Marek Krajewski - Róże Cmentarne

Здесь есть возможность читать онлайн «Marek Krajewski - Róże Cmentarne» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Róże Cmentarne: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Róże Cmentarne»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Nadkomisarz Pater powraca w kolejnym kryminale spółki Krajewski i Czubaj.
Jest lato 2007 roku, w tartaku nieopodal Wejherowa znaleziono zwłoki mężczyzny. Pater, żyjący już myślami o zbliżającym się urlopie w Grecji, dość niechętnie przystępuje do rozwikłania zagadki. Sprawy się komplikują, gdy na plaży zostaje odkryte ciało uduszonej dziewczyny, a morderstwo to przypomina Paterowi niewyjaśnioną sprawę sprzed kilku lat. Czy będzie to ostatnie śledztwo nadkomisarza? Co łączy niezidentyfikowane zwłoki z tartaku z zabójstwem na plaży? Czyżby na Wybrzeżu pojawił się copycut killer – seryjny morderca naśladujący popełnione kiedyś zbrodnie? Doskonale skonstruowana fabuła i rozwijająca się w zaskakującym tempie akcja gwarantują znakomitą lekturę, od której nie będzie można się oderwać.

Róże Cmentarne — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Róże Cmentarne», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Ktoś zatrąbił. Pater to zignorował. Potrzebował jeszcze tylko jednej chwili, aby spokojnie odetchnąć. Bo historia z Joanną nie była definitywnie zakończona. Kiedy o piątej rano, znękany bezsennością i żarem buchającym z rozpalonych ścian falowca, zadzwonił do niej i poprosił, aby przyjechała do niego do Władysławowa, odpowiedziała zaspanym, lecz zdecydowanym głosem, że pomyśli o tym. Potem poprosiła, by do niej zadzwonił nazajutrz.

Trąbienie stawało się nieznośne. Pater ocknął się i zbyt gwałtownie puścił pedał sprzęgła. Opel astra stanął jak wryty. Wtedy zadzwonił telefon. Pater rozpiął pasy i sięgnął do kieszonki dżinsów. Trąbienie było jednostajne i zwielokrotnione. Furgonetka stojąca jeszcze przed chwilą tuż przed nim oddaliła się o dobre sześćdziesiąt metrów. Z bocznej podporządkowanej ulicy, zakończonej okazałym budynkiem z wieżą, wciskały się przed astrę samochody, jadąc po chodniku. Telefon wciąż dzwonił. Kiedy Pater wreszcie go wyjął, jasny ekranik zgasł na jego wyciągniętej dłoni. „Joanna”, tym imieniem było opatrzone nieodebrane połączenie. Ludzie kłębiący się na chodniku zaczęli się w niego wpatrywać. Wciskając jej numer, zauważył w bocznych lusterkach, że z obu stron zbliża się do jego auta dwóch mężczyzn. Włączył silnik i ruszył z rykiem. Wrogo nastawieni mężczyźni znikli, a tłum na trotuarze zajął się swoimi sprawami, czyli jedzeniem lodów i gofrów z jagodami oraz przymierzaniem T-shirtów i czapek z daszkiem. W słuchawce rozległ się głos Joanny.

– Witaj, Jarku.

Paterowi nie spodobało się to „witaj”. Nie tyle raziła go sztuczność i pretensjonalność, ile miał poważne zastrzeżenia co do wartości uczuciowej tej formy. Użycie tego zwrotu mogło osadzać jego samego w jakimś pośrednim zakresie, między „ty” i „pan”. „Witaj, Stanisławie”, tak się kiedyś zwrócił w studenckich czasach do pewnego uniwersyteckiego adiunkta, z którym dzień wcześniej po zebraniu koła naukowego językoznawców wypił bruderszaft. Nie powiedział: „Cześć, Staszku”, lub: „Stachu”, ale właśnie: „Witaj, Stanisławie”. Joanna wprawdzie nie rzekła: „Jarosławie”, ale to nieszczęsne „witaj” było znamienne. Jest ostrożna, bardziej oficjalna, już na początku zaznacza dystans.

– Cześć, Asiu – powiedział i od razu przeszedł do rzeczy: – I co, namyśliłaś się? Przyjedziesz tutaj? Do Władysławowa?

– Nie wiem – odpowiedziała sucho – mam z tobą przesłuchiwać bandytów i biegać po plaży za mordercami? Co mi chcesz zaproponować? Słoneczny patrol? Nie wyglądam jak Pamela Anderson.

On sam nawet w szczytowym momencie swych śledczych umiejętności nie umiałby postawić bardziej przenikliwego pytania. Milczał. Skręcił w Morską i jechał bardzo powoli. Z chodników wylewał się na ulicę tłum wczasowiczów. Niektórych z nich przesłaniał dym buchający z rusztów, na których skwierczały kaszanki i karkówki. Przed maską jego samochodu jakaś młoda matka beztrosko popychała wózek z małym dzieckiem. Towarzyszył jej elegant z kolczykiem w uchu. Jego ciemne okulary pełniły funkcję przepaski podtrzymującej bujne włosy. Dziecko z całych sił dmuchało w rozwijaną trąbkę, która byłaby bardziej odpowiednia na zabawie sylwestrowej. Środkiem ulicy szedł potężny pirat, reklamujący rejsy po morzu. Jakiś młodzieniec gromko się roześmiał, a spomiędzy jego zębów wyleciały na chodnik resztki kebaba. Z każdego kramu dobiegała inna muzyka. Ludzie ociekali potem i ocierali się o siebie. Pater wyobraził sobie Joannę w pastelowej, świeżo wyprasowanej bluzce, jak zanurza się w lepki, gorący tłum, zionący czosnkowo-kebabowym oddechem i krztuszący się kawałkami cebuli.

Co, zasnąłeś tam? – zapytała Joanna. – Nie odpowiedziałeś mi na pytanie. A ono jest kluczowe. Będę tam z tobą ścigać bandytów? W słuchawce usłyszał zniecierpliwione chrząknięcie.

– Przepraszam – powiedział Pater, czując, że jego telefon wilgotnieje od spoconego ucha. – Asiu, tu jest naprawdę przyjemnie. A poza tym sprawa, którą prowadzę, jest bardzo ważna i zarezerwowano mi wygodny apartament. Bardzo blisko morza. Szum fal będzie cię codziennie usypiał. Będziemy wieczorami chodzić na spacery, a może nauczysz mnie tańczyć, co? Dawno już nie tańczyłem. Lubisz tańczyć?

– Lubię tańczyć – odpowiedziała Joanna – ale nie wiem, czy przyjadę do twojego apartamentu z widokiem na morze…

Kilkakrotnie stracił orientację i pogubił się, zanim wąskimi uliczkami dojechał do Hryniewieckiego i stanął pod ośrodkiem wczasowym „Fregata”, gdzie wedle słów sekretarki komendanta miał na niego czekać wygodny apartament. Zgasił silnik i nie wierzył własnym oczom. Morza nie było stąd widać. Zasłaniały je drzewa iglaste, które były tak gęsto posadzone, jakby miały stanowić jakąś strefę buforową, kurtynę oddzielającą czyste morze od zakurzonych deptaków. Za drucianą siatką stały dwa nędzne brudne szeregowce z dykty, zbudowane w stylu bieda-minimalistycznym, właściwym dla późnych lat sześćdziesiątych. Po prawej stronie widniał tzw. pawilon sanitarny. Nad poobijanymi rynnami, do których ściekała woda, zwieszały się krany. Jedne z nich były pordzewiałe, inne zachlapane pastą do zębów. Jakiś facet w spodniach od piżamy przeglądał się w lusterku, wyciskając coś z policzka. Pater wyobraził sobie, jak Joanna stoi tutaj rano w kolejce do toalety. Na kafelkach wisiała tabliczka, która informowała, że natryski czynne są między piątą rano a dwudziestą drugą.

Poczuł przyjemną woń mocnej kawy. Odwrócił głowę. Na tarasie hotelu „Rejs”, przylegającego do ośrodka, siedziały dwie dziewczyny pochłaniające lody z najróżniejszymi polewami. Pater przełknął ślinę i znów popatrzył na „Fregatę”.

– Nie możesz rozmawiać czy nie chcesz? – zapytała Joanna ze wzbierającą wściekłością. – Nie odpowiedziałeś na moje kluczowe pytanie. Co chciałbyś mi zaproponować w tym Władysławowie?

– Wiesz, co? Rozumiem cię doskonale, że się jeszcze wahasz, czy tu przyjechać. Cóż, nie mam zamiaru naciskać. To twoja decyzja. Muszę kończyć. Cześć, trzymaj się, Joasiu!

Rozłączył się, nie pozwalając jej nawet dojść do głosu. Patrząc na ośrodek „Fregata”, zrozumiał, że nie ma tu Joannie niczego do zaproponowania.

10

Na biurku, w równej odległości między monitorem komputera i klawiaturą, położyłem dwa zdjęcia. W tych odbitkach zawarte jest całe moje życie. Miejsce wyjazdu i przystanek docelowy. Mam pewność, że prawie dobiegłem do mety. Został mi do wykonania tylko jeden ruch.

Ręce drżą, więc nie mogę pisać ręcznie, nie mógłbym się odczytać. Ciągi liter przypominają ciała robaków. Muszę pisać. Pisanie jest jak głęboki oddech. Pisanie uspokaja. Jest dla mnie jak pejcz dla biczownika. Dyscyplinuje ciało i umysł.

Poza tym piszę, by pozostawić ślad. Ślad po moim dziele.

Na odbitce, którą położyłem po lewej stronie, widać dwie roześmiane dziewczyny. Sądząc po tym, jak są ubrane, musiała być wiosna lub lato. Ciała lekko wygięte w łuk, stykające się biodra, wyzywająca pewność siebie, która odbija się w spojrzeniu. Dwie blondynki, jedna z długimi, druga z krótkimi włosami, trzymają się za ręce i stoją pod jakimś sklepieniem, którego nie mogę rozpoznać. W tle dobrze widać masywny filar, wszystko wskazuje na to, że zdjęcie to powstało w murach uczelni. Może w przerwie między wykładami.

Niższa blondynka, ta z długimi włosami, o wydatnych kościach policzkowych i wąskich ustach, jest łudząco podobna do swojej matki. Dwie krople wody. Wyglądałyby jak dwie siostry. Chociaż mówi się, że córki są bardziej podobne do ojców niż do matek. Aby obalić to błędne przekonanie, wystarczy popatrzeć na drugie zdjęcie. To, które położyłem po prawej stronie. Wykonane w formacie, w jakim dziś fotografii już się nie robi.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Róże Cmentarne»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Róże Cmentarne» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Marek Krajewski - Phantoms of Breslau
Marek Krajewski
libcat.ru: книга без обложки
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Liczby Charona
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Głowa Minotaura
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Erynie
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Festung Breslau
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Śmierć w Breslau
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Aleja Samobójców
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Dżuma W Breslau
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Widma W Mieście Breslau
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Koniec Świata W Breslau
Marek Krajewski
Markus Krajewski - Wirtschaftsvölkerrecht
Markus Krajewski
Отзывы о книге «Róże Cmentarne»

Обсуждение, отзывы о книге «Róże Cmentarne» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x