Ale musiała to komuś opowiedzieć. To było konieczne, aby stać się inną osobą, aby wymazać Steinhoff z pamięci, więc opowiedziała Ethel Brumfett. Obie były młodymi studentkami szkoły pielęgniarskiej w Nethercastle i Dalgliesh przypuszczał, że Brumfett czymś ją zjednała: życzliwością, dyskrecją, przywiązaniem. W przeciwnym razie, czemu właśnie ona? Czemu, na miły Bóg, wybrała ją na przyjaciółkę? Chyba musiał wypowiedzieć to na głos, bo dodała z żarem, jakby bardzo jej zależało na jego opinii:
– Powiedziałam jej, bo była taka zwyczajna. To dawało poczucie bezpieczeństwa. Czułam, że jeśli Brumfett mnie wysłucha, uwierzy i nadal będzie mnie lubić, to wszystko, co się zdarzyło, nie było w końcu takie straszne. Pan tego nie zrozumie.
Ale rozumiał. W jego szkole był podobny chłopiec, tak zwyczajny i nieszkodliwy, że stanowił jakby talizman przeciwko śmierci i nieszczęściu. Dalgliesh przypomniał go sobie. Dziwne, ale pomyślał o nim po raz pierwszy od trzydziestu lat. Sproat Minor z jego okrągłą, przyjemną twarzą za okularami, z jego najzwyklejszą w świecie, przyziemną rodziną, z jego konwencjonalnym wychowaniem, z jego błogosławioną normalnością. Sproat Minor, chroniony przeciętnością i spokojem od nieszczęść tego świata. Zycie nie mogło być aż tak przerażające z kimś takim jak Sproat Minor. Przez chwilę zastanawiał się, co się z nim teraz dzieje.
– A Brumfett od tej pory do pani przylgnęła – powiedział. – I przyjechała tu razem z panią. Ten impuls, żeby się komuś zwierzyć, potrzeba posiadania choć jednej przyjaciółki, która wie o pani wszystko, sprawiły, że znalazła się pani w jej mocy. Brumfett protektorka, doradczyni, powierniczka. Teatr z Brumfett, golf z Brumfett, wakacje z Brumfett, przejażdżki z Brumfett, poranna herbata i wieczorne kakao z Brumfett. Jej przywiązanie było niewątpliwie prawdziwe. W końcu nie zawahała się zabić dla pani. Ale niemniej to był szantaż. Bardziej konwencjonalny szantażysta, domagający się tylko pieniędzy, byłby nieskończenie wygodniejszy niż nieznośne przywiązanie Brumfett.
– To prawda – powiedziała ze smutkiem. – To wszystko prawda. Jakim cudem pan się tego domyślił?
– Ponieważ to była głupia i nudna kobieta, a pani taka nie jest. – Mógł dodać: – Ponieważ znam siebie.
Podniosła głos w gwałtownym proteście.
– A kim ja jestem, żeby gardzić kimś głupim i nudnym? Jakie mam prawo być taka wybredna? Och, nie była zbyt mądra! Nie umiała nawet zabić dla mnie bez zostawienia śladów. Nie była dość mądra, by wyprowadzić w pole Adama Dalgliesha, ale czy to ma być kryterium inteligencji? Widział ją pan kiedyś przy pracy? Widział ją pan z umierającym pacjentem albo z chorym dzieckiem? Obserwował pan tę głupią i nudną kobietę, której przywiązaniem i towarzystwem powinnam, zdaniem pana, wzgardzić, jak walczy całą noc, żeby uratować komuś życie?
– Widziałem ciało jednej z jej ofiar i czytałem wynik sekcji drugiej. Wierzę pani na słowo, że była miła dla dzieci.
– To nie były jej ofiary. To były moje ofiary.
– O nie – powiedział. – Była tylko jedna pani ofiara w Nightingale House. Ethel Brumfett.
Podniosła się błyskawicznie i stanęła przed nim twarzą w twarz, swoimi zdumiewająco zielonymi oczami badawczo i nieustraszenie spojrzała prosto w jego oczy. Wiedział, że istnieją słowa, które powinien teraz wypowiedzieć. Jak brzmiało to aż nazbyt znajome, oficjalne ostrzeżenie, zawodowa formułka, która niemal bezwiednie wypływała mu na usta w momencie konfrontacji? Gdzieś mu umknęła, nieważna i nieistotna, zagubiła się w czeluściach mózgu. Zdawał sobie sprawę, że jest chory, osłabiony utratą krwi, że powinien na tym poprzestać, przekazać sprawę Mastersonowi i położyć się do łóżka. On, najbardziej skrupulatny ze wszystkich oficerów, już się zachował, jakby nie istniały żadne przepisy, jakby miał do czynienia z osobistym przeciwnikiem. Ale nie mógł się powstrzymać. Nawet gdyby nigdy nie zdołał tego udowodnić, musiał usłyszeć z jej ust przyznanie się do tego, co wiedział, że jest prawdą. Jakby to było najbardziej naturalne pytanie na świecie, zapytał spokojnie:
– Nie żyła już, kiedy podłożyła pani ogień?
W tym momencie rozległ się dzwonek do drzwi mieszkania. Mary Taylor bez słowa zarzuciła pelerynę na ramiona i poszła otworzyć. Rozległ się szmer głosów i po chwili Stephen Courtney-Briggs wszedł za nią do salonu. Dalgliesh zerknął na zegar. Wskazówki pokazywały siódmą dwadzieścia cztery. Powoli zaczynał się dzień pracy Courtney-Briggs był już w pełni ubrany. Nie okazał zdziwienia na widok Dalgliesha ani szczególnego zaniepokojenia jego wyraźnie złym stanem. Zwrócił się bezosobowo do nich obojga:
– Podobno w nocy był pożar. Nie słyszałem wozów strażackich.
Mary Taylor, z twarzą tak białą, jakby była bliska omdlenia, odparła ze spokojem:
– Wjechali przez bramę przy Winchester Road i nie włączyli syreny, żeby nie obudzić pacjentów.
– A co to za pogłoski, że w zgliszczach domku ogrodnika znaleziono spalone ciało? Czyje ciało?
– Siostry Brumfett – poinformował go Dalgliesh. – Zostawiła list, w którym przyznaje się do zabicia panny Pearce i panny Fallon.
– Brumfett? Brumfett je zamordowała? – Chirurg patrzył na nich zdumiony, na jego dużej, przystojnej twarzy malowało się powątpiewanie podszyte irytacją. – Wyjaśniła dlaczego? Czy ta kobieta zwariowała?
– Nie, Brumfett nie zwariowała – powiedziała Mary Taylor. – I bez wątpienia sądziła, że ma motyw.
– To kto się dzisiaj zaopiekuje moim oddziałem? Zaczynam operować punktualnie o dziewiątej. Wie pani o tym, siostro. I mam bardzo długą listę zabiegów. A obie etatowe pielęgniarki leżą na grypę. Nie mogę oddać ciężko chorych pacjentów tuż po operacji w ręce studentek pierwszego i drugiego roku.
– Zaraz się tym zajmę – obiecała. – Większość dziennych pielęgniarek powinna już być na nogach. To nie będzie łatwe, ale w razie potrzeby będziemy musieli oddelegować kogoś ze szkoły. – Odwróciła się do Dalgliesha. – Wolę wykonać konieczne telefony z pokoju jednej z sióstr. Ale proszę się nie martwić. Zdaję sobie sprawę z wagi naszej rozmowy. Wrócę, żeby ją dokończyć.
Obaj mężczyźni patrzyli za nią, kiedy wychodziła, cicho zamykając za sobą drzwi. Courtney-Briggs zdawał się po raz pierwszy zauważyć Dalgliesha. Powiedział szorstko:
– Niech pan nie zapomni pójść do pracowni radiologicznej, zrobić rentgena głowy. W ogóle nie powinien się pan ruszać z łóżka. Zbadam pana, jak skończę operować. – Wypowiedział to znużonym tonem, jakby był to ciężki i niewdzięczny obowiązek, na który musi znaleźć czas.
Dalgliesh spytał:
– Kogo przyszedł pan odwiedzić w Nightingale House tej nocy, kiedy zamordowano Josephine Fallon?
– Mówiłem już panu. Nikogo. W ogóle nie wchodziłem do Nightingale House.
– Mamy przynajmniej dziesięć minut, z których nie potrafił się pan wytłumaczyć, dziesięć minut, kiedy tylne drzwi wiodące do mieszkania siostry przełożonej były otwarte. Siostra Gearing wypuściła tędy swojego przyjaciela i wyszła go odprowadzić.
Toteż myślał pan, że przełożona jest u siebie mimo ciemnych okien i wszedł na górę do jej mieszkania. Musiał pan tam spędzić parę minut. Ciekawe, z jakich przyczyn. Z ciekawości? A może pan czegoś szukał?
– Po co miałbym iść do siostry przełożonej? Nie było jej. Mary Taylor była w Amsterdamie tej nocy.
– Ale pan o tym wtedy nie wiedział, prawda? Panna Taylor z reguły nie jeździła na międzynarodowe konferencje. Z powodów, których możemy się domyślać, nie chciała, aby jej twarz była zbyt szeroko znana. Ta niechęć do uczestniczenia w życiu publicznym była uważana za przejaw wyjątkowej skromności u kobiety tak kompetentnej i tak inteligentnej. Poproszono ją o wyjazd do Amsterdamu w zastępstwie przewodniczącej Okręgowego Komitetu ds. Szkolenia Pielęgniarek dopiero we wtorek po południu. Pan jest w szpitalu w poniedziałki, czwartki i piątki. Co prawda, został pan wezwany do nagłej operacji w środę wieczorem, ale nie sądzę, aby ktoś z personelu, w toku gorączkowych zabiegów na sali operacyjnej, wspominał o wyjeździe siostry przełożonej. Po co?
Читать дальше