Marek Krajewski - Koniec Świata W Breslau

Здесь есть возможность читать онлайн «Marek Krajewski - Koniec Świata W Breslau» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Koniec Świata W Breslau: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Koniec Świata W Breslau»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Pełen napięcia thriller psychologiczny, rozgrywający się w fascynującym świecie lat dwudziestych, zaludnionym przez piękne kobiety, zdegenerowanych arystokratów, morfinistów i członków tajemnych sekt. W mrocznych zaułkach Wrocławia, ponurego, przesiąkniętego zbrodnią miasta, grasuje seryjny morderca, którego tropem podąża radca kryminalny Eberhard Mock. Krajewski tworzy misterną intrygę, zręcznie wykorzystując wzory klasycznego kryminału i kreując własny, niesamowity świat.

Koniec Świata W Breslau — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Koniec Świata W Breslau», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Z bramy, nad którą widniał szyld „B. Brewing Fahrradschlosserei”, wyszła zataczająca się para. Wielki i gruby mężczyzna opierał się całym ciężarem na ramieniu wątłej kobiety. Kiedy przechodzili obok Mocka, kobieta posłała mu wesołe spojrzenie. Jej towarzysz zauważył to. Odepchnął ją od siebie i huknął bełkotliwym głosem:

– Ty kurwo, co się patrzysz na tego kutasa! Miałaś w dupie tyle kutasów, ile jest nitów w moście Cesarskim, i wciąż chcesz nowych?! – zamachnął się, lecz nie trafił przerażonej kobiety, która pobiegła kilka kroków do przodu. – Ty wyciruchu! – wydarł się i rzucił się w ślad za swoją towarzyszką.

– Coś ty, Friedrich – roztrzęsiona kobieta przystawała co chwilę, a kiedy Friedrich zbliżał się i machał swoimi pięściami, znów uskakiwała. – Nawet na niego nie spojrzałam.

Friedrich pośliznął się i ciężko klapnął na zadek, coś głośno trzasnęło. Mężczyzna leżał na śniegu i wył. Poły palta odsłoniły lewą nogę, w której ponad kolanem wysklepiła się jakaś kula. Kobieta oddalała się bardzo szybko. Mock przyspieszył kroku i zostawił wyjącego Friedricha sam na sam ze swoim otwartym złamaniem podudzia.

„Gdyby ten pijak wiedział, że ma nastąpić koniec świata we Wrocławiu i że ostatnią zbrodnią będzie zabicie wiarołomnej żony i jej kochanka, mógłby raz na zawsze skończyć ze swoim obłędem. Mógłby umieścić żonę na Antonienstrasse 27, dołączyć do niej jakiegoś fikcyjnego czy rzeczywistego kochanka i oboje zakłuć zatrutym sztyletem. Choćby była niewinna, otępiała narkotykami jak Sophie. Jak Sophie…”

– Nie chce pan radca wiedzieć, co zrobili z tą świnią?

– Oni? Oni byli tylko narzędziem w moich rękach.

Jadący z naprzeciwka automobil oślepił Mocka. Policjant zdrętwiał od nagłej iluminacji. Potem zdjął płaszcz i rzucił go na zamarzniętą pryzmę przy krawężniku. Ukląkł w śniegu, zsunął kapelusz i zaczął wcierać w policzki kryształki lodu.

– Oszalałem, ale to zrobię! – krzyknął w stronę kamienic. Nikt nie słyszał jego przejmującego wyznania. Syci wrocławianie siedzieli przy suto zastawionych stołach i cieszyli się bożonarodzeniowym świętym spokojem.

WROCŁAW, 24 GRUDNIA, KWADRANS NA SIÓDMĄ WIECZÓR

Z adlera wysiadł krępy rudowłosy mężczyzna bez nakrycia głowy. Podbiegł do klęczącego w śniegu bruneta, chwycił go pod pachy i postawił na nogi. Brunet włożył kapelusz, na dłonie naciągnął rękawiczki, wszedł do samochodu i zajął miejsce pasażera.

– Jedziemy tam, gdzie byliśmy.

Adler ruszył, skręcił w lewo w Webskystrasse i znów w lewo w Brockauerstrasse. Zatrzymał się na rogu Briegerstrasse, koło knajpy Linkego. Z auta wysiadł mężczyzna w jasnym płaszczu, w którego kołnierz wgryzły się krwawe plamy. Odnalazł dziurę w parkanie otaczającym zrujnowany budynek i dostał się na teren posesji. Świecąc latarką, wszedł do bramy, a potem do piwnicy. Po kilku sekundach stał koło bożonarodzeniowej szopki, choinki i taboretu, na którym leżały strzykawki i stał aptekarski słoik z bezbarwnym płynem nazwanym niegdyś najcudowniejszym lekiem z Bożej apteki. Mężczyzna wpompował w dwie strzykawki płyn ze słoika. Rozejrzał się dokoła. Jego wzrok padł na stary kufer lekarski, który leżał w kącie, obok płaszcza von Orloffa. Otworzył kufer i poczekał, aż jego wnętrze opuści kilka czarnych pająków. Potem włożył do niego strzykawki i słoik. Jego kroki zadudniły w piwnicy, na podwórku i na chodniku. Samochód osiadł na resorach, kiedy wskoczył do niego mężczyzna z kuferkiem.

– Teraz po więźniów – powiedział do kierowcy – a potem wszyscy pojedziemy na Antonienstrasse 27. Jasne? Adler ruszył.

WROCŁAW, 24 GRUDNIA, GODZINA WPÓŁ DO ÓSMEJ WIECZOREM

Meinerer stał na pustej i ciemnej klatce schodowej i wbijał wzrok w drzwi ostatniego mieszkania na poddaszu. Z dołu dochodziły wesołe odgłosy wigilijnych wieczerzy, szczękanie sztućców, syk gazu z butelek piwa, rozwleczone sylaby kolęd. Tego wszystkiego nie słychać było tylko zza drzwi, przed którymi stał Meinerer. Tam od niedawna panowała cisza. Tam jego ukochana przestała grać na pianinie. Umilkł też męski głos należący do jej kochanka.

Meinerer podszedł do drzwi i przyłożył do nich ucho. Usłyszał szepty i przytłumione śmiechy. Ocierając się plecami o framugę, usiadł na posadzce. Chwycił się za głowę i nasłuchiwał. Szepty dochodziły zza drzwi, szepty dochodziły z dołu, stawały się coraz wyraźniejsze, były dziwnie znajome, wypełniały czaszkę Meinerera, syczały w skroniach, świdrowały w szczęce, zmieniały się w głosy. Głosy swawolne, lubieżne, podniesione, pieszczotliwe, pełne wyrzutu głosy jego córek, które porzucił w czasie kolacji w ten wigilijny wieczór, pełne słodyczy głosy jego kochanek, które porzucały go zawsze w zimowe wieczory, huczący głos Mocka, którym był upokarzany. Wszystkie one nałożyły się na siebie i Meinerer słyszał już tylko świst, kiedy tracił przytomność.

WROCŁAW, 24 GRUDNIA, GODZINA WPÓŁ DO ÓSMEJ WIECZOREM

W adlerze panował zaduch. Trzy osoby siedzące z tyłu wydzielały ostrą woń. Znał ją i Mock, i Smolorz. Tak śmierdział pot przesłuchiwanych i zastraszonych. Podobną wonią biło od oskarżonych na sali rozpraw. Tak cuchnęli ludzie prowadzeni na śmierć. Mock zatrzymał samochód pod kamienicą na Antonienstrasse 27. Otworzył kuferek i podał go Smolorzowi.

– Weźcie, Smolorz, strzykawki i odbijcie na nich łapy Hockermanna – powiedział, wychodząc z auta.

Smolorz włożył dłoń do kuferka i wyczuł kształty okrągłe i śliskie oraz okrągłe i porowate. Założył, że te pierwsze to strzykawki, a drugie latarki. Obejrzał się do tyłu i spojrzał na zakneblowanych i związanych więźniów. Baron drżał i wytrzeszczał oczy, Sophie, okryta derką znalezioną w magazynie Wirtha, siedziała spokojnie z opuszczonymi powiekami, Hockermann prężył mięśnie, a jego mimiczne zmarszczki kurczyły się i rozkurczały. Smolorz chwycił go za ramię i z trudem odwrócił w stronę Sophie. Na jej piersi wylądowało spocone czoło Hockermanna. Smolorz nacisnął rękawiczki głęboko na palce, lewą ręką sięgnął po strzykawki, prawą – do związanych na plecach dłoni więźnia. Po kilku nieudanych próbach zacisnął na strzykawkach jego napuchnięte sine palce. Kiedy to robił, zauważył, że knebel Hockermanna wilgotnieje, a potem zaczyna na nim pojawiać się jakiś płyn.

– Kurwa mać! – westchnął Smolorz. – Porzygał się, skurwysyn jeden. Teraz się jeszcze udusi…

Smolorz wrzucił strzykawki do kuferka i wyrwał Hockermannowi knebel. Mylił się. Na ustach więźnia wykwitała epileptyczna piana. Hockermann złamał się wpół, głowę oparł na kolanach Sophie, wyprężył się i zaczął podrygiwać. Szyba od wewnątrz pokryła się parą. Mock, widząc kiwające się na resorach auto, otworzył drzwi od strony Hockermanna i wyciągnął go na śnieg.

– Zamknij drzwi – krzyknął do Smolorza, nie chcąc widzieć utkwionych w sobie oczu Sophie.

Smolorz zrobił, co mu kazano, i podbiegł do Mocka. Ten usiłował wcisnąć więźniowi w usta własny portfel, by nie dopuścić do przegryzienia języka. Nagle Hockermann otworzył oczy i się roześmiał.

– Właśnie dokonuje się ostatni mord przed nadejściem proroka – powiedział cicho do Mocka. – Tam, to tam! On nadchodzi! – wrzasnął i rzucił się nagle całym ciałem w stronę drzwi do kamienicy.

– O żesz ty – sapnął Smolorz i wcisnął knebel do ust Hockermanna. Chwycił go pod ramiona i z trudem łapiąc równowagę, otworzył drzwi od auta i wepchnął ciało do środka.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Koniec Świata W Breslau»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Koniec Świata W Breslau» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Marek Krajewski - Phantoms of Breslau
Marek Krajewski
libcat.ru: книга без обложки
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Liczby Charona
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Głowa Minotaura
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Erynie
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Róże Cmentarne
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Festung Breslau
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Śmierć w Breslau
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Aleja Samobójców
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Dżuma W Breslau
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Widma W Mieście Breslau
Marek Krajewski
Отзывы о книге «Koniec Świata W Breslau»

Обсуждение, отзывы о книге «Koniec Świata W Breslau» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x