Joseph Heller - Teraz i Wtedy. Od Coney Island do „Paragrafu 22”

Здесь есть возможность читать онлайн «Joseph Heller - Teraz i Wtedy. Od Coney Island do „Paragrafu 22”» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Teraz i Wtedy. Od Coney Island do „Paragrafu 22”: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Teraz i Wtedy. Od Coney Island do „Paragrafu 22”»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Autobiograficzne dzieło ukazujące życie autora od dzieciństwa spędzonego na Coney Island, poprzez służbę w lotnictwie, studia, pracę i małżeństwo aż do wielkiej kariery literackiej zapoczątkowanej spektakularnym sukcesem ''Paragrafu 22''.

Teraz i Wtedy. Od Coney Island do „Paragrafu 22” — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Teraz i Wtedy. Od Coney Island do „Paragrafu 22”», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Wchodząc jakieś pięć dni później do szpitala w Brooklynie, nie miałem pojęcia, co zobaczę. Z przyczyn, których nie pojmuję i nie spodziewam się nigdy pojąć, wymyśliłem dziwaczny scenariusz, że nie uda mi się rozpoznać własnej matki, i bałem się, że może przez to wpaść w straszną rozpacz. Przede mną stało kilkadziesiąt łóżek otwartego oddziału kobiecego Coney Is-land Hospital. Naprzeciwko drzwi, przez które wszedłem, leżała białowłosa kobieta mniej więcej w wieku mojej matki, która natychmiast zwróciła na mnie uwagę. Po chwili podniosła się na łokciu, wpatrując się we mnie jeszcze bardziej intensywnie, a ja odpowiedziałem na jej spojrzenie, nieśmiało się uśmiechając. Ponieważ nie spuszczała za mnie wzroku, podszedłem do niej, uścisnąłem delikatnie, pocałowałem i usiadłem przy łóżku. Byłem przerażony, że nie za bardzo mnie rozpoznaje i nie mówi do mnie po imieniu. Wyglądało to gorzej, niż się spodziewałem. Dopiero po kilku minutach niezręcznej rozmowy zdaliśmy sobie sprawę, że nigdy w życiu nie widzieliśmy się na oczy. Zgnębiony rozejrzałem się dookoła i na samym końcu sali zobaczyłem moją matkę, która lewitowała niemal nad łóżkiem, z biodrem w gipsie, sfrustrowana i wściekła, machając rękoma i starając się zwrócić moją uwagę. Wyglądała dokładnie tak samo, jak ją zapamiętałem, i ponownie oznajmiła, że mam pokręcony umysł – Powtórzyła to jeszcze raz, kiedy wyznałem jej, że będę wkrótce latał samolotem. Nie potrzebowała dodawać, że boi się, iż zginę w katastrofie.

Każdego, kto czytał ostatnio po raz trzeci lub czwarty „Paragraf 22", uderzy zapewne paralela między przedstawioną powyżej historią i sceną w powieści, w której Yossariana odwiedza w szpitalu rodzina zapłakanych nieznajomych, nie przypominam sobie jednak, bym wymyślając tę drugą, nawiązywał świadomie do pierwszej.

Nie miałem większych problemów z moimi południowcami ze stoczniowej kuźni. Domyśliłem się już na samym początku, że moja własna brooklyńska wymowa brzmi w ich uszach tak samo osobliwie i nieprawidłowo, jak mogłaby brzmieć i bez wątpienia brzmi w uszach mieszkańców niezliczonych innych rejonów kontynentu. Wydawaliśmy się sobie nawzajem ekscentryczni.

Zatrudnieni tam Murzyni, czarni, Afroamerykanie, czy jakkolwiek jeszcze zechcemy ich nazwać, traktowani byli przez wszystkich białych, z którymi wtedy w roku 1942 pracowałem, z tak absolutną obojętnością i tworzyli tak zamkniętą kastę, że właściwie nigdy się o nich nie mówiło i nikt prócz mnie nie zwracał się do nich w żadnych sprawach nie dotyczących bezpośrednio wykonywanej pracy. Jeden lub dwaj z mojego działu, ci, z którymi najczęściej miałem styczność i – powodowany tym, co obecnie poprawnie charakteryzuję jako w najlepszym razie protekcjonalną i afektowaną akceptację – starałem się nawiązać przyjazną rozmowę, rozsądnie wycofywali się i trzymali na dystans. Bardziej aniżeli całkowity brak stosunków między białymi i czarnymi zdumiewała mnie najwyraźniej powszechna złośliwość, z jaką protestanci traktowali katolików. Po raz pierwszy zwrócił na nią moją uwagę ciemny pulchny irlandzki kowal, z którym często pracowałem i który dorastał w Irlandii Północnej, doświadczając tam wrogości protestanckich „oranżystów" – nigdy przedtem nie słyszałem tego słowa – a teraz znalazł się w stoczni marynarki wojennej Norfolk w Portsmouth w Wirginii, nie akceptowany i wyśmiewany przez innych. Oświecony przez niego, od razu dostrzegłem, jak nieufnie traktują i bojkotują go jego koledzy.

Czarni byli pogardzani i ignorowani, katolicy zaś znienawidzeni i otoczeni wrogością. Lecz nowojorski Żyd, taki jak ja, stanowił prawdziwą nowość. Miejscowi nigdy kogoś takiego nie widzieli; byłem jedynym Żydem na całej hali. Ja z kolei nigdy jeszcze nie spotkałem południowców. Istniała między nami wzajemna ciekawość, której chętnie hołdowaliśmy.

Kiedy gawędziliśmy w naszej grupce podczas przerw na lunch i na kawę, inni podchodzili blisko, żeby się na mnie pogapić i szczerząc życzliwie zęby, posłuchać naszej rozmowy. Zawsze się ze sobą dogadywaliśmy – prawie zawsze – a oni z dużą uprzejmością i troską wyjaśniali mi sekrety różnych mechanizmów i związane z pracą zagrożenia, z których nie zdawałem sobie wcale sprawy. Pierwszego dnia brygadzista kazał mi zawieźć do ściernicy beczkę ze śrubami, żeby zetrzeć z ich główek niepotrzebne metalowe frędzle. Spojrzałem na beczkę, spojrzałem na ręczny wózek i nie wiedziałem, co robić. Zdawałem sobie sprawę, że to nic nie da, ale postanowiłem spróbować: na oczach brygadzisty i jego zastępcy przykucnąłem, objąłem rękoma beczkę najszerzej, jak mogłem, i usiłowałem ją podnieść. Zastępca brygadzisty, facet o nazwisku Beeman, który rzadko się uśmiechał do mnie i do kogokolwiek innego, dał znak ręką, żebym się odsunął, i pokazał, jak łatwo jest wsunąć dolną krawędź wózka pod beczkę i przenieść cały jej ciężar na koła. Szybko się tego nauczyłem. Beeman zaprowadził mnie do elektrycznej ściernicy, żeby zobaczyć, czy wiem, jak wkłada się gogle, i pokazać mi, co mam zrobić. Udowodniłem, że tego też potrafię się szybko nauczyć.

Harmonijne stosunki, jakie utrzymywałem z kolegami z pracy, zostały zakłócone tylko raz, podczas jednej z naszych codziennych przerw na lunch, kiedy rozmowa zeszła na tematy religijne i pośpieszyłem z wyjaśnieniem, że Jezus był w rzeczywistości Żydem i miał żydowskich rodziców. Krąg białych twarzy natychmiast zastygł w zgodnym bezruchu i zorientowałem się, że nikt im tego przedtem nie powiedział i nie życzą sobie, by ktoś to mówił – teraz ani kiedykolwiek. Zjeżyli się nawet moi najbliżsi kumple. A ja dyskretnie postanowiłem nie rozwijać tematu. Symboliczne litery INRI na obrazach ukrzyżowania z pewnością by ich nie przekonały; poza tym przyznaję, że nie wiedziałem wówczas, iż stanowią one skrót łacińskich słów i oznaczają: Jezus Nazarejczyk Król Żydowski.

Wiele lat później, w roku 1962, po publikacji „Paragrafu 22" spotkałem w letnim kurorcie Fire Island Mela Brooksa i usłyszałem, jak przemawiając tym swoim ochrypłym krzykiem, bez którego trudno go sobie wyobrazić, oświadczył, że każdy Żyd powinien mieć za przyjaciela dużego goja. Moim najlepszym przyjacielem w kuźni był największy z pracujących tam robotników, niezgrabny poczciwy facet będący również synem jednego z brygadzistów. Z takim protektorem nikt nie ośmieliłby się mi dokuczać, ale i bez niego nie spotykały mnie żadne zaczepki ani bardziej subtelne próby nękania. Przez wszystkie tygodnie, które tam spędziłem, nikt nie wytykał mi mojego żydo-stwa, choć wiele było docinków na temat mojego nowojorskiego pochodzenia, osobliwych wyrażeń oraz barbarzyńskiej wymowy. Ja z kolei uważałem, by nie dawać im za bardzo do zrozumienia, że są ciołkami z Południa.

Pewien mężczyzna pochodzący z wiejskich rejonów Karoliny Północnej, z którym często pracowałem i którego nikt nie nauczył podstaw dzielenia i mnożenia, potrafił mimo to liczyć i mierzyć, stawiając słupki z pionowych kresek. Ostatnia, piąta, przecinała na ukos pozostałe cztery. Do moich obowiązków należało dostarczanie mu odpowiedniej ilości długich prętów, które miał pociąć na określoną liczbę mniejszych kawałków. On sam jednak świetnie sobie z tym radził, zaznaczając kredą trzy-stopowe odcinki, na które trzeba było pociąć mający mniej więcej trzydzieści stóp pręt. A potem układał je w palenisku i kując nadawał kształt, jaki miały przybrać. Pewnego dnia, kiedy byłem zajęty przy krajarce i liczyłem jednocześnie kawałki, które mierzył i zaznaczał, zerknąłem na całe szczęście na maszynę i zdążyłem dostrzec ostrze, które opadało właśnie na moje wsuwające metal palce. Przerażony cofnąłem rękę, ratując w ostatniej chwili palce przed ucięciem. Nigdy już nie odwróciłem wzroku, żeby porozmawiać z nim ani kimkolwiek innym przy tej krajarce i do dzisiaj traktuję tę niedoszłą tragedię jako jedno z najbardziej przerażających życiowych doznań, straszniejsze od tego, co przytrafiło mi się podczas drugiej misji do Awinionu i innych niebezpiecznych rzeczy, które wydarzyły się w czasie wojny. Niewykluczone, że, niczym w klasycznym koszmarze, tym, co przeraża mnie najbardziej we wspomnieniu krajarki, jest okropność, do której w ogóle nie doszło; wszystko, co działo się na wojnie, jednak się wydarzyło. W retrospekcji oceniam te brakujące palce, których nie straciłem, na równi z utonięciem, do którego (wbrew nawiedzającym mnie dzisiaj stale obawom) nie doszło w trakcie kilku moich pływackich eskapad do boi dzwoniącej.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Teraz i Wtedy. Od Coney Island do „Paragrafu 22”»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Teraz i Wtedy. Od Coney Island do „Paragrafu 22”» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Teraz i Wtedy. Od Coney Island do „Paragrafu 22”»

Обсуждение, отзывы о книге «Teraz i Wtedy. Od Coney Island do „Paragrafu 22”» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x