Stanisław Witkiewicz - Nienasycenie. Część druga, Obłęd
Здесь есть возможность читать онлайн «Stanisław Witkiewicz - Nienasycenie. Część druga, Obłęd» — ознакомительный отрывок электронной книги совершенно бесплатно, а после прочтения отрывка купить полную версию. В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Мифы. Легенды. Эпос, literature_20, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Nienasycenie. Część druga, Obłęd
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Nienasycenie. Część druga, Obłęd: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Nienasycenie. Część druga, Obłęd»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Nienasycenie. Część druga, Obłęd — читать онлайн ознакомительный отрывок
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Nienasycenie. Część druga, Obłęd», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Na płciowym spodzie duszy zaległa już złowroga cisza śmiertelnego niepokoju i strachu. I tylko w myślowym kompartymencie zobaczył nieswoimi, zupełnie nawet cudzymi oczami JĄ. Jakże piekielnie była ponętna. „Młoda dziewczynka – a to bestia! Ona nigdy nie przestanie… Boże – (ten martwy Bóg!) – Wybaw mnie od tego potwora!” – szepnął podchodząc do księżnej, która, ubrana w szaro-niebieskawo-fioletową „sukienkę”, (tzw. „ bleu Kotzmoloukhowitch ” – modny dziś błękit, koloru wprowadzonych przez Generalnego Kwatermistrza mundurów) i czarno-granatowy kapelusz, stała oparta o jeden z filarów sali. Nie było nikogo. Cisza straszliwa, głośna sobą w sobie, rozprzestrzeniła się w całym gmachu na tę chwilę. Wybiła siódma – daleko, na jakiejś miejskiej wieży, w świecie życia, szczęścia i wolności. Rozpacz tamta z metafizycznych wymiarów spełzła chyłkiem (chyłek) na ziemię i zmieniła się w głuchy płciowy ból – tak to diabeł kusi pozorami niewymiernych wysokości, aby następnie wytarzać w błocie. Butla z lekarstwem stała tuż obok – tylko sięgnąć łapą samca, w rękawiczce „chłopięcej” delikatności i nieśmiałości. [A w tej samej chwili, tam, w stolicy całego kraju, „Wielki Kocmołuch”, jak go nazywano, upaprany po łokcie augiaszowym zaiste dookolnym świństwem, które starał się zmyć ze swego kraju choćby kosztem powiedzmy diabli wiedzą czego, odczytywał raport pewnego Chińczyka, który stał przed nim zgięty we dwoje, jak człowiek skazany na ścięcie. Kocmołuchowicz rzekł: „Czy można wiedzieć, co on myśli?” Odpowiedział Chińczyk, mandaryn drugiej klasy, człowiek bez wieku: „Jego Jedyność jest absolutnie nieodgadniony. Wiemy tylko, że to jest myśl najwyższa, wszechludzka. Załatwi to, czego nie załatwicie wy, choćbyście zwołali radę największych mędrców całego waszego świata. Wasza wiedza przerosła wielkość waszych dusz. Jesteście w mocy maszyny, która się wam wymknęła z rąk i rośnie, jak żywy stwór, żyjący swoim, samoistnym życiem i zjeść was musi. Próbowali odgadnąć myśl Jego kapłani wymierających kultów – za pomocą trucizn i potęgi narzuconej woli. Dojrzał ich z oddali i zginęli wszyscy – ścięto im głowy, a winy podsunięto inne”. – Kwatermistrz drgnął i nagle skoczył do nahaja, wiszącego na ścianie. Chińczyk zwiał jakimś cudem, poprzez dwa pokoje, pełne adiutantów. A ten zastygł z nahajem w ręku na środku pokoju i zamyślił się głęboko po sam pępek. Jaźń jego zetknęła się z całością bytu w skurczu niewymownym, a potem z nędznym robaczkiem, z ludzkością całą. Zapłakał do środka i pocisnął guzik dzwonka, na krzywych nogach podszedłszy do zielonego stołu z paperasami. Wszedł adiutant…] Tę scenę widział Genezyp, patrząc w twarz swego wcielonego losu – może to była prawdziwa telepatia, bo rzeczywiście działo się to właśnie o 7'13 w gabinecie wszechwładnego „Kwatermajstra”.
Informacja: Ale co to jest równoczesność i rzeczywistość? Ani fizyka, ani filozofia nie odpowiedzą nigdy (według niektórych) po wsze (wszawe?) czasy na te pytania, jak i na wiele innych. A co do telepatii, ta jest możliwa, jakkolwiek wytłomaczenie jej (czyli objaśnienie mechanistyczne) może tylko polegać na tym, że nie będziemy przekraczać poglądu fizycznegoi będziemy szukać nieznanych dotąd sposobów przenoszenia się energii wytwarzającej się w mózgach przy pewnych procesach i mogącej oddziaływać na inne mózgi, wywołując w nich pewne procesy. Ale tu znowu zaczyna się psychologia – możemy skonstatować pewne związki między niewspółmiernymi sferami – więcej nic. To samo stosuje się nie tylko do odgadywania myśli, ale do widzenia czy słyszenia na odległości nienormalne i z przeszkodami, o ile taka rzecz w ogóle zajść może. Ale gadania o „materializacji myśli” (?!) są tak bezsensowne, jak np. teoria kalafioryzacji lokomotyw, a nawet więcej. To samo też stosuje się do wszystkich tak zwanych „zjawisk nadnaturalnych”. Wszystkie rozwiązania dowolne, kursujące dziś między publicznością, polegają na nieznajomości psychologizmu (kierunku filozoficznego – nie psychologii jako nauki) i stosunku jego do poglądu fizycznego, który jest statystycznym i przybliżonym i daje się w terminach pierwszego wyrazić.
– Tak bardzo tęskniłam za tobą – (przez wielkie T) – nie gniewasz się, że przyszłam. – Szept spłynął najbardziej płciową drogą przez górną połowę ciała aż tam. – Musiałabym i tak przyjechać, ale naprawdę to tylko do ciebie. Ty jesteś już dorosłym – musisz wiedzieć dlaczego, ach dlaczego musiałam tak postąpić. Nie umiesz ocenić mnie teraz. Zrozumiesz wtedy, co ci dałam, kiedy mnie już może nie będzie, kiedy przeze mnie właśnie nie skrzywdzisz tej drugiej, czy trzeciej, którą będziesz kochał naprawdę – będzie ci się tak wydawać. Jednak kochałeś i kochasz tylko mnie – może na zawsze – nie wiem o tym. Nie gniewasz się? – Jak pokorna suka wygięła się i spojrzenie błękitne, „niebiańskie”, rozlane, wyłupione z jądra, rozbebeszone, niechlujne, oddane aż do samego rdzenia istoty (tu gdzieś koło nerek i głębiej i z tej strony nawet) zatopiła jak ostry szpon w jego twardych oczach. Pocisk trafił, pękł, pozabijał (tylko myśli) i zniszczył jak papierową zabawkę kunsztownie, dziecinnie wykombinowaną redutę czy przyczółek mostowy. Przez wyrwę tłoczyły się długo więzione żądze, dzikie, spocone, śmierdzące, rozjuszone – na niektórych brzęczały jeszcze łańcuchy, szły jak żelazne robactwo, na zdobycie duszy. Nad nimi rozpiął się błękitny parasolik, udający prawdziwe niebo – czysta, wielka miłość. Kochał ją teraz bez miary, tę biedną, starowatą dziewczynkę – jak nikogo dotąd. Nagle wszechświat rozświetlił się od spodu łuną wschodzącego szczęścia – oddalone, tęskniące za sobą w męce przestrzenie (połacie, tereny?) ducha złączyły się we wściekłym, palącym uścisku. Jeszcze czegoś tak piekielnie, wysublimowanie zmysłowego nie przeżył Zypcio nigdy – nawet (!) wtedy, gdy wlepiony gałami w szybę łazienkowego okna, dokonał tamtego niemrawego i gnuśnego czynu nad sobą – raczej nie: nad tym świeżo w sobie odkrytym, trochę w tej chwili plugawym gościem. Krwawa, lepka mgła oplotła i przeniknęła zwiotczałe w nieziemskim pożądaniu ciało. A przecież jeszcze nic nie drgnęło i nie podniósł się ani na włos wielki przeciwnik ducha, samotny, głupi, wszechwładny w cielesnych walkach ON. Gdzie była właściwie ta oczekiwana żądza, czyli właściwie chuć? Unicestwiwszy ciało, objęła śmiertelnym uściskiem świat cały aż w nieskończoność. Kochał tę babę zupełnie na czysto, jak za najlepszych czasów, jak nigdy jeszcze nie kochał matki, ani siostry, ani nawet ojca. Takie to czyste było to uczucie… Aż śmieszne po prostu. „ Il fornicatore ” przemówił wreszcie, przez zalepione lubieżną papką gardło:
– Gniewać się, to mało. Ja nienawidzę pani i nigdy już… Zamknęła mu twarz, wszechwiedzącą nagą ręką – (szybko, na jedną czwartą minuty przedtem, zdjęła rękawiczkę, wiedząc, że wykona taki właśnie ruch). Odepchnął tę rękę brutalnie, ale wspomnienie ciepła i zapachu zostało: nieśmiertelne gencjany Fontassiniego trwały, mimo że świat przewrócił się do góry nogami: – Nie chcę – rozumie pani? Za co? Dlaczego? Coś tak potwornego! I ja tak panią kochałem!! – Kłamał bezczelnie nie wiadomo po co – to znaczy kłamał świadomie, – w istocie było to prawdą, w tej chwili prawdą się stało – a zresztą czort wie – nikt tego nie pojmie jak jest, a tym bardziej jak było, nawet ci, którzy i tak dalej… – Mam wstręt do pani, jak do ropuchy – brzydzę się sobą, jak o pani myślę… – Chwyciła go za rękę mocno, aż do bólu – baba była silna.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Nienasycenie. Część druga, Obłęd»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Nienasycenie. Część druga, Obłęd» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Nienasycenie. Część druga, Obłęd» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.