– Wiesz, jak to jest z biurokracją. FBI robi wszystko po swojemu.
– Znasz Spiro. Pracowałeś w FBI. Potrafisz to załatwić.
– Spróbuję.
– Zrób to. – Uśmiechnęła się smutno. – Inaczej znów ci zginie szkielet. Skoro nie mogę mieć Bonnie, wezmę któregoś z chłopców.
– Ty już przesądziłaś, że to jest Bonnie.
– Muszę ją jakoś nazwać.
– Na liście Frasera była jeszcze jedna dziewczynka, mniej więcej w tym samym wieku.
– Doreen Parker. – Eve zamknęła oczy. – Niech cię diabli wezmą, Joe!
– Za dużo o tym myślisz. Nie chcę, żebyś się załamała, kiedy się okaże, że to nie jest Bonnie.
– Załatw mi tę czaszkę.
Joe zaklął pod nosem.
– Dobrze. Spiro powinien być wdzięczny za jakąkolwiek pomoc w tej cholernej sprawie.
– I bardzo dobrze. Będzie nam potrzebny. Zna się na potworach.
– Ty też.
Tylko na jednym potworze. Tym, który zdominował jej życie po śmierci Bonnie. Przedtem nazywała potwora Fraserem, a teraz może się okazać, że nazywa się on całkiem inaczej.
– Za mało. Ale się nauczę.
– Jesteś pewna, że znów do ciebie zadzwoni?
– Jestem – potwierdziła z gorzkim uśmiechem. – Sam powiedział, że coś nas łączy.
– Idź spać – powiedział Joe, kiedy weszli do domu. – Zadzwonię do Spiro i poproszę go o tę czaszkę. Eve rzuciła okiem na zegarek. Była prawie czwarta rano.
– Nie będzie zachwycony, jeśli go teraz obudzisz.
– Wątpię, czy śpi. Kiedy pracuje nad czymś, prawie nie sypia. Całkowicie się poświęca.
– To dobrze – orzekła Eve, idąc do sypialni. – Uważam, że należy się poświęcać.
– Nie mów. – Joe sięgnął po telefon. – Idź już. Załatwię ci tę czaszkę.
– Dzięki, Joe.
Eve zamknęła za sobą drzwi i poszła do łazienki. Prysznic i łóżko – pomyślała. W żadnym wypadku nie wolno rozmyślać o Bonnie. Ani o tych dwóch chłopcach. Nie wolno wysnuwać żadnych wniosków. Wszystko może zaczekać, aż odpocznie i pokona przerażenie i szok. Jutro, kiedy wstanie, spróbuje jakoś dojść z tym do ładu.
– Wyglądasz strasznie – powiedział Joe. – Nie mogłaś spać?
– Przespałam się parę godzin. Jakoś nie mogłam się wyłączyć. Spiro da mi tę czaszkę?
– Nie obiecał niczego konkretnego. Powiedział, że musi to omówić po rozmowie z tobą.
– Przyjedzie tutaj?
– Dziś o trzeciej po południu. – Joe spojrzał na zegarek. – Za pół godziny. Masz czas na śniadanie. Albo na obiad. Co chcesz?
– Kanapkę. – Eve podeszła do lodówki. – Wciąż jest mi zimno. Pożyczyłam sobie jeszcze jedną flanelową koszulę.
– Zauważyłem. Lepiej na tobie wygląda. – Joe usiadł i przyglądał się, jak Eve robi sobie kanapkę z szynką i z serem. – Nie mam nic przeciwko temu, żebyś chodziła w moich ciuchach. Po tylu latach już się do tego przyzwyczaiłem. Tak jest wygodniej.
Eve ze zrozumieniem kiwnęła głową. Przebywanie w towarzystwie Joego było tak samo wygodne jak noszenie jego miękkich flanelowych koszul.
– Muszę ci coś powiedzieć. – Kiedy Eve spojrzała na niego z przestrachem, szybko potrząsnął głową. – To nic okropnego, ale musisz wiedzieć.
– Co?
– Mark Grunard odkrył, gdzie jesteś.
– Mark Grunard? – powtórzyła, marszcząc brwi.
– Dziennikarz z telewizji. Na pewno nieźle się naszukał, żeby odnaleźć ten dom. Musiałem pójść na kompromis. Słyszałaś o Grunardzie?
Eve potaknęła.
– Pracuje dla kanału trzeciego. Przygotowuje coś w rodzaju reportaży kryminalnych. Pamiętam go z procesu Frasera. – Eve skrzywiła się niechętnie. – Ledwie pamiętam kogokolwiek lub cokolwiek oprócz samego Frasera.
– Mówiłem ci, że musiałem znaleźć jakiś sposób, żeby skierować dziennikarzy na fałszywy trop. Sam nie byłbym w stanie tego zrobić, więc zawarłem z nim umowę.
– Jaką umowę?
– We wczorajszych wiadomościach o szóstej wieczorem Mark Grunard mówił o szukaniu ciebie. Pokazał zdjęcie tego domu i wyraził swoje rozczarowanie, że cię tu nie ma. Powiedział też, że ktoś wspomniał mu o łodzi zakotwiczonej przy wybrzeżu Florydy. Po wiadomościach wskoczył do samolotu do Jacksonville i jestem pewien, że to samo zrobiła co najmniej połowa dziennikarzy.
– I co mu za to obiecałeś?
– Wyłączność. Zachowa dla siebie miejsce twego pobytu, dopóki nie będziemy gotowi z wyjawieniem całej historii. Ale będziesz się musiała spotkać z nim tutaj kilka razy.
– Kiedy?
– Niedługo. Zapłacił pierwszą ratę za umowę. Zechce czegoś w zamian. Czy masz jakieś zastrzeżenia do Grunarda?
Spróbowała go sobie dokładniej przypomnieć. W starszym wieku, siwe skronie, ciepły uśmiech.
– Chyba nie. Co byś zrobił, gdybym powiedziała, że go nie cierpię?
– Pozbyłbym się go jakoś. Ale lepiej, że nie muszę się wycofywać z danego słowa. Skończ kanapkę.
– Jem. – Ugryzła kolejny kęs. – Dlaczego wybrałeś akurat Grunarda? Dobrze go znasz?
– Dość dobrze. Czasami spotykamy się na kielichu u Manuela. Ale tak naprawdę to on mnie wybrał. Wczoraj rano, kiedy pojechałem po czaszkę na uniwersytet, czekał tam na mnie i przedłożył propozycję nie do odrzucenia.
– Ufasz mu?
– Nie musimy mu ufać. Jak długo uważa, że mu się to opłaci, będzie kierował innych na fałszywe ślady.
– Wydaje mi się, że nie możemy się spodziewać więcej…
Ktoś zastukał do drzwi.
– Spiro. Cholera, nawet nie zjadłaś kanapki.
– Przeklęty dyktator.
Eve odsunęła talerz z nie dojedzoną kanapką, gdy Joe otworzył drzwi Robertowi Spiro.
– Dzień dobry pani – powiedział grzecznie Spiro i zwrócił się do Joego: – Przez cały ranek walczyłem z mediami. Chcą wiedzieć, kto mi powiedział o dwóch ciałach w wąwozie.
– I co im powiedziałeś?
– Że to był mój instynkt – odparł ponuro Spiro. – W końcu dlaczego nie? Ludzie i tak myślą, że my się zajmujemy jakimiś nadprzyrodzonymi rzeczami. Czy ma pani jeszcze coś do dodania, oprócz tego, co powiedział mi Joe? – zwrócił się do Eve.
Eve spojrzała na Joego.
– Powiedziałem mu wszystko – wyjaśnił.
– Nie mam zatem nic więcej do dodania – potwierdziła – prócz tego, że on znów zadzwoni.
– Może.
– Na pewno. I chcę, żebyście byli na to przygotowani. Czy można założyć podsłuch w telefonie?
– Czy Joe jeszcze tego nie załatwił?
– Byłem zajęty wczoraj wieczorem. Poza tym ciężko mi będzie przekonać do tego policję, bo szefowa w Atlancie nie chce się w tę sprawę angażować.
– Jeśli ci chłopcy są tymi, o których myślicie, policja w Atlancie jest na straconej pozycji.
– Ja to sprawdzę – powiedziała Eve. – Niech mi pan dostarczy czaszkę.
Spiro się nie odzywał.
– Niech pan mi ją da.
– Pani nie powinna się bardziej w to angażować. To zbyt niebezpieczne.
– Już jestem zaangażowana.
– Ale nie do końca. Jeśli ten mężczyzna, który do pani zadzwonił, naprawdę zamordował wszystkich tych ludzi z Talladegi, to niebezpieczeństwo jest ogromne. Na razie traktuje panią jako bierną ofiarę i czuje nad panią władzę. To może mu nawet wystarczy. Jednakże gdy pani podejmie agresywne działania, może się rozzłościć i zrobić coś gwałtownego.
– To mu nie wystarczy. – Eve spojrzała Robertowi Spiro prosto w oczy. – A ja nie będę bierną ofiarą. Ten skurwysyn ma kości Bon… Tej małej dziewczynki. On ją zabił.
– Być może.
Читать дальше