Zastanawiałem się dzisiaj, czy Thompson zapowiadał swoje samobójstwo już w 1971 roku, wydając „Strach i wstręt…”. Dużo wskazuje na to, że tak. Chroniczne niepogodzenie się z miejscem, w którym trzeba żyć, i obłuda, którą trzeba tolerować, żeby tam żyć, przerasta często ludzi wrażliwych. A Thompson był niespotykanym wrażliwcem. Podobnie jak Jim.
Dzisiaj w internetowym wydaniu „Los Angeles Times” przeczytałem artykuł o samobójstwie Thompsona. „Czerwony dostojny cadillac stojący na nostalgicznym parkingu przed posiadłością kultowego poety słowa, trzydziestodwuletnia atrakcyjna żona pisarza Anita pogrążona w rozpaczy…”.
Niektórzy nie zrozumieli, że nawet „gonzo” trzeba umieć pisać…
Pozdrawiam,
Janusz Leon
Masz rację, prawda jest funkcją czasu. Tyle że nie dotyczy ona tylko amerykańskiej demokracji, greckich bogów i mazideł, które już po kilku godzinach nadają twoim oczom, a konkretniej skórze pod nimi, prawdziwego blasku. Dotyczy naszych wyobrażeń, oczekiwań, złudzeń. – Babciu, jaka ty jesteś cyniczna – reagowałam na jej słowa, gdy nie dawała wiary, że mężczyźni zakochują się w nas od pierwszego wejrzenia. – Mamo, zobaczysz, on się poprawi, tylko trzeba mu dać trochę czasu.
Tak na marginesie, wcale się nie poprawił. Podobnie było z rozpierającą serce dumą, że wokół ma się samych przyjaciół. Nie ma się. Niewielu tak naprawdę zależy na tym, żeby się nam w życiu udawała Niewielu cieszy się z naszych sukcesów. Wielu podskakuje do góry ze szczęścia, gdy słyszy o naszych porażkach. Początkowo ten brak symetrii między naszymi wyobrażeniami a brutalną rzeczywistością boli, potem daje nieprawdopodobną siłę. Jedni nazywają to mądrością życiową, inni mówią o nas, że mamy skórę nosorożca.
Im więcej wiemy o tej dysproporcji, tym bardziej musimy uodpornić się na głoszone przez innych prawdy, że w życiu liczy się tylko kasa, że nie można zaufać nikomu poza własną matką, że każdy dobry uczynek będzie ukarany.
Nie wiem dlaczego, ale z samobójstwem Thompsona skojarzył mi się eutanazja.
Samobójca to jej najżarliwszy wyznawca.
Są książki, w których człowiek zakochuje się natychmiast i na całe życie. W ten sposób uwiódł mnie kiedyś Milan Kundera i całkiem niedawno Joyce Carol Oates.
Ze swoją książką „Śmiertelni nieśmiertelni. Prawdziwa opowieść o życiu, miłości, cierpieniu, umieraniu i wyzwoleniu” dołączył do nich amerykański myśliciel i psycholog transpersonalny Ken Wilber. Znasz?
Pamiętasz werdykt Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, gdy zdecydowano, że sparaliżowana po szyję Diane Pretty ma umrzeć śmiercią naturalną? W orzeczeniu Trybunału pojawiło się słowo precedens, a tak naprawdę wszyscy wiedzieli, że Pretty przestanie oddychać i będzie po krzyku. Zdecydowani przeciwnicy eutanazji zaproponowali jej, żeby przestała jeść i tak doprowadzi do tego, o co walczy. Sumienia będą czyste. W każdym razie tych, którzy dziś mówią o niebezpiecznej subiektywizacji zabójstwa, a nie widzą najmniejszego problemu w prawnym usankcjonowaniu cierpienia, na które Pretty została skazana. Jednogłośnie. Treya miała 38 lat, gdy poznała swego męża Kena Wilbera. W dwa tygodnie po ślubie wykryto u niej nowotwór piersi czwartego stopnia. O życie walczyli prawie pięć lat. Operacje, naświetlania, nawroty, cukrzyca, chemia, naświetlania i nawroty. Najdroższe kliniki, niekonwencjonalne metody leczenia i nadzieja, że jest szansa na zwycięstwo. Tuż po diagnozie lekarzy Wilber zanotował: „W każdej chorobie człowiek musi się zmierzyć z dwoma różnymi jej aspektami. Po pierwsze, staje twarzą w twarz z samym procesem chorobowym… Po drugie, staje twarzą w twarz również z tym, co społeczeństwo, w którym żyje. i kultura tworzą wokół choroby – ze wszystkimi osądami, lękami. nadziejami, mitami, opowieściami, wartościami i znaczeniami. To społeczeństwo ocenia, kiedy i jak jesteś chory; kultura, w której żyjesz, wyznacza granice twego zdrowia: kiedy jesteś, a kiedy już nie jesteś zdrowy. Gdy więc pada z ust lekarza słowo «rak», musimy zmagać się nie tylko z własnym strachem, ale i z otoczeniem, które boi się go w tym samym stopniu. Najbardziej niepokojący jest fakt, że społeczeństwo osądza brak zdrowia jako zło” – pisze Wilber i zauważa, że każda z kultur ma w tej sprawie co innego do powiedzenia. Chrześcijaństwo zazwyczaj sytuuje chorobę jako karę Boga za grzech, New Age przekonuje, że choroba jest lekcją, dzięki której dowiadujemy się czegoś o sobie samych, ile religii i teorii tyle odmian raka.
Wilber przeplata w książce swoje refleksje zapiskami prowadzonymi przez umierającą żonę. „Zawsze zmagałam się z pytaniem, co jest dziełem mojego życia? Być może zbyt duży nacisk kładłam na działanie, a zbyt mały na bycie? To spostrzeżenie przynosi ulgę. Nareszcie mogę być sobą. Przestanę starać się być jak mężczyzna i zacznę rozkoszować się tym, że jestem kobietą”. Tuż przed śmiercią Trei, Wilber notuje: „Byliśmy różni i może to odnosi się do wszystkich kobiet i mężczyzn. Nauczyliśmy się doceniać te różnice – nie tylko je uznawać, ale odczuwać wdzięczność za to, że istnieją. Naszym ulubionym powiedzeniem stało się zdanie z Platona: «Mężczyźni i kobiety byli kiedyś jednością, ale potem zostali rozdzieleni i odtąd poszukiwanie, i pragnienie tej jedności jest nazywane miłością«„.
Myśleli o samobójstwie, skoczeniu z mostu i położeniu kresu temu wszystkiemu. Tak się jednak nie stało, w dniu, w którym okazało się, że Treya ma kilkanaście nowych guzów i przestaje widzieć, poddała się. Żeby umrzeć, nie potrzebowała zgody żadnego szacownego gremium i nie musiała tak jak Diana Pretty przestać jeść. Nie wiem, czy już widziałeś „Milion dollar baby” Eastwooda? Czy jednak człowiek nie powinien mieć prawa do tego, żeby nie tylko godnie żyć ale i godnie umrzeć? Czy sparaliżowana młoda bokserka musi przegryzać sobie język, żeby wykrwawić się na śmierć? Czy to jest w porządku, że aby tego znowu nie zrobiła, musi być na ogłupiających prochach? Czy ten, kto zdecyduje się jej pomóc, jest zabójcą?
Małgorzata
Frankfurt nad Menem, wtorek nocą
Małgosiu,
„głoszone przez innych prawdy…” – piszesz w swoim liście. Zastanawiałem się właśnie, czyich prawd słucham zawsze z największą uwagą, a potem w skupieniu myślę o tym, co usłyszałem. Dla mnie istnieje obecnie tylko jeden jedyny taki głosiciel. Karol Wojtyła, Polak na emigracji w Rzymie. Nie zgadzam się czasami z tym, co twierdzi, ale wiem, że cokolwiek twierdzi, to mówi prawdę. Swoją prawdę. Prawda jest tak samo względna jak wszystko inne i ulega weryfikacji, gdy przy niej trwamy. Wojtyła trwa przy swoich prawdach. Jest głową Kościoła, przewodzi Watykanowi i w związku z tym jest także politykiem. Żaden polityk – oprócz niego – nie jest prawdomówny Ani tu, gdzie obecnie mieszkam, ani w Polsce. W politykę wpisane jest kłamstwo. Dyplomacja jest sztuką żonglowania kłamstwami w taki sposób, aby „nie” oznaczało „być może”, a „tak” było zawsze warunkowe.
Politycy to ludzie, którzy najpierw robią sztorm na morzu, a potem Przekonują, że tylko oni mogą nas przed tym sztormem uratować. Poza tym wydaje im się, że są „autorytetami”. Wszystko bowiem ichzdaniem jest polityczne. Gdy staruszka sadzi kwiaty na grobie swojego zmarłego męża, ich zdaniem uprawia politykę agrarną i popiera w ten sposób jakąś partię. W Polsce najprawdopodobniej chłopską, w Niemczech najprawdopodobniej Zielonych. Tyle że „autorytet” polityczny to moim zdaniem ktoś, kto uzurpuje sobie prawo do tego określenia tylko dlatego, że udało mu się zgadnąć coś jeden raz. Jeden raz zgaduje się kolor w konkursie audiotele: „jaki kolor ma czerwone auto: czarny, czerwony czy zielony?”. Generalnie nie lubię polityków, chociaż wiem, że także wśród nich są godni zaufania i prawi ludzie. Myślę, że tych jest około 10%. A pozostałe 90% wytrwale pracuje nad tym, aby tę uczciwą mniejszość zbagatelizować. Ostatnio zastanawiałem się nad pytaniem, co w ogóle motywuje mężczyznę do bycia politykiem. Poszperałem trochę w bibliotece i w sieci. Natrafiłem na bardzo interesującą książkę Amerykanina Harolda Laswella pt. „Psychopatology and politics” (Psychopatologia i polityka), nie mam pojęcia, czy została przetłumaczona i wydana w Polsce. Laswell, wychodząc z psychoanalizy freudowskiej, stara się dowieść dość zaskakującej tezy: w politykę angażuje się mężczyzna, który ma na celu skompensowanie swoich porażek w życiu osobistym. Kariery polityczne według Laswella ujawniają istnienie zaburzeń seksualnych w okresie dzieciństwa lub w wieku wchodzenia w dorosłość.
Читать дальше