– Martwisz się, co się stało z twoją spermą? Eljot, popatrz na to tak. Sperma składa się leukocytów, fruktozy, elektrolitów, kwasu cytrynowego, węglowodanów i aminokwasów. Ma tylko od pięciu do czterdziestu kalorii i nie powoduje próchnicy. Ma zawsze stałą temperaturę twojego ciała. Poza tym jest zawsze świeża, bo stara obumiera. Jest w zasadzie bez smaku… Gdybyś pił sok ananasowy i nie palił tyle, byłaby słodka. Poza tym z powodu tych pięćdziesięciu do trzystu milionów plemników, które zawiera, uważana jest za eliksir życia. Przynajmniej w kulturach Wschodu. To wyszło od Hindusów. Wiem to nie tylko z książek. Mój ostatni nauczyciel muzyki, jeszcze na Wyspie, zanim przyjechałam tutaj, do Dublina, był Hindusem. Oni z seksu zrobili sztukę. Ta sztuka to tantra. Dla tantry miłość fizyczna to sakrament. W tantrze nie kopuluje się. W tantrze Lingam, czyli świetliste berło albo po angielsku penis, wypełnia Joni, czyli świętą przestrzeń kobiety, czyli po angielsku waginę. Twoje inicjały, „JL", to inicjały tantry. Już przez samo to obiecywałeś od początku rozkosz.
Uśmiechnęła się, pochyliła nad nim i zaczęła całować jego oczy. Po chwili opowiadała dalej:
– Czy wiesz, że symbolem hinduskiego boga Sziwy jest śliczny, żylasty, pulsujący penis i że na większości obrazów Sziwa medytuje z piękną ostrokątną erekcją? Poza tym tak cenił swoją spermę jako źródło nieśmiertelności, że według wierzeń Hindusów, potrafił przez setki lat doprowadzać do bezgranicznej ekstazy swoją żonę Parvati nigdy, ani razu, przy tym nie ejakulując. To głównie dlatego mniej boscy hinduscy jogini po akcie płciowym natychmiast wysysają swoją spermę z pochwy partnerki. Uważają, że w ten sposób ratują swoją witalność.
I przekornie chichocząc cicho, dodała:
– Szkoda, że nie jesteś hinduskim joginem. Mam takie przeczucie, że to wysysanie zaraz po, jeśli dobrze zrobione, jest pełne wrażeń i poprawia także witalność hinduskich kobiet. Czytałam także, że prawdziwi nauczyciele sztuki kochania starochińskiej dynastii Tang też czcili spermę jako substancję boską. Niektórzy z nich potrafili rzekomo pod koniec życia, po latach cierpliwych ćwiczeń, mieć tak zwaną ejakulację wsteczną, to znaczy wydzielać spermę do wnętrza swego ciała. To pisał jakiś francuski historyk. Trochę mu nie wierzę.
Powiedziawszy to, dotknęła palcami jego warg i dodała:
– Widzisz więc, Eljot, jaki kultowy twór połknęłam w tej sali wykładowej. Ale nie wszyscy są zdania, że trzeba czcić spermę. Zupełnie inaczej traktują swoją spermę prawdziwi artyści. Touluse-Lautrec – musisz go przecież znać – o którym uczą dzieci w szkołach nawet katolickich, gdy był za mało pijany, aby nie wpaść w delirium tremens, sprzedawał swoją spermę prostytutkom, wśród których się schronił pod koniec swojego krótkiego życia. Radził im, aby zapładniały się nią same, aby urodzić takiego geniusza, za jakiego on sam się uważał. Ponieważ prostytutki z natury są wrażliwe na ludzką biedę, a także ponieważ zachwycił je swoim malarskim talentem – bo sobą nie zdołałby zachwycić nikogo, był bowiem zdeformowanym chorobą syfilitykiem o odrażającym wyglądzie – kupowały od niego tę spermę. Aby się długo nie męczył i miał na wódkę. Ekscentryczny Salvador Dali z kolei nie ukrywał, że w czasie swoich natchnień, szczególnie gdy wydawało mu się, że znowu jest zakochany, często onanizował się, kierując swój wytrysk do naczyń z farbami, którymi malował. Uważał, że kolory nabierają w ten sposób miękkości i wyjątkowego nasycenia. A poza tym obraz pachnie wtedy zupełnie inaczej. Tak mówił Dali. Ale obdarzony genialnym talentem Dali to także genialny kłamca. Kłamał tak, jak o świecie kłamią jego obrazy.
Ten nieoczekiwany wykład wydawał się skończony. Znowu się położyła, odwrócona do niego plecami, przysunęła tak blisko, jak tylko mogła, i biorąc jego prawą dłoń, położyła ją na swoich piersiach. Przez minutę leżeli w milczeniu. Nie mogła nie zauważyć, że znowu on ma erekcję. Zamruczała cicho z zadowolenia i powiedziała:
– Poza tym wy, mężczyźni, uwielbiacie, gdy wam się to robi, prawda? I nie czekając na jego odpowiedź, dodała, chichocząc:
– Jestem pewna, że gdybyście byli wystarczająco wygimnastykowani, bralibyście go sobie sami do ust codziennie. Prawda?
Roześmiał się głośno po tej ostatniej uwadze, odwrócił ją twarzą do siebie i zanim zaczął całować, wyszeptał: – Od dzisiaj mniej palę i będę jadł głównie ananasy.
Od tej pamiętnej nocy wracał ze swojego laboratorium do pokoju Jennifer prawie codziennie. Część pokoi studenckich, podobnie jak jego tzw. gościnny, była małymi kawalerkami z własną kuchnią i własną łazienką.
„Małe" były według Jennifer. Jego pokój gościnny był o wiele większy niż całe mieszkanie jego rodziców w Polsce.
Oczywiście, pokoje takie jak ten, w którym mieszkała Jennifer, były zdecydowanie droższe niż te normalne. Nie miało to jednak dla niej żadnego znaczenia. Chociaż nigdy nie rozmawiali na ten temat, Jennifer miała wszystko, tylko nie problemy finansowe. Kiedyś mimochodem zagadnął Zbyszka na temat finansów Jennifer. Wiedział tylko tyle, że jej ojciec jest właścicielem sieci promów łączących wyspę Wight, leżącą w pobliżu Konwalii na kanale La Manche, z Portsmouth i Southampton. Kiedyś odważył się i zagadnął ją o rodziców. Odpowiedziała ze smutkiem w głosie:
– Mój ojciec jest Amerykaninem, pochodzi z tej części Connecticut, gdzie mężczyźni nawet idąc pracować do ogrodu, wkładają krawat, a matka, Angielka, pochodzi z takiej rodziny, w której matki przed nocą poślubną radzą córkom, aby zamknęły oczy i myślały o Anglii. To, że dali mi, jeżeli to naprawdę oni, życie, graniczy z cudem. Nigdy nie widziałam, aby mój ojciec pocałował lub dotknął matkę. Ojciec miał być bogaty, a matka miała być damą. Jestem prawdopodobnie na świecie dlatego, że trzeba mieć dziedziczkę. Nie jest to romantyczny powód, ale ma swoje zalety. Jeżeli już nie mogę mieć ich miłości, to niech chociaż będzie przyjemnie.
Zakończyła stanowczo:
– Nie pytaj więcej o nich. Proszę.
Nigdy nie rozmawiała z nim o pieniądzach. Po prostuje miała. Sam zestaw hi-fi był droższy niż jej mały srebrzysty kabriolet suzuki, który parkował przed budynkiem akademika i którym zabierała go czasami na przejażdżki. Nic dziwnego: kilkumetrowe kable do kolumn głośnikowych jej zestawu były stopem złota. Z przewagą złota.
Pokój Jennifer można było znaleźć po omacku. Zastanawiał się często, jak to znosili jej sąsiedzi. Z pokoju nieustannie wydobywała się głośna muzyka. Nawet jeśli był to Bach, Mozart, Czajkowski czy Brahms, on nie wytrzymałby tego długo. Oni jakoś tolerowali. Może do tego trzeba być Anglikiem. Jak się okazało, w pokojach obok mieszkali sami Anglicy.
Czasami był u niej w pokoju na tyle wcześnie, że jedli razem kolację i rozmawiali. Jego angielski poprawiał się nieustannie. Podobnie zresztą jak znajomość muzyki klasycznej. Po kilku tygodniach był na tyle dobry, że odróżniał muzykę Bacha od muzyki Beethovena, a nawet opery Rossiniego od oper Prokofiewa.
Poza tym świat muzyki klasycznej i muzyków, który odkrywała przed nim Jennifer, był jak pełna napięcia opowieść o wszystkich grzechach tego świata. Jemu wydawało się wcześniej, że naprawdę grzeszyć w muzyce mogli tylko Mick Jagger lub nieustannie odurzony wszystkim, co dało się wessać, połknąć lub wstrzyknąć, perkusista Keith Richards. Nic bardziej mylnego! To wcale nie zaczęło się od rock'n'rolla. Historia grzechu w muzyce okazała się starsza niż opery Monteverdiego, a ten komponował prawie 300 lat temu. Głównymi grzechami były pijaństwo i cudzołóstwo. Od zawsze. A jeśli nie od zawsze, to przynajmniej odkąd opera z pałaców przeniosła się do teatrów i zaczęto sprzedawać na nią bilety, i trzeba było czymś zainteresować motłoch. Większość wielkich kompozytorów tamtych czasów była uzależniona nie tylko od muzyki, ale także od wódki, swojej bezgranicznej próżności i nie swoich kobiet.
Читать дальше