwabny kaftan i niewesoły wróciłem do domu. Nie ślicznotka mi już była w głowie. Czułem, że to się dobrze nie skończy. No i wykrakałem: koniec historii był paskudny.
– Tak, a jaki? – zaciekawiło tu Lucana. – Okazała się żoną paszy?
– Gorzej – westchnął Zurow. – Samej bisurmańskiej mości, Abdulhamida II. No, a eunuch, naturalnie, też był sułtański. Nikołaj Pawłowicz bronił mnie, jak mógł. Samemu padyszachowi powiedział: „Gdyby mój adiutant ścierpiał uderzenie batem z ręki niewolnika, to osobiście zerwałbym mu epolety za obrazę honoru oficera rosyjskiego”. Ale skąd by oni mieli wiedzieć, co znaczy obraza honoru! Wyrzucili mnie, dali dwadzieścia cztery godziny; na statek pocztowy i do Odessy. Dobrze chociaż, że prędko zaczęła się wojna. Nikołaj Pawłowicz powiedział mi na pożegnanie: „Dziękuj Bogu, Zurow, że to nie była pierwsza żona, a tylko «mała pani», kuczum-kadine ”.
– Nie k-kuczum , tylko kuczuk – poprawił Fandorin i nagle poczerwieniał, co Warii wydało się dziwne.
Zurow gwizdnął:
– Ho, ho! A ty skąd to wiesz?
Erast Pietrowicz milczał, w dodatku wyglądał na bardzo niezadowolonego.
– Pan Fandorin mieszkał w gościnie u tureckiego paszy – usłużnie powiedziała Waria.
– I opiekował się tobą cały harem? – ożywił się hrabia. – No, opowiedz, nie bądź draniem.
– Nie c-cały harem, tylko kuczuk-hanum - burknął radca tytularny, wyraźnie nie chcąc zagłębiać się w szczegóły. – Bardzo miła i dobra dziewczyna. I całkiem nowoczesna. Zna francuski i angielski, lubi Byrona. Ciekawi ją medycyna.
Agent pokazywał się z nowej, nieoczekiwanej strony, która Warii jakoś nie bardzo się spodobała.
– Nowoczesna kobieta nie będzie żyła w haremie jako piętnasta żona – zauważyła. – To poniżające i w ogóle barbarzyńskie.
– Phoszę wybaczyć, mademoiselle, ale to uwaga nie całkiem sphawiedliwa – znowu zagrasejował po rosyjsku d’Evrait, ale od razu przeszedł na francuski. – Widzi pani, podczas wędrówek po Wschodzie nieźle zbadałem życie codzienne muzułmanów.
– Tak, tak, Charles, niech pan opowie – poprosił McLaughlin. – Pamiętam pańską serię szkiców z życia haremu. Były wspaniałe. – Po czym Irlandczyk jął się napawać własną wielkodusznością.
– Każdą instytucję społeczną, w tym także wielożeństwo, należy rozważać w kontekście historycznym – zaczął d’Evrait profesorskim tonem, ale Zurow tak się skrzywił, że Francuz opamiętał się i przemówił ludzkim głosem. – Tak naprawdę w warunkach wschodnich harem to dla kobiety jedyny możliwy sposób na przeżycie. No bo pomyślcie, państwo: muzułmanie od początku byli narodem wojowników i proroków. Mężczyźni żyli wojaczką, ginęli, toteż mnóstwo kobiet pozostawało we wdowieństwie albo w ogóle nie mogło znaleźć męża. Co by się stało z nimi albo z ich dziećmi? Mahomet miał piętnaście żon, ale to wcale nie dowodzi jego nadmiernej zmysłowości, tylko humanitaryzmu. Troszczył się o wdowy po poległych towarzyszach walki, tak że w zachodnim sensie tego słowa nawet nie były jego żonami. Bo co to takiego harem, proszę państwa? Wyobrażacie sobie pewnie szmer fontanny, półnagie odaliski, leniwie pogryzające rachatłukum, dźwięk monistów, pikantny aromat perfum, a wszystko owiane mgiełką rozpusty i przesytu.
– A pośrodku właściciel całego tego kurnika, w szlafroku, z nargilami i błogim uśmiechem na czerwonych ustach – dodał rozmarzony huzar.
– Muszę pana zasmucić, monsieur rotmistrzu. Harem to oprócz żon różni biedni krewni, kupa dzieci, w tym także cudzych, liczne służące, dożywające swego wieku stare niewolnice i Bóg wie, kto jeszcze. Całą tę hordę ktoś musi żywić i utrzymywać, oczywiście jakiś mężczyzna. Im jest bogatszy i potężniejszy, tym więcej ma osób na utrzymaniu, tym większa odpowiedzialność na nim spoczywa. System haremu jest nie tylko humanitarny, ale także jedyny możliwy w warunkach wschodnich – inaczej wiele kobiet po prostu umarłoby z głodu.
– Opisuje pan tu nam jakiś falanster, a mąż Turek jest u pana kimś w rodzaju Fouriera – nie wytrzymała Waria. – Czy nie lepiej byłoby umożliwić kobiecie, by sama zarabiała na życie, niż utrzymywać ją na prawach niewolnicy?
– Wschodnie społeczeństwo jest powolne i nieskłonne do zmian, mademoiselle Barbara - odrzekł Francuz z szacunkiem, tak miło wymawiając jej imię, że nie można się było nań zezłościć. – Miejsc pracy jest bardzo mało, o każde trzeba walczyć, tak że kobieta nie wytrzymałaby konkurencji z mężczyznami. Zresztą żona nie jest żadną niewolnicą. Jeśli mąż jej nie odpowiada, zawsze może odzyskać wolność. Wystarczy tylko tak dopiec swemu ślubnemu, żeby przy świadkach zawołał ze złością: „Nie jesteś już moją żoną!” Zgodzi się pani, że nietrudno doprowadzić męża do takiego stanu. Potem można zabrać swoje rzeczy i odejść. Rozwód na Wschodzie jest prosty, nie to co na Zachodzie. Ponadto mąż jest w sumie samotny, a kobiety żyją w gromadzie. Czy można się dziwić, że prawdziwa władza należy do haremu, a wcale nie do jego właściciela? Najważniejsze osoby w imperium osmańskim to nie sułtan i wielki wezyr, ale matka i ukochana żona padyszacha. No i oczywiście kizlar-agazi – naczelny eunuch haremu.
– A ile w ogóle sułtanowi wolno mieć żon? – zapytał Pieriepiołkin i z obawą spojrzał na Sobolewa. – Pytam tylko tak, w celach poznawczych.
– Tak jak każdemu prawowiernemu, cztery. Ale oprócz legalnych żon padyszach ma jeszcze ikbał , coś w rodzaju faworyt, oraz całkiem młode gedikli , „panny miłe oku”, pretendujące do roli ikbał .
– No, to już lepiej. – Zadowolony Lucan kiwnął głową i podkręcił wąsa, kiedy Waria zmierzyła go pogardliwym wzrokiem.
Sobolew (też dobry sobie) pożądliwie spytał:
– Ale przecież oprócz żon i nałożnic są jeszcze niewolnice?
– Wszystkie kobiety sułtana są niewolnicami, ale tylko dopóty, dopóki nie urodzą dziecka. Wówczas matka otrzymuje od razu tytuł księżniczki i zaczyna korzystać ze wszystkich wynikających z niego przywilejów. Na przykład wszechwładna sułtanka Besma, matka nieżyjącego Abdulaziza, w swoim czasie była zwykłą łaziebną, ale mydliła Mahmuda II z takim powodzeniem, iż ten uczynił ją najpierw nałożnicą, a potem ukochaną żoną.
– Ale kiedy człowiek ma na głowie taki majdan, musi się pewnie diabelnie nudzić – rzekł z zadumą jeden z dziennikarzy. – To już lekka przesada.
– Niektórzy sułtanowie też dochodzili do takiego wniosku. – D’Evrait się uśmiechnął. – Ibrahimowi I na przykład obrzydły ze szczętem wszystkie żony. Iwan Groźny czy Henryk VIII w takiej sytuacji mieli łatwiej: starą żonę – na szafot albo do klasztoru, i można brać nową. Ale co zrobić, gdy się ma cały harem?
Читать дальше