– Więc wiesz, jak się nazywała?
Kalle skinął głową.
– Musisz zadzwonić na policję – stwierdził stanowczo Einar.
– Chyba nie dam rady. Gunder powinien zadzwonić, ale się nie odważy. Udaje, że nic się nie stało.
– Więc porozmawiaj z nim.
– Jest w szpitalu.
– A co z jego szwagrem?
– Wyjechał do Hamburga.
Kalle nagle poczuł się bardzo zmęczony.
– Policja uruchomiła specjalny numer. Można dzwonić anonimowo.
– Nie. Jeśli zadzwonię, powiem, jak się nazywam. Przecież nie zrobiłem nic złego. Ale wtedy od razu do niego pojadą.
– Nie zastaną go, skoro jest w szpitalu.
– Prędzej czy później go znajdą. A jeśli się mylę?
– To byłoby chyba najlepsze, prawda?
– Nie wiem. Nie znam go dobrze. Zawsze trzyma się na uboczu, mało mówi… Może ty zadzwonisz?
Einar wzniósł oczy ku niebu.
– Dlaczego ja? Przecież to ty brałeś w tym udział.
Kalle odstawił filiżankę.
– Przecież to tylko jeden telefon, nic wielkiego – dodał Einar.
Usłyszeli donośny śmiech Lindy. Jeden z reporterów stał przy jej stoliku.
– Zastanowię się – mruknął Kalle.
Einar zapalił papierosa. Przez jakiś czas obserwował reporterów pogrążonych w ożywionej rozmowie z Lindą i Karen, po czym otworzył drzwi na zaplecze i wszedł do maleńkiego pokoiku, w którym odpoczywał albo zajmował się rachunkami. Za tym pomieszczeniem znajdowała się chłodnia. Z ciężkim sercem spojrzał na stojącą za drzwiami dużą brązową walizkę.
Dziennikarze zlecieli się jak muchy. Zachowywali się tak, jakby wioska należała wyłącznie do nich. Bezustannie polowali, a słowa były ich bronią. Każdy z nich miał własny niepowtarzalny punkt widzenia. Każdy sądził, że znalazł tytuł, jakiego nikt wcześniej nie wymyślił. Robili pełne dramatyzmu zdjęcia, na których nic nie było widać, ponieważ nie wpuszczono ich na miejsce zbrodni. Mimo to czołgali się przez trawę i krzaki, chcąc za wszelką cenę dotrzeć tam ze swoimi teleobiektywami. W ten sposób nieludzki w swej potworności czyn został sprowadzony do niewyraźnego kształtu przykrytego białym prześcieradłem, z kilkoma zwiędniętymi roślinami na pierwszym planie. Dziennikarze wiedzieli, jak przybierać współczujący wyraz twarzy, i doskonale rozumieli głęboko ludzkie pragnienie zaznania choćby piętnastominutowej sławy.
Młodzi z pewnością cieszyli się z rozgardiaszu. Nareszcie mamy na kim oko zawiesić, powtarzała Karen. Lindzie najbardziej podobali się mundurowi; jej zdaniem, reporterzy byli zbyt niechlujni. Dziewczyny przestały chichotać i zaczęły zachowywać się tak, jakby rozumiały grozę sytuacji. Dyskutowały przyciszonym głosem o straszliwej zbrodni, podkreślając przy każdej okazji, że nie mógł jej popełnić żaden z mieszkańców wioski. Bądź co bądź, mieszkają tu od urodzenia i dobrze wszystkich znają.
– Gdzie byłyście wczoraj około dziewiątej wieczorem? – spytał jeden z reporterów.
Obserwował ich młode twarze, słuchając relacji z wydarzeń minionego dnia.
– Byłam z nią – powiedziała Linda, wskazując na Karen.
Karen skinęła głową.
– Wyszłaś za kwadrans dziewiąta. A dlaczego pan pyta akurat o dziewiątą?
– Bo prawdopodobnie około tej godziny dokonano morderstwa – odparł dziennikarz. – Właściciel sklepu, który mieszka niedaleko miejsca zbrodni, mniej więcej w połowie wieczornych wiadomości słyszał stłumione krzyki i warkot silnika.
Linda milczała. Widać było, że intensywnie myśli. Nagle spłynęło na nią olśnienie. Wracając do domu od Karen, mijała łąkę w Hvitemoen. Zaczęła sobie przypominać. Jechała na rowerze i musiała ominąć samochód zaparkowany na poboczu. Odruchowo zerknęła w bok, na łąkę, i zobaczyła dwoje ludzi, mężczyznę i kobietę. Gonili się, jakby grali w berka. W pewnej chwili mężczyzna dopadł kobietę i powalił ją na ziemię. Zobaczyła splątane ciała. Zrozumiała, co naprawdę widzi: dwoje ludzi, którzy chcą uprawiać seks, publicznie, na widoku, nie przejmując się, że ona jest tuż obok. Zawstydziło ją to i zarazem rozbawiło, a nawet zirytowało, ponieważ sama była jeszcze dziewicą. Od dawna dręczył ją lęk, że umrze jako stara panna. Dlatego zachowywała się tak wyzywająco, jakby zawsze miała ochotę na seks. Ale tych dwoje… Zastanowiła się głęboko. Reporterzy czekali. Nagle zaświtała jej niepokojąca myśl. A jeżeli to wcale nie była zabawa? Jeśli mężczyzna gonił kobietę, żeby ją zabić? Ścigał ją, oboje upadli na ziemię, splątane w walce ciała… Nagle zrobiło jej się niedobrze. Szybko przełknęła nieco napoju.
– Jechałaś wtedy rowerem przez Hvitemoen? – zapytał reporter.
– Tak.
Karen doskonale znała przyjaciółkę, więc od razu zauważyła zmianę w jej zachowaniu.
– To okropne, kiedy teraz o tym myślę. Być może to stało się zaraz potem…
– Zauważyłaś coś podejrzanego? Na drodze albo w pobliżu drogi?
Linda pomyślała o czerwonym samochodzie i stanowczo pokręciła głową.
– Nic. Ani żywej duszy.
– Gdybyś jednak coś sobie przypomniała, musisz od razu zawiadomić policję.
Wzruszyła ramionami i straciła zainteresowanie rozmową. Chwilę potem reporterzy wstali od stolika i zarzucili torby na ramię. Wychodząc, spojrzeli z ukosa na Einara stojącego za barem. Karen pochyliła się w stronę przyjaciółki.
– A jeśli to byli oni? – zapytała z przejęciem.
– Ludzie, których widziałam, byli zajęci czymś innym! – zaprotestowała Linda.
– Wtedy owszem. A jeżeli najpierw się kochali, a potem on ją zabił? Takie rzeczy przecież się zdarzają!
Dało to Lindzie do myślenia.
– Moim zdaniem powinnaś jednak zadzwonić na policję – stwierdziła Karen.
– Przecież prawie nic nie widziałam!
– Zastanów się, może przypomnisz sobie więcej.
– Na szosie stał samochód.
– A widzisz! – wykrzyknęła Karen. – To bardzo ważne. Policja na pewno będzie tym zainteresowana. Jaki to był samochód?
– Czerwony.
– Nie pamiętasz nic więcej?
– Byłam zajęta tym, żeby go ominąć.
– Co widziałaś? Jak oni wyglądali?
– Nie pamiętam. Po prostu mężczyzna i kobieta.
– Jakie mieli włosy? Czy byli grubi czy chudzi?
– Nie wiem.
Umilkły na chwilę. Einar krzątał się za barem.
– A samochód? Skup się. Był stary czy nowy? Duży czy mały?
– Niezbyt duży. Błyszczący. Czerwony.
– Tylko tyle pamiętasz?
– Tak, ale jeśli taki zobaczę, chyba go rozpoznam.
– Moim zdaniem, powinnaś zadzwonić na policję – powtórzyła Karen. – Porozmawiaj z matką, ona ci pomoże.
Linda się skrzywiła.
– A nie mogłybyśmy zadzwonić razem? Na wypadek gdybym miała chlapnąć coś głupiego. Czy muszę podać im swoje nazwisko?
– Nie mam pojęcia. Nic nie chlapniesz, oni po prostu spiszą to, co im powiesz, i porównają z tym, co już wiedzą. Jeśli jeszcze ktoś zauważył czerwony samochód, zaczną go szukać, i to wszystko.
Linda wciąż nie mogła się zdecydować. Bardzo chciała uwierzyć, że naprawdę coś widziała, a równocześnie bała się ośmieszyć. Pokusa była jednak ogromna. „Policja znalazła kluczowego świadka w sprawie zabójstwa w Hvitemoen. Świadek widział zaparkowany samochód i przekazał częściowe rysopisy dwóch osób, które zauważył w tamtej okolicy krytycznego wieczoru".
Jak oni właściwie wyglądali? Zapamiętała coś niebieskiego, może nawet granatowego, i coś białego. Mężczyzna miał białą koszulę, kobieta była ubrana w coś ciemnego. Linda chciała jak najprędzej wrócić do domu i obejrzeć wiadomości.
Читать дальше