Każdy z nas zamilkł po swojej stronie słuchawki, by po chwili ją odłożyć.
***
Może sprowokowałem to myślami, ale niezbity fakt, że jeszcze tej samej jesieni natknąłem się na Ewę Kaludis. W związku z targami podręczników w Göteborgu przez dwie noce mieszkałem w hotelu. O ile Edmunda ciężko było rozpoznać po kilku dekadach, o tyle z Ewą Kaludis nie było pod tym względem żadnego problemu. Żadnego.
Stała w recepcji, kiedy przyszedłem się zameldować. Odniosłem wrażenie, jakby jej osoby upływ czasu w ogóle nie dotyczył. Ta sama piękna sylwetka. Te same wystające kości policzkowe. Te same migdałowe oczy. Włosy, dawniej blond, były teraz rude, taki niuans, który jeszcze dodawał jej wdzięku, kolor, który przypuszczalnie był jej naturalnym. Mimo że zbliżała się do pięćdziesiątki, była pięknością wprawiającą w osłupienie, przynajmniej mnie się tak zdawało.
– Mój Boże! – wyrwało mi się z ust. – Ewa Kaludis.
– O, już jesteś – powiedziała. – Widziałam twoje imię.
Po ślubie nigdy nie zdradziłem Ellinor, a tu nie minęło pół minuty, a wiedziałem, że to się może zdarzyć. Nie tylko dlatego, że sam tego chciałem, ale też – może nawet bardziej – że zauważyłem, że Ewa też tego pragnęła. Zawołała do siebie młodą blondynkę, mówiąc, by ta ją zastąpiła. Można się było domyślić, że zajmowała kierownicze stanowisko.
Następnie otworzyła drzwiczki i poszła ze mną.
– Pokażę ci twój pokój – powiedziała. – Miło cię widzieć po tylu latach.
Pojechaliśmy windą do góry.
– Pamiętasz, co mi powiedziałeś pod koniec tamtego lata? – spytała, kiedy weszliśmy do pokoju. Pokiwałem twierdząco głową.
– I to, co zrobiłeś?
Jeszcze raz pokiwałem głową.
– Czy jest jeszcze w tobie ten czternastolatek?
– W każdym calu – odpowiedziałem.
***
Właśnie miała okres, poza tym była trochę zajęta, dlatego w ten pierwszy wieczór tylko rozmawialiśmy.
– Chcę podziękować za to, co zrobiliście tamtego lata – powiedziała Ewa. – Tobie i Edmundowi. Jak się zachowaliście po tym wszystkim i w ogóle, jakoś nie miałam do tej pory okazji, by to zrobić.
– Byłem w tobie zakochany – odrzekłem. – Wydaje mi się, że Edmund też.
Uśmiechnęła się.
– To Henry był we mnie zakochany. A ja w nim.
Spytałem, jak się później ułożyło między nią a moim bratem. Czy udało im się z czasem scalić ten związek, czy wszystko się rozmyło po tej Potworności.
– Spotkaliśmy się w końcu – powiedziała po chwili. – Tu w Göteborgu. Przeszło rok po tym wszystkim, wcześniej żadne z nas nie miało odwagi. Potem byliśmy jakiś czas ze sobą, nie wspominał nigdy o tym?
Potrząsnąłem przecząco głową.
– Prawie nie mam kontaktu z Henrym. On się przeprowadził i my się przeprowadziliśmy.
– Ale nic z tego nie wyszło – ciągnęła dalej. – Nie wiem, może to tamto zdarzenie rzuciło cień na nasz związek. Ta Potworność, jak ty to nazywasz.
Pokiwałem głową na znak, że ją rozumiem. Gdy się temu bliżej przyjrzeć, to rzeczywiście byłoby dziwne, gdyby się między nimi ułożyło.
Nie myślałem tymi kategoriami, mając czternaście lat i siedząc naprzeciwko śledczego Lindströma, lecz teraz wydawało mi się to logiczne. Nie tylko to, że Henry i Ewa nie stworzyli czegoś trwałego, ale i to, że był w tym jakiś sens.
Jakaś sprawiedliwość.
– Masz męża? – spytałem.
Zaprzeczyła ruchem głowy.
– Miałam. Z tego związku mam czternastoletnią córkę, dlatego ciężko mi wykroić czas dziś wieczorem.
– Pamiętam dotyk twoich rąk na swoich barkach – powiedziałem. – Chciałbym się z tobą kochać jutro w nocy. Spróbuj przynajmniej.
Zaśmiała się.
– Jutro mam czas – powiedziała. – Postaram się, a jak nie, to myślę, że wystarczy, jeśli położymy się razem spać.
***
Wspólne spanie absolutnie nie wystarczyło. W nocy z szesnastego na siedemnastego października uprawiałem miłość z Ewą Kaludis po ponad dwudziestoletnim oczekiwaniu. Pierwszy raz kochałem się z nią. Było to najpoważniejsze wydarzenie w moim życiu, myślę, że w Ewy także. Przez następnych kilka lat spotykaliśmy się regularnie – odstęp czasowy między tymi spotkaniami ulegał skróceniu – a w miesiąc po rozwodzie z Ellinor przeniosłem się do Göteborga. Udało mi się dostać niezłą pracę w liceum w Mölndal, a na początku tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego siódmego roku wreszcie zamieszkaliśmy pod wspólnym dachem. Ja, Ewa Kaludis i jej córka Karla.
– Czuję się jak w domu – szepnąłem Ewie pierwszej nocy.
– Witaj w domu – odrzekła.
Nie minęło wiele czasu, kiedy opowiedziałem jej, jak to tamtej nocy staliśmy z Edmundem pod oknem, patrząc, jak się kocha z Henrym.
W końcu byłem wtedy niedojrzałym czternastolatkiem. Miałem nadzieję, że to zrozumie.
Kiedy skończyłem mówić, dłonią zakryła mi usta, jednocześnie starając się na mnie nie patrzeć. Zaniepokoiłem się najpierw, lecz po chwili zauważyłem, że się śmieje.
– Co z tobą? – spytałem.
Zrobiła poważną minę. Oderwała rękę i wzięła głęboki wdech.
– Widziałam was – powiedziała. – Nie chciałam o tym mówić, ale powiem. Wiedziałam, że tam byliście.
– O Boże – jęknąłem. – To niemożliwe.
– Wszystko jest możliwe – powiedziała Ewa Kaludis i znów się zaśmiała.
Verner Lindström nie odmłodniał przez te lata.
– Za dwa miesiące sprawa ulegnie przedawnieniu – wyjaśnił, poprawiając muchę. – Ale nie dlatego chciałem się z tobą spotkać. Piszę wspomnienia. Wiosną odszedłem na emeryturę i musiałem się czymś zająć.
Siedzieliśmy w restauracji w hotelu Linneusz na ulicy Linneusza. Z tego, co się zorientowałem, Lindström przyjechał pociągiem do Göteborga specjalnie po to, by ze mną porozmawiać; widać rola emeryta wyraźnie mu nie służyła.
Tak to już jest, pomyślałem. Niektórzy nigdy nie będą umieli cieszyć się zasłużonym odpoczynkiem, inni są jakby do tego stworzeni. Po jedzeniu Lindström wyjął fiolkę z bronzolem i włożył do ust dwie tabletki. Nie przypominam sobie, bym w ciągu ostatnich dziesięciu, może piętnastu, lat widział takie pastylki. Może Lindström wykupił cały ich zapas?
– Prawda jest taka, że miałem w swojej karierze zbyt dużo niewyjaśnionych spraw. A zabójstwo tylko jedno. Bertila Albertssona.
– Czasem tak bywa – powiedziałem. – W każdym razie zrobił pan wszystko, co było w pana mocy.
Ssał tabletki i kiwał powoli głową, to w jedną, to w drugą stronę, jak stary zmęczony ogar.
– Tylko rezultat – powiedział. – Cały ten wysiłek poszedł na marne, skoro i tak liczy się tylko rezultat. Człowiek, który zamordował tego przeklętego szczypiornistę na tym przeklętym parkingu dwadzieścia pięć lat temu, za dwa miesiące będzie już zupełnie bezkarny.
– Ten człowiek? – zdziwiłem się. – Wydawało mi się, że ustaliliście, że to był mój brat. I że tylko brakowało wam dowodu, by go na stałe wsadzić za kratki.
Verner Lindström westchnął.
– Jego lub ją – powiedział. – Bo i taki wariant zakładaliśmy. Trzeba ci bowiem wiedzieć, że również w przypadku jej osoby nie szczędziliśmy środków. Tamtej jesieni przesłuchiwaliśmy ją dzień i noc, wyparła się wszystkiego. Pozostaje zastanowić się, jak ułożyła sobie życie.
– Nie mam pojęcia – powiedziałem, wzruszając ramionami. – Pewnie wyjechała za granicę, to by do niej pasowało.
Читать дальше