– Oj, no wiesz… – Holly uśmiechnęła się słabo. – Jakoś się trzymam. Wyszła do kuchni. Przy stole siedział Jack z nogami na krześle i coś wcinał.
Na jej widok uśmiechnął się i wstał.
– Widzę, że ciebie też zwabili. – Wyciągnął ręce, żeby porwać ją w swój niedźwiedzi uścisk. – I jak się czujesz? – spytał ją cicho.
– W porządku. – Holly pocałowała go w policzek, a potem odwróciła się do matki. – Mamo, w czym mogę ci pomóc?
– Trafiły mi się tak kochające i zgodne dzieci, że jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie – powiedziała sarkastycznie Elizabeth. – Tylko błagam was dwoje, żebyście niczego dziś nie zmalowali. Chciałabym, żeby tym razem obyło się bez kłótni.
– Mamo, skąd ci przyszło do głowy, że moglibyśmy się kłócić? Jack puścił oko do Holly.
– No dobrze, dobrze. – Elizabeth nie traktowała syna poważnie. – Przy obiedzie nie ma już nic do roboty. Za chwilę podaję.
I rzeczywiście wszyscy zaczęli się schodzić do jadalni. Kiedy Elizabeth wniosła jedzenie, rozległy się jęki zachwytu. Holly zawsze uwielbiała kuchnię mamy.
– Ojej, nieboraczek Timmy pewno umiera z głodu! – zawołała Ciara do Richarda. – Chyba odbył już swoją karę.
Ciara z lubością pastwiła się nad Richardem. Jakby chciała nadrobić stracony rok.
– Timothy musi wiedzieć, że postąpił niewłaściwie – wyjaśnił rzeczowo Richard.
– A nie możesz mu tego zwyczajnie powiedzieć? Reszta rodziny z trudem powstrzymywała śmiech.
– Ciaro, przestań – ucięła Elizabeth.
– Bo cię postawią do kąta – dodał surowo Jack.
Teraz już roześmiali się wszyscy oprócz Meredith i Richarda.
– Opowiedz lepiej o swoich przygodach – rozładował sytuację Frank. Ciarze rozbłysły oczy.
– Wspaniale się bawiłam. Wszystkim polecam wyjazd do Australii.
– Ale cholernie długo się leci – wtrącił Richard. – Wytatuowałaś się jeszcze gdzieś? – spytała Holly.
– Tak, zobacz.
Ciara wstała, opuściła spodnie i zaprezentowała wszystkim wytatuowanego na pupie motylka.
Mama, tata, Richard i Meredith zaprotestowali zgorszeni, a reszta rodzeństwa aż zwijała się ze śmiechu. Dłuższą chwilę nie mogli się uspokoić. W końcu Ciara przeprosiła, Meredith zdjęła dłonie z oczu Emily i przy stole ucichło.
– Co za paskudztwo! – skomentował z obrzydzeniem Richard.
– A mnie się motylki podobają, tato – powiedziała Emily.
– Emily, mówię o tatuażach. Mogą spowodować rozmaite choroby. Emily zrzedła mina.
– Richard, kochanie, nie sądzisz, że Timmy powinien zejść do nas, żeby coś zjeść – spytała delikatnie Elizabeth.
– On ma na imię Timothy – sprostowała Meredith. – Tak, mamo, chyba już może.
Timothy wszedł do jadalni ze spuszczoną głową i w milczeniu zajął swoje miejsce. Holly omal serce nie wyskoczyło z piersi na jego widok. Jak można tak okrutnie traktować dziecko! Jej współczucie trochę jednak zmalało, kiedy mały kopnął ją boleśnie w kostkę.
– Holly, jak obchodzisz urodziny? – spytała Abbey.
– No właśnie! – zawołała Ciara. – Kończysz trzydzieści lat.
– Nie planuję niczego szczególnego – burknęła Holly. – Nie chcę żadnego przyjęcia.
– Musisz coś urządzić – zaoponowała Ciara.
– Wcale nie musi, jeśli nie ma na to ochoty. – Frank przyszedł córce z pomocą.
– Dziękuję, tato. Chyba urządzę babski wieczór. Może powłóczymy się po klubach. Nic wielkiego, nic szalonego.
– Zgadzam się z tobą, Holly – podchwycił Richard. – Przyjęcia urodzinowe często bywają żenujące. Dorośli wygłupiają się jak dzieci, przesadzają z piciem. Dobrze robisz.
– Wiesz, ja właściwie lubię takie przyjęcia – odparowała Holly. – Tyle że akurat teraz nie jestem w nastroju.
Zapadło milczenie, które przerwał pisk Ciary.
– Czyli szykuje się nam babski wieczór!
– Mógłbym wam towarzyszyć z kamerą? – spytał Declan.
– Niby po co?
– Żeby nakręcić dokument o klubach. Muszę zrobić do szkoły etiudę na ten temat.
– Jeśli ci to do czegoś potrzebne… Ale wiedz, że nie wybieramy się do najmodniejszych lokali.
– Nieważne, dokąd. Auu! – krzyknął nieoczekiwanie i spiorunował wzrokiem Timothy’ego. Chłopiec pokazał mu język i rozmowa potoczyła się dalej.
W końcu zrobiło się późno i goście zaczęli się rozchodzić. Na dworze Holly owionęło rześkie powietrze. Ruszyła do samochodu. Rodzice stali w drzwiach i machali jej na pożegnanie, ale i tak dotkliwie czuła swą samotność. Zwykle z takich proszonych obiadów wychodziła z Garrym, a jeśli nawet sama, to wracała do domu, do niego. Było, minęło. Bezpowrotnie.
Przejrzała się w dużym lustrze. Zgodnie z zaleceniem Gerry’ego kupiła sobie nowy ciuch. Nie wiedziała jeszcze po co i kilka razy dziennie korciło ją, by zajrzeć do majowej koperty. Zostały już tylko dwa dni i pełne napięcia oczekiwanie nie pozwalało jej myśleć o niczym innym. Wybrała czarny strój. Odpowiadał jej obecnemu nastrojowi. Obcisłe czarne spodnie bardzo ją wyszczuplały, a czarny gorset uwydatniał biust. Leo fantastycznie ułożył jej włosy. Związał je z tyłu tak, żeby pojedyncze pasma opadały luźno na ramiona.
Wcale nie czuła, że dobiega trzydziestki. Ale właściwie co miałaby czuć? Kiedy była młodsza, uważała, że w tym wieku powinno się już mieć doświadczenie, rozsądek, stabilizację, męża, dzieci i osiągnięcia zawodowe. Nie posiadała niczego. Nie było więc powodu do świętowania.
Zadzwonił dzwonek, za drzwiami rozległy się podekscytowane głosy i śmiechy dziewczyn. Postanowiła się zmobilizować, wzięła głęboki oddech i na siłę próbowała się uśmiechnąć.
– Wszystkiego najlepszego! – zawołały chórem Sharon, Abbey, Ciara i Denise, przyjaciółka, której nie widziała od wieków.
Widok ich rozradowanych twarzy z miejsca wprawił ją w dobry nastrój. Zaprosiła je do salonu i pomachała w stronę kamery, którą trzymał Declan.
– Nie, Holly! Nie zwracaj na niego teraz uwagi! – syknęła Denise i pociągnęła przyjaciółkę za rękę na kanapę, gdzie dziewczęta otoczyły ją wianuszkiem i zaczęły zasypywać prezentami.
– Zacznij od mojego! ~ piszczała Ciara.
– Chyba najpierw powinnyśmy otworzyć szampana, a potem prezenty – zaproponowała Abbey.
– Dobrze, twój rozpakuję jako pierwszy – obiecała Holly siostrze. Abbey skoczyła do kuchni i wróciła z tacą pełną wysokich, smukłych kieliszków do szampana. – Która ma ochotę na bąbelki? Holly, czyń honory domu.
I wręczyła jej butelkę. Kiedy Holly mocowała się z korkiem, dziewczyny zaczęły się zasłaniać i chować.
– Ej, nie jestem aż tak niezdarna!
Kiedy szampan strzelił, wydały radosny okrzyk i wyszły z kryjówek.
– Dobra, to teraz rozpakuj mój prezent! – domagała się głośno Ciara.
– Przestań! – uciszyły ją koleżanki.
– Po toaście – wyjaśniła Sharon. Wszystkie podniosły kieliszki.
– Zdrowie mojej najukochańszej przyjaciółki, która ma za sobą trudny rok, ale okazała się najdzielniejszą i najsilniejszą ze wszystkich znanych mi osób. Może stanowić wzór dla nas wszystkich. Wypijmy za jej szczęście przez następne trzydzieści lat. Zdrowie Holly!
– Zdrowie Holly! – powtórzyły chórem.
Sączyły wolno szampana, a w oczach szkliły im się łzy. Tylko Ciara jednym haustem wychyliła kieliszek do dna.
– No dobrze – zakomenderowała. – Po pierwsze, włóż tę tiarę, bo jesteś dziś naszą księżniczką, a po wtóre to jest prezent ode mnie.
Читать дальше