– O nieszczęście! Nieszczęście! – powtarzają.
W tej chwili od strony wsi dochodzą jakieś zmącone głosy jakby radosnych krzyków. To Niemcy pognębińscy obchodzą tak radośnie swoje zwycięstwo.
Państwo Jarzyńscy wracają znów do sali. Słychać, jak przy drzwiach młody pan mówi do pani: Il faut faire bonne mine. Jakoż młoda pani już nie płacze. Oczy ma suche i bardzo silne rumieńce.
– Powiedzcież teraz, jak się to stało? – pyta spokojnie gospodarz.
– Jakże się nie miało stać, jaśnie panie – mówi stary Maciej – skoro i tutejsze chłopy pognębińskie głosowali za Szulbergiem.
– Kto taki?
– Jak to? Tutejsi?
– A jakże. Ja sam widziałem i wszyscy, jak Bartek Słowik głosował za Szulbergiem...
– Bartek Słowik? – mówi pani.
– A jakże. Teraz ci go inni wymyślają. Chłop tarza się po ziemi, płacze, baba go wymyśla. Aleć ja sam widziałem, jak głosował.
– Ze wsi takiego wyświecić! – rzecze sąsiad z Mizerowa.
– Bo jaśnie panie – mówi Maciej – inni też, co byli na wojnie, to też głosowali jak i on. Gadają, że im kazali...
– Nadużycie, czyste nadużycie, nieważny wybór, przymus, szachrajstwo! – wołały różne głosy.
Niewesoły był obiad tego dnia w pognębińskim dworze.
Wieczorem państwo wyjechali, ale już nie do Berlina, tylko do Drezna.
Nędzny, przeklinany, sponiewierany i znienawidzony Bartek siedział tymczasem w swojej chałupie, obcy nawet dla żony własnej, bo i ta nie przemówiła do niego cały dzień ni słowa.
Jesienią Bóg urodzaj dał i pan Just, który właśnie objął był w posiadanie Bartkową kolonię, rad był, że wcale niezły zrobił interes.
Pewnego dnia szło z Pognębina do miasta troje ludzi: chłop, baba i dziecko. Chłop był pochylony bardzo, podobniejszy do dziada niż do zdrowego człeka. Szli do miasta, bo w Pognębinie nie mogli służby znaleźć. Deszcz padał, baba szlochała okrutnie z żalu za straconą chałupą i całą wsią. Chłop milczał. Na całej drodze pusto było: ani wozu, ani człeka; krzyż tylko wyciągał ponad nią zmoczone od deszczu ramiona. Deszcz padał coraz większy, gęstszy i ciemniało na świecie.
Bartek, Magda i Franek szli do miasta, bo zwycięzca spod Gravelotte i Sedanu miał jeszcze w zimie odsiedzieć w kozie za sprawą Boegego.
Państwo Jarzyńscy bawili ciągle w Dreźnie.
kulturny – dziś popr. kulturalny; może to być rodzaj żartu językowego autora.
ja. Gut. (niem.) – tak. Dobrze.
nie pomału – nie mało.
równia – równina.