– Ekstrakt.
– Gotowe.
– A, jeszcze coś – zatrzymała go Regan. – Jak się nazywa ten siostrzeniec?
Austin i Ernest odpowiedzieli chórem:
– C.B. Dingle.
– Wygrałem – oznajmił Bobby bez entuzjazmu. – A teraz włóżmy kasetę.
– Najpierw musimy zebrać wszystkie kulki – zwrócił mu uwagę Chris.
Cała trójka na czworakach zbierała kulki rozrzucone po całym saloniku.
– Chyba jedną widziałem pod kanapą – powiedział Fred.
Uniósł brzeg narzuty i przesuwał dłonią po wąskiej szparze pomiędzy kanapą a dywanem. Po omacku zacisnął palce na kulce, lecz poczuł, że nie leży ona na dywanie, tylko na gładkim kawałku papieru. Wyciągnął ten papier i zobaczył, że to karta pocztowa, adresowana do Rosity.
Nabazgrana treść obwiedziona była pstrą mazaniną kolorowych farb. Zdanie brzmiało:
Liczę, że niedługo pójdziemy tu na kolację!!!!
Petey
Stojący koło Freda Chris spojrzał na kartę.
– Mamusi bardzo chciało się śmiać, jak dostała tę kartę. Powiedziała, że podnośnik tego faceta nie dojdzie do szczytu.
Fred uśmiechnął się.
– Czy go widywałeś?
Chris spojrzał na Freda tak, jakby dziwił się, że można zadać podobnie głupie pytanie.
– Nieee! Mamusia poznała go w pracy.
– On pracuje u pana Reilly’ego?
– Kiedyś, raz. Coś tam malował. Ale kolor był jakiś okropny.
Fred odwrócił kartę na drugą stronę. KNAJPKA „U ELSIE”. EDGEWATER, NEW JERSEY. Serce zabiło mu mocniej. Drobiny farby w porzuconej limuzynie. Typ, który pracował u Luke’a Reilly’ego i dostał kosza od Rosity. Facet, który najwyraźniej często odwiedzał bar w rejonie mostu Waszyngtona.
– Puśćcie taśmę – powiedział do chłopców. – Muszę iść do sypialni i zatelefonować.
Pożegnawszy się z panem Bumblesem, Regan i Austin zanieśli prezenty do rodzinnego pokoju.
– Tak, to z pewnością jest możliwy motyw – rzekła z przekonaniem Nora po przeczytaniu dyplomu. – Ale może znowu być tak jak z Alvinem Luckiem.
– Gdybym tylko miała trochę więcej czasu – powiedziała poruszona tą wiadomością Regan. – Bardzo chciałabym tam pojechać i go sprawdzić. Ale za dziesięć minut mają dzwonić porywacze i prawdopodobnie będę musiała niezwłocznie wyruszyć do Nowego Jorku. Muszę się jeszcze spotkać z Jackiem, ma mi przekazać drugą partię pieniędzy.
Rozległ się dzwonek telefonu, który w tej sytuacji zrobił takie wrażenie, jakby był wystrzałem rewolwerowym.
– Chyba nie skorzystaliby z tej linii? – spytała Regan, biegnąc do aparatu telefonicznego.
To był Fred.
Słuchała go.
– Zaczekaj chwilę, Fred. – Zwróciła się do Austina: – Fred właśnie znalazł kartę pocztową od faceta imieniem Petey, który najwyraźniej wykonywał jakieś prace malarskie w domu pogrzebowym. Zapraszał w niej Rositę na kolację do restauracji. Czy wiesz, o kim mówię?
Austin skinął głową.
– Pracował tylko jeden dzień. Całkiem spartaczył robotę. – Austin zamilkł na moment, po czym wykrzyknął: – Zaraz, zaraz! Pokazał się parę dni temu przy wystawionych zwłokach Goodloe’a. To dobry kumpel C.B. Dingle’a.
Nora zaczęła szybciej oddychać.
– Jest malarzem, a w limuzynie znaleziono drobiny farby.
– A karta pocztowa, którą wysłał Rosicie, przedstawia bar w Edgewater – uzupełniła Regan. – To jest tuż na południe od Fort Lee i w miejscu, skąd widać latarnię morską.
Regan powiedziała Fredowi, czego się dowiedzieli o C.B. Dingle’u.
– Jak ten Petey ma na nazwisko? – Fred niemal wywarczał to pytanie do słuchawki przez zęby.
– Austin, czy znasz nazwisko Peteya?
Pytany pokręcił przecząco głową.
– Ale poczekajcie. Dowiem się. – Zadzwonił do biura ze swego telefonu komórkowego. – Sprawdzą w dokumentach. – W chwilę później powiedział: – Facet nazywa się Peter Commet. Mieszka w Edgewater. – Austin zanotował na kartce adres i wręczył ją Regan.
– Fred, podaję ci te dane – powiedziała i odczytała mu uzyskane informacje. – Oni zadzwonią do mnie za dwie minuty. Wrócimy do tej rozmowy zaraz po ich telefonie.
– Regan, mam zamiar poszukać tego typa – rzekł Fred.
– Żałuję, że nie mogę być z tobą.
Telefon zadzwonił dokładnie o czwartej.
– Masz być na Manhattanie przy końcu tunelu Midtown o 5.30.
– Manhattan, koniec tunelu Midtown – powtórzyła, patrząc na Norę.
– Wykorzystują moje opowiadanie – wyszeptała Nora.
– Dopiero co przywiozłam mamę ze szpitala – zwróciła się Regan do porywacza. – Jestem w New Jersey. Potrzebuję więcej czasu.
– Nie możesz dostać więcej czasu.
Austin położył dłoń na ramieniu Regan i bezgłośnie wypowiedział cztery krótkie słowa: „Pozwól, że ja pojadę”. Regan skinęła głową z wdzięcznością.
– W taką pogodę nie jestem zbyt dobrym kierowcą – wróciła do rozmowy z porywaczem. – Czy zgodzicie się, żeby pieniądze przywiózł zastępca mego ojca, Austin Grady? Będzie jechał moim samochodem i korzystał z mego telefonu komórkowego. Nic dobrego by wam nie dało, gdybym miała wypadek.
Na moment zapadła cisza, po czym Regan usłyszała niechętny głos:
– Może być. Ale przez wzgląd na bezpieczeństwo twego ojca i Rosity radzę nie próbować żadnych sztuczek. Hej, wy dwoje, pozdrówcie ją – zwrócił się do zakładników.
Przez krótką chwilę Regan słyszała w tle ich głosy. Jesteśmy coraz bliżej was! – chciała do nich wykrzyknąć. Telefon został wyłączony.
Wykręciła numer Freda.
– Jadę do Edgewater – oznajmił.
– A ja z Alvirah do Fort Lee.
– Czy mógłbym podrzucić dzieci do twojej mamy?
Regan zawahała się.
– A czy one nie sądzą…
– Powiem im, że Rosita z twoim tatą załatwiają pewne sprawy. Jutro i tak będą musiały poznać prawdę.
Regan podała mu wskazówki, jak dojechać do ich domu.
– Daj mi numer swojej komórki. Zapisz numer mamy. Mam ze sobą jej komórkę. Austin będzie się posługiwał moją.
– Pozostaniemy w kontakcie – odparł Fred. – Zachowaj ostrożność.
– Zrobiła się fatalna pogoda – powiedział C.B. do Luke’a po wyłączeniu telefonu. – Pana córka jest zbyt nerwowa, żeby w takich warunkach prowadzić samochód, więc wysyła tego faceta, Grady’ego.
Regan potrafi prowadzić samochód w każdych warunkach, pomyślał Luke. Czy z Norą wszystko w porządku? Czy nie dzieje się coś złego?
C.B. powiódł wzrokiem po kabinie i jego spojrzenie wyglądało na pożegnalne. Wyjął kluczyki od ich łańcuchów z kieszeni i położył je na piecyku w sporej odległości od swych ofiar, poza ich zasięgiem.
– Kiedy dostaniemy pieniądze, wrócicie do domu. Damy im znać, gdzie jesteście, jak już będziemy daleko i bezpieczni.
– Jeżeli nie chcecie doprowadzić do naszej śmierci, to lepiej pośpieszcie się z przekazaniem tej wiadomości – rzekł Luke, wskazując na podłogę łodzi.
Sztorm wzmagał się i łódź kołysała się ze stale wzrastającą siłą. Dawało się słyszeć coraz częściej odgłos uderzeń lodu o jej boki. Podłoga była kompletnie zalana wodą.
– Zatelefonujemy z lotniska. Jak tylko wylądujemy.
– To za późno! – krzyknęła Rosita. – Niewykluczone, że wylecicie dopiero jutro.
– Módlcie się, żeby tak się nie stało – odrzekł C.B.
Drzwi się za nim zatrzasnęły.
Dziesięć minut przed piątą Regan i Alvirah zaparkowały samochód przed frontem wieżowca, gdzie zajmował mieszkanie C.B.
– To ten dom – powiedziała Regan, gdy obie wysiadły z samochodu.
Читать дальше