– Musimy zaczekać z ostatecznymi wnioskami.
– Ale przecież wiekowy właściciel sklepu nie zmyślałby czegoś takiego!
– Wszyscy popełniamy błędy.
– Łącznie z tobą. Pamiętasz o tym?
– Nieustannie.
Milczeli przez chwilę.
– Masz jakieś zastrzeżenia do ludzi uprawiających kulturystykę? – zapytał Skarre.
– Nie, choć to mi się nie podoba.
– Nie podoba ci się? Czyli jednak masz zastrzeżenia?
Sejer spojrzał na młodszego kolegę.
– To jest jak bezustanne ładowanie akumulatora. Lata uporczywego treningu coraz większymi ciężarami. Prędzej czy później pojawia się potrzeba wyładowania nagromadzonej energii, lecz nie ma ku temu okazji. Są tylko coraz większe ciężary. Oszalałbym.
Skarre uśmiechnął się.
– Właśnie: szaleniec, do tego bardzo silny.
Dziewiętnaście minut później zajechali przed sklep Gunwalda. Właściciel właśnie rozpakowywał pudła z płatkami kukurydzianymi. Kiedy zobaczył ich przez okno, nogi ugięły się pod nim. W wyglądzie tych dwóch było coś złowieszczego. Natychmiast przypomniała o sobie migrena.
– Ja… To znaczy bardzo mi przykro – wyjąkał. – Powinienem był powiedzieć o tym wcześniej, ale tyle się działo… Oczywiście Einar tego nie zrobił, ani Gøran, i dlatego tak długo się wahałem…
– Einar Sunde?
– Tak. – Przygryzł wargę. – Rozpoznałem go i jego samochód też. Zielony ford sierra.
– Ale było już późno, prawie całkiem ciemno…
– Widziałem wyraźnie. Jestem pewien. Niestety.
– Ma pan dobry wzrok? – zapytał Sejer, z powątpiewaniem spoglądając na grube szkła jego okularów.
– Tak, pod warunkiem że mam je na nosie.
Sejer starał się nie stracić cierpliwości.
– Byłoby lepiej, gdyby od razu nas pan o tym poinformował.
Gunwald otarł czoło.
– Tylko żeby nikt się nie dowiedział, że wam powiedziałem… – wyszeptał.
– Tego nie mogę obiecać. Rozumiem pańskie obawy, lecz bez względu na to, czy to się panu podoba, czy nie, jest pan teraz ważnym świadkiem.
– Tutaj nie lubią takich, co za dużo widzą. Weźcie na przykład tę biedną Lindę Carling. Nikt z nią nie rozmawia.
– Jeśli Gøran albo Einar mają jednak z tym coś wspólnego, to czy nie sądzi pan, że ludzie będą zadowoleni, iż dostali to, na co zasłużyli?
– Pewnie tak. Ja bym na pewno był.
Sejer nabrał powietrza w płuca i wypuścił je powoli.
– To naturalne, że staramy się myśleć jak najlepiej o ludziach, których znamy, ale to nie zawsze możliwe.
Gunwald skinął głową.
– Aresztujecie go?
– Będzie musiał nam wszystko wyjaśnić.
– Jomann dostanie zawału. Codziennie kupuje gazetę u Einara.
Skarre uważnie przyjrzał się Gunwaldowi.
– Ile ma pan lat? – zapytał łagodnie.
– Sześćdziesiąt pięć.
– Wybiera się pan na emeryturę?
– Może. Jednak co będę wtedy robił? – Wskazał na tłustego psa w kącie. – Jesteśmy tylko we dwóch.
– Czas jakoś minie – odparł Sejer. – Bardzo dobrze, że w końcu pan nam o tym powiedział. Choć rzeczywiście trochę późno. – Ukłonił się uprzejmie. – Jeszcze się zobaczymy.
Gunwald odprowadził ich wzrokiem. Usłyszał odgłos uruchamianego silnika, a kiedy samochód odjechał w kierunku kawiarni, powoli podszedł do psa.
– Może rzeczywiście pora odpocząć – powiedział, głaszcząc ciemny łeb. – Moglibyśmy codziennie się wysypiać i chodzić częściej na spacery. Może schudłbyś trochę.
Przez chwilę patrzył w okno, wyobrażając sobie twarz Einara w chwili, kiedy ten pozna niemiłą nowinę. Potem podszedł do drzwi i zamknął je na zamek. Było bardzo cicho. Poszło łatwiej, niż przypuszczał.
– Chodź – powiedział do psa. – Pora do domu.
– Einar Emil Sunde?
Einar mocniej ścisnął w dłoniach ścierkę do naczyń.
– Tak?
Dwie kobiety, które wcześniej zamówiły kawę, przyglądały się im otwarcie. Musiał oprzeć się o ladę. Lillian odeszła, zabierając połowę mebli. Zmieniła się akustyka pomieszczenia. A teraz ci policjanci. Co ludzie powiedzą? Na jego pociągłej twarzy lęk walczył o lepsze z gniewem.
– Proszę zamknąć lokal, pojedzie pan z nami. Musimy porozmawiać.
– Niby o czym? – zapytał, ale głos go zawiódł i zabrzmiało to jak żałosne piśniecie.
Jechali w milczeniu. Aż pocił się na wspomnienie upokorzenia, jakim była konieczność wyproszenia dwóch kobiet.
– Przejdę od razu do rzeczy – powiedział Sejer. Siedzieli już w jego gabinecie. – Późnym wieczorem pierwszego września widziano pana nad jeziorem Norevann, na cyplu. Miał pan ze sobą walizkę. Wrzucił ją pan do jeziora, a następnie odjechał swoim samochodem. Udało nam się ją odszukać. Należała do Poony Bai, która dwudziestego sierpnia została zamordowana w Hvitemoen.
Einar opuścił głowę.
– Wiemy również, Sunde, że wcześniej trzymałeś walizkę w swojej kawiarni. Pytanie brzmi następująco: w jaki sposób walizka stanowiąca własność Poony Bai dostała się w twoje ręce?
Einar zmienił się nie do poznania. W ciągu zaledwie paru minut przeszedł przerażającą metamorfozę. Został odsłonięty, pozbawiony godności. Nie był to przyjemny widok.
– Wszystko wyjaśnię – powiedział cicho.
– Mam nadzieję.
– Tamtego wieczoru do kawiarni przyszła kobieta. Już wam zresztą o tym mówiłem.
Zakasłał.
– Tak?
– Chcę, żebyście wiedzieli, że to prawda. Powinienem był od razu wam to powiedzieć. Moje przestępstwo polega tylko na tym, że tego nie zrobiłem.
– Czekam – ponaglił go Sejer.
– Zamówiła herbatę i usiadła w kącie, przy szafie grającej. Nie widziałem jej dokładnie, a poza tym byłem zajęty, ale słyszałem, jak kilka razy zakasłała. Byliśmy w kawiarni tylko we dwoje.
Sejer skinął głową.
– Nagle usłyszałem dźwięk odsuwanego krzesła i kroki, a zaraz potem trzaśniecie drzwiami. Właśnie opróżniałem zmywarkę, więc minęło trochę czasu, zanim poszedłem do stolika po filiżankę. – Miał rozbiegane spojrzenie. – I wtedy zobaczyłem walizkę.
– Zostawiła ją?
– Tak. I wyszła. Gapiłem się na walizkę, myśląc, że to trochę dziwne zapomnieć o czymś tak dużym. Kobieta była bardzo zdenerwowana, więc przyszło mi do głowy, że może wyszła tylko na chwilę zaczerpnąć świeżego powietrza i że zaraz wróci. Nie wróciła, więc wstawiłem walizkę na zaplecze, i tam została. A co, miałem zabrać ją do domu? Sądziłem, że po nią wróci. Stała tam cały następny dzień, ale zajmowała mnóstwo miejsca, więc przeniosłem ją do starej spiżarni.
– Proszę mówić dalej.
– O morderstwie dowiedziałem się następnego dnia z radia, lecz nie usłyszałem wszystkiego dokładnie. Między innymi tego, że zamordowana kobieta pochodziła z zagranicy. Minęło sporo czasu, zanim ktoś mi powiedział, że ofiara mogła być jakąś Pakistanką albo Turczynką, a ja domyśliłem się, że to chyba ona. Walizka cały czas stała na zapleczu. Uświadomiłem sobie powagę sytuacji: przecież ta kobieta przyszła do mojej kawiarni i byliśmy tam zupełnie sami… Zacząłem się mocno niepokoić. Oczywiście, nie miałem stuprocentowej pewności, że to ona, ale nie wróciła po walizkę, więc nic dziwnego, że się niepokoiłem. Z upływem czasu robiło się coraz gorzej, aż wreszcie dowiedziałem się, że była żoną Jomanna i przyleciała do niego z Indii. A ja wciąż miałem jej rzeczy! Pomyślałem sobie, że i tak złapiecie zabójcę, z walizką czy bez niej, i że nie będzie miała znaczenia dla śledztwa, więc postanowiłem się jej pozbyć. Kto mnie widział, do cholery? – wybuchnął.
Читать дальше