– Co powiedział?
– Nie teraz. Za chwilę ci powiem.
Mocniej przytulił ją do siebie.
– Nigdzie mi się nie spieszy. Zaczekam nawet dziesięć lat. Czemu nie? W końcu czekam już dziesięć lat.
Eve nie miała pojęcia, o czym Joe mówi. Nie mogła czekać dziesięciu lat. Nie mogła w ogóle czekać. Przytuliła twarz do jego ramienia, starając się zapomnieć o horrorze z pudełka i poradzić sobie z czymś jeszcze gorszym.
– Powiedział, że…
Nie mogła dalej mówić. Jeszcze nie. „Ma na imię Jane”.
– To wszystko jest totalną bzdurą – orzekł Joe. – Jaka znów reinkarnacja?
– Czy mówił tak, jakby sam w to wierzył? – spytał Spiro.
– Chyba nie.
– Czyli manipulował tobą.
– Chciał, żebym uwierzyła. – Eve uśmiechnęła się gorzko. – To go musiało nieźle ubawić.
– Wie, że jesteś za inteligentna na takie bajki – powiedział Joe.
– I wie, co czuję wobec dzieci. – Zacisnęła dłonie. – Kości mu nie wystarczają. A jeśli wybrał już następną ofiarę? Jeśli chce mnie wciągnąć w zabójstwo, zrobić ze mnie jego przyczynę?
– Spryciarz – mruknął Spiro.
– Miło patrzeć na wszystko z boku – rzekła drżącym głosem Eve. – Ja go zbytnio nie podziwiam.
– Ja też go nie podziwiam, tylko oceniam możliwości. Ty na razie zgadujesz.
– Dużo ryzykował, żeby podrzucić to pudełko.
– I zadał ci dużo bólu. To mu może wystarczyć.
Eve potrząsnęła głową.
– To dopiero ruch wstępny. Wykorzystał Bonnie, aby we mnie uderzyć. Uderzył też we mnie groźbą wymierzoną przeciwko kolejnej małej dziewczynce. I usiłował połączyć je w jedno.
– Udało mu się? – spytał Spiro.
– Nie.
Spiro spojrzał na nią zmrużonymi oczyma.
– Ani trochę? Eve spuściła wzrok.
– Nie dałabym sobie tego zrobić.
– Mam nadzieję.
– Musimy ją znaleźć. Musimy znaleźć tę dziewczynkę.
– Nawet nie wiemy, czy naprawdę istnieje – wtrącił Joe.
– Istnieje.
– Może już ją zabił.
Eve nie była w stanie w to uwierzyć.
– Nie sądzę.
– Przyspieszę analizę zawartości pudełka i będę z wami w kontakcie – powiedział Spiro i dodał, zwracając się do Joego: – Chciałbym wiedzieć, w jaki sposób Donowi udało się przedostać pod sam dom.
– Sam sobie zadaję to pytanie. Coś takiego nie powinno się było zdarzyć. Eve potrzebuje większej ochrony.
– Jezioro wije się jak wąż. Nie sposób pilnować każdej zatoczki. Można dopłynąć łodzią w dowolne miejsce i zakraść się pod dom. Musiałbym ustawić agentów na długości co najmniej trzech kilometrów.
– Przyślij przynajmniej jakiś wóz techniczny, żeby można było sprawdzić, skąd dzwoni.
– Obawiam się, że to nic nie da, ale zgadzam się, że…
– Nie – przerwała mu Eve.
Spojrzeli na nią obaj.
– Jeśli się zorientuje, że sprawdzamy jego rozmowy, może więcej nie zadzwonić. Muszę z nim rozmawiać.
Joe zaklął pod nosem.
– Wiesz o tym, Joe, prawda?
– O, tak. Wciągnął cię w pułapkę.
– A jeśli nie zadzwoni? – spytał Spiro.
– Zadzwoni. Niedługo. – Podniosła głowę. – Chcę mi powiedzieć, kim jest ta dziewczynka.
– Już ci powiedział. Wiesz, jak się nazywa i ile ma lat.
– To była jedynie przynęta. Wiem dość, żeby się martwić, ale za mało, aby ją odnaleźć. Musimy ją znaleźć.
– Musisz wobec tego przekonać Dona, żeby powiedział ci coś więcej. Wszystko zależy od ciebie.
Właśnie. Tego chciał Don – żeby poczuła się odpowiedzialna za życie tego dziecka. Żeby usiłowała uratować życie dziewczynce, której nawet jeszcze nie znała.
„Ma na imię Jane”.
I tylko dziesięć lat. Za mało, aby umieć walczyć z potworem.
Mała, bezradna dziewczynka…
Jane walnęła Changa pięścią w nos. Trysnęła krew.
– Oddawaj!
Chang wrzasnął i złapał się za nos.
– Jane mnie uderzyła, Fay. Nic nie zrobiłem, a ona mnie uderzyła.
– Przestań, Jane! – zawołała z kuchni Fay. – Przestań skarżyć, Chang!
– Oddawaj! – powtórzyła Jane przez zaciśnięte zęby.
– Złodziejka! – Chang odsunął się. – Powiem Fay i wsadzą cię do więzienia.
– Oddawaj! – Walnęła go w brzuch i złapała jabłko, które wypadło mu z ręki.
– Stój, Jane! – rozkazała Fay, nim Jane zdążyła zrobić więcej niż dwa kroki.
Jane zatrzymała się z westchnieniem. Ale pech. Jeszcze parę sekund i zdążyłaby wyjść z domu.
– Ukradła jabłko z lodówki. Od dwóch dni kradnie rzeczy. – Chang uśmiechnął się złośliwie. – Każesz ją aresztować, Fay?
– Jakie rzeczy? – zapytała Fay.
– Jedzenie. Wczoraj widziałem, jak chowała do tornistra kanapkę.
– Czy to prawda, Jane? Jane milczała.
– I uderzyła mnie.
– Cicho bądź, Chang. Na litość boską, jesteś od niej większy.
– Mówiłaś, że nie powinienem nikogo bić – odparł obrażonym tonem.
– Mówiłam też, że nie powinieneś skarżyć, a wciąż to robisz. – Fay wyciągnęła z kieszeni chustkę do nosa i podała chłopcu. – Idź już. Spóźnisz się do szkoły.
Chang wytarł zakrwawiony nos.
– Jane wczoraj się spóźniła.
– Jane nigdy się nie spóźnia do szkoły.
– Wczoraj się spóź… – Jane rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie i Chang wycofał się do drzwi. – Sama ją zapytaj! – wykrzyknął i wybiegł z domu.
Fay skrzyżowała ręce na piersiach.
– Pytam cię, Jane.
– Spóźniłam się.
– Dlaczego?
– Musiałam coś zrobić.
– Co?
Jane się nie odzywała.
– Wynosisz jedzenie?
– Tylko trochę.
– Wiesz, że trudno mi związać koniec z końcem i mieć dość jedzenia dla was trojga?
– Mogę jutro nic nie jeść.
– I tak prawie nic nie jesz. To Chang i Raoul są wiecznie głodni. No, właśnie, dlaczego zabierasz z lodówki jedzenie, skoro w domu nic nie jesz?
Jane nic nie powiedziała.
– Kiedy byłam w czwartej klasie, jeden wstrętny łobuz zmuszał mnie, żebym codziennie oddawała mu swoje drugie śniadanie. Czy o to…
– Nikt mnie do niczego nie zmusza. Fay uśmiechnęła się lekko.
– Gdyby ktoś spróbował, walnęłabyś go w nos, co? Jane w milczeniu kiwnęła głową.
– Jeśli masz jakiś kłopot, może mogłabym ci pomóc.
– Nie mam żadnych kłopotów.
– Nawet jakbyś miała, to byś mi nie powiedziała, tak? Nie wiem, dlaczego pytam. – Znużona Fay odgarnęła z czoła kosmyk włosów. – Idź już. Spóźnisz się do szkoły.
Jane zawahała się. Odtąd trudniej jej będzie wynosić jedzenie. Czy może zaufać Fay?
– Mogę wziąć jabłko?
– Jeżeli powiesz mi, po co.
– Dla kogoś.
– Dla kogo?
– On nie może teraz wrócić do domu. Jest tam jego ojciec.
– Kto?
– Mogę go tu przyprowadzić?
– To dziecko? Wiesz, Jane, że nie mogę wziąć więcej dzieci. Ale jeśli ma kłopoty w domu, możemy zawiadomić opiekę społeczną, żeby porozmawiali z jego rodzicami. Powinna była wiedzieć, że Fay nie zrozumie.
– To nic nie da. Ktoś tam pójdzie, a potem napisze raport. Tylko pogorszy sprawę.
– Powiedz mi, kto to jest.
Jane ruszyła do drzwi.
– Chcę ci pomóc, Jane. Zaufaj mi. Wpadniesz w kłopoty.
– Nie spóźnię się więcej do szkoły.
– Wiesz, że nie o to mi chodzi – ciągnęła bezradnie Fay. – Chcę być twoją przyjaciółką. Dlaczego nie możemy się dogadać? Dlaczego nie chcesz mi niczego powiedzieć?
Читать дальше