* * *
Dwa dni później lekarz zwierzył się żonie, że chciałby sprawdzić, w jakim stanie znajduje się jego gabinet. Co prawda nie ma to teraz znaczenia, ale może kiedyś ludzie odzyskają wzrok i moja aparatura okaże się jeszcze przydatna do badań, chyba nic nie zginęło, Możemy iść w każdej chwili, Jeśli nie macie nic przeciwko temu, pójdę z wami, a przy okazji chciałabym sprawdzić, co się dzieje u mnie w domu, poprosiła dziewczyna w ciemnych okularach, Nie przypuszczam, żeby wrócili moi rodzice, ale to mi poprawi samopoczucie, Dobrze, po drodze wstąpimy do ciebie, uspokoiła ją żona lekarza. Więcej chętnych do wyprawy w rodzinne strony nie było. Pierwszy ślepiec i jego żona wiedzieli, że na razie nie mają po co wracać do domu, w podobnej sytuacji, choć z innych powodów, znajdował się stary człowiek z czarną opaską na oku, a zezowaty chłopiec nadal nie mógł sobie przypomnieć, gdzie mieszkał. Niebo było bezchmurne, wyglądało na to, że ulewne deszcze już nie wrócą, słabe promienie słońca ogrzewały twarz. Nie wyobrażam sobie, jak będziemy żyć, gdy nadejdą upały, powiedział ponuro lekarz, Wszystko zacznie gnić, Na ulicach jest pełno zdechłych zwierząt, czasem nawet ludzkich zwłok, kto wie, ilu mieszkańców na zawsze utknęło w swoich domach, najgorsze jest to, że nie jesteśmy zorganizowani, ludzie powinni się organizować, w domach, na swoich ulicach, w dzielnicach, Masz na myśli nowy rząd, spytała żona lekarza, Jakąkolwiek organizację, nasze ciało również działa według ustalonych reguł, żyje dopóty, dopóki funkcjonuje jego system, a śmierć nie jest niczym innym jak dezorganizacją systemu, Jak wyobrażasz sobie funkcjonowanie ślepego społeczeństwa, Poprzez organizację, porządkowanie życia jest pierwszym krokiem do odzyskania wzroku, Może masz rację, ale jak dotąd ta epidemia przyniosła nam tylko śmierć i cierpienie, a moje oczy są równie bezużyteczne jak twój gabinet, Nie zapominaj, że dzięki nim żyjemy, zauważyła dziewczyna w ciemnych okularach, Gdybym była ślepa, też byśmy przetrwali, świat jest pełen ślepców, którzy jakoś sobie radzą, A ja myślę, że wszyscy umrzemy, to tylko kwestia czasu, To zawsze była kwestia czasu, powiedział lekarz, Ale dotąd ludzie nie umierali z powodu utraty wzroku, nie ma chyba gorszego sposobu umierania, Śmierć przychodzi w różny sposób, chorujemy, giniemy w wypadkach, w wyniku fatalnego splotu okoliczności, A teraz zaczniemy umierać z powodu ślepoty, czyli będziemy umierać na raka i ślepotę jednocześnie, na gruźlicę i ślepotę, na AIDS i ślepotę, na zawał i ślepotę, choroby będą różne, ale tak naprawdę zabije nas ślepota, Nikt nie jest nieśmiertelny, nie wymkniemy się śmierci, ale powinniśmy przynajmniej próbować walczyć ze ślepotą, powiedziała żona lekarza, W jaki sposób, jeśli jest to konkretna i realna choroba, spytał lekarz, Nie wiem, odparła żona lekarza, Ani ja, powiedziała dziewczyna w ciemnych okularach.
Nie musieli wyważać drzwi, bez przeszkód weszli do środka, mieli bowiem klucze, które zostawili w domu, gdy przyjechała po nich karetka. Jesteśmy w poczekalni, powiedziała żona lekarza, Tu siedziałam, uśmiechnęła się dziewczyna w ciemnych okularach, Sen trwa, choć nie wiem który, czy to sen o tym, jak przyśniło mi się, że oślepłam w poczekalni, czy o tym, że zawsze byłam ślepa i przyszłam do lekarza, żeby wyleczyć zapalenie spojówek, które nie miało nic wspólnego ze ślepotą, Kwarantanna nie była snem, zauważyła żona lekarza, Owszem, tak jak nie śniło nam się, że zostałyśmy zgwałcone, przypomniała dziewczyna, A ja naprawdę przebiłam człowiekowi gardło, Zaprowadź mnie do gabinetu, przerwał lekarz, Mogę iść sam, ale wolałbym, żebyś ze mną poszła. Drzwi były otwarte. Ktoś tu wszystko poprzewracał, powiedziała żona lekarza, Papiery leżą na podłodze, nie widzę szafki z kartami pacjentów, Myślę, że wzięli ją ludzie z ministerstwa, przyszli po dane pacjentów i żeby nie tracić czasu, zabrali ze sobą całą szafkę, Pewnie masz rację, A co z aparaturą, Na pierwszy rzut oka wygląda, że jest w porządku, Przynajmniej coś ocalało, westchnął lekarz. Z wyciągniętymi rękami podszedł do stolika, gdzie leżało pudełko ze szkłami, pogładził ręką oftalmoskop, biurko, potem zwrócił się do dziewczyny w ciemnych okularach, Teraz wiem, co masz na myśli, mówiąc, że czujesz się jak we śnie. Usiadł za biurkiem i położył ręce na zakurzonym, szklanym blacie. Uśmiechnął się ironicznie i dodał ze smutkiem, jakby zwracał się do pacjenta siedzącego naprzeciwko, Przykro mi, panie doktorze, ale pana przypadek jest beznadziejny, proszę przyjąć przyjacielską radę, nasi przodkowie mawiali, że najlepszym lekarstwem na chorobę jest czas, Przestań, krzyknęła żona lekarza, Wybacz, ale czuję się, jakbym wrócił do miejsca, gdzie kiedyś dokonywałem cudów, a teraz odebrano mi czarodziejską moc, Największym cudem będzie, jeśli uda nam się przetrwać, powiedziała jego żona, Dzień po dniu musimy chwytać okruchy życia, jakby to nie my, ale samo życie oślepło i potrzebowało przewodnika, powiedziała i z zadumą dodała, Kto wie, może ta moc, która tchnęła w nas życie, teraz sama oddała się nam w opiekę, Mówisz, jakbyś była ślepa, zauważyła dziewczyna w ciemnych okularach, Masz rację, oślepiła mnie wasza choroba, może gdybym nie była jedyną widzącą osobą, widziałabym lepiej, Obawiam się, że jesteś jak świadek szukający sądu, przed który cię wezwano, ale nie wiesz, dokąd iść, przed kim i kiedy masz zeznawać, zauważył lekarz, Koniec jest już bliski, zgnilizna toczy świat, mnożą się choroby, brakuje wody, jedzenie staje się trucizną, tak brzmiałoby moje pierwsze zdanie, powiedziała żona lekarza, A drugie, spytała dziewczyna w ciemnych okularach, Spójrzmy prawdzie w oczy, Nie możemy, przecież jesteśmy ślepi, zdziwił się lekarz, Pewien mądry człowiek powiedział, że największym ślepcem jest ten, kto nie chce przejrzeć, Ależ ja chcę, zawołała dziewczyna w ciemnych okularach, To nie wystarczy, jedyna zmiana polegałaby na tym, że nie byłabyś tą najgorszą ślepą osobą, Dość tego gadania, Chodźmy, nic tu po nas, przerwał lekarz.
Idąc do domu dziewczyny w ciemnych okularach, weszli na plac, gdzie grupki ślepców przysłuchiwały się przemówieniom innych ślepców, na pierwszy rzut oka nie sprawiających wrażenia niewidomych, twarze mówców zwrócone były w kierunku słuchaczy, ci zaś patrzyli w skupieniu w stronę, skąd dobiegał głos. Zewsząd padały przepowiednie o końcu świata, mówiono o odkupieniu poprzez skruchę, o wizji dnia siódmego, o anielskim posłańcu, o kosmicznym kataklizmie, o tym, że zgaśnie słońce, o duchowości plemiennej, o życiodajnym soku mandragory, o maści tygrysiej, o zaletach znaków zodiaku, o kierunkach wiatrów, o słodkiej woni księżyca, o powrocie sił ciemności, o mocy egzorcyzmów, o śladach stóp, o różoukrzyżowaniu, o czystości limfy, o krwi czarnego kota, o uśpionej mocy cienia, o wzburzonych wodach, o słuszności ludożerstwa, o bezbolesnej kastracji, boskich tatuażach, dobrowolnym oślepnięciu, o myśli tajemnej, o tym, co wklęsłe, wypukłe, poziome, pionowe, pochyłe, skupione i rozproszone, o tym, co nieuchwytne, o wycinaniu strun głosowych, o śmierci słów. Nie słyszę, by ktoś tu mówił o organizacji, zauważyła żona lekarza, Może o tym dyskutują na innym placu, odparł jej mąż, Na ulicach przybywa zwłok, powiedziała żona lekarza, To nasz duch walki ściele się trupem, sama mówiłaś, że koniec jest bliski, niedługo zabraknie wody, szerzą się choroby, a jedzenie staje się trucizną, przypomniał lekarz, Może wśród tych trupów są moi rodzice, odezwała się cichym głosem dziewczyna w ciemnych okularach, Mijam ich i nic nie widzę, Ludzie zawsze przechodzili obojętnie obok zmarłych, powiedziała żona lekarza.
Читать дальше