Marek Krajewski - Liczby Charona

Здесь есть возможность читать онлайн «Marek Krajewski - Liczby Charona» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Liczby Charona: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Liczby Charona»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Każdy może zostać Bogiem, wystarczy tylko poznać odpowiedni kod.
Maj 1929 roku. Lwów. Komisarz Edward Popielski wyleciał z policji za niesubordynację. Wreszcie ma czas na rozwiązywanie zagadek matematycznych i… na miłość. Namówiony przez piękną Renatę podejmuje się ryzykownego zlecenia i szybko wpada w kłopoty. A we Lwowie znów wrze. Brutalne morderstwa wstrząsają miastem. I tylko policja wie, co kryje w sobie tajemniczy list od mordercy.
W Liczbach Charona Popielski ma szansę zmienić swoje życie – wrócić do policji i założyć rodzinę z ukochaną kobietą. Ale miłość jest ślepa, podobnie jak sprawiedliwość…

Liczby Charona — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Liczby Charona», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Ubrany był w spodnie z odbitkami podeszew i zgniłych pomidorów ze śmietnika oraz w stary trencz Zaremby, litościwie skrywający wygniecioną koszulę i marynarkę o naderwanym rękawie. Ale stan garderoby również nie zaprzątał jego uwagi. Podobnie jak ból nosa i pleców, promieniujący w czasie biegu mimo morfiny. Jego umysł nie troszczył się teraz o nic, co nie było związane z osobą Renaty Sperling, która wczoraj w knajpie Gutmana wynajęła u fiakra kurs na ulicę Zadwórzańską.

– Posłuchaj, Edziu – sapał Zaremba, kiedy jeszcze mógł za nim nadążyć – wiem, że ta umowa z Kocowskim jest dla ciebie niekorzystna, bo honorarium otrzymasz dopiero po zakończeniu sprawy. Wiem, ale mogę ci pożyczyć trochę forsy… Najlepiej będzie, jak pójdziesz do syna Luby Bajdykowej, on nie wierzy policji i wynajmie cię jako prywatnego detektywa. To bogaty facet, dobrze zapłaci! No czekaj, do jasnej cholery! Co za wariat!

Te ostatnie słowa Zaremba wypowiedział z wyraźną irytacją i zatrzymał się prawie w połowie drogi, pod znanym zakładem fryzjerskim Kostynowicza. Tam wysapał się do woli, zapalił papierosa i poszedł za Popielskim, który niknął gdzieś pośród studentów politechniki zmierzających do swojej Alma Mater.

Popielski skręcał właśnie w Zadwórzańską. Minął z lewej strony jedną przecznicę i kiedy już dochodził do drugiej, do ulicy Grunwaldzkiej, ujrzał spory tłum. Ludzie stali w prześwicie pomiędzy kamienicą numer 17 i 19, prowadzącym na podwórko zastawione pojemnikami na śmieci. Tam jednak wstępu nie mieli, ponieważ przy śmietniku stało trzech umundurowanych policjantów. Od strony Grunwaldzkiej wejście na podwórko uniemożliwiał natomiast duży mur z żelazną bramką, w której stał tylko jeden stróż prawa. Popielski usiłował wbiec na podwórko wprost z Zadwórzańskiej. Policjant w mundurze, którego kołnierz obszyty był dwoma srebrnymi galonikami i arabską szóstką, zatrzymał biegnącego.

– Dokąd to?! – wrzasnął posterunkowy. – Tu nie wolno! A won mi stąd!

– Ja do zidentyfikowania zwłok. – Popielski oparł dłonie na kolanach i wydawał z siebie rzężenie przepalonych nikotyną płuc.

– A już stąd! – Policjant tracił cierpliwość.

– Posterunkowy Henryk Kowalski z komisariatu VI! – Popielski w końcu się wycharczał. – Znam was i wy mnie znacie! Spójrzcie na mnie! Na moją łysinę!

Posterunkowy Kowalski otworzył usta i łykał powietrze. Bez słowa wskazał Popielskiemu bramę, z której właśnie wychodził doktór Pidhirny.

– Za śmietnikiem na podwórku – powiedział do niego medyk sądowy z bezgranicznym zdziwieniem w oczach.

Popielski kiwnął mu głową i wpadł na podwórze. Za śmietnikiem stał furgon z Zakładu Medycyny Sądowej. Popielski rozepchnął krępe plecy dwóch sanitariuszy i uklęknął u stóp zwłok wciśniętych w szparę pomiędzy śmietnikiem a ścianą domu numer 19. Zdarł prześcieradło i patrzył. Widział szczupłą stopę z pomalowanymi paznokciami, udo obleczone w pończochę i jędrną pierś młodej kobiety. Oparł się o ścianę i zamknął oczy. Ale to nie pomogło. Wciąż widział dziwne więzy łączące stopy, szyję i ręce, język zagryziony przez zęby, siną pręgę widoczną zza grubego włochatego sznura, niezliczone piegi pokrywające całe ciało i kręcone rude włosy rozsypane i zaścielające wejście do śmietnika.

2

ZANIM POPIELSKI PRZYSTĄPIŁ DO OBOWIĄZKÓW policyjnego rzeczoznawcy, minęło kilka dni, potrzebnych mu na wprowadzenie zmian w dotychczasowym życiu.

Najpierw musiał dojść do względnego ładu ze zdrowiem – przede wszystkim zaleczyć rany na plecach na tyle, by móc żyć bez morfiny i w miarę bezboleśnie chodzić. To, ku radosnemu zdziwieniu doktora Buraczyńskiego, który codziennie zmieniał opatrunki, następowało bardzo szybko. Po trzynastu dniach od bestialskiego pobicia doktór zamienił bandaże oplatające dotąd cały tułów chorego na płócienne kwadraty, przylepiane co drugi dzień plastrami do ramion i pośladków. Chociaż złamany nos, z którego medyk wyjął już tampony, bolał przenikliwie przy przypadkowym dotknięciu, Popielski czuł, że wraca do zdrowia.

Aby ten powrót był możliwie pełny, a zmiany korzystne, musiał szybko zarobić sporą sumę pieniędzy na pokrycie dziury w budżecie domowym spowodowanej leczeniem, pijatykami, podróżą do Stratyna, a nade wszystko – rezygnacją z korepetycyj. Nadzieje na odrodzenie finansowe wiązał ze wskazówką Zaremby, by zaoferować swe usługi detektywistyczne synowi Luby Bajdykowej. Było to zresztą jedyne możliwe teraz zajęcie, ponieważ śledztwo w sprawie zamordowanej rudowłosej kobiety utknęło w miejscu z dwóch powodów – po pierwsze, w ostatnich dniach nie zgłoszono żadnego zaginięcia i nikt nie mógł zidentyfikować zmarłej, a po drugie – i profesor Kuryłowicz, i rabin Schatzker zwlekali przez kilka dni, każdy z innych powodów, z przetłumaczeniem nowego hebrajskiego zapisu, który w dniu morderstwa dotarł do Kocowskiego.

A zatem nic innego Popielskiemu nie pozostawało, jak udać się na ostry zakręt ulicy Sobińskiego, gdzie stała nowoczesna willa inżyniera naftowo-maszynowego Mikołaja Bajdyka Prywatny detektyw in spe umówił się telefonicznie na wizytę i zjawił się tam w pierwszą niedzielę maja, punktualnie o godzinie dziesiątej rano.

Inżynier Bajdyk spędził ostatnie piętnaście lat na polach naftowych Teksasu i przez te wszystkie lata wchodził w kontakt z tak zadziwiającymi personami – łowcami skarbów, poszukiwaczami złota, płatnymi mordercami, Indianami w pióropuszach i Murzynami grającymi na wszelkich instrumentach – że twarz Popielskiego, schowana pod dużym kapeluszem i ozdobiona wielkimi czarnymi okularami, żółto-niebieskimi sińcami oraz złamanym nosem, nie zrobiła na nim większego wrażenia. Inżynier, przepracowawszy wiele lat w brudzie ropociągów, ubierał się niedbale i pojęcie elegancji było mu najzupełniej obce, toteż nawet nie dostrzegł, iż ubiór jego gościa wygląda, jakby dopiero co wyszedł spod igły krawca.

Popielski, siedząc teraz w jego gabinecie, przypominał sobie passusy raportu medycznego na temat Luby Bajdykowej i doszedł do wniosku, iż niechlujne odzienie i w ogóle brudne otoczenie jest chyba charakterystyczną cechą tej rodziny, mimo że matkę i syna dzieliła finansowa przepaść. Nowiutki citroen stojący na podjeździe domu pokryty był tu i ówdzie stwardniałymi ptasimi odchodami. Willa, malowniczo położona wśród starych drzew i kwitnących krzewów, przepełniona była ciężkim zaduchem i zastarzałym brudem. Najwyraźniej nie zatrudniano tu służby, bo wszędzie leżały stosy starych butów, ubrań i talerzy. Niedalekie od prawdy było przypuszczenie Popielskiego, że dom ten, zamieszkiwany przez samotnego wdowca, ożywa dopiero nocą, kiedy to słychać piski szczurów, a zamiast dywanów podłogi pokrywają roje karakonów. Gospodarz ubrany był w poplamiony fartuch, spodnie o poszarpanych nogawkach, z których wystawały nitki, i w buty, które od dawna nadaremnie domagały się pasty. Na biurku piętrzyły się rysowane na kalce wykresy i matematyczne obliczenia.

Popielski z powodu złamania nosa oddychał ustami, co w jego mniemaniu nie było takie najgorsze, gdyż odcinało go od smrodu nie wietrzonego od dawna domu. Zakończył właśnie reklamowanie własnej, świeżo zarejestrowanej kancelarii detektywistycznej zapewnieniem, że zachował w policji dawne przyjaźnie, które mogą być mu nader pożyteczne przy dostępie do różnych informacyj, i położył na biurku świeżo wydrukowany bilet wizytowy z nadrukiem „E. Popielski, prywatne dochodzenia”. Inżynier w zamyśleniu zaczął się bawić grubą liną, która leżała na brzegu biurka. Patrzył w milczeniu na swego gościa i zawiązywał skomplikowane węzły marynarskie.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Liczby Charona»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Liczby Charona» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Marek Krajewski - Phantoms of Breslau
Marek Krajewski
libcat.ru: книга без обложки
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Głowa Minotaura
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Erynie
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Róże Cmentarne
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Festung Breslau
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Śmierć w Breslau
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Aleja Samobójców
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Dżuma W Breslau
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Widma W Mieście Breslau
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Koniec Świata W Breslau
Marek Krajewski
Markus Krajewski - Wirtschaftsvölkerrecht
Markus Krajewski
Отзывы о книге «Liczby Charona»

Обсуждение, отзывы о книге «Liczby Charona» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x