Zdyscyplinowana żona faceta z niezliczonymi kompleksami i mentalnością kaprala w kompanii karnej. Faceta, który częściej i z większym uczuciem dotykał karoserii i opon trzyletniego malucha niż ciała własnej żony. Wychodząc za mąż, była pewna, że kocha tego mężczyznę. Zresztą, była wtedy taka młoda. Nie miała jeszcze osiemnastu lat, gdy pojawił się w ich miasteczku i w jej życiu. Spokojny, czysto ubrany, nie klął i nie pił. To, że nie pił, ujęło ją w nim najbardziej. Kiedy była dorastającą dziewczyną, nie wstydziła się przeraźliwie chudych i krzywych nóg lub biednych, wyśmiewanych przez koleżanki z klasy sukienek, które ich matka nieustannie przerabiała i farbowała. Wstydziła się tylko pijanego ojca, leżącego często na ławce przy wejściu do ich bloku. Tak było zawsze. Ojciec zawsze pił, matka zawsze płakała, ona zawsze się wstydziła. Jej przyszły mąż wyzwolił ją z tego wstydu. Nie pił i zabrał ją do Warszawy. Jak mogła go za to nie kochać?
Cicha, trochę wylękniona, zamknięta w sobie poszukiwaczka wzruszeń i uniesień. Martwił ją każdy dzień bez „przeżyć". Gdy udało się jej w końcu „wyrwać chwilę dla siebie" w zagonionym życiu przepełnionym pracą i o wiele za wcześnie urodzoną ukochaną córeczką Dominika, odwiedzała galerie, muzea i filharmonię, a także słuchała wykładów z kosmologii, genetyki i psychologii. Wracała z tych „chwil dla siebie" podniecona tym, co przeżyła, ale także wystraszona i z poczuciem winy wobec męża, który tylko w akcie niezwykłej łaski i tylko raz w miesiącu godził się samodzielnie „przez maksimum dwie godziny" zaopiekować córeczką i który nie mógł zrozumieć, o co „tak naprawdę." chodzi jego „nawiedzonej" żonie.
Zawiodła go. Zawiodła go całkowicie. Miała tylko go kochać, wychować mu córkę i nauczyć się robić dżemy na zimę. Ona tymczasem skończyła matematykę i kupowała dżemy w spożywczym na rogu. Ale nie to było najgorsze. Ona nie kochała już swojego męża. Jak mogła, niewdzięczna?! Wziął ją do Warszawy „z tego zadupia, gdzie nie było nawet tramwajów", niemalże nauczył „jeść nożem i widelcem", a ora teraz „odgrywa wrażliwą panią magister".
Zupełnie niedawno, w trakcie jej przyjęcia urodzinowego, zamknęły się w łazience i Asia opowiedziała jej to, czego nigdy przedtem nie mówiła przy Alicji.
Nie wiedziała dokładnie, kiedy przestała kochać swojego męża. Może wtedy, gdy mimo jej próśb, wyjechał na narty do Szczyrku i zostawił ją na tydzień samą w siódmym miesiącu ciąży, gdy miała plamienia. Wstydziła się zadzwonić do swoich rodziców. Sama pojechała w koszuli nocnej ich samochodem do szpitala. Pamiętała do dzisiaj – drżała, opowiadając o tym – jak ciepła strużka krwi płynęła po jej udach i wsiąkała w świeżo wypraną przez jej męża tapicerkę malucha. A ona nie wiedziała, czego boi się bardziej: tego, że utraci swoje dziecko, czy tego, co on powie, gdy zobaczy te plamy z krwi na siedzeniu.
A może wtedy, gdy wróciła skonana z pracy, po nieprzespanej nocy, i na korytarzu, zaraz przy wejściu do windy, znalazła leżącego na zimnym lastryko, w kałuży moczu i drżącego w konwulsjach ich czarnego lab radora.
Ktoś z sąsiadów, nie godząc się z tym, że mieli psa w domu, podał mu zatrute jedzenie. Postanowiła go uratować. Opiekowała się nim. Leczyła. Kochała tego psa. Zresztą, od powrotu z Nmies kilka lat wcześniej kochała absolutnie wszystkie psy. Podawała mu leki kupione za własne, oszczędzone w tajemnicy przed mężem, pieniądze. A ostatnie dni nie spała, aby sprzątać jego wymiociny, zmieniać pled wilgotny od moczu i podawać antybiotyki, które przepisał weterynarz. Mąż uważał, że to był wyłącznie jej pies i po prostu, gdy któregoś dnia wrócił przed nią z pracy, wyrzucił go na klatkę schodową, bo „nie mógł już więcej wytrzymać tego cholernego smrodu". Po raz pierwszy dostała ataku histerii. Słuchała swoich przekleństw, wykrzykiwanych nienaturalnie piskliwym głosem, dziwiąc się, że w ogóle zna takie słowa. Wtedy też, po tym wydarzeniu, jej mąż zauważył, że istnieje granica, poza którą jego z reguły spokojna i podporządkowana żona staje się nieobliczalna i gotowa na wszystko.
Pies zdechł dwa dni później. W nocy. Przestał nagle charczeć. Wiedziała, że to koniec. Płakała, siedząc na podłodze oparta o lodówkę w kuchni. Postanowiła nie mówić nic mężowi. Rano zadzwoniła po ojca. Pojechali na działkę rodziców w Aninie i zakopali go na końcu alei. Zaraz przy klombie, na którym wiosną wyrastają stokrotki. Czasami, gdy teraz przyjeżdża na działkę do dziadków ze swoją córeczką, idzie tam w tajemnicy przed wszystkimi i siada na trawie. Myśli o nim, patrząc na to miejsce, gdzie go zakopali. Kiedyś jej córeczka podeszła bezszelestnie do klombu i przyłapała ją, gdy płakała. Nie powiedziała jej wtedy o psie. Byłoby jej smutno.
A może wtedy, gdy pewnego dnia on wrócił wcześniej z pracy i przyłapał ją płaczącą nad książką w sypialni, podczas gdy ich córeczka w kuchni rozsypała mąkę i wylała na nią zawartość nocnika. W zasadzie nic takiego się nie stało. Po prostu zapomniała o świecie, zatopiona w lekturze. Patrzyła na niego, przerażona, przez łzy, gdy wyzywał ją z pianą na ustach od najgorszych, i zastanawiała się, gdzie jest ten mężczyzna, który przed laty potrafił ją wzruszyć tak jak ta książka.
Po tym zdarzeniu postanowił ją ukarać. Przestał z nią sypiać. Nie dlatego, że tego nie potrzebował. Potrzebował. Czasami, ładując pralkę, znajdowała ręczniki ze stwardniałymi plamami jego wyschniętej spermy lub białe plamy na jego bieliźnie.
On z nią nie sypiał za karę.
Za to, że była mądrzejsza, wrażliwsza, czytała książki i potrafiła nad nimi płakać.
Tak naprawdę to już nie była żadna kara. To też powiedziała wtedy, gdy zamknęły się w łazience. Seks z mężem przestał być fascynujący gdy zauważyła, że w zasadzie nie jest mu potrzebna. Do tego, że kocha się z nią milcząc, przyzwyczaiła się po roku. Chciała go słyszeć. Chciała, by szeptał jej imię, mówił jej do ucha czułości albo był choćby tylko wulgarny. Tego też czasami chciała. Ale on nie mówił nic. Nigdy. Kiedyś ona zaczęła szeptać czule do niego. Wyszedł z niej, odepchnął na drugą stronę łóżka i powiedział, że ma „być cicho, bo on nie może się skupić".
To jego milczenie, gdy przesuwał się nad nią z zagryzionymi wargami jak czeladnik stolarski na egzaminie na majstra nachylony nad deską, którą musiał dokładnie przepiłować! To trwało zawsze tak krótko, że ona nawet nie zaczynała być wilgotna. Kończył zadowolony z siebie, zsuwał się z niej i szedł do łazienki, skąd potem już do niej nie wracał, Brał piwo z lodówki, włączał telewizor i oglądał do późna, najczęściej ten idiotyczny boks w EuroSport, podczas gdy ona leżała twarzą odwrócona do odrapanego żeliwnego kaloryfera i zastanawiała się, czy on czułby to samo, gdyby wkładał swój penis w otwór ich nowego odkurzacza. Ale tak myślała dopiero od niedawna. Jeszcze kilka miesięcy wcześniej płakała cicho, tłumiąc odgłos łkania – aby on nie usłyszał -poduszką wilgotną od jego potu.
Gdy Asia jej o tym opowiadała, ona natychmiast skojarzyła to z tym, co stało się kilka miesięcy wcześniej podczas jednego ze spotkań w pubie, na którym był, wyjątkowo, także mąż Asi. Rzadko z nią przychodził, bo na tle inteligentnej żony wypadał zawsze jak miernota niemająca nic do powiedzenia. Zresztą, nie musiał nawet „wypadać" – był absolutnym miernotą i naprawdę nigdy nic nie mówił.
Tego wieczoru Asia, po kilku drinkach, z błyszczącymi oczyma i rozrzuconymi w nieładzie długimi czarnymi włosami, bez skrępowania adorowana przez młodego aktora, którego przyprowadził aktualny narzeczony Alicji, zaczęła opowiadać dowcipy. Wszyscy wysłuchiwali jej z uwagą. Asia zawsze opowiadała najlepsze dowcipy. W pewnym momencie zapytała:
Читать дальше