Jerzy Pilch - Tysiąc spokojnych miast

Здесь есть возможность читать онлайн «Jerzy Pilch - Tysiąc spokojnych miast» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Tysiąc spokojnych miast: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Tysiąc spokojnych miast»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Powieść "Tysiąc spokojnych miast" została wydana w 1997 roku w Londynie. Pilch poprzez tą książkę stara się powrócić do wspomnień z dzieciństwa, które upłynęło mu na ziemi cieszyńskiej. Na kartach "Tysiąca spokojnych miast" kreśli obrazy domu rodzicielskiego, ojca, matki, przyjaciół.
Jest to książka o dorastaniu chłopca- protestanta, jego stosunkach z tamtejszą wspólnotą ewangelicką, etc. Ale motywem naczelnym jest planowanie zabójstwa Władysława Gomułki przez ojca bohatera i pana Józefa Trąbę.
Pilch jest uważany przez krytyków za " Mistrza Pierwszego Akapitu" i "Tysiąc spokojnych miast" to potwierdza: "Gdy ojciec i pan Trąba postanowili zabić I sekretarza Władysława Gomułkę, panowały niepodzielnie upały, ziemia trzeszczała w szwach, rozpoczynała się udręka mojej młodości". Odbiorca czytając taki wstęp od razu wie, iż skończy się tylko na zapowiedziach. Jednak powieść nie oscyluje tylko wokół próby zabójstwa Gomułki, jest także opowieścią o pierwszej, niewinnej miłości głównego bohatera. Obiektem uczuć chłopca staje się dojrzała i piękna kobieta, która niestety ma męża. Bohater stara się z nią spotkać, wysyła jej wiadomości i w końcu dochodzi do konfrontacji. Teresa(bo tak ma na imię owa kobieta, choć bohater nazywał ją "Anielicą swojej pierwszej miłości") opowiedziała mu o problemach w dorosłym życiu, rodzicach, i pokazała album rodzinny. To spotkanie miało na celu nauczenie bohatera kilku rzeczy o życiu, śmierci i osiąganiu szczęścia. Chłopiec nauczył się od niej, że należy często myśleć o tych, którzy odeszli.
Rodzice Jerzyka trzymają go twardą ręką i starają się wpoić mu pewne oczywiste zasady. Ojciec nazywany jest Naczelnikiem, zaś matka jest we wszystkim mu podporządkowana. Naczelnik miał wziąć udział w zabójstwie sekretarza Gomułki, co bardzo imponowało jego synowi. W ogóle dzięki ojcu chłopiec poznaje prawdziwy świat, pod jego okiem także przechodzi alkoholową inicjację.
Naczelnik osobowość miał dosyć kontemplacyjną, do życia podchodził w sposób spokojny i opanowany. oraz z. Jednak swoje usposobienie ojciec chłopca ukrywał pod maską wyczerpania walką i prowadzeniem znerwicowanego życia. Ojciec Jerzyka miał bardzo interesujące poglądy na życie i starał się za pomocą inteligentnych tez wpoić je synowi, by wychować go na odpowiedzialnego obywatela demokratycznej Polski, która dopiero ma nadejść.
Kolejny bohater, Pan Trąba, to człowiek, który ma duże problemy z alkoholem, ale i zbyt bujną wyobraźnię. Jego główną myślą było to, iż trzeba zostawić jakiś ślad po sobie, dla przyszłych pokoleń. Pan Trąba uważał, że umrze za niedługo, wobec tego postanowił ułożyć poemat na cześć właśnie swojej śmierci. Niestety, ani Jerzyk, ani jego ojciec nie poznali się na talencie pana Trąby(żaden z nich nie miał pojęcia, o jakie jaskółki mu chodzi).
Wówczas oboje z ojcem wpadli na pomysł zabicia I sekretarza PZPR, gdyż dzięki temu na pewno Pan Trąba przeszedłby do potomności.
"Tysiąc spokojnych miast" to powieść, w której Jerzy Pilch umiejętnie przedstawił wady i niektóre zalety systemu komunistycznego. Pilch, którego styl pisarski krytycy przyrównują do Milana Kundery czy Bohumila Hrabala, buduje rzeczywistość fabularną bardzo realistycznie. Jednak głównym walorem tekstu jest autoironia, którą daje się wyczuć prawie w każdej linijce.
Wejście w świat przeciętnego młodego człowieka, który dorastał w czasach komunistycznych(jest rok 1963) jest bardzo intrygującą i zajmującą przygodą. Autor nie mówi czytelnikowi, co jest złe, a co dobre, czytający musi sam do tego dojść. Te groteskowe i przerysowane niby-wspomnienia są opowieścią o ciągłych kłopotach, jakie mieli i maja ludzie, niezależnie od tego, w jakich czasach przyszło im żyć. Powieść porusza być może przeciętne problemy zwykłych ludzi, nie zawsze dostrzegane. Jeżeliby w skrócie opisać, o czym jest "Tysiąc spokojnych miast", to jest to książka o niezrozumiałym dla ewangelika świecie, o piciu, bo piją tam prawie wszyscy, o absurdach rzeczywistości komunistycznej.
Myślę, że do lektury książki Pilcha zachęcać specjalnie nie trzeba, jeżeli komuś podoba się styl, jakim pisze, z pewnością nie będzie zawiedziony, choć w pewnych momentach powieść może nieco nużyć.
"Nieuprzedzonemu czytelnikowi grozi w zetknięciu z tekstem Pilcha zaczytanie się, czyli przejściowa utrata kontroli nad otoczeniem. Jest to dziwne zjawisko, nie mamy tu, bowiem krwistej fabuły, przygód godnych kina akcji, nie trzyma, więc nas w napięciu wieczne pytanie podsycające ciekawość: no i co będzie dalej? Wręcz przeciwnie. Historia opowiedziana w książce, jest urojeniem i wiadomo od samego początku, że skończyć się może tylko niczym, czyli rozejściem się po kościach".
Anna Nasiłowska, Powieść retoryczna, "Tygodnik Powszechny"

Tysiąc spokojnych miast — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Tysiąc spokojnych miast», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Groteska nie wyklucza przelania krwi – pan Trąba jadowicie cedził sentencję za sentencją – groteska nie wyklucza śmierci, groteska nie wyklucza zastrzelenia Władysława Gomułki z chińskiej kuszy miotającej bełty. Przeciwnie, właśnie groteska daje taką szansę w całej pełni realności. Naród to wie…

– Naród to wie od maleńkości, panie Trąba. – Wydawało mi się przez moment, że ojca ogarnia raptowna i bardzo zasadnicza wściekłość, ale jego dalej nie opuszczał dobry humor. -Naród od maleńkości uczy się na pamięć: „Puszczajcie mię! Puszczajcie! Jam carów morderca!" i podobnych istotnie na wskroś groteskowych bredni. „Idę zabijać… ktoś mię za włos trzyma". Albo jeszcze lepiej:

Widma blade i milczące. Jak stooki strażnik pawi Zaglądają w tamte drzwi Gdzie śpi cesarz… Czy ciekawi, Jaka barwa carskiej krwi?…

– Zgadzam się z panem, panie Naczelniku, że jeśli idzie o naszych romantyków, to była w przeważającej mierze banda stookich pawi, ergo bezkarnych grafomanów obdarzona bezużyteczną sztuką rymowania. Pomijam Adama Mickiewicza, rzecz jasna. Ale nie wchodźmy za głęboko w literaturę, bo to w gruncie rzeczy zawsze skazuje człowieka na intelektualną jało-wiznę. Chcę pana o co innego zapytać – pan Trąba był wysoce niespokojny – z jakiego to w gruncie rzeczy powodu jest pan, panie Naczelniku, w aż tak doskonałym humorze?

– Lubię podróżować – odparł ojciec. – Faktycznie jestem w niezłej formie, ponieważ lubię podróżować. Podróże mnie uspokajają. To po pierwsze. Po drugie zaś, niech pan się nie gniewa, panie Trąba, ale po drugie jestem w dobrym humorze, ponieważ w miłej ekscytacji oczekuję na nieubłaganie nadchodzącą chwilę, kiedy wreszcie damy sobie spokój. Ściśle rzecz biorąc, czekam na ten moment, kiedy wyrwie pan wreszcie zza pazuchy swą krasnoar-miejską manierkę, co ją pan tam od samego początku grzeje, łyknie pan zdrowo, mnie, a może i Jerzyka poczęstuje i następnie wszyscy odprężeni udamy się, na przykład, do mitycznej knajpy „Kameralna", aby pobiesiadować trochę przed powrotną drogą.

– Nie chce mi się ruszać głową, więc pozwoli pan, że kolejny raz ograniczę się do machnięcia ręką – pan Trąba uniósł ramię i wykonał samą dłonią wykwintny gest przeczący. – Nie ma odwrotu, panie Naczelniku – powiedział przeraźliwym, bo absolutnie wiarygodnym w swojej bezradności głosem. – Nie ma odwrotu, a jak pan wie, kara za dezercję jest jedna. Mam nadzieję, że nie po to pani Naczelnikowa odpiłowywała gałkę od wieczka pamiątkowej cukiernicy i nie po to ludzie Arcymajstra Swaczyny utaczali z niej śmiercionośny grot, bym teraz musiał ten kawałek srebra zanurzać w pańskim sceptycznym mózgu.

Ojciec bez słowa przyglądał się panu Trąbie, przez chwilę być może jeszcze myślał, czy aby istnieje jakiś desperacki sposób obrócenia wszystkiego w żart. Zaczynałem się bać, strach, prawdziwy strach przystępował do mnie, ziemisty półksiężyc powoli wschodził w pustej perspektywie Nowego Światu. Jak zwykle w takich sytuacjach, szukałem ulgi w zgadywaniu tego, co ma zostać powiedziane, skupiłem się i natężyłem i wyszło mi niezbicie, że ojciec będzie na razie milczał, a pan Trąba niedługo powie: „rurka z kremem i tyle".

Deszcz padał coraz większy i wydawało się, że nie tylko przechodnie, ale i architektura pierzcha przed nami, z obu stron biegły jakieś domy, prawie nic jednak nie było widać, zupełnie jakbyśmy szli ledwo zaznaczoną drogą przez deszczowe równiny.

– A jeśli już o szanownej pani Naczelnikowej mowa, to przypominam, że obiecaliśmy wyekspediować widokówkę. Mój serdeczny druh z czasów studenckich, najprzewielebniejszy ksiądz Biskup przysyła jej wprawdzie pocztówki z całego świata, ale do kolekcji najwyraźniej brakuje Warszawy. – Pan Trąba mrużył oczy i daremnie w absolutnej pustce wypatrywał sadyb ludzkich, wciągał powietrze, łowił w nozdrza zapach dymu idącego z jakiegokolwiek komina.

***

Istotnie, kartki od Biskupa przychodziły z całego świata, przeważnie pisał z mitycznych krajów, w których żyli sami ewangelicy, z widoków Sztokholmu, Kopenhagi czy Helsinek układałem całkowite obrazy tych miast, najtajniejsze i nieznane nawet rdzennym Szwajcarom zaułki Genewy znałem na pamięć, w razie czego mogłem zawsze sprawdzić czas na słynnym kwietnym zegarze (lhorloge fleurie), fantastyczna fontanna u brzegów Jeziora Genewskiego nudziła mnie już śmiertelnie raz na zawsze wykutym w wodzie kształtem, podobnie zresztą jak szwajcarskie znaczki ze swoim monumentalnym Helvetia, Helvetia, Helvetia.

Matka nie pozwalała ich odklejać, prawdę powiedziawszy w ogóle nie lubiła, gdy ruszało się kartki od Biskupa, odnosiłem nieodparte wrażenie, że niechętnie dzieli się nawet oglądaniem światowych widoków. Wyglądało to nieraz tak, jakby same nasze spojrzenia miały w sobie jakieś jadowite, kancerujące moce. Chryste Panie, a co się działo, kiedy nie oparłem się jednak pokusie i odkleiłem trzy olśniewające jak karnacja pani Pastorowej znaczki z widokówki przysłanej przez Biskupa z Tanzanii! Nie mogłem się oprzeć, musiałem ulec, niebiosa na każdym z tych znaczków miały inny kolor, na pierwszym murzyńscy pasterze paśli bydło na trawiastych dolinach i niebo nad nimi było pomarańczowe, na drugim murzyńscy rybacy wyciągali z morza sieci pełne ryb i niebo nad nimi było zielone, na trzecim murzyńscy drwale pracowali w dżungli i tuż nad ich kędzierzawymi głowami płynęły granatowe obłoki. Odkle-iłem te znaczki nad parą, pismo Biskupa, który pisał zawsze wiecznym piórem, rozmazało się, pozostało jedynie zdanie: „Wczoraj miałem kazanie do czarnych jak węgiel słuchaczy", matka płakała. Potem gdzieś skryła okaleczoną przeze mnie kartkę. (Znaczki trojga niebios z powrotem przykleiła klejem roślinnym).

Zakradałem się pod jej nieobecność, otwierałem szafę, spod jej sukien pachnących olejkiem różanym wyciągałem pudełko po szwajcarskich czekoladkach Toblerone, w którym przechowywała widokówki, przeglądałem państwo po państwie, miasto po mieście, Edynburg, Nairobi, Berlin, Ateny, Amsterdam, Helsinki, Ameryka, Anglia, Bułgaria, Szwecja, Dania; Tanzanii nie było nigdzie, przeszukiwałem wszystkie zakamarki szafy, jak gąbka nasiąkałem olejkiem różanym, świętokradczo sięgałem nawet do kieszeni niedzielnego żakietu, otwierałem świąteczną torebkę, przeglądałem strona po stronie Homiletykę Ewangelicką, Okruchy ze stołu Pańskiego i inne pisma Biskupa – kartka z trzema niebotycznymi znaczkami zniknęła na wieki.

***

Spoza strug deszczu wyłonił się wypełniony wszelkim dobrem kiosk „Ruchu", kioskarz o nadzwyczaj nieprzychylnym wyrazie twarzy był pierwszym człowiekiem w tym mieście, który wreszcie jął przyglądać mi się z uwagą, prawdę powiedziawszy, nie spuszczał ze mnie oka, gapił się na mnie nienawistnie, ojciec kupił „Trybunę Ludu" i „Tygodnik Powszechny", pan Trąba zastanawiał się, który widok Pałacu Kultury wybrać, kioskarz wysunął głowę przez okienko i krzyczał w ataku niepoczytalnej wściekłości:

– Kolędnicy! Mikołaje! Turonie! Ludzie, święta za miesiąc, a tu już po kolędzie chodzą! Mikołaje! Diabłowie kopytni! Aniołowie skrzydlaci!

Byłem pewien, że pan Trąba uciszy go jakąś światową ripostą, że zgasi dziada jedną celną frazą, ale panu Trąbie nagle zaczęły trząść się ręce, ledwo był w stanie zapłacić, ledwo był w stanie utrzymać widokówkę w dłoniach. Odeszliśmy parę kroków, wciąż słychać było sensacyjny krzyk kioskarza, deszcz zacinał ze zdwojoną siłą.

– Ma pan absolutną rację, panie Naczelniku – pan Trąba blady był jak ściana, dyszał ciężko, trzymał się otwartą dłonią za serce, a może dotykał charakterystycznej wypukłości, jaka w jego jesiennym palcie czyniła się akurat na wysokości serca, w każdym razie tak czy tak podtrzymywał samego siebie. – Ma pan absolutną rację, przychodzą kryzysy, rosną wątpliwości, im bliżej godziny egzekucji, tym rozpaczliwszy jest mój głód alkoholu. Ma pan absolutną rację i dobrze pan to wszystko przewidział. Rzecz wszakże w tym, że i ja to przewidziałem. Picie, prawdziwie przedśmiertne picie jest intensywnym kursem samoświadomości i doprawdy byłbym ciężkim frajerem, gdybym nie brał pod uwagę okoliczności, iż mój zdruzgotany system nerwowy na kilka godzin przedtem pójdzie w całkowitą rozsypkę i pocznie się domagać elementarnych ukojeń. Otóż powtarzam, ta nieprzewidziana, choć skądinąd absolutnie przewidywalna okoliczność została w moich planach starannie rozważona. Panowie, nie patrzcie na mnie w tak paniczny sposób, mówienie mnie uspokaja, nie zwariowałem do szczętu w ostatniej chwili, mówienie mnie uspokaja, i co więcej, ponieważ odczuwam nieprzepartą ochotę napicia się, ochotę tę zamierzam koić w ten sposób, iż będę cały czas rozprawiał o piciu. Chcąc nie chcąc pan, panie Naczelniku, i ty, Jerzyku, spędzicie dzisiejsze popołudnie słuchając mojego obszernego, definitywnego i testamentalnego wykładu o formalnym kunszcie i treściowej tragiczności sztuki picia. I wybaczycie, panowie, ale mimo wszelkie przesłanki, nie zaproszę was w tym celu do mitycznej restauracji „Kameralna", zapraszam was natomiast do najwyborniejszej, tak jest, do najwyborniejszej cukierni w Europie Wschodniej. Zapraszam. Jesteśmy blisko, dwa kroki stąd.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Tysiąc spokojnych miast»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Tysiąc spokojnych miast» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Tysiąc spokojnych miast»

Обсуждение, отзывы о книге «Tysiąc spokojnych miast» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x