Henryk Sienkiewicz - W pustyni i w puszczy
Здесь есть возможность читать онлайн «Henryk Sienkiewicz - W pustyni i w puszczy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2016, Издательство: Array Иностранный паблик, Жанр: foreign_antique, foreign_prose, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:W pustyni i w puszczy
- Автор:
- Издательство:Array Иностранный паблик
- Жанр:
- Год:2016
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:2.71 / 5. Голосов: 7
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
W pustyni i w puszczy: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «W pustyni i w puszczy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
W pustyni i w puszczy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «W pustyni i w puszczy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
A Staś słuchając tych głosów podniósł oczy w górę – i w tej dalekiej krainie, wśród płowych, głuchych piasków, począł mówić: „Pod Twoją obronę uciekamy się, święta Boża Rodzicielko...”
ROZDZIAŁ VIII
Noc bladła. Ludzie mieli już siadać na wielbłądy, gdy nagle spostrzegli pustynnego wilka, który wtuliwszy ogon pod siebie przebiegł wąwóz o sto kroków od karawany i wydostawszy się na przeciwległe płaskowzgórze biegł dalej z wszelkimi oznakami strachu, jakby uciekał przed jakimś nieprzyjacielem. W egipskich pustyniach nie masz takich dzikich zwierząt, przed którymi wilki czułyby trwogę, i dlatego widok ten zaniepokoił wielce sudańskich Arabów. Cóż by to być mogło? Czyżby nadchodziła już pogoń? Jeden z Beduinów wdrapał się szybko na skałę, ale zaledwie spojrzał, zsunął się z niej jeszcze prędzej.
– Na proroka! – zawołał zmieszany i przelękły – chyba lew bieży ku nam i jest już tuż!
A wtem spoza skał ozwało się basowe: „wow”, po którym Staś i Nel zakrzyknęli razem:
– Saba! Saba!
Ponieważ po arabsku znaczy to: lew, więc Beduini przestraszyli się jeszcze bardziej, lecz Chamis roześmiał i się i rzekł:
– Ja znam tego lwa.
To powiedziawszy gwizdnął przeciągle – i w tejże chwili olbrzymi brytan wpadł między wielbłądy. Ujrzawszy dzieci skoczył ku nim, przewrócił z radości Nel, która wyciągnęła do niego ręce, wspiął się na Stasia, następnie skowycząc i poszczekując obiegł oboje kilkakrotnie, znów przewrócił Nel, znów wspiął się na Stasia i wreszcie, ległszy u ich stóp, począł ziać.
Boki miał zapadłe, z wywieszonego języka spadały mu płaty piany, machał jednak ogonem i podnosił oczy pełne miłości na Nel, jakby jej chciał powiedzieć: „Ojciec twój kazał mi cię pilnować, więc oto jestem!”
Dzieci siadły przy nim z jednej i drugiej strony i poczęły go pieścić. Dwaj Beduini, którzy nie widzieli nigdy podobnej istoty, spoglądali na niego ze zdumieniem, powtarzając: „Allach! o kelb kebir!” (Na Boga, to wielki pies!) – on zaś leżał przez jakiś czas spokojnie, następnie podniósł jednak łeb, wciągnął powietrze w swój czarny, podobny do ogromnej trufli nos, zawietrzył i skoczył ku wygasłemu ognisku, przy którym leżały resztki pożywienia.
W tej samej chwili kozie i baranie kości poczęły trzaskać i kruszyć się jak słomki w jego potężnych zębach. Po ośmiu ludziach, licząc ze starą Dinah i z Nel, było tego dosyć sporo nawet dla takiego kelb kebir.
Lecz Sudańczycy zakłopotali się jego przybyciem i dwaj wielbłądnicy odwoławszy na bok Chamisa poczęli z nim rozmawiać z niepokojem, a nawet ze wzburzeniem.
– Iblis przyniósł tu tego psa! – zawołał Gebhr – i jakim sposobem trafił tu za dziećmi, skoro do Gharak przyjechały koleją?
– Zapewne śladem wielbłądów – odpowiedział Chamis.
– Źle się stało. Każdy, kto zobaczy go przy nas, zapamięta naszą karawanę i wskaże, którędy przechodziła. Trzeba się go pozbyć koniecznie.
– Ale jak? – spytał Chamis.
– Jest strzelba, weź ją i strzel mu w łeb.
– Jest strzelba, ale ja nie umiem z niej strzelać. Chyba że wy umiecie?...
Chamis od biedy byłby może potrafił, Staś bowiem kilkakrotnie otwierał przy nim swoją broń i zamykał, lecz żal mu było psa, którego polubił opiekując się nim jeszcze przed przyjazdem dzieci do Medinet. Wiedział natomiast doskonale, że obaj Sudańczycy nie mają żadnego pojęcia, jak obchodzić się z bronią najnowszego systemu, i że nie dadzą sobie z nią rady.
– Jeśli wy nie umiecie – rzekł z chytrym uśmiechem – to psa mógłby zabić tylko ten mały nouzrani (chrześcijanin), ale ta strzelba może wystrzelić kilka razy z rzędu, więc nie radzę dawać mu jej do ręki.
– Niech Bóg broni – odpowiedział Idrys. – Powystrzelałby nas jak przepiórki.
– Mamy noże – zauważył Gebhr.
– Spróbuj, ale pamiętaj, że masz i gardło, które pies rozerwie, nim go zakłujesz.
– Co więc robić?
A Chamis ruszył ramionami.
– Dlaczego wy chcecie tego psa zabić? Choćbyście go potem przysypali piaskiem, hieny go wygrzebią, pogoń znajdzie jego kości i będzie wiedziała, że nie przeprawiliśmy się przez Nil, lecz uciekaliśmy z tej strony. Niech leci za nami. Ilekroć Beduini pojadą po wodę, a my się skryjemy w jakim wąwozie, możecie być pewni, że pies zostanie przy dzieciach. Allach! Lepiej, że teraz przyleciał, bo inaczej byłby prowadził pogoń naszym śladem aż do Berberu. Karmić go nie potrzebujecie, gdyż jeśli mu resztek po nas nie starczy, to o hienę, albo szakala nie będzie mu trudno. Zostawcie go w spokoju, mówię wam – i nie traćmy czasu na gadanie.
– Może masz słuszność – rzekł Idrys.
– Jeśli mam słuszność, to mu dam i wody, aby sam nie latał do Nilu i nie pokazywał się w wioskach.
W ten sposób został rozstrzygnięty los Saby, który wypocząwszy nieco i pożywiwszy się należycie, wychłeptał w mgnieniu oka miskę wody i puścił się z nowymi siłami za karawaną.
Wjechali teraz na wysoką płaszczyznę, na której wiatr pomarszczył piasek i z której widać było na obie strony ogromną przestrzeń pustyni. Niebo przybrało barwę muszli perłowej. Lekkie chmurki, zgromadzone na wschodzie, mieniły się jak opale, po czym nagle zabarwiły się złotem. Strzelił jeden promień, potem drugi – i słońce, jak zwykle w krajach południowych, w których nie ma prawie zmierzchu i świtu, nie wzeszło, ale wybuchnęło zza obłoków jak słup ognia i zalało jasnym światłem widnokrąg. Poweselało niebo, poweselała ziemia i niezmierne obszary piaszczyste odkryły się oczom ludzkim.
– Musimy pędzić – rzekł Idrys – bo stąd widać nas z daleka.
Jakoż wypoczęte i napojone wielbłądy pędziły z szybkością gazeli. Saba pozostał za nimi, ale nie było obawy, by się zabłąkał i nie zjawił na pierwszym popasie. Dromader, na którym jechał Idrys ze Stasiem, biegł tuż obok wierzchowca Nel, tak że dzieci mogły rozmawiać swobodnie. Siedzenie, które wymościli Sudańczycy, okazało się wyborne i dziewczynka wyglądała w nim rzeczywiście jak ptaszek w gniazdku. Nie mogła spaść, nawet śpiąc, i jazda męczyła ją daleko mniej niż w nocy. Jasne światło dzienne dodało obojgu dzieciom otuchy. W serce Stasia wstąpiła nadzieja, że skoro Saba ich doścignął, to i pogoń potrafi uczynić to samo. Tą nadzieją podzielił się natychmiast z Nel, która uśmiechnęła się do niego po raz pierwszy od chwili porwania.
– A kiedy nas dogonią? – spytała po francusku, by Idrys nie mógł ich zrozumieć.
– Nie wiem. Może dziś jeszcze, może jutro, może za dwa lub trzy dni.
– Ale nie będziemy jechali z powrotem na wielbłądach?
– Nie. Dojedziemy tylko do Nilu, a Nilem do El-Wasta.
– To dobrze, oj, dobrze!
Biedna Nel, która tak lubiła poprzednio tę jazdę, miała jej teraz widocznie dosyć.
– Nilem... do El-Wasta i do tatusia! – poczęła powtarzać sennym głosem.
I ponieważ na poprzednim postoju nie wyspała się należycie, więc usnęła znowu głębokim snem, takim, jakim po wielkim zmęczeniu śpi się nad ranem. Tymczasem Beduini pędzili wielbłądy bez wytchnienia i Staś zauważył, że kierują się w głąb pustyni.
Więc chcąc zachwiać w Idrysie pewność, że zdołają ujść przed pogonią, a zarazem pokazać mu, że sam liczy na nią niezawodnie, rzekł:
– Odjeżdżacie od Nilu i od Bahr-Jussef, ale nic wam to nie pomoże, bo przecie nie będą was szukali nad brzegiem, gdzie wsie leżą jedna przy drugiej, ale w głębi.
A Idrys zapytał:
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «W pustyni i w puszczy»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «W pustyni i w puszczy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «W pustyni i w puszczy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.