Krzysztof Varga - Chłopaki nie płaczą
Здесь есть возможность читать онлайн «Krzysztof Varga - Chłopaki nie płaczą» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Chłopaki nie płaczą
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Chłopaki nie płaczą: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Chłopaki nie płaczą»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Kultowa rzecz o piciu, paleniu i pannach.
"Boys Don't Cry" to jedna ze sztandarowych piosenek The Cure. Do tego tytułu nawiązywali muzycy, pisarze i reżyserzy, m.in. Muniek Staszczyk i Krzysztof Varga
Chłopaki nie płaczą — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Chłopaki nie płaczą», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Niektóre zostały zgilotynowane, innym wyrwano wnętrzności, jedne nie mają ogonów, jakby wykonano na nich zbiorowy koszmarny wyrok, zamiast zabijać humanitarnie, torturowano je na żółto – czarnych łodziach. Objuczony aparatami fotograficznymi mężczyzna w militarno – podróżniczym komplecie khaki pochyla się wraz ze swoim ultranowoczesnym sprzętem nad malowniczą grupką kamieni nastawiając obiektyw, dwóch gapiów nie może wyjść z podziwu, cóż takiego da się zobaczyć w grupce oblewanych przez słoną i brudną wodę kamieni. Kosmos, mówi mężczyzna.
Kurwa, no, kurwa, gdzie ja jestem, Szaman podrywa się z ławki, na której spał od dwóch godzin i przerażonym wzrokiem rozgląda się wkoło. Władysławowo, godzina ósma trzydzieści. Wczasowicze idą na śniadania (zupa mleczna, twarożek, kakao), niektórzy na poranne spacery (dużo jodu). Inni jeszcze śpią, bo sen leczy z chorób duszy i ciała. My też przed chwilą jeszcze spaliśmy. Na turystycznym deptaku, leżąc na niewygodnych, twardych drewnianych ławkach, po całonocnym pijaństwie, które zaczęliśmy w jednej, doprawdy rzec można podłej knajpie, poprzez zabawę na plaży (żar tropików), tańce w ośrodku sportowym (sport to zdrowie), ponownie plażę z kąpielą o wschodzie słońca (hold me baby), gładka tafla wody, melodramatyczne skrzeczenie mew, rozgrzane do czerwoności alkoholem ciała, które trzeba chłodzić w zimnej wodzie. Później konsternacja – sklep otwierają dopiero o dziewiątej, zostały więc jeszcze dwie długie jak droga mleczna godziny. Do namiotu nie ma po co wracać, niedługo i tak nagrzeje się do temperatury pieca hutniczego i wypuści z siebie surówkę w postaci dwóch albo trzech nieogolonych, wymiętych i skacowanych facetów z nabrzmiałymi od zbyt krótkiego snu twarzami, którzy zapewne zasnęli w opakowaniach, bo nie mieli nawet siły zdjąć butów. Więc nie ma po co wracać. Trzeba poczekać te dwie godziny aż otworzą sklep i zanim nadejdzie kac, pierwsze objawy, łomot w głowie, zanim zacznie nieprzyjemnie telepać jak w trafionych samolotach, które zaraz eksplodują, trzeba się szybko czegoś napić. I jeszcze jedno: nie zaczyna się zdania od „więc”.
Chłopaki, gdzie jesteście, no kurwa, no, wyszczekuje z siebie pojedyncze słowa Szaman. Wzrok szaleńca. Popatrz mamo: bezdomny, powiedziało przed chwilą dziecko mijające Szamana, gdy jeszcze zwinięty jak zielono – niebieska larwa spał na ławce, kiedy my z Kudłatym zapalaliśmy papierosy trzymając się w niewielkiej a zarazem w miarę bezpiecznej odległości. Jakby co, nie znamy go, skądże, pierwszy raz widzimy tego człowieka na oczy, nie ma co, ładni z nas przyjaciele. Tu, tu jesteśmy, uspokój się. O Jezu, dobrze że jesteście chłopaki, mówi Szaman, chłopiec z dobrego domu, czysta koszulka polo, wyprasowane spodnie, białe duże zęby, twarz Roberta Redforda. Gdyby go widzieli jego kochający rodzice, którzy jeszcze niedawno mówili: nie trujcie nam Tomka dymem papierosowym, a on później do nas: chłopaki wybaczcie, muszę już lecieć, w domu czekają z kolacją. Albo wyperfumowany, wytalkowany, zanurzony w formalinie, razem z Anną wybierający się na kolejną premierę teatralną, albo, och, co za cudowny wernisaż, a później: no, to może byśmy się czegoś napili.
Spokojnie stary, jesteśmy przy tobie. O Jezu, chłopaki, jak dobrze was znowu widzieć. No, ja myślę. Powrót do rzeczywistości, choćby nawet dość nieprzyjemnej, jest jednak uspokajający. Szaman dochodzi do siebie, jeszcze tylko ciężko oddycha. Gdy się obudził, wydawało mu się, że jest na innej planecie. Żeby w innym, nieznanym mieście, dalej, w nieznanym kraju, ale na INNEJ PLANECIE. Domy jak u nas, ulice też, nawet ludzie, wcale nie zielone kurduple z migającymi diodami zamiast oczu i dyndającymi czułkami na czubku baloniastej, pękatej głowy, zwykli ludzie, ZIEMIANIE, ale planeta inna. To jest to, czasy równoległe, dokładna kalka naszej cywilizacji, ileś tam milionów lat świetlnych stąd, ale jest jeden problem – no return. Nie ma powrotu. Teletransportowałeś się tam, twój wybór, może twój pech. Ale nie ma reteletransportacji. Zostaniesz tu już na zawsze. Znam to uczucie, gdy kiedyś napaliliśmy się trawy z Kaczorem i chodziliśmy wyjęci z kontekstu po naszym osiedlu, zbyt dobrze znanym od piętnastu lat, ale teraz zupełnie gdzie indziej się znajdującym.
Lepiej tu zostać. Mimo wszystkich niedogodności ta planeta bywa naprawdę miła, globalne miasto. Galaktyka Billa Gatesa.
O piątej rano dzwonił telefon, patrzyłem nieprzytomnym, palącym wzrokiem przez przybrudzoną firankę, wstawało słońce i pies, którego obudził dźwięk telefonu właśnie zadeklarował gotowość wyjścia na spacer, co jest kurwa, pomyślałem. No, co tam, usłyszałem w słuchawce głos Hipolita. Przyjeżdżaj, jesteśmy u Szamana, właśnie skończyła nam się wódka, mógłbyś po drodze kupić ze dwa flakony i paczkę fajek. Niech kupi browar, już nie mogę wódki, słychać w tle Szamana, a Kudłaty, jak zwykle mamrocze coś o agencjach towarzyskich. Chłopaki, odpierdolcie się, jest piąta rano, mówię. Ale za to jak przyjemnie, odpowiadają, i nie można odmówić im racji. Kiedy ostatnio widziałeś wschód słońca, pytają się, i przez chwilę myślę, pewnie gdzieś na Mazurach, albo nad morzem, pewnie byłem wtedy z wami. Wschody słońca kojarzą się z porannymi powrotami na camping, zmęczeniem, pojawiającym się kacem. Z wyczekiwaniem na nieludzko zimnym przystanku gdzieś po drugiej stronie rzeki, na nieludzkiej ziemi na pierwszy autobus, z jazdą na dworzec żeby złapać pociąg 6.40. gdzieś do Słupska lub innego równie absurdalnego miejsca. Zachodów słońca prawie nie zauważam. Tylko na kiczowatych pocztówkach. Ostatnio wstaję często między trzecią a czwartą rano, jest ciemno i straszno, mój pies ma biegunkę, co ty kurwa znowu zeżarłeś, wrzeszczę na niego, trzęsie mną niepewność istnienia, nie zasnę do rana. O trzeciej w nocy wszystko jest absurdalne, mimo rześkiego powietrza wentylującego oskrzela. Wdycham je nozdrzami, ustami, uszami, oczami, końcówkami włosów, całym ciałem. Pies skupia się na defekacji, włazi w jakieś krzaki, na chwilę znika mi z oczu.
Trzecia albo czwarta rano, zasnę może o piątej, ty skurwielu, mamroczę do psa, patrzącego na mnie wielkimi oczami, w których miesza się niemy wyrzut z poczuciem winy. Wydaje mu się, że wszystko jest przez jego sraczkę. Nie przejmuj się, mówię, gdy zakręcamy na osiedlowej alejce okrążając blok i rozpoczynając fragment powrotny naszej stałej trasy. Gdyby tylko twoja sraczka była tu problemem. Coraz trudniej doczekać świtu, to znaczy że zbliża się jesień. Wieczory są już trochę chłodniejsze, mimo, że w dzień słońce wypala stygmaty na głowie i plecach. Nadchodzi pora deszczowa, zaczną się kolejne magiczne wyprawy, tour de Varsovie, pubs and the clubs, nocne autobusy, szturmy ponurych zamczysk, gotyckie historie, forsowania rzeki. Trzeba zebrać wierne wojska.
Idziemy korytarzem, jak tajni agenci idą aresztować groźnego przestępcę, mordercę, przemytnika, jak zawodowi mordercy idą wykonać wyrok. Równo, trochę w zwolnionym tempie, filmowo.
Chwilę się wahamy, patrzymy na siebie porozumiewawczo i nagle otwieramy drzwi. A tam, jakże by inaczej, chłopczyk z dziewczynką pod brudnym, śmierdzącym brązowo – granatowym kocem.
Na podłodze sterta ubrań, w której grzebię szukając swojej kurtki. Kurwa, gdzie jest MOJA KURTKA! Runio stoi i kiwa się jakby miał stopy zabetonowane w miednicy. W przód, w tył, w przód, w tył. Muniek podchodzi do drugiego łóżka i podnosi kolejny śmierdzący koc. A tam inna dziewczynka. To my, najeźdźcy z kosmosu, mówi Muniek i znika za gwiezdnymi wrotami.
Spierdalamy stąd, mówi Dżaba i ciągnie Runia za rękaw. Runio wali się z hukiem na podłogę, chociaż co to za huk, pewnie nie waży nawet pięćdziesięciu kilogramów. Zygmunt, wychodzimy stąd, mówi Dżaba. Zaraz, zaraz, bzyczy gdzieś w ciemnościach Muniek.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Chłopaki nie płaczą»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Chłopaki nie płaczą» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Chłopaki nie płaczą» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.