– Tyle forsy za składowanie odpadów? – zapytał zdziwiony Pete.
– Właśnie – odparł pan Andrews. – Wiedział, że czasu ma już niewiele. Jak myślisz, dlaczego Agencja Ochrony Środowiska nakłada grzywny na różne firmy w całym kraju? Legalne pozbywanie się odpadów przemysłowych jest konieczne, ale kosztowne. Wiele przedsiębiorstw zrobi wszystko, by oszczędzić sobie pieniędzy i kłopotów. Kilka miesięcy temu Agencja nakryła w Los Angeles przedsiębiorców, wlewających śmiercionośne płyny prosto do miejskiej kanalizacji.
– O rany! Przecież pracownicy oczyszczalni ścieków mogli się zatruć! A woda pitna! – zawołał Jupe.
– Dokładnie – odparł pan Andrews. – Po tym incydencie wydawca polecił mi zająć się sprawą niebezpiecznych odpadów. Zbiegło się to z telefonem od Marka MacKeira. Zadzwonił do redakcji i prosił o rozmowę z reporterem. Początkowo był tak wystraszony perspektywą tego, co się może zdarzyć, jeśli opowie mi o wszystkim, że nawet nie podał swojego nazwiska. Zdradził tylko, że pracował dla sieci sklepów samochodowych i odkrył, że ich właściciel obniżał koszty, płacąc jakimś podejrzanym osobnikom za wywóz odpadów. Nikt nikomu nie zadawał zbędnych pytań. Chodziło o płyny hamulcowe i akumulatorowe, zużyty olej silnikowy, rozcieńczalniki do farb. MacKeir porozmawiał z właścicielem i poprosił go, by zainteresował się całą sprawą, jednakże on nie tylko kontynuował proceder, ale jeszcze zagroził niewygodnemu pracownikowi, że go wyleje z roboty. Wtedy Mark zaczął śledzić owego przewoźnika odpadów – a był nim Nancarrow – i zdemaskował jego działalność. MacKeir był uczciwym człowiekiem, który pragnął, by przedstawić opinii publicznej prawdę o nielegalnych śmietniskach i zagrożeniach, jakie niosą ze sobą toksyczne odpady. Dlatego zgodził się poinformować mnie dokładnie o wszystkim, co się dzieje.
Oparty o drzwi Daniel przysłuchiwał się spokojnie wywodom pana Andrewsa.
– Zatruwają naszą dolinę – odezwał się w końcu. – Ziemię, wodę, zwierzęta, nawet powietrze, którym oddychamy. Sprowadzili na nas wszystkich chorobę, a być może zabili także mojego wujka.
– Rząd ma duże doświadczenie w likwidowaniu skutków toksycznych zanieczyszczeń. Zrobią, co będą mogli, by wam pomóc – pocieszył chłopca pan Andrews. – Przykro mi z powodu śmierci twojego wujka. Nie słyszałem, żeby któryś z bandytów o nim wspominał, więc nie wiem, co naprawdę się wydarzyło i czy oni maczali w tym palce.
Jupiter przesunął się do przodu i usiadł na fotelu kierowcy.
– Czy wystarczy panu materiału do napisania reportażu? – spytał ojca Boba.
– Mam świetny początek – odparł pan Andrews. – W biurku leży wiele notatek Nancarrowa, tylko czekają, żeby je przeczytać. Ten samochód był jego biurem. Dzięki temu, że Nancarrow przez cały czas jest w ruchu, trudniej go schwytać.
– No to zmywajmy się stąd – zaproponował Pete. – Biuro zabieramy ze sobą. Jupe, przesuń się. Ja poprowadzę – oświadczył, idąc w stronę miejsca kierowcy.
– Nie, ja to zrobię – zaprotestował ojciec Boba.
– Pan jest chory – przypomniał Pete.
– On ma rację, tato – poparł przyjaciela Bob.
– Świetnie się czuję – zaoponował pan Andrews. Nagle zakręciło mu się w głowie i musiał chwycić się oparcia krzesła. Opadł na nie ciężko. – No cóż, chyba jednak wam ustąpię – przyznał.
– Nie mogę znaleźć kluczy – powiedział Jupiter. – Czy pan wie, gdzie one są? – zwrócił się do ojca Boba.
– Nancarrow musiał je zabrać ze sobą.
Wszystkim zrzedły miny.
– W porządku, uruchomię go bez kluczyków. Postaram się zewrzeć obwody z pominięciem stacyjki. – Pete ruszył ku drzwiom. Chciał wysiąść i otworzyć maskę samochodu.
– Poczekaj – rozkazał stanowczym tonem Daniel. Młody Indianin znieruchomiał tak, jak w lesie podczas nieoczekiwanego spotkania z Pete’em. Zamknął oczy, nasłuchując, co dzieje się za oknem. – Tam są jacyś ludzie – oświadczył.
Przykucnął szybko, to samo zrobiły cztery pozostałe osoby w samochodzie. Ukradkiem wyglądali przez okno.
Daniel miał rację. Między sosnami i brzozami ktoś się poruszał. Kilka cieni przesuwało się po całej polance, od czasu do czasu błysnęła lufa karabinu.
– To zasadzka. – Jupiter oddychał ciężko. Wszyscy zamarli.
– Widzę Nancarrowa – szepnął nagle pan Andrews.
– Jest także to krwiożercze bydlę, Biff – dodał Pete.
– Ten facet jest niebezpieczny. – Głos Boba drżał ze zdenerwowania. – Dręczenie i zabijanie ludzi sprawia mu przyjemność.
– Słuchajcie, towarzyszy im nasz wódz – stwierdził ze zdziwieniem Daniel. – Oraz Ike Ladysmith.
– Ike Ladysmith pracuje dla wodza? – Jupiter rozpoznał w Indianinie żylastego faceta, który dał znak Mary, że pikap dla chłopców jest gotowy do drogi.
– Czasami – odparł Daniel. – Patrzcie, wódz i Ike mają walkie- talkie! I nowe strzelby. Nawet nie wiedziałem, że ktokolwiek w naszej wiosce posiada taki wspaniały ekwipunek. Wódz jest znakomitym strzelcem. Strzelba jest najlepszym prezentem, jaki można mu ofiarować.
– Ruger 10/22. – Jupiter rozpoznał markę broni. Ogarnęła go panika. Jakim cudem zdołają się stąd wydostać, skoro otaczają ich przeciwnicy uzbrojeni w strzelby o tak dużej mocy?
– Mary powiedziała, że wasz wódz kupuje różne rzeczy dla mieszkańców wioski – dodał Bob. – Drogie rzeczy, takie jak części do samochodów. Poza tym posiada całkiem nowego pikapa. Może osiągnął dobrobyt dzięki temu, że Nancarrow płaci mu za milczenie na temat tego, co dzieje się w dolinie.
– To niemożliwe! Wódz jest człowiekiem honoru! – Ładna twarz Daniela spochmurniała.
W samochodzie powstało niemiłe napięcie. Bob niechcący sprawił, że w Danielu zaczęły narastać wrogie uczucia. Tymczasem przeciwnik na zewnątrz był wystarczająco groźny, by nie stwarzać antagonisty we własnym gronie.
– Sytuacja nie wygląda najlepiej – powiedział dyplomatycznie pan Andrews – ale Daniel ma rację. Brakuje wystarczających dowodów, by oskarżyć wodza lub lke’a Ladysmitha.
– Kto wobec tego uszkodził hamulce, przez co niemal się nie pozabijaliśmy? – zapytał Pete.
Daniel przez chwilę wpatrywał się w niego z powagą, po czym odwrócił się.
– Nie wiem – odparł spokojnie.
– Tak czy owak, jedno jest pewne – powiedział Jupe, zmierzając w stronę miejsca kierowcy. – Musimy wymyślić, jak się stąd wydostać, i to szybko.
– Czy jest tu jakaś broń? – Pete zaczął przeszukiwać niewielką szafkę gospodarczą.
– Daremny trud – uprzedził pan Andrews. – Nancarrow nie rozstaje się ze swoją strzelbą. Musimy znaleźć inny sposób.
Jupiter myślał szybko, błądząc dłońmi pod deską rozdzielczą.
– Przyznaję, że jeśli ciotka Matylda czegoś mnie nauczyła, to tego, że zawsze należy być przygotowanym na różne sytuacje. A taki facet, jak Nancarrow, naprawdę musi być gotowy na wszystko, zwłaszcza jeśli ten samochód jest jego biurem. A nie mówiłem? – Jupiter triumfalnie wyciągnął przed siebie dłoń, na której leżała niewielka kasetka. W takich pudełeczkach z przyczepionym magnesem ludzie przechowują zazwyczaj zapasowe kluczyki do samochodu. – Wyobraźcie sobie, że Nancarrow musiałby szybko się skądś wynosić, a kluczyki zostawiłby w innych spodniach. Co by wtedy zrobił? Byłem pewien, że ma dodatkowe.
Jupe z dumą wręczył kluczyki Pete’owi, który natychmiast zajął miejsce kierowcy. Wszyscy odetchnęli z ulgą.
– Ruszamy, Pete. – Osłabiony pan Andrews znowu osunął się na krzesło. – Jedź tą drogą, którą przywiózł cię tu Biff. Cokolwiek by się działo, nie zatrzymuj się. Nawet jeśli przestrzelą opony. Zmierzamy prosto do Diamond Lake! – dorzucił ponaglającym tonem.
Читать дальше