Joanna Chmielewska - Zbieg Okoliczności

Здесь есть возможность читать онлайн «Joanna Chmielewska - Zbieg Okoliczności» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Иронический детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Zbieg Okoliczności: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zbieg Okoliczności»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Tym razem Joanna zostaje zamieszana w przemyt narkotyków i produkcję fałszywych pieniędzy. Na dodatek okazuje się, że zamieszana jest nie prawdziwa Joanna a jej synowa, która wskutek niezwykłego zbiegu okoliczności ma identyczne inicjały imienia i nazwiska. Obie panie ściga nie tylko polska policja ale także międzynarodowi handlarze narkotykami i rodzimi fałszerze pieniędzy.

Zbieg Okoliczności — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zbieg Okoliczności», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– A jednak – stwierdził z satysfakcją podporucznik Werbel. – Popatrz, coś było wleczone po tym całym kurzu, śmieci świadczą. Popatrz mówię, bo coś mi się dziwnego wydaje.

– Zaraz popatrzę – obiecał podporucznik Jarzębski – ale ty też popatrz, tu są poniszczone pajęczyny. Cały kąt był zapajęczony i dewastacja nastąpiła też świeżo. Biedny pająk!

– Zwariowałeś…?

– Nie, zobacz, jak się śpieszy, usiłuje to naprawić. Pająk jak kobyła, rany, jak on to pięknie robi, spójrz tylko!

Podporucznik Werbel nie wytrzymał, zbliżył się do kąta razem ze swoim reflektorem. Olbrzymiego pająka trudno było nie zobaczyć.

– Czym on się żywi? – zainteresował się mimo woli. – Są tu jakieś muchy?

– Może przez okno wpadają. Coś musi być, skoro nie zdechł z głodu. I siły ma dużo, zapruwa jak dziki.

Przez długą chwilę obaj z wielkim podziwem przyglądali się kunsztownej i misternej robocie. Pająk snuł z siebie nić w sposób niemal niezauważalny, pojawiała się za nim i motała w znajomy wzór, nie do pojęcia sprawnie. Naprawiał warstwę zewnętrzną, cała reszta wyglądała tak, jakby niezliczone pokolenia pracowitych stworzeń uzupełniały ją od stuleci.

– Gdzie mu się ten diabeł pokazał? – spytał nagle Werbel. – Nie w tym kącie przypadkiem? Tak to wygląda, jakby ktoś zabrał wierzchnią część na plecach.

– Myślisz, że diabeł jest materialny?

– Myślę, że ten tutaj był materialny w stu procentach. Schował się w kącie, nie uważasz?

– Ciemnawo trochę, ta żarówka u sufitu na jupiter się nie nadaje. Mógł siedzieć w kącie, ile chciał. Dlaczego wylazł?

– Nie wiem. Ale jeśli gdziekolwiek się chował, to tylko tu.

– Możliwe. W innych kątach pajęczyny w porządku…

– To teraz chodź popatrzeć na tamte ślady. Z lekkim żalem porzucili pająka i przeszli na środek pomieszczenia. Werbel pokazał Jarzębskiemu dziwny ślad obok tej szuranej drogi.

– Jak to nie jest ręka ludzka…

– Czekaj – przerwał Jarzębski. – Niech ja to sobie wyobrażę.

Przyglądali się w milczeniu przez całą minutę, oświetlając podłogę reflektorem pod różnymi kątami. Stary kurz i rozmaite młodsze śmieci układały się w sposób dający wiele do myślenia.

– Tak – zawyrokował Jarzębski. – Ty masz rację. Tak to wygląda, jakby ktoś jechał na tyłku, podpierając się rękami. Inwalida…?

– Inwalida nie inwalida, zamykamy to i wezwij techników. Nie ruszę się, póki nie przyjadą, niech zbadają pomieszczenie. Ma to sens, czy nie, warto sprawdzić.

– Dobra, idę do wozu…

Oczekiwanie w nawiedzonym lokalu piwnicznym, mimo atrakcyjności śladów, nie było ani wesołe, ani przyjemne, wyszli zatem na zewnątrz. Dziedziniec im się szybko znudził, przeszli na drugą stronę budynku. Na to coś, co niegdyś było ogrodem, patrzyli wzrokiem obojętnym aż do chwili, kiedy zaciekawiło ich osobliwe zjawisko przyrodnicze. W jednym miejscu mianowicie krzaki rosły krzywo.

Przyjrzeli się temu najpierw z daleka, potem podeszli bliżej. Obniżenie terenu na dość długim odcinku, wąskie, niezbyt głębokie, wyglądało jakoś dziwnie. Gęsta trawa, zielska, zarośla, stare krzaki bardzo kolczastych róż i ogromne, wybujałe osty przeszkadzały przyjrzeć się lepiej i zbadać dno zagłębienia, ale wydawało się, że coś tu jest nie w porządku. W dołku, na górce, czy też na różnych zboczach rośliny na ogół rosną prosto.

Obejrzeli to z bliska, przeszli wzdłuż rowu i nabrali podejrzeń, że zagłębienie jest świeże.

– Ja bym to rozkopał – powiedział Jarzębski trochę niepewnie.

– Ja też – zgodził się Werbel. – Chociaż nie wiem dlaczego, więc lepiej bez szumu. Trzeba pogadać z właścicielem.

– Podobno nie całkiem przytomny.

– No to z żoną.

– Można, dlaczego nie…

Przyjazdu ekipy nie spodziewali się wcześniej niż za jakieś dwadzieścia minut, podjechali zatem te osiem kilometrów do grójeckiego szpitala. Z właścicielem pozwolono im porozmawiać, byle krótko, nie bawili się więc w dyplomację, tylko przystąpili od razu do rzeczy. Na rozkopanie kawałka ogrodu wyraził zgodę bez namysłu, podpisał się nawet pod stosownym oświadczeniem, nie czytając wcale uwidocznionych na nim liczb. Na złożenie jednego podpisu lekarz wyraził niechętną zgodę. Wrócili do Pojednania i podjechali do bramy równocześnie z samochodem techników.

Technicy potwierdzili ich wrażenia. Istotnie, pajęczyny w kącie zdewastowała ludzka postać, wzrostu mniej więcej metr sześćdziesiąt do sześćdziesięciu pięciu, ludzka postać także przejechała na pośladkach przez pół piwnicy, wlokąc nogi za sobą, po czym podobnym sposobem pokonała schody, wciąż podpierając się rękami. Postaci ludzkich w ogóle było dwie, jedna przemieszczała się metodą parterową, druga była chyba kobietą, na co wskazywał zarówno wzrost jednostki od pajęczyn, jak i ślady damskich pantofli na obcasach, uwidaczniające się gdzieniegdzie pomiędzy śmieciami. Największe zgrupowanie śladów istniało mniej więcej w połowie pomieszczenia, blisko ściany, i wyglądało tak, jakby obie osoby pojawiły się tam z powietrza. Nie weszły wcale, za to wyszły.

– A nie mogło być odwrotnie? -spytał niepewnie podporucznik Werbel. – Właśnie weszły, a nie wyszły? Gdzieś tu zniknęły.

– Mowy nie ma – odparło dwóch techników zgodnie i bez namysłu. – Kierunek wskazuje tylko jedną stronę. Żadnego wchodzenia!

– To znaczy owszem – dodał jednak – damskie pantofle na obcasach prawdopodobnie także weszły i w ogóle pałętały się więcej. I baba, o ile nie był to przebrany facet, pchała się w pajęczyny. Natomiast to drugie przelazło tylko stąd tam i nie ma inaczej!

– To skąd się tu wzięło?

– Tu coś jest – odparł drugi z techników, przytupując w posadzkę. – Moim prywatnym zdaniem jakieś zejście niżej, ta piwnica musi mieć dwie kondygnacje. Już patrzyłem, ale jeśli cokolwiek się otwiera, pojęcia na razie nie mam jak. Jakiś zmyślny interes.

– Możemy jeszcze popróbować, ale to potrwa… Podporucznik Jarzębski puknął Werbla w łokieć.

– Ty, to zapadnięte, co? Tamtędy sprawdzić. Najpierw rozkopiemy ogródek, a potem się zobaczy…

– Do rozkopania ogródka potrzebna zgoda Wieśka – zwrócił mu uwagę Werbel, mając na myśli kapitana Frelkowicza. – Chyba że sami się złapiemy za łopatę, ale mnie trochę brakuje czasu.

– Mnie też. Dobra, na razie wracamy, załatwimy i niech ludzie zaczynają od jutra, bo dzisiaj się nie zdąży…

– Gówno! -powiedział Werbel z wielką energią, zatrzymując się nagle. – Dzisiaj! Wyszły czy weszły, ale oni też mówią, że tamta ziemia zarwała się świeżo. Ty masz pojęcie, że tam ktoś może leżeć pod tymi zwałami…?

Odkrywcza myśl dała swój rezultat i około godziny jedenastej wieczorem sześciu ludzi prawie skończyło odkopywanie całego zawalonego korytarza. Kapitan Frelkowicz nie wytrzymał, przyjechał także, chociaż nikt go do tego nie zmuszał. Komunikacja pomiędzy skromną, niewinną i zdewastowaną altanką a piwnicami dworu objawiła się w całej okazałości, technicy zaś, od dołu, po krótkich wysiłkach, odnaleźli sposób otwierania klapy. Komnatki, do których najpierw dotarto przez głęboki wykop, rozświetliły twarz i duszę podporucznika Jarzębskiego blaskiem zgoła nadprzyrodzonym. Wdarł się do pomieszczeń niczym tajfun, szału dostał ze szczęścia i całkowicie przestał być komunikatywny, szczególnie, iż z wykopanej ziemi wydobyto wielką i pękatą brezentową torbę z licznymi dowodami rzeczowymi.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Zbieg Okoliczności»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zbieg Okoliczności» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Joanna Chmielewska - Wszystko Czerwone
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Wyścigi
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Babski Motyw
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Kocie Worki
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Jak wytrzymać z mężczyzną
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Krowa Niebiańska
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Trudny Trup
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Rzeź bezkręgowców
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Bułgarski bloczek
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Romans Wszechczasów
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Złota mucha
Joanna Chmielewska
Отзывы о книге «Zbieg Okoliczności»

Обсуждение, отзывы о книге «Zbieg Okoliczności» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x