Henryk Sienkiewicz - W pustyni i w puszczy
Здесь есть возможность читать онлайн «Henryk Sienkiewicz - W pustyni i w puszczy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2016, Издательство: Array Иностранный паблик, Жанр: foreign_antique, foreign_prose, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:W pustyni i w puszczy
- Автор:
- Издательство:Array Иностранный паблик
- Жанр:
- Год:2016
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:2.71 / 5. Голосов: 7
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
W pustyni i w puszczy: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «W pustyni i w puszczy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
W pustyni i w puszczy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «W pustyni i w puszczy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
W jednej wsi liczącej do tysiąca głów miejscowy władca, który był w jednej osobie czarownikiem i królem, zgodził się na pokazanie im „wielkiego fetysza”, którego otaczała nadzwyczajna cześć i bojaźń, tak że do hebanowej, pokrytej skórą nosorożca kapliczki ludzie nie śmieli się zbliżać i ofiary składali w odległości pięćdziesięciu kroków. Król opowiadał o tym fetyszu, że spadł niedawno z księżyca, że był biały i że miał ogon. Staś oznajmił, że to on właśnie wysłał go na rozkaz dobrego Mzimu i mówiąc tak nie rozminął się bynajmniej z prawdą, gdyż pokazało się, że „wielki fetysz” był po prostu jednym z latawców puszczonych z Góry Lindego. Oboje z Nel ucieszyli się myślą, że inne mogły przy odpowiednim wietrze zalecieć jeszcze dalej, i postanowili puszczać je z wyżyn w dalszym ciągu. Staś zmajstrował i puścił jeden zaraz tego samego wieczoru, co ostatecznie przekonało Murzynów, że i dobre Mzimu, i biały pan przybyli na ziemię także z księżyca i że są bóstwami, którym dość pokornie służyć nie można.
Ale więcej od tych oznak pokory i hołdu uradowała Stasia wiadomość, że Bassa-Narok leży o kilkanaście tylko dni drogi i że mieszkańcy tej wsi, w której obecnie się zatrzymali, otrzymują czasem z tamtych stron sól w zamian za wino z palm dum. Król miejscowy słyszał nawet o Fumbie jako o władcy ludzi zwanych „Doko” – Kali potwierdził, że dalsi sąsiedzi tak nazywają Wa-himów i Samburu. Mniej pocieszające były wieści, że nad brzegami wielkiej wody wre wojna i że trzeba iść do Bassa-Narok przez niezmiernie dzikie góry i strome wąwozy, pełne drapieżnych zwierząt. Ale z drapieżnych zwierząt Staś niewiele już sobie robił, a góry choćby najdziksze, wolał od niskich równin, na których czyha na podróżników febra.
Z dobrą więc otuchą wyruszyli w dalszą drogę. Za ową ludną wsią spotkali już tylko jedną osadę, bardzo lichą i zawieszoną jak gniazdo na skraju urwiska. Potem zaczęło się podgórze, poprzecinane z rzadka głębokimi rozpadlinami. Na wschodzie wznosił się mroczny łańcuch szczytów, który z dala wydawał się prawie zupełnie czarny. Była to nieznana kraina, do której właśnie szli nie wiedząc, co ich tam może spotkać, zanim dojdą do dzierżaw Fumby. Na halach, które przechodzili nie brakło drzew, ale z wyjątkiem sterczących samotnie smokowców i akacyj stały one kępami, tworząc jakby małe gaje. Podróżnicy zatrzymywali się wśród tych kęp dla posiłku i wywczasu oraz dla obfitego cienia.
Wśród drzew roiło się ptactwo. Rozmaite gatunki gołębi, wielkie dzioborożce, które Staś nazywał tukanami, kraski, szpaki, synogarlice i niezliczone prześliczne bengalis kręciły się w gąszczu liści lub przelatywały z jednej kępy na drugą, pojedynczo lub stadami, mieniąc się jak tęcza. Niektóre drzewa wydawały się z daleka okryte różnokolorowym kwieciem. Nel zachwycała się szczególnie widokiem rajskich muchołówek i czarnych, podszytych pąsowo, sporych ptaków, które odzywały się głosem pastuszej fujarki. Cudne żołny, z wierzchu różowe, a pod spodem jasnoniebieskie, uwijały się w blasku słonecznym, chwytając w lot pszczoły i koniki polne. Na wierzchołkach drzew rozlegały się wrzaski zielonych papug, a czasem dochodził głos jakby srebrnych dzwonków, którym witały się wzajem małe zielonoszare ptaszyny, ukryte pod liściami adausonji.
Przed wschodem i po zachodzie słońca przelatywały stada miejscowych wróbelków, tak niezliczone, że gdyby nie pisk i szum skrzydełek, można by je poczytać za chmury. Staś przypuszczał, że to te krasnodzióbki dzwonią tak, rozpraszając się w dzień po pojedynczych kępach.
Lecz największym zdumieniem i zachwytem napełniały oboje dzieci inne, latające w małych stadkach ptaki, które dawały prawdziwe koncerty. Każde stadko składało się z pięciu lub sześciu samic i jednego, połyskującego metalicznymi piórami samca. Siadały one szczególnie na pojedynczych akacjach w ten sposób, że on umieszczał się na wierzchołku drzewa, one poniżej – i po pierwszych tonach, które wydawały się jakby strojeniem gardziołek, on rozpoczynał śpiew, a one słuchały w milczeniu. Dopiero gdy skończył, powtarzały jednogłośnym chórem ostatnią zwrotkę jego śpiewu. Po małej przerwie on znów zaczynał i kończył, one znów powtarzały, po czym całe stadko przelatywało falistym, lekkim lotem na następną, najbliższą akację i koncert złożony z solisty i chóru, rozbrzmiewał w południowej ciszy powtórnie. Dzieci nie mogły się tego dość nasłuchać. Nel pochwyciła przewodnią nutę koncertu i razem z chórem samiczek wyśpiewywała swym cienkim głosikiem ostatnie tony; brzmiące jak szybko powtarzane dźwięki: „tui, tui, tui, tui, twiling-ting! ting!”
Pewnego razu dzieci idąc od drzewa do drzewa za skrzydlatymi muzykantami odeszły na kilometr od obozu, pozostawiwszy w nim troje Murzynów, Kinga i Sabę, którego Staś, wybierając się za jedną drogą na polowanie, nie chciał wziąć z sobą, by szczekaniem nie płoszył mu zwierzyny. Gdy więc stadko przeleciało wreszcie z ostatniej akacji na drugą stronę szerokiego wąwozu, chłopiec zatrzymał się i rzekł:
– Teraz odprowadzę cię do Kinga, a potem obaczę, czy w wysokiej dżungli nie ma antylop albo zebr, bo Kali mówi, że wędzonego mięsa nie starczy więcej niż na dwa dni.
– Przecież już jestem duża – odpowiedziała Nel, której zawsze chodziło bardzo o to, by pokazać, że nie jest małym dzieckiem – więc wrócę sama. Obóz stąd widać doskonale i dym także.
– Boję się, że zabłądzisz.
– Nie zbłądzę. W wysokiej dżungli może bym zabłądziła, ale tu, patrz, jaka trawa niska.
– Jeszcze cię co napadnie.
– Sam mówiłeś, że lwy i pantery w dzień nie polują. Przy tym słyszysz, jak King trąbi z tęsknoty za nami. Jaki tam lew odważyłby się polować tam, gdzie dochodzi głos Kinga?
I poczęła się napierać.
– Mój Stasiu, pójdę sama jak kto dorosły.
Staś wahał się przez chwilę, ale w końcu przystał. Obóz i dym było rzeczywiście widać. King, który tęsknił za Nel, trąbił co chwila. W niskiej trawie nie groziło zabłądzenie, a co do lwów, panter i hien, nie mogło być po prostu o nich mowy, gdyż zwierzęta te szukają łupu tylko w nocy. Chłopiec wiedział zresztą, że niczym nie zrobi dziewczynce takiej przyjemności, jak gdy pokaże, że nie uważa jej za małe dziecko.
– Dobrze więc – rzekł – idź sama, ale idź prosto i nie marudź po drodze.
– A czy mogę tylko narwać tych kwiatów? – zapytała ukazując na krzak kusso, okryty niezmierną ilością różowego kwiecia.
– Możesz.
To rzekłszy zawrócił ją, pokazał jej raz jeszcze dla pewności kępę drzew, z której wychodził dym obozowy i w której rozlegało się trąbienie Kinga, po czym nurknął w wysoką dżunglę obrastającą brzeg wąwozu...
Lecz nie uszedł jeszcze stu kroków, a już ogarnął go niepokój. „To przecie głupio z mojej strony – pomyślał – żem pozwolił Nel chodzić samej po Afryce głupio! głupio! To takie dziecko! Nie powinienem jej ani na krok odstępować, chyba że jest przy niej King. Kto wie, co się może trafić! Kto wie, czy pod tym różowym krzakiem nie siedzi jaki wąż, wielkie małpy mogą się tu wychylić z wąwozu i porwać mi ją albo pokąsać. Brońże Boże! – Zrobiłem okropne głupstwo!”
I niepokój jego przeszedł w gniew na samego siebie, a zarazem w okropny lęk. Nie namyślając się dłużej, zawrócił, jakby tknięty nagłym złym przeczuciem. Idąc spiesznie, z tą niesłychaną wprawą, jakiej już nabrał wskutek codziennych polowań, trzymał gotową do strzału strzelbę i posuwał się wśród kolczastych mimoz bez żadnego szelestu, zupełnie jak pantera, gdy nocą skrada się do stada antylop. Po chwili wysunął głowę z wysokich zarośli, spojrzał – i skamieniał.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «W pustyni i w puszczy»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «W pustyni i w puszczy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «W pustyni i w puszczy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.