Pater gorączkowo myślał, leżąc na wilgotnej kołdrze. Za oknem przechodziła jakaś kobieta, ciągnąc za sobą może czteroletniego chłopca. Dziecko nie spuszczało oczu z leżącego na łóżku półnagiego mężczyzny.
Uczestnik sekcji zwłok.
Zapytać Kwiecińskiego.
Ostry podrywacz, donżuan. Może kompleksiarz.
Zapytać Kwiecińskiego.
Donżuan.
Zapytać o uczelnianego donżuana.
I wtedy Pater przypomniał sobie ostatnią myśl przed snem.
Wyłączył dyktafon i wybrał numer Joanny. Liczył sygnały. Czwarty, piąty. Joanna pewnie patrzy z irytacją na ekranik komórki, waha się, czy odebrać, pewnie jest zajęta lub zła na niego. Siódmy, ósmy sygnał.
– Co się stało, że w końcu zadzwoniłeś? – usłyszał jej ironiczny głos. – Ponawiasz propozycję słonecznego patrolu we Władysławowie? A może zaproponujesz wycieczkę śladami generała Hallera i zaślubin Polski z morzem? Zapomniałam już, że z ciebie policjant intelektualista.
– Cześć, Joanno – powiedział zachrypniętym głosem. – Na twoje pytanie odpowiem: tak, ponawiam.
Zapadło milczenie. Pater wiedział, że mocno komplikuje sobie życie, zapraszając Joannę do Władysławowa. Do pensjonatu „Fregata” z gniazdem szerszeni za oknem. Na rozpaloną plażę, na której miejsca trzeba zajmować nad ranem. Na nudę samotnego opalania, podczas gdy on będzie się bawił w policjantów i złodziei. Na ryzyko, że trafi się jakiś nadbałtycki casanova, który wypatrzy samotną atrakcyjną kobietę. Inna odpowiedź jednak nie była możliwa. Nie można było pytania Joanny pominąć milczeniem, nie można było skierować rozmowy na inny tor.
To spowodowałoby przerwanie połączenia. A za nic nie chciał go przerywać.
– Przyjedziesz? Proszę! – Pater brnął dalej wbrew wszelkiemu rozsądkowi.
– Nie wiem, jeszcze się nie zdecydowałam – i nagle podniosła głos: – Słuchaj, nie stawiaj mnie w głupiej sytuacji. Nie wiem, jak zaplanować sobie urlop! Nie wiem, czy pojechać z tobą do Grecji! Nic nie wiem, bo ty co chwila wszystko zmieniasz. Z tobą nic nie ma pewnego! Chrzanię to! – krzyknęła i się rozłączyła.
Pater patrzył na niebieski żel do golenia rozmazany na szybie i żałował, że nie pali papierosów. One ponoć uspokajają nerwy. Otarł dłonią pot z brzucha i jeszcze raz zatelefonował do Joanny. Odebrała po pierwszym sygnale.
– Joanno, mam do ciebie wielkie zaufanie – powiedział, usłyszawszy jej „słucham”. – Podczas naszej rozmowy w Darłowie zdradziłem ci tajemnicę bardzo ważnego śledztwa, bodaj najważniejszego w moim życiu. Teraz proszę cię o pomoc w tym śledztwie.
– Co? – wykrztusiła Joanna. – Na to mnie bierzesz? Ja mam ci pomóc w śledztwie? A niby jak?
– Mam do ciebie ogromnie zaufanie – powtórzył powoli i dobitnie. – Jesteś mi potrzebna. Możesz mi pomóc, jeśli tylko zechcesz.
– No to o co chodzi? – Była już znacznie spokojniejsza.
– Muszę zidentyfikować pewnego człowieka, którego mogłaś znać…
– Trupa?
– Nie, nie trupa. Żywego człowieka. Podejrzanego o jedno z morderstw, o których ci mówiłem. Pomóż mi.
– Mów – usłyszał w słuchawce jakby westchnienie ulgi.
Donżuan, donżuan. Chwalił się, że miał wszystkie laski na wydziale. Około dwudziestopięcioletni. A Joannę Radziewicz, starszą koleżankę, też miał? Paterowi – mimo temperatury jego skóry – nagle zrobiło się zimno.
– Czy znałaś studentów z wydziału ratownictwa medycznego gdańskiej Akademii Medycznej?
– Nie było i nie ma takiego wydziału. Jest kierunek studiów ratownictwo medyczne na Wydziale Nauk o Zdrowiu. Na tym samym wydziale jest kierunek pielęgniarski, który ukończyłam.
– Dużo mężczyzn studiowało na twoim wydziale?
– Niewielu. Byli jak rodzynki w babińcu.
– A mieli duże powodzenie u koleżanek z roku? – Pater nie mógł sobie darować tego pytania.
– Jedni tak, inni nie. – Wyczuł w jej głosie jakieś napięcie. – Na fizjoterapii na przykład procentowo było sporo gejów.
– Pamiętasz jakiegoś studenta, który grał na gitarze? Ale nie ballady przy ognisku, raczej rocka. Być może miał na imię Krystian. – Pomyślał, że chciał postawić inne pytanie: „A ty z iloma się przespałaś?”.
– Tak, pamiętam – powiedziała bez zastanowienia. – Był na pierwszym roku, kiedy ja byłam na piątym. Grał na gitarze w zespole metalowym. Występowali na juwenaliach.
– Przystojny?
– Tak. Dziewczyny za nim szalały. Chcesz zapytać, czy mnie się również podobał?
– Tak, chcę o to zapytać – wymruczał Pater.
– Nie – odpowiedziała lekko. Zbyt lekko. – Nie lubię mężczyzn pokrytych tatuażami. Na rękach – dodała. – Rosencrantz miał całe ręce w tatuażach.
– Nazywał się Rosencrantz?
– Nie, jakoś inaczej, nie pamiętam. Rosencrantz to jego ksywka artystyczna albo tak się nazywał ten zespół na juwenaliach. Nie pamiętam. Naprawdę. Jakieś takie krótkie.
– A skąd tak dobrze pamiętasz tę ksywkę?
– Nie wierzysz mi? Wydaje ci się dziwne, że długą ksywkę pamiętam, a krótkiego nazwiska to już nie… Podejrzewasz, że cię okłamuję? Otóż wyobraź sobie, mędrcu, że lubię Szekspira. Może czytać Szekspira dziewczyna po pielęgniarstwie czy nie może?
Pater milczał. Rosencrantz i Guildenstern. Dwa parszywe typy z Hamleta . Joanna pamiętała dobrze. Rosencrantz, czyli „wieniec róż”. Róża. Nagle poczuł, jak jego mięśnie tężeją, a dłoń bieleje, zaciskając się na telefonie.
Róża.
Dziewczyny z wytatuowaną różą.
Różą na krzyżu.
– Czy jesteś pewna, że on nazywał się, jak tamten u Szekspira? – przełknął ślinę. – Rosencrantz? A może Rosenkreutz?
Joanna nie opowiedziała od razu. Sekundy ciągnęły się w nieskończoność.
– Chyba tak… Rosenkreutz – odpowiedziała niepewnie. – Zresztą, Rosencrantz, Rosenkreutz. Co za różnica? – Odzyskała dawną pewność siebie.
W uszach Patera huczał pseudonim artystyczny „Rosenkreutz”. Rozdzielił go w myślach.
Rosen. Kreutz.
Róże. Krzyż.
Cztery lata temu. Jelitkowo. Tatuaż na lędźwiach Agnieszki Bagińskiej. Główka róży na zwieńczeniu krzyża. Taki sam tatuaż na ciele Anny Seredy we Władysławowie. A może i taki sam u Karoliny Lisowskiej, przykryty później starochińskim symbolem.
Róże i krzyż.
Miał całe ręce w tatuażach.
Róża. Krzyż. Tatuaż.
Przypomniał sobie, że czytał kiedyś o jakimś Rosen-kreutzu, który założył Bractwo Różanego Krzyża. Bractwo szukające eliksiru życia. Heavy metal, mistycyzm i alchemia. Wszystko się zgadzało.
– A teraz posłuchaj mnie uważnie, Joanno. Czy można by, przepraszam za wulgaryzm, określić tego gitarzystę mianem „pojeba”, cokolwiek by to oznaczało?
– Nie – odparła po chwili. – Wyglądał raczej na normalnego faceta. Chyba że te tatuaże…
– Czy któraś z twoich koleżanek przyjaźniła się z nim blisko. – Nabrał powietrza. – Czy uprawiała z nim seks?
– Nie, chyba żadna – odpowiedziała po dłuższej chwili. – On był dla nas niepoważnym gówniarzem. Wiesz, na piątym roku studiów wiele dziewczyn zakłada rodziny, chce zostać w Gdańsku, nie ma zamiaru wracać do swoich miasteczek i wiosek. Szukają konkretnego faceta, nie gościa w obcisłych spodenkach, który rzuca piórami po scenie. I czasami, niestety, źle na tym wychodzą…
– Jak wnioskuję z twojego opisu – Pater nie zwrócił nawet uwagi, że Joanna stara mu się coś opowiedzieć o swoim życiu – muzyka, którą grał, to był heavy metal?
Читать дальше