Przyśpieszył, mrucząc coś pod nosem. Skręcili w małą uliczkę za kioskiem z gazetami.
ON:Żaden samolot nie odlatuje z żadnego niemieckiego lotniska do Warszawy po dwudziestej drugiej. Z Zurychu, Wiednia i Amsterdamu także nie. Zadzwonił do Avis i kazał im podstawić auto o północy przed budynek instytutu. O wpół do siódmej leci samolot LOT-u z Frankfurtu nad Menem.
Około piątej zaparkował wypożyczonego golfa na parkingu terminalu II lotniska we Frankfurcie.
Żeby odchodziła ode mnie powoli, krok po kroku, żeby mi łamała serce po kawałku, stopniowo, byłoby łatwiej – myślał, jadąc autostradą z Monachium do Frankfurtu. – Wybaczę jej. Ale niech mi powie wprost, że mam odejść. Nie w Internecie ani w e-mailu. Niech mi powie, stojąc przede mną. Już raz dostałem list i potem był piątek i wszystko się skończyło.
Samolot wystartował zgodnie z planem mimo mgły na lotnisku.
– Co panu podać do śniadania? Kawę czy herbatę? – pytała uśmiechnięta stewardesa.
– Niech pani mi nie przynosi żadnego śniadania. Ale czy mogłaby mi pani podać bloody mary? Podwójna wódka, mało soku. Tabasco i pieprz.
Spojrzała na niego, tracąc ten przyklejony służbowy uśmiech, po czym zaśmiała się i powiedziała:
– Nareszcie jakaś odmiana po tym nudnym „kawa czy herbata"! Podwójna wódka, mało soku. Zamiast śniadania.
Na ławce przed budynkiem jej biura usiadł około dziesiątej. Często wyobrażał sobie, jak może wyglądać to miejsce. Był trochę pijany. Zanim wylądowali, stewardesa przyniosła mu jeszcze jedną bloody mary. „Podwójna wódka, mało soku. Tabasco i pieprz". Na tacy stały dwie szklanki. Gdy zdjął swoją, ona wzięła do ręki tę drugą i powiedziała:
– Wypiję z panem. Zamiast śniadania. Żeby poczuć, jak to jest. Zaraz i tak kończę pracę.
Stuknęli się szklankami.
Czuł się trochę jak znieczulony. To dobrze – myślał – nie poczuję tak mocno tych skaleczeń.
Do budynku jej firmy prowadziła szeroka brama upstrzona różnokolorowymi szyldami. Szyld jej firmy był wśród nich. Upewnił się zaraz rano. Około południa bramę zasłonił duży terenowy samochód z przyciemnionym szybami. Ktoś wysiadł z niego po tamtej stronie i wszedł do budynku. Kierowca zaparkował dokładnie na wprost bramy, ignorując zakaz parkowania w tym miejscu. Otworzył okno, zapalił papierosa i czytał spokojnie gazetę. Czasami spoglądał na zegarek. Widać było, że czeka na kogoś.
W pewnym momencie wysiadł i zaczął obchodzić samochód, oglądając z uwagą opony. Jedną po drugiej. Gdy skończył, przeszedł przez ulicę, kierując się w stronę kiosku z gazetami. Przechodząc obok ławki, na której on siedział, uśmiechnął się. W kiosku kupił papierosy i wrócił do samochodu.
Po chwili pośpiesznie wysiadł i obiegł samochód, żeby odebrać torbę od osoby wychodzącej z bramy. Ruszyli. Ignorując całkowicie inne auta na ruchliwej ulicy, zaczął zawracać, blokując całkowicie ruch. Zrobił się nagle straszny tumult.
W pewnej chwili samochód znalazł się dokładnie na wprost ławki. Spojrzał na kierowcę. Obok siedziała ona! W tym momencie samochód przyśpieszył. Po chwili zniknął w uliczce za kioskiem.
Tego samego wieczoru wrócił do Frankfurtu. Wysiadł z samolotu zbyt pijany, aby jechać samochodem. Oddał go w Avis na lotnisku we Frankfurcie i wrócił do Monachium pociągiem. Trwał w półśnie wymuszonym przez zmęczenie i alkohol. Kierowca tamtego samochodu cały czas uśmiechał się do niego.
SZEŚĆ MIESIĘCY PÓŹNIEJ
ON:Tydzień spędzała w klinice, tylko na weekendy wracała do domu. Ordynator był dobrym znajomym jej ojca i załatwił wszystko tak, aby miała pokój praktycznie tylko dla siebie.
Mieszkali już w nowym mieszkaniu. Od wschodniej strony, tam gdzie był balkon, okna wychodziły na las. Na pokój dziecinny przeznaczyli ten najbardziej nasłoneczniony. Był już praktycznie urządzony. Dla chłopca. Wiedziała, że będzie miała syna. Widziała to u ginekologa na ekranie i potem na wydruku USG.
Wszyscy tak niewiarygodnie dbali o nią. Matka obiecała, że wprowadzi się do nich na kilka pierwszych tygodni po urodzeniu. Była taka dobra dla niej. Tylko czasami pytała:
– Dlaczego ty się tak mało uśmiechasz?
Tego czwartku w klinice odwiedziła ją Asia. Wiedziała, że dzisiaj nie będzie jej męża, więc przyszła. Wyglądała świetnie. Schudła. Skróciła i rozjaśniła włosy. Uśmiechała się cały czas.
Zaczęły wspominać Paryż. Śmiały się. Było jak dawniej.
– A pamiętasz tego recepcjonistę z hotelu? – zapytała w pewnym momencie Asia. – Widać było, że tylko ty mu się podobasz. Alicja nie mogła tego przeżyć. A pamiętasz…
Przerwała jej i zapytała szeptem, rozglądając się dokoła:
– Asiu, zrobisz coś dla mnie? Asia spojrzała na nią z uwagą.
– Mogłabyś pójść do mojego biura i odczytać pocztę komputerową, która do mnie przyszła? Ja wiem, że to już pół roku, ale jestem pewna, że Jakub coś napisał. – Spuściła głowę na dół i wyszeptała: – Chciałabym wiedzieć, że mi przebaczył.
Podała Asi kartkę z kodem i hasłem do jej skrzynki pocztowej.
– Jestem prawie pewna, że nie zmienili kodu w bramie prowadzącej do naszych biur. Idź tam późno, kiedy już nikogo nie będzie. Pójdziesz?
– Jesteś pewna, że to dobry pomysł? – zapytała Asia poważnym głosem.
– Tak. Od kilku tygodni zasypiam, myśląc tylko o tym. I budzę się z tą samą myślą. Chcę wiedzieć, czy mi przebaczył. Rozumiesz?! Tylko to.
– Nie płacz, do cholery! Oczywiście, że pójdę. Jutro jest piątek. Położę małą i pójdę. Zadzwonię do ciebie w sobotę rano. Objęły się mocno na pożegnanie. Było tak jak dawniej.
– Zadzwoń. Nie zapomnij. Będę czekać.
Joanna:A co będzie, jeśli jednak zmienili kod? – myślała, czując się jak włamywacz. Gdy stanęła przed drzwiami biura, chciała uciekać. Podniosła do oczu kartkę i w mdłym świetle żarówki awaryjnej odczytała kod. Podeszła do kraty, powtarzając na głos cyfry kodu. Wystukała wszystkie. Drzwi puściły.
Drugie po prawej. Pierwsze biurko. Naprzeciwko okna.
Kartkę z hasłem dostępu do skrzynki pocztowej położyła obok klawiatury. Biurko było całkowicie puste. Nikt przy nim nie pracował.
Uruchomiła program pocztowy. Podała hasło. W skrzynce nieprzeczytanych e-maili było ponad 150 wiadomości! Prawie wszystkie od Jakuba. Każda miała w temacie słowo „Kartka", potem następował kolejny numer, data, miejsce wysłania i w większości, w nawiasach, jakieś słowo opisujące treść. Zaczęła czytać.
– Co pani tutaj robi o tej porze?! – zapytał młody mężczyzna w granatowym mundurze i z latarką w dłoni. Zaczytana, nie słyszała, gdy wszedł.
– Nie widzi pan?! – odpowiedziała, podnosząc głowę. – Płaczę.
– Ma pani upoważnienie?!
– Nie. Płaczę bez upoważnienia. Oboje jak na komendę roześmieli się.
– Proszę wygasić wszystkie światła, gdy pani będzie wychodzić, i wyłączyć komputer.
Nie pytał o nic więcej i wrócił na korytarz.
Jeszcze nigdy nie czytała czegoś takiego. I nigdy już pewnie nie przeczyta. Rozmowa z kobietą, która odeszła. Zostawiła go. Poprosiła o przebaczenie. Przebaczył, ale nie mógł jej zapomnieć. Więc pisał do niej e-maile. Każdego dnia. Tak jak gdyby była. Ani słowa żalu. Ani słowa pretensji. Pytania bez odpowiedzi. Odpowiedzi na pytania, których ona nie postawiła, ale on zrobił to za nią. E-maile wysyłane z komputerów we Wrocławiu, Nowym Jorku, Bostonie, Londynie, Dublinie. Ale najczęściej z Monachium.
Читать дальше