– Nie, nie wiedziałam. Nie mogę w to uwierzyć! – Przypomniała sobie, jak ojciec krzyczał przez sen: „Proszę zamknąć oczy, pani Gillespie. Niech pani zamknie oczy!”.
– Wierzysz, że to możliwe. Tak wykazuje aparat.
– Nie – wyszeptała. – Tata nie mógłby nikogo skrzywdzić, on tylko pomagał ludziom. Tak bardzo bierze sobie do serca, kiedy któryś z jego pacjentów musi cierpieć.
– Czy uważasz, że mógł próbować skrócić czyjeś cierpienie?
– Nie rozumiem.
– Wydaje mi się, że rozumiesz. Eleanor, w Boże Narodzenie Arthur Stevens usiłował podpalić klinikę.
– To niemożliwe.
Po usłyszeniu tej wiadomości zbladła z przerażenia. Ze strachem wpatrywała się w mężczyznę zadającego jej pytania, gdy usłyszała ostatnie nich:
– Czy miałaś kiedyś jakiś powód, żeby podejrzewać, że Arthur Stevens cierpi na manię zabijania?
W nocy Arthur co dwie godziny łykał pastylki kofeinowe. Nie mógł ryzykować, że zaśnie i będzie mówił przez sen. Przykucnął w szafie, zbyt spięty, żeby się położyć, i wpatrywał się w ciemność.
Był taki nieostrożny. Gdy Patricia Traymore wróciła do domu, przysunął się do drzwi szafy i nasłuchiwał, jak chodziła po domu. Usłyszał szum w rurach, gdy brała prysznic, a potem zeszła na dół i Arthur poczuł zapach parzonej kawy. Słyszał, jak dziennikarka grała na fortepianie. Wiedział, że na zewnątrz było bezpiecznie, więc usiadł na podeście schodów i słuchał muzyki.
Wtedy głosy znowu zaczęły do niego mówić, że po załatwieniu tej sprawy będzie musiał znaleźć nową klinikę, żeby kontynuować swą misję. Tak głęboko się zamyślił, że nie zauważył, kiedy Pat przestała grać; nie pamiętał, gdzie jest, i uświadomił to sobie dopiero wtedy, gdy usłyszał jej kroki na schodach.
Biegnąc spiesznie do kryjówki, nadepnął na obluzowaną klepkę; Pat zorientowała się, że coś jest nie w porządku. Nie śmiał oddychać, gdy otworzyła drzwi szafy. Ale, oczywiście, nie przyszło jej do głowy, żeby zajrzeć na półki.
W ten sposób czuwał przez całą noc, wyczulony na każdy dźwięk, świadczący o przebudzeniu się dziennikarki. Uspokoił się, gdy wreszcie wyszła z domu. Nie opuszczał jednak swojej kryjówki na dłużej niż kilka minut. Bał się, że zostanie wykryty. Mijały długie godziny. Głosy nakazały mu włożyć brązową długą suknię Patricii Traymore.
Jeśli zdradziła Glorię, to w tym stroju wymierzy jej karę.
Pat dotarła do telewizji dwadzieścia pięć minut przed dziesiątą i postanowiła pójść jeszcze na kawę i bułeczkę do bufetu. Nie była przygotowana na atmosferę tak pełną napięcia, kiedy wszyscy są podenerwowani i gotowi wybuchnąć. Wiedziała, że tak będzie ostatniego dnia nagrań. Głowa jej pękała, ciało miała obolałe. Źle spała, dręczyły ją nocne koszmary. Raz nawet coś krzyknęła, ale nie pamiętała, jakie to były słowa.
W samochodzie wysłuchała dziennika i dowiedziała się o śmierci Catherine Graney. Ciągle miała ją przed oczami. Widziała jej twarz promieniejącą szczęściem, kiedy opowiadała o swoim synu, pamiętała, jak czule głaskała starzejącego się setera irlandzkiego. Catherine Graney zrealizowałaby swą groźbę i wniosłaby sprawę do sądu przeciwko senator Jennings i telewizji po emisji programu. Wraz z jej śmiercią ta groźba zniknęła.
Czy była przypadkową ofiarą jakiegoś przestępcy? Mówiono, że wyszła z psem na spacer. Jak on się wabił? Sligo? Wydaje się nieprawdopodobne, żeby jakiś przestępca chciał atakować kobietę, która idzie z wielkim psem.
Pat odsunęła bułeczkę. Nie była głodna. Zaledwie trzy dni temu piła kawę z Catherine Graney. Teraz ta atrakcyjna, energiczna kobieta nie żyła.
Kiedy Pat doszła do studia, Luther już tam był. Miał czerwone plamy na twarzy i trupio blade usta ze zdenerwowania; lustrował wzrokiem całe pomieszczenie i szukał usterek.
– Powiedziałem, żeby wyrzucić stąd te kwiaty! – krzyczał. – Nie obchodzi mnie, czy zostały właśnie przywiezione, czy nie! Wyglądają jak nieżywe. Czy ktoś wreszcie może tu zrobić coś sensownego? Ten fotel jest za niski dla pani senator. Wygląda jak jakiś cholerny stołek do dojenia krów. – Spojrzał na Pat. – Wreszcie jesteś. Słyszałaś o żonie Graneya? Musimy jeszcze raz zrobić ten fragment, w którym Abigail mówi o bezpieczeństwie lotów. Używa zbyt mocnych słów, kiedy mówi o tym pilocie. Ludzie mogą źle zareagować, gdy się dowiedzą, że wdowa po nim stała się ofiarą zbrodni. Zaczynamy za dziesięć minut.
Pat przyglądała się Lutherowi. Catherine Graney była dobrą, przyzwoitą kobietą, a ten człowiek martwił się tylko tym, że jej śmierć spowodowała opóźnienie nagrania. Pat odwróciła się bez słowa i poszła do garderoby.
Senator Jennings siedziała przed lustrem z ręcznikiem na ramionach. Zdenerwowana charakteryzatorka biegała wokół niej i lekko pudrowała jej nos.
Abigail miała zaciśnięte dłonie, ale przywitała się z Pat dość serdecznie.
– To jest to, Pat. Czy chciałabyś dojść do tego co ja?
– Sądzę, że tak, pani senator.
Charakteryzatorka wzięła lakier do włosów i sprawdziła go.
– Nie wylewaj tego świństwa na mnie – warknęła Abigail. – Nie chcę wyglądać jak Barbie.
– Przepraszam – bąknęła dziewczyna niepewnym głosem. – Większość osób… – Nie mogła wykrztusić więcej ani słowa.
Pat wiedziała, że pani Jennings patrzy na nią w lustrze i specjalnie unikała jej wzroku.
– Mamy kilka spraw do omówienia. – Ton Abigail stał się stanowczy rzeczowy. – Cieszę się, że ponownie nagrywamy ten fragment o bezpieczeństwie lotów, mimo że to okropne, co stało się z Catherine Graney. Ale chcę powiedzieć bardziej zdecydowanie o konieczności wprowadzenia zmian na małych lotniskach. Zdecydowałam też, że powinniśmy więcej powiedzieć o mojej matce. Nie ma sensu pomijanie tego zdjęcia z „Miror” ani rozwodzenie się nad tekstem z wczorajszej „Tribune”. I trzeba koniecznie podkreślić moją rolę w sprawach zagranicznych. Przygotowałam kilka pytań, które mi zadasz.
Pat odłożyła szczotkę, którą trzymała w ręku, i spojrzała na panią senator.
– Słucham?
Cztery godziny później, przy kanapkach i kawie, cała grupa oglądała już gotowy program. Abigail zajęła miejsce w pierwszym rzędzie, mając po bu stronach Luthera i Philipa. Kilka rzędów dalej siedziała Pat z asystentem reżysera. W ostatnim rzędzie Toby samotnie trwał na straży.
Program rozpoczynali wspólnie Pat, Luther i Abigail.
– Witamy i zapraszamy do obejrzenia pierwszego programu z nowego cyklu „Kobiety w rządzie”…
Pat przyglądała się sobie krytycznie. Była bardziej zachrypnięta niż zazwyczaj; sposób, w jaki siedziała, zdradzał napięcie. Luther zachowywał się całkiem swobodnie i w sumie początek wypadł dobrze. Pat i Abigail świetnie się uzupełniały. Pani senator dobrze zrobiła, wkładając niebieską jedwabną sukienkę, skromną, lecz kobiecą. Uśmiechała się ciepło, mrużąc oczy. Spokojnie przyjęła pochlebny wstęp. Rozmawiali o stanowisku senatora seniora z Wirginii. Abigail mówiła:
– To niezwykle wymagająca i satysfakcjonująca praca…
Potem pokazano króciutki film o Apple Junction, zdjęcie Abby z matką. Głos pani Jennings złagodniał, kiedy mówiła:
– Moja matka miała ten sam problem, co wiele pracujących matek. Owdowiała, kiedy miałam sześć lat. Nie chciała mnie zostawiać samej, więc zaczęła pracować jako gosposia. Zrezygnowała z pracy w hotelu, żeby być w domu, gdy wracałam ze szkoły. Byłyśmy sobie bardzo bliskie. Zawsze martwiła się swoją tuszą. Miała kłopoty hormonalne. Myślę, że wiele kobiet to rozumie. Kiedy namawiałam ją, żeby zamieszkała ze mną i Willardem, zaśmiała się i powiedziała: „Góra nigdy nie przyjdzie do Mahometa”. Była wesołą, kochaną kobietą. – Tu głos Abigail zadrżał. Potem zaczęła wyjaśniać sprawę konkursu piękności. – Mówi się, że wygrałam go dla sławy… Tak naprawdę wygrałam go dla mamy…
Читать дальше