Paweł Jaszczuk - Plan Sary
Здесь есть возможность читать онлайн «Paweł Jaszczuk - Plan Sary» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Plan Sary
- Автор:
- Жанр:
- Год:0101
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Plan Sary: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Plan Sary»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Plan Sary — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Plan Sary», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Stern poderwał się i obrzucił inspektora nienawistnym spojrzeniem.
– Przepytywałeś mnie sto razy. Jeśli wiesz, że to ja, dlaczego mnie nie aresztujesz?
Zięba nie ruszył się z miejsca, a cyniczny uśmieszek nie schodził mu z twarzy. Patrząc na Jakuba, zaciągnął się z lubością i powoli wypuścił dym.
– Coś sobie przypomniałem.
– Co takiego?
– Ile to razy upokorzyłeś mnie tą swoją chamską, dziennikarską butą. Ile razy robiłeś ze mnieprzy świadkach balona. Te konferencje prasowe, na których musiałeś błyszczeć moim kosztem, te wredne docinki przy moich kumplach. Zabrakłoby palców u rąk i nóg, żeby to wszystko zliczyć, a teraz błagasz mnie o łaskę? Mam pominąć w raporcie, że u niej bywałeś, że była twoją kochanką?
Stern siadł naprzeciw Zięby z założonymi rękami.
– A czy powiedziałem ci, że była? – zapytał cicho.
– Przecież sam przyznałeś przed chwilą, że puszczała płyty i zapalała świece...
– Tylko to, nic więcej. A to „więcej” jest o wiele ciekawsze od tego, co do tej pory słyszałeś.
Zięba bezwiednie zagryzł papierosa. Zawsze tak robił, gdy się denerwował. I teraz poczuł w ustach szczypiące wiórki tytoniu, które zaczął zbierać z języka i wściekle wrzucać do popielniczki.
– Zazdrościsz mi? – Dziennikarz nie ustępował.
– Co powiedziałeś?
– Że mi teraz zazdrościsz!
– O czym ty, hebesie, bredzisz?
– A o tym, że poleciała na mnie najładniejsza studentka z całego wydziału, że spędziliśmy razemdziesiątki godzin i że byliśmy z sobą szczęśliwi. Proste? Tego nie można kupić w twoich tanich burdelikach, tego się nie da zamienić na żadne pieniądze. Miałeś jakieś kobiety, wiem, że miałeś, lecz nie wytrzymały z tobą, bo żadna normalna baba z tobą nie wytrzyma.
Zięba zrobił się szary na twarzy. Nawet w najczarniejszych snach nie przypuszczał, że Stern tak mu się odwzajemni, że jego pycha wylezie z niego jak słoma chamowi z butów.
– Przepraszam – usłyszał. – Zagalopowałem się, ale...
– Ale? – Zięba spojrzał na niego spode łba. – A ja cię, kurwa, kwadrans temu broniłem przednaczelnym. Nadstawiałem za ciebie pierś jak za rodzonego syna. I tak mi się teraz odwdzięczasz?! Dochodzą do mnie niepokojące wieści, że próbujesz robić coś na własną rękę i wciągasz do gry tę nawiedzoną gówniarę. Jej też chcesz zaimponować? Wiem, że parę razy była na uniwersytecie i spotykała się ze studentami! Ludzie wpadają po tych zabójstwach w histerię i wszystko mi donoszą, nawet to, że twoja Wilga de Brie, czy jak jej tam, przebrała się za sprzątaczkę! Łaziła po korytarzu ze szmatą i wiadrem. Rozpytywała monterów, robiła „po kryjomu” zdjęcia, zaglądała do sal wykładowych i do dziekanatu... – Inspektor zawiesił głos. – Oczywiście możesz milczeć, masz do tego prawo, ale ostrzegam cię...
– Po co kluczysz? – zrewanżował się Stern ze złością. – Mam do ciebie zadzwonić? I zdać cirelację?
– Kuba, do niczego cię nie zmuszam. I tak zrobisz po swojemu!
Obrażony Zięba ostentacyjnie włożył rękę do kieszeni i wyszedł bez pożegnania.
Po spotkaniu z inspektorem Stern nie miał już nastroju do pracy. Przez chwilę jeszcze siedział w kawiarence, przeklinając w duszy namolnego policjanta, a potem zszedł do swego pokoju. W pośpiechu włożył płaszcz, zabrał kapelusz i teczkę i wyszedł do domu, zapominając nawet pożegnać się z Wilgą. Po drodze odebrał z sekretariatu zaadresowaną do siebie przesyłkę.
Naprzeciwko kancelarii mieściła się „depeszownia”, w której siedział stary Fred Organista, przezywany Maczałą. Od wielu lat przynosił na biurko naczelnego (wpierw Krezusa, a teraz Mania) najnowsze depesze. Kiedyś był wziętym redaktorem i tak jak Jakuba interesował go lwowski pitawal, ale się rozpił, i tylko ze względu na jego chlubną dziennikarską przeszłość Manio nie miał sumienia wyrzucić go na bruk.
Mimo starań nie udało się przejść Sternowi niepostrzeżenie obok nudzącego się jak mops kolegi.
Maczała wychylił się błyskawicznie ze swej kajuty.
– Mam cię, Kubuś – rzucił poufale. – Nie zajrzysz do mnie?
– Spieszę się, może innym razem.
– A jeśli chowam dla ciebie coś ekstra?
– Co znowu?
Fred wyciągnął depeszę i wtedy doleciał do Sterna wyraźny zapach ćmagi.
– Przed chwilą PAT podała, że w okolicy Wilna wściekła wilczyca zagryzła siedmioletniegobrzdąca – powiedział, łapiąc go za ramię.
– Fred, nie mam dziś nastroju do żartów – rzucił Stern i siłą uwolnił się z objęć pijanego kolegi.
– Kuba, jesteś podły! – krzyczał tamten. – Zapomniałeś, że gdyby nie ja, byłbyś zerem!
Jeszcze przez kilka godzin nie był zdatny do życia. Jak za dawnych czasów, kiedy harował jak wół po nocach, wszedł do swego gabinetu, zamknął się na klucz, a potem rzucił na kozetkę i momentalnie zasnął.
Wessała go przeraźliwa pustka. Czerń tak idealna, jakby w ogóle nie istniał. Kiedy wreszcie się obudził, nie pamiętał żadnego snu ani myśli, nie czuł też lewej ręki, którą przydusił ciałem do oparcia. Przez kilkanaście sekund przywracał ją do życia, czekając, aż ustąpi mrowienie.
Wreszcie podniósł się i z niewyraźną miną zszedł do Anny.
– Spałem – oznajmił, przecierając twarz.
– Wiem, Magda mi powiedziała. Dzieci nie doczekały się tatusia i poszły do łóżek, a jaod godziny czekam na ciebie z kolacją. – Podsunęła mu kanapki z wędzonym łososiem i zieloną herbatę w chińskiej filiżance z żurawiem, którą tak lubił. – Boże, co za dzień, ile było cudownych wrażeń.
– Na jeden dzień aż zanadto – zauważył Jakub, przypominając sobie telefon od ojca, matkęw piwnicy, a na koniec przygnębiającą rozmowę z bezczelnym Ziębą.
– Muszę ci się pochwalić: szef chce dać mi podwyżkę.
– Lepiej niech da, a nie opowiada – powiedział z przekorą, odstawiając filiżankę.
– Nie wygłupiaj się. To solidna firma.
– Nie taka jak moja?
Przełknęła jego kąśliwą uwagę, bo miała wobec niego inne plany. Patrzyła na Kubę pożądliwym wzrokiem, jakby nie widziała go od miesiąca.
– Co tak mi się przyglądasz?
– Cieszę się, że jesteś. Chyba mogę mieć swoje marzenia?
– Jakie? – zapytał, unikając jej wzroku.
– Chciałabym być dziś w pewnym miejscu! – Przeciągnęła się zmysłowo. – Ale wiem, że toniemożliwe!
– Gdzie?
– W stolicy Rzeszy, w Berlinie!
– Oszalałaś?
– Nie czytasz własnej gazety? Wczoraj otwarto tam międzynarodowy kongres ogrodniczy podznakiem...
– Hakenkreuza?
– Pod znakiem róży! – powiedziała, udając obrażoną i obracając się do niego plecami. – To dlamnie największe święto. I nie ma nic wspólnego z głupią polityką, o której w kółko gadają nudni faceci!
– Jasne, „Róża jest różą, jest różą, jest różą” – wyrecytował. Potem wstał i niespodziewaniepocałował Annę w obojczyk, aż przeszedł ją dreszcz.
Kwadrans później leżeli już w łóżku i kochali się. Jakub jednak wciąż widział przed oczami Sarę, która z przyłożonym do ust palcem nakazywała mu milczenie.
Anna szybko zasnęła. Zwykle zasypiała pierwsza, tak było i teraz. Lekko spocona
i zrelaksowana leżała na wznak, równo oddychając. Jakub ostrożnie odchylił kołdrę i jak złodziej wykradł się z sypialni. Po cichu poszedł do gabinetu, uważając, by nie stanąć na czwarty stopień schodów, który niemiłosiernie skrzypiał.
Chciał jeszcze przed snem się upewnić. Siadł przy biurku, zapalił lampkę i wyjął z teczki przesyłkę, którą po południu zabrał z sekretariatu. Sam nie wiedział, dlaczego było to takie ważne, ale musiało być ważne, skoro przeczucie nie dawało mu zasnąć.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Plan Sary»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Plan Sary» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Plan Sary» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.