Joanna Chmielewska - Zbieg Okoliczności

Здесь есть возможность читать онлайн «Joanna Chmielewska - Zbieg Okoliczności» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Иронический детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Zbieg Okoliczności: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zbieg Okoliczności»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Tym razem Joanna zostaje zamieszana w przemyt narkotyków i produkcję fałszywych pieniędzy. Na dodatek okazuje się, że zamieszana jest nie prawdziwa Joanna a jej synowa, która wskutek niezwykłego zbiegu okoliczności ma identyczne inicjały imienia i nazwiska. Obie panie ściga nie tylko polska policja ale także międzynarodowi handlarze narkotykami i rodzimi fałszerze pieniędzy.

Zbieg Okoliczności — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zbieg Okoliczności», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Udało mi się. Uwięźnięty pechowiec ponownie odzyskał przytomność. Pomacałam ręką, krążyna ciągle leżała mu na nogach, ale już bez tego straszliwego nacisku, kawałki drewna podpierały ją z boku, lada sekunda pokruszą się i rozlecą, trzeba wykorzystać ten jedyny moment…

– Za co…? – jęczał przytłamszony głupek chrypliwym szeptem. – Miej litość, zmiłowanie boże, weźcie tego diabła, na chwilę, chociaż na chwilę… Dlaczego to piekło jest takie, o Jezu, ratuj…

– Zamknij gębę, cepie, pchnij się trochę! – zażądałam wściekle, starannie pilnując, żeby też szeptać, i ujmując go za ramiona. – Ja pociągnę, a ty wyłaź, rękami się podeprzyj, jak nogami nie możesz, jazda!

Zaparłam się, pociągnęłam z całej siły, rezygnując z ostrożności, bo naprawdę stworzyłam mu tylko moment ulgi. Zgłupieć zgłupiał, ale może z tego obłędu zrobił się posłuszny albo instynkt w nim zadziałał, bo spełnił rozkaz. Dopomógł w tym wyciągnięciu, udało mi się metodą szarpnięć wysunąć go spod zwałów ziemi, po czym natychmiast drewno szlag trafił i grunt posypał się na nowo. Na szczęście na nogi zleciało mu tylko trochę czarnoziemu luzem.

Nie poprzestałam na tym sukcesie, szarpnięciami posuwałam go coraz dalej. Jęczał strasznie, aż wreszcie znów stracił przytomność. Własnymi siłami dowlokłam go do komnatki i usiadłam na byle której pace, osłabła doszczętnie.

Po dość drugiej chwili przypomniało mi się, że widziałam tu kran. Podniosłam się nieco chwiejnie, odkręciłam, poleciała woda, niech to piorun spali, gorąca. W dodatku zardzewiała. Nie miałam czasu czekać, aż się oczyści i wystygnie, jakiś drobny fragment mojego umysłu zastanawiał się, skąd gorąca, pewnie mają własną kotłownię i palą, bo jest jesień, remontują, tynki muszą im schnąć, farby też, wolą, żeby im było ciepło, co mnie to zresztą obchodzi… Wzięłam to brązowe świństwo w dłonie i nalałam mu na głowę.

Wątpliwe, czy pod wpływem gorącej wody, ale jednak przytomność odzyskał. Przyjrzałam mu się, chudy, kędzierzawy, oczy głęboko osadzone, cienki nos, czy ja go przypadkiem już kiedyś nie widziałam…? Gęba wydaje mi się znajoma… Tak, Chryste Panie, parę lat temu, młodszy był, nie szkodzi, już go pamiętam, fotograf Mikołaja…! Schyliłam się gwałtownie, obejrzałam profil, zgadzało się! To on wyleciał z domku bagażowego…!

Patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami, w śmiertelnej panice i udręce.

– Gdzie torba? – warknęłam okropnie. – Zabrałeś torbę Mikołaja, cóżeś z nią zrobił, pacanie?! Jak leży pod tym zwałowiskiem, przysięgam, zabiję cię!

Wydał z siebie głos. Jąkał się i chrypiał.

– Proszę diabła… Ja nie… To pomyłka… Dlaczego piekło…? Za co…? Na ile, jak długo, miejcie jakieś miłosierdzie… Wody… Ja proszę… wody…

Byłam pewna, że ta ciecz mu zaszkodzi, ale nagle przypomniałam sobie, że nie znajduję się w Warszawie. Muszą tu mieć własne ujęcie, może ona źródlana, czort bierz, brązowe niech zleci i jakoś przetrzyma. Odkręciłam kran, odczekałam, brązowe zbladło, po chwili zaczęło lecieć przezroczyste i bezwonne, chociaż ciągle gorące, woda chyba, czysta i nieszkodliwa. Znalazłam jakiś słoiczek trochę zakurzony, uniosłam mu ten głupi łeb, napił się z wysiłkiem. Zaczęło mi się wydawać, że rozumiem, co mówi, jest przekonany, że umarł i znajduje się w piekle. Ciekawe dlaczego, tyle na-grzeszył, czy co? W piekle powinno być raczej czarno, może w jasnym oświetleniu te majaki mu przejdą…?

Zamknął oczy, głowa mu opadła i stuknęła o beton. Wciąż z zamkniętymi oczami, zaczął znów szeptać.

– Ja wiem, zimnej nie macie… Co teraz? Dobra, odwalcie wszystko… Jezu, i tak do końca świata…

– Przestaniesz bredzić czy nie? – rozzłościłam się. – Rusz tymi kopytami, niech wiem, czy masz połamane!

Oprzytomnij w ogóle, ty ośle denny, żyjesz, wcale nie umarłeś! Rozejrzyj się, znasz ten lokal!

Otworzył oczy gwałtownie, przez chwilę patrzył na mnie. niedowierzająco, a potem zastosował się do polecenia. Głową mógł poruszać swobodnie, popatrzył dookoła, znów spojrzał na mnie.

– Jak to…? – powiedział i był już w tym cień nadziei.

– Tak to. Żyjesz i jesteś ciągle na tym świecie, a nie na tamtym.

– A ty… nie jesteś diabeł?

– Kretyn szczytowy.

– To dlaczego… takie czarne… A, Murzynka? Skąd Murzynka, dlaczego…?!!!

Mimo sytuacji, raczej dość uciążliwej, złożyłam sobie gratulacje. Przebranie było doskonałe. Równocześnie ujrzałam nagle na ścianie własny cień, któreś z tych cholernych warkoczyków wymknęły się z uwięzi i sterczały do góry, tworząc najprawdziwsze rogi. Zrozumiałam, skąd mu się wzięło piekło.

– Przypadkiem tu jestem – powiedziałam stanowczo.-1 mam co innego do roboty, niż się cackać z paranoikiem. Przyswój sobie, że uszedłeś z tego z życiem i odpowiadaj na pytania, bo mi czasu brakuje. Po coś tu przylazł?

Milczał przez chwilę.

– Nie powiem.

– To cię zostawię i zdechnij sobie. Gdzie masz torbę Mikołaja?

– W domu. Tam było o tym. O tej altance… Ciemno mi się w oczach zrobiło, bo pomyślałam wszystko razem. Bez względu na trudności muszę go stąd wywlec, żeby się dostać do piekielnej torby. Ten na górze już może oprzytomniał i porozwiązywał sznurki i krawaty. Nie daj Bóg, zamknie klapę do podziemi i na nowo nawali na nią ten cały wagon armatury. To głupie tutaj nie chce gadać, za mało mam czasu na porządne przeszukanie, są tu jakieś materiały na Pawła, czy nie?! Boże, zmiłuj się, jełop z piekła o Pawle może nic nie wiedzieć, za młody, nie będę go przecież uświadamiać!

– Mów, co tu jest? – zażądałam z energią. – Są dowody przeciwko tobie? Mnie nie zależy, możemy je zabrać.

Kiwnął głową. Wyglądało na to, że nagły powrót z tamtego świata oszołomił go i ogłupił doszczętnie. Łypał błędnym okiem na wszystkie strony, w końcu utkwił spojrzenie w żelaznej szafie, stojącej pod ścianą. Nie pytałam dalej, podniosłam się, szafa była zamknięta, obejrzałam się na głupka, uczynił ruch w kierunku kieszeni i powstrzymał się. Próbował mi przeszkodzić, kiedy grzebałam w jego wdzianku, ale miał za mało siły. Wydłubałam trochę ziemi, papierosy, zapałki, bilet autobusowy i spięte spinaczem kluczyki. Jeden pasował do szafy, otworzyłam grube, ciężkie drzwi.

Wewnątrz leżały na półkach liczne pliki banknotów i nic więcej. Jedna półka, najniższa, była zupełnie pusta.

– Macałeś ten cały szmal? – spytałam gniewnie i z naganą. – Każda sztuka ma twoje odciski palców? O co chodzi?

Przerażenie znów pojawiło mu się we wzroku i na twarzy. Coś sobie przypominał, panika się wzmogła. Spojrzał na wejście do korytarzyka.

– Ja to zabrałem – wyszeptał. – Rany… To jest tam…

– Szlag jasny żeby to trafił – powiedziałam w przestrzeń. Nie wdawałam się dalej w pogawędki z idiotą. Niepokój mnie szarpał zatrutymi szponami, zostawiłam go bez słowa, przebiegłam przez pozostałe pomieszczenia i wylazłam na górę. Kozi matador z rozbitym czerepem wyraźnie odżywał, poruszał rękami i nogami, przytomność odzyskał już z całą pewnością i próbował się uwolnić. Miałam do wyboru, wykończyć go gruntownie, albo zmyć się z tego miejsca razem z tamtym cepem, który, zdaje się, wiedział wszystko. Wróciłam na dół.

– Słuchaj, kotek – powiedziałam, bliska szaleństwa z furii. – Ja cię na plecach nie wyniosę. Jeśli chcesz ratować życie, skup silną wolę i rusz się, do ciężkiej cholery!

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Zbieg Okoliczności»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zbieg Okoliczności» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Joanna Chmielewska - Wszystko Czerwone
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Wyścigi
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Babski Motyw
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Kocie Worki
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Jak wytrzymać z mężczyzną
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Krowa Niebiańska
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Trudny Trup
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Rzeź bezkręgowców
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Bułgarski bloczek
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Romans Wszechczasów
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Złota mucha
Joanna Chmielewska
Отзывы о книге «Zbieg Okoliczności»

Обсуждение, отзывы о книге «Zbieg Okoliczności» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x