Witold Gombrowicz - Kosmos
Здесь есть возможность читать онлайн «Witold Gombrowicz - Kosmos» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Kosmos
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Kosmos: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Kosmos»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Kosmos — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Kosmos», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Ja, proszę panów, dzień za dniem. Rok za rokiem. Od rana do wieczora. Harowanie. Panowie mnie znają, że jestem spokojna i taktowna, z wychowaniem. Ale jak mnie się ten spokój urwie… Wtedy łapię za co bądź.
Zastanowiła się i powiedziała z rozwagą.
– Łapię za co bądź…
Nie wytrzymała, wrzasnęła, rozczapierzona.
– Za co bądź!
– Złotko – powiedział Leon i krzyknęła mu: – Za co bądź!
– Za co bądź – powiedział Leon, na co ona krzyknęła: – Nie za co bądź! Za co bądź! I uciszyła się.
Ja też siedziałem cicho.
– Zrozumiałe – Fuks rozpływał się w uprzejmościach. – Zupełnie naturalne… Przy takiej pracy i kłopotach… Nerwy!
Tak, tak!… No, wyjaśnia się… ale zaraz potem rozległ się inny łoskot, jak gdyby z domu, z piętra?…
– To ja – wymówiła Lena.
– Ona – poinformowała pani Mańcia z cierpliwością, nie znającą granic. – Jak usłyszy, że mnie takie coś napada, albo przybiegnie i za ramię złapie, albo sama hałasu narobi.
Żebym otrzeźwiała.
Wyjaśniało się. Lena dołożyła jeszcze kilka szczegółów. Że akurat wrócili z Ludwikiem, że ona słysząc łomotanie matki złapała za but mężowski (mąż był w łazience) i bębniła nim w stół, potem w walizkę… Wszystko się wyjaśniło, zagadki tej nocy osiadały na suchym piasku wytłumaczenia – to mnie nie zaskoczyło, byłem na to przygotowany, a jednak było to tragiczne, wypadki przeżyte wylatywały nam z rąk, jak śmiecie, jak śmiecie, leżało to u naszych stóp, igły, gwoździe, młoty, łomoty… Spojrzałem na stół i zobaczyłem karafkę na spodku, szczoteczkę do okruchów w kształcie półksiężyca, okulary Leona (używał ich do czytania) i inne rzeczy – niemrawe, jakby wyzionęły ostatnie tchnienie. I obojętne.
Obojętności przedmiotów towarzyszyła obojętność osób, już niechętna i wkraczająca w surowość – że, niby, zawracamy głowę. Ale uprzytomniłem sobie kota i to mnie pocieszyło – tam, na murze, pozostało jednak trochę grozy, ten pysk tam ział. I kombinowałem, że choć dwa nasze łomoty leżały na ziemi bezsilnie, miałem w zanadrzu jeszcze jeden łomot, mniej łatwy do wytłumaczenia, a nawet złośliwy, naprawdę dosyć kłopotliwy łomot… Jak ona da sobie rady z moim dobijaniem się do jej drzwi?
Zapytałem Leny… tego hałasu z góry były dwie serie, nieprawdaż?… Jedna po drugiej. Wiem na pewno, byłem blisko drzwi wejściowych – kłamałem – gdy ta druga seria się rozpoczęła. I ten drugi hałas był odmienny.
Dobijać się! Dobijać się do niej! Jak w nocy, do jej drzwi! Przeciągałem strunę? Co odpowie? Jakbym znowu stał przy jej drzwiach i walił… Czy domyśla się, kto walił w jej drzwi? Dlaczego dotąd o tym ani pary z ust nie puściła?
– Drugi hałas?… A, tak, po chwili znowu zaczęłam tłuc… pięścią w okiennicę… Byłam zdenerwowana. Nie byłam pewna, czy mama się uspokoiła. Skłamała.
Ze wstydu, domyślając się, że to ja?… Dobrze, ale Ludwik…, przecie Ludwik był z nią, słyszał moje dobijanie, dlaczego! on nie otworzył drzwi? Zapytałem: – A pan Ludwik? Był, z panią?
– Ludwik był wtedy w łazience.
A, Ludwik był w łazience, ona była sama w pokoju, ja zaczynam się dobijać, nie otwiera – może domyśla się, że to ja, może nie – w każdym razie wie, że ktokolwiek by się dobijał, dobija się do niej. Nie otwiera, przerażona. A teraz kłamie, że to ona waliła! O, szczęście, triumf, że moje kłamstwo dobiło się do jej kłamstwa i oboje zespalaliśmy się w kłamstwie i kłamstwem ja wzrastałem w jej kłamstwo! Leon powrócił do pytania:
– Kto powiesił kota?
Zauważył grzecznie, że nie ma co zajmować się hałasami – to już wyjaśnione, zresztą on nic nie może na ten temat powiedzieć, bridż skończył się o trzeciej rano – ale kto powiesił kota, dlaczego kota powieszono?… I pytał z naciskiem, który, choć w nikogo nie wymierzony, zawisł w powietrzu: – Kto powiesił? Ja się pytam, kto?
Upór ślepy rozsiadł mu się na twarzy, ukoronowanej łysiną.
– Kto kota powiesił? – pytał z dobrą wiarą i w słusznym prawie. Naciskał, a mnie zaczynało to niepokoić. Wtem pani Mańcia wypowiedziała przed siebie, bez drgnienia.
– Leon.
A jeśli to ona? Jeśli ona zamordowała kota? Wiedziałem przecież, kto zamordował, ja zamordowałem – ale tym swoim „Leon” skierowała na siebie spojrzenia, a nacisk Leona jakby odnalazł właściwy kierunek i na nią runął. Mnie, mimo wszystko, zdawało się, że ona mogła, że jeśli waliła młotem w furii to mogła z tej samej furii i kota… i to stało się podobne do niej, do jej krótkich kończyn i grubych przebugów, tułowia krótkiego, a rozłożystego, i obfitego w matczyne łaski – tak, ona mogła – to wszystko razem, tułów, kończyny etc, to mogło udusić i powiesić kota!
– Ti, ri, ri!
Leon zanucił.
…i tajona uciecha zabrzmiała w melodyjce, która natychmiast ucichła… wypadło złośliwie… ta złośliwość…
Uciecha, że „kukuku, Kulaszka” nie wytrzymała pod jego pytaniem i że nacisk na nią padł, że skierowała na siebie spojrzenia?… Więc co, więc może on, nie kto inny, owszem, on mógł, dlaczegóżby nie… a gałki z chleba, a pieszczenie się nimi, i bawienie, i przesuwanie za pomocą wykałaczki, przyśpiewywanie sobie, nacinanie paznokciem skórki od jabłek, „myślenie” i kombinowanie… dlaczego więc nie miałby kota udusić, powiesić? Ja udusiłem. Tak, ja powiesiłem. Ja powiesiłem, udusiłem, ale on mógł… Mógł powiesić i mógł teraz cieszyć się złośliwie, że żona w opałach! A jeśli nie powiesił kota (bo ja powiesiłem), to w każdym razie mógł wróbla powiesić… i patyk!
Przecie, na Boga, wróbel i patyk nie przestały być zagadką dlatego, że ja kota powiesiłem! I wisiały one tam, na krańcach, jak dwa ośrodki ciemności!
Ciemność! Potrzebowałem jej! Była mi konieczna jako przedłużenie nocy, w której do Leny się dobijałem! I Leon włączył mi się w ciemność, nasuwając możliwość lubieżnego sybarytyzmu, frajdy zamaskowanej i hermetycznej, hasającej na Dzikich Polach tego zacnego domu – coś, co byłoby mniej prawdopodobne, gdyby on nie urwał teraz swojej śpiewki w strachu, że się zdradza… To Ti-ri-ri miało charakter łobuzerskiego, radosnego gwizdu, że żonie powinęła się noga… Czy i Fuksowi zaświtało, że zacny tatuś i małżonek, emeryt przesiadujący w domu, który wydalał się tylko na bridżika, mógł mieć przy stole familijnym, pod okiem żony, własne prywatne zabawy… A jeśli bawił się gałkami, dlaczegóżby strzałek nie miał insynuować po sufitach? I inne miewać uciechy na boczku.
Myśliciel!… To był przecież myśliciel… on myślał i myślał – i mógł nie byle co wymyślić…
Zaszumiało, zatrzęsło, huk, wóz ciężarowy, wielki, z doczepką, droga, przejechał, krzaki, znika, szyby się uspokoiły, odwróciliśmy wzrok od okna, ale to wywołało ocknięcie „całej reszty”, tego tam poza, poza naszym kręgiem, i ja na przykład dosłyszałem szczekanie piesków w sąsiednim ogrodzie, dostrzegłem karafkę z wodą na małym stoliku, nic ważnego, nie, nic, ale wtargnięcie, wtargnięcie tego z zewnątrz, całego świata, to zmieniało nam jakoś szyki i zaczęto mówić bardziej nieporządnie, że nikt obcy nie mógł, bo psy, boby go napadły, a w zeszłym roku grasowali złodzieje, także inne rzeczy etc. etc. trwało dość długo, było przypadkowe, ja wciąż wyławiałem tamte odgłosy „z głębi”, jakby ktoś gdzieś plaskal, packał, i odgłos miedzi skądś, jakby z samowara… znów szczekanie, byłem zmęczony i zniechęcony, wtem wydało mi się, że coś znowu jakby zaczynało się wyraźniej zarysowywać… – Kto ci to zrobił? Po co ci zrobił? Kochanie! Kulka objęła Lenę. Uściskały się. Ten uścisk wydał mi się nieprzyjemny, jakiś przeciw mnie, i odzyskałem czujność, ale dopiero przedłużenie uścisku o jakąś miliardową odrobinę (co wywołało w nim nadmiar, przeciągnięcie, przesadę) kazało mi na dobre mieć się na baczności! Co, dlaczego? Kulka uwolniła Lenę z objęć swoich, krótkich. – Kto ci to zrobił?
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Kosmos»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Kosmos» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Kosmos» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.