Jedyny problem wiązał się z uzyskaniem oficjalnego prawa wywozu dziecka poza wyspę. Właśnie ten problem rozwiązał syn dostawcy papieru, uzyskując przy okazji zlecenia na papier dla ojca na co najmniej pięć lat.
Kim, kochanie, czy mogłabyś iść do baru na dziób? Ty znasz przecież to opowiadanie. Widzisz, że wino się skończyło – zwrócił się do Kim, pokazując pustą butelkę. – Zanim wrócisz, będę już przy epilogu.
Kim podniosła się, spojrzała smutno na niego, poprawiła potargane włosy i bez słowa odeszła. Jirn opowiadał dalej:
– Do adopcji były wystawione bliźniaki, Juan i Juanita Alvarez-Vargas. Siódme i ósme dziecko służącej zarządcy regionu Grenville. Adopcja była niezwykłą okazją, bowiem, chociaż nikt tego nie mówił oficjalnie, wszyscy wiedzieli, że ojcem bliźniaków nie jest wcale ojciec pozostałej szóstki. Nie mógł być ich ojcem, gdyż od dwóch lat siedział w więzieniu w St. George's, stolicy tej wyspy. Ojcem był pewien bardzo biały Szkot, który na zaproszenie rodziny zarządcy spędzał krótki urlop w Grenville. Szkot o imperialnych manierach – Grenada do tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego czwartego roku była kolonią brytyjską – uważał, że może nie tylko wypijać rum z piwnic gospodarza, ale również swobodnie używać jego personelu. I stąd ta niezwykła okazja. Dzieci były wyjątkowo białe i miały jedynie słuszne, imperialne geny.
Mimo wyjątkowo niskiej ceny oraz błagań matki bliźniaków, jak również próśb kulawej żony, zaadoptowali oczywiście tylko chłopca. W akcie adopcyjnym obok jego prawdziwego nazwiska i imienia znalazło się ich nazwisko oraz imię zmienione na William. Dokładnie tak miał na imię jego dziadek. W końcu dla niego to robili. Jedynym, czego brakowało w akcie, była data urodzenia. Roztargniony urzędnik magistratu w Grenville po prostu zapomniał wypełnić tę rubrykę.
Zauważyli to dopiero w drodze powrotnej na parowcu wiozącym ich do Filadelfii. Aby uniknąć kłopotów w urzędzie imigracyjnym, ojciec Williama, nie mówiąc nic nikomu, sam wpisał datę urodzenia. Wybrał dzień i miesiąc urodzin swojego ojca.
Czy może być coś bardziej wzruszającego dla dziadka niż wnuk o jego imieniu, obchodzący z nim w tym samym dniu urodziny?
Urzędnik zapomniał o dacie urodzenia, ale nie zapomniał podpiąć jako załącznika rachunku za adoptowane dziecko na sumę czterystu osiemdziesięciu dolarów.
Do rozliczenia przy podatkach.
Prawie dokładnie osiemnaście lat później William szukał w starych dokumentach rodzinnych swojego aktu urodzenia, aby dołączyć go do podania o przyjęcie na wydział pedagogiczny Columbia University w Nowym Jorku. Aktu urodzenia nie znalazł, ale znalazł pożółkły akt adopcyjny z dołączonym do niego rachunkiem z pieczątką „rozliczono" urzędu finansowego Dystryktu Columbia.
William był zamkniętym w sobie, milczącym chłopcem, marzącym o tym, aby zostać nauczycielem. Poza tym od szesnastego roku życia trenował futbol amerykański i – w tajemnicy przed ojcem – boks. Jego największym pragnieniem było stać się tak silnym, aby móc przeciwstawić się ojcu, gdy w wybuchach chamskiej agresji wyżywał się na matce. Nienawidził go równie mocno, jak mocno i bezgranicznie ubóstwiał swoją matkę.
Tego wieczoru, w dniu, gdy znalazł dokumenty, matka opowiedziała mu o wszystkim.
Klęczał przed nią i płakał, słuchając, ale na końcu uśmiechnął się i powiedział: „Nie wyobrażasz sobie nawet, jaka to ulga wiedzieć, że taki kawał ostatniego gówna, jakim jest ten facet, który mnie kupił za czterysta osiemdziesiąt dolarów, nie jest moim prawdziwym ojcem. Ktokolwiek nim jest, nie może być gorszy od niego".
Jak myślisz, Jakubku, skąd ja to wszystko wiem w takich szczegółach?
Poza tym Kim mogłaby już wreszcie wrócić z tym winem, bo trzeźwieję i robi mi się cholernie smutno. A naprawdę smutno dopiero będzie.
Ano, wiem to dokładnie od mojej matki, Juanity Alvarez-Vargas, której nie adoptowano, bo była dziewczynką.
Sześć miesięcy później William odbierał siostrę z liniowca, który przypłynął z Grenady do Nowego Jorku. Chociaż nigdy przedtem jej nie widział, nie miał wątpliwości, że to ona, gdy zobaczył wystraszoną drobną dziewczynę o ciemnogranatowych źrenicach, dokładnie takich jak jego, schodzącą niepewnie z trapu. Była przecież jego młodszą bliźniaczką. Młodszą o dziesięć minut. To wiedzieli oboje na pewno. Natomiast ich daty urodzenia oficjalnie różniły się o miesiące. Dlatego żadne z nich nie było do końca pewne, kiedy się urodziło.
Kupił jej bilet za wszystkie oszczędności, jakie miał, a ubłagany przez niego dziadek, emerytowany pracownik Departamentu Stanu, załatwił jej* pracę sprzątaczki w swojej dawnej firmie. Brali tam chętnie do sprzątania wszystkich, którzy byli tani, nie znali angielskiego, więc nie mogli niczego ważnego podsłuchać i poza tym byli „gwarantowani". W czasach Trumana, zimnej wojny i polowań na czerwone czarownice urządzonych przez McCarthy'ego było to szczególnie ważne. Oszczędzało drogiego i długotrwałego „prześwietlania". Poleconej przez zasłużonego „kolegę" Juanity oczywiście nie sprawdzano i w ten sposób, mimo braku zgody na pracę i wizy w paszporcie, w lutym pięćdziesiątego drugiego zaczęła sprzątać sekretariat zastępcy rzecznika prasowego szefa Departamentu Stanu. Jednej z najbardziej chronionych instytucji w USA.
Przerwał, bo w tym momencie pojawiła się Kim. Przyniosła bawełnianą torbę, z której wyjęła butelkę whisky i nic nie mówiąc, podała Jimowi. Nie komentując tego w pierwszym momencie, odkręcił pośpiesznie metalową zakrętkę i zaczął pić łapczywie prosto z butelki.
– Opowiesz mi potem, maleńka, jak to zrobiłaś, że ten barman aż tak zaryzykował i sprzedał ci to? – zapytał, odejmując butelkę od ust.
– Nie sprzedał, tylko dał. I nie opowiem. Musiałabym mówić bardzo źle o mojej matce. Wystarczy, że ty mówisz źle o swojej.
– Jeszcze nic złego nie powiedziałem! Poza tym tak mi się właśnie wydawało, że ten barman jest podobny do masażysty twojej mamusi -zaśmiał się zgryźliwie.
Odstawił butelkę i wrócił do opowieści.
– Zastępca rzecznika był zgorzkniałym pracowitym urzędnikiem, który doszedł do swojego stanowiska głównie dlatego, że nigdy nie protestował, zawsze miał czas, aby zostać po godzinach w biurze, i był gotowy na każdą podłość, aby tylko nie zarzucono mu braku lojalności. Takiej też lojalności wymagał od swoich podwładnych. Dlatego pierwszą rzeczą, którą sprawdził, była lojalność Juanity Alvarez-Vargas, nowej młodej sprzątaczki. Będąc z Grenady, nie ma się istotnej dla Amerykanina przeszłości, więc jedyne, co odkrył, to że Juanita nie ma jeszcze osiemnastu lat i że pracuje nielegalnie.
W swoim przestępczym spisku wyciera szmatami obsikaną deskę klozetową jego wykwintnej osobistej toalety i z premedytacją, nie mając na to pozwolenia, klęczy codziennie na kolanach, skrobiąc z dywanu cierpliwie wszystkie tłuste plamy po musztardzie, która mu codziennie kapie na podłogę z jego ulubionych hot dogów.
W akcie ogromnej łaski postanowił dać jej ostatnią szansę „odkupienia".
Przyszło mu to do głowy pewnego środowego wieczoru.
Regularnie od trzech lat w środy wieczorami jadał kolacje ze swoim szefem i jego żoną. Ponieważ powszechnie znana ekskluzywna waszyngtońska restauracja „Old Ebbitt Grill" znajdowała się blisko jego firmy, nie jechał taksówką od razu do domu, tylko wracał do biura, aby napić się martini z oliwką. Zaczął to robić po trzeciej kolacji, kiedy zauważył, że myśląc o ustach młodej – trzeciej – żony swojego szefa, poci się i jest podniecony.
Читать дальше