Joseph Heller - Teraz i Wtedy. Od Coney Island do „Paragrafu 22”

Здесь есть возможность читать онлайн «Joseph Heller - Teraz i Wtedy. Od Coney Island do „Paragrafu 22”» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Teraz i Wtedy. Od Coney Island do „Paragrafu 22”: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Teraz i Wtedy. Od Coney Island do „Paragrafu 22”»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Autobiograficzne dzieło ukazujące życie autora od dzieciństwa spędzonego na Coney Island, poprzez służbę w lotnictwie, studia, pracę i małżeństwo aż do wielkiej kariery literackiej zapoczątkowanej spektakularnym sukcesem ''Paragrafu 22''.

Teraz i Wtedy. Od Coney Island do „Paragrafu 22” — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Teraz i Wtedy. Od Coney Island do „Paragrafu 22”», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

W związku z tym zaraz po przyjeździe zameldowałem się w pierwszym lepszym niedrogim hotelu. Wyglądał na… bezpretensjonalny. Do mojego pokoju sączyło się przez okno różowe światło neonów kawiarni po drugiej stronie ulicy. Nie nagabywany przez nikogo zjadłem tam samotnie kolację przy barze. Nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że jestem jedynym gościem w hotelu. Recepcjonista był chudym kaprawym facetem koło trzydziestki, z czerwonym znamieniem na podbródku. Przeczytałem już wówczas mnóstwo amerykańskiej prozy i postanowiłem przy kolacji, że jeśli zaproponuje, iż przyśle mi do pokoju kobietę, zbiorę się na odwagę i odpowiem tak. Nie wiedziałem jednak, jak o to poprosić. (Teraz chybabym wiedział, lec/ wątpię, czy miałbym ochotę). Obudziwszy się nazajutrz wczesnym rankiem, wpadłem w niepokój. Nie dostrzegałem śladu innych gości i byłem nieco zaskoczony i szczęśliwy, kiedy udało mi się bezpiecznie wyjść z hotelu, nie tracąc walizek ani życia.

Podróż promem do Portsmouth była krótka. Po zejściu na ląd zapytałem o stocznię, przejechałem kilka mil autobusem do kompleksu domków, gdzie miałem mieszkać, żeby zameldować się i wynająć pokój, i kiedy ujrzałem w końcu kilka znajomych twarzy z Coney Island, poczułem się jak u siebie w domu.

Po zgłoszeniu się pierwszego ranka do pracy nauczyłem się nie tylko, jak radzić sobie z ręcznym wózkiem, tarczami ściernymi i beczką żelaznych śrub, zbyt ciężką, by można ją oburącz podnieść, lecz również jak odbijać kartę zegarową. Zarówno przyjazny brygadzista, jak i jego niekomunikatywny zastępca stali tuż przy wejściu na halę, czekając nie tylko na mnie. Zwracali uwagę na każdego wchodzącego, nie spuszczając przy tym sokolego wzroku z umieszczonej w szafce przy ścianie dużej tablicy z rzędami okrągłych mosiężnych numerków zawieszonych w porządku numerycznym na małych kółkach. Przydzielono mi jeden z nich. Każdy zaczynający zmianę pracownik musiał przy wejściu odwrócić swój mosiężny numerek z lewej na prawą stronę, żeby potwierdzić, że jest obecny. Jeden albo dwaj nadzorcy stali na posterunku każdego ranka, sprawdzając, czy nikt nie odwraca numerka za kogoś innego. Kiedy fabryczna syrena oznajmiała koniec dziennej zmiany, całą procedurę powtarzano, aby upewnić się, czy nikt, kto zgłosił się rano do pracy, nie dał w tym czasie nogi. A rano, zaraz po tym, jak syrena oficjalnie ogłaszała początek naszej zmiany, broniące dostępu do tej wersji fabrycznego zegara szklane drzwiczki były zamykane i otwierano je dopiero w porze wyjścia.

Ten, kto nie stawił się na czas, tracił wynagrodzenie nie tylko za tych kilka minut spóźnienia; nie wpuszczano go do środka aż do końca zmiany bez względu na to, jak bardzo garnął się do pracy, jak dobrym był fachowcem i jak ważny był powód, dla którego się spóźnił. Można było w związku z tym odnieść wrażenie, że nasz pracodawca nie skarżył się specjalnie na brak rąk do pracy. Oraz że nie istniało zbyt wielkie zapotrzebowanie na produkty, które opuszczały naszą kuźnię. Wszyscy lojalnie zajmowaliśmy się tym, co mieliśmy robić, ale rytm pracy był bardziej metodyczny niż pośpieszny. Jeśli lał się z nas pot, wynikało to raczej z wysokiej temperatury niż tempa. Ludzie brali, kiedy chcieli, wolne dni. Z wyjątkiem podejmowanych przeze mnie i mojego partnera rzadkich prób urozmaicenia pracy przy gwintownicach, nikt nie starał się bić żadnych rekordów. Co jakiś czas powtarzaliśmy sobie półgębkiem ostrzeżenie i na hali budził się niepokój podobny do tego, jaki ogarnia mrowisko albo pszczeli rój, kiedy pojawi się jakiś intruz: do stoczni przybywali państwowi inspektorzy.

W rezultacie podsycano ogień we wszystkich paleniskach i w każdym z nich umieszczano do podgrzania pręty i taśmy.

Piece dudniły, sapały i huczały. Włączano tarcze ścierne, a gwintownice gwintowały, nawet kiedy nie było nic do gwintowania. Po nizinie niosło się stukanie młotów, a my byliśmy do tego stopnia zaabsorbowani robotą, że nie dostrzegaliśmy wcale wysokich rangą oficerów marynarki wojennej oraz zakłopotanych urzędników w białych kołnierzykach, którzy mijali nas, rzucając chwilami zdawkowe, lecz wnikliwe spojrzenia, tak jakby rozumieli, co widzą oraz co i dlaczego tu robią.

Nie rozumieli.

My też tego nie rozumieliśmy.

Pracowaliśmy przez siedem dni w tygodniu i jeśli nie liczyć naszego dyplomowanego hydraulika z samochodem i dziewczyną z kawiarni oraz mojego kumpla z innej części Brooklynu, którego nie ujawnione towarzyskie wyczyny ściągnęły nam na głowę policję, nie mieliśmy tam prawie żadnych rozrywek. Nie pamiętam, żebym w ciągu tych siedmiu lub ośmiu tygodni, które przepracowałem bez jednego wolnego dnia, choć raz poszedł do kina. Kiedy wzięliśmy prysznic i odpoczęliśmy trochę po zakończeniu dziennej zmiany, nadchodził czas kolacji. Żeby nie spóźnić się na ósmą rano do stoczni, trzeba było kłaść się wcześnie spać i robiliśmy to przez siedem dni w tygodniu. W stołówce przy stoczniowej bramie, gdzie jedliśmy śniadania, dostrzegliśmy z pewnym zaskoczeniem kilka gatunków alkoholu. Jeszcze bardziej zdziwił nas widok ludzi konsumujących go o tej porze, tak jakby picie alkoholu przy śniadaniu było czymś normalnym.

Kolacje jedliśmy przeważnie w pensjonacie prowadzonym przez wesołą korpulentną niewiastę nie pierwszej młodości. Miała nieśmiałą córkę koło dwudziestki, która pomagała jej przy obsługiwaniu stolików. Matka obserwowała dziewczynę z purytańską czujnością kłócącą się z jej własnym subtelnym i prawdopodobnie nie uświadamianym kokieteryjnym i zmysłowym stylem bycia. Serwowane tam posiłki były tanie, smaczne i proste: kurczaki, wieprzowina, wołowina, kotlety jagnięce, gulasze i na szczęście żadnych ryb. Jedynym dziwnym elemenw ich kuchni było coś, co one nazywały pszennym chlebem i co odbiegało znacznie od produktu, który my, nowojorscy Żydzi znaliśmy pod pojęciem pszennego chleba. Nasz pszenny chleb był grubym, twardym, solidnym, wyrabianym na drożdżach wschodnioeuropejskim bochenkiem; ich pszenny chleb przypominał ciasto. Potem przyzwyczaiłem się jednak do ich pszennego chleba i chętnie przegryzłbym teraz kromkę z dżemem malinowym lub truskawkowym. Na święto Paschy wszystkich żydowskich robotników w Portsmouth zaproszono na tradycyjny poczęstunek w dużej sali wynajętej przez członków gminy żydowskiej. Było to dla nas miłe i nowe wydarzenie i bardzo ujęła nas gościnność gospodarzy. Najwięcej komentarzy wzbudziła południowa wymowa zarówno angielskiego jak i jidysz (oraz hebrajskiego w skróconych obrzędach).

W Norfolku, mówiono nam, pod numerem 30 przy Bank Street mieści się burdel. Nie sądzę, by któryś z nas nosił się z poważnym zamiarem pójścia tam; jeśli inni chodzili i mówili

O tym, nie mówili o tym ze mną. Silnym bodźcem przemawiającym za seksualną abstynencją były ponownie względy finansowe: niewypowiedziana i deprymująca świadomość, że będziemy musieli później pokutować przez trzy dni ciężkiej pracy za półgodzinne oddawanie się cielesnym uciechom, które mogą, ale przecież nie muszą wprowadzić nas w zmysłową euforię. A co gorsza, mogą nam wejść w krew.

Ostatecznie fundnąłem sobie w końcu wolny dzień – chyba nawet dwa dni; cały weekend. Zapomniałem, jak go spędziłem – być może popędziłem do Nowego Jorku w należącym do jednego z nas samochodzie, płacąc za benzynę mniej niż wynosiła cena biletu kolejowego; jeśli tak, wypadło mi to z pamięci i nie wiem, co tam robiłem. Pamiętam (albo wydaje mi się, że pamiętam) adres burdelu w Norfolku, do którego nigdy nie poszedłem, ale zupełnie nie wiem, co porabiałem, znalazłszy się z powrotem w domu, na Coney Island lub gdzieś indziej, po pięćdziesięciu sześciu dniach nieprzerwanej harówki. Ale… cokolwiek tam robiłem, zdruzgotało to mnie, złamało ducha, nad wątliło siłę woli i położyło kres karierze fabrycznego robotnika. Powrót do tego znoju po tak krótkim odpoczynku wydawał się nie do pomyślenia i po upływie kilku pierwszych dni okazał bolesną udręką, którą potrafił znieść jedynie człowiek obdarzony silniejszym ode mnie charakterem.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Teraz i Wtedy. Od Coney Island do „Paragrafu 22”»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Teraz i Wtedy. Od Coney Island do „Paragrafu 22”» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Teraz i Wtedy. Od Coney Island do „Paragrafu 22”»

Обсуждение, отзывы о книге «Teraz i Wtedy. Od Coney Island do „Paragrafu 22”» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x