Joseph Heller - Teraz i Wtedy. Od Coney Island do „Paragrafu 22”
Здесь есть возможность читать онлайн «Joseph Heller - Teraz i Wtedy. Od Coney Island do „Paragrafu 22”» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Teraz i Wtedy. Od Coney Island do „Paragrafu 22”
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Teraz i Wtedy. Od Coney Island do „Paragrafu 22”: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Teraz i Wtedy. Od Coney Island do „Paragrafu 22”»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Teraz i Wtedy. Od Coney Island do „Paragrafu 22” — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Teraz i Wtedy. Od Coney Island do „Paragrafu 22”», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Każda z tych miłych niespodzianek wprawiała mnie w upojenie, którego ktoś, kto urodził się bogaty, najprawdopodobniej nie jest w stanie nigdy doznać. Istnieją przyjemności, których nie kupi się za pieniądze.
Nasze ulice wydawały się bezpieczne, odizolowane i spokojne. Dla dziecka były rodzajem etnicznej twierdzy. Prawie wszyscy nasi rodzice byli imigrantami, w większości ze wschodniej Europy. Nic i nikt nam fizycznie nie zagrażał.
Tak naprawdę nie wiedziałem, kto to jest Hitler. Starsi wiedzieli, lecz wątpię, by nawet oni, czy ktokolwiek inny, domyślali się, jak wiele wyzwoli zła i brutalnej destrukcji. Pamiętam pewien dzień: było późne popołudnie i słyszę do dziś podniesione krzyki gazeciarzy przebiegających ulice ze specjalnymi wydaniami gazet, których wielkie nagłówki donosiły, że Hindenburg zrezygnował ze stanowiska kanclerza Niemiec, aby mógł je objąć Hitler. Wiedzieli, że sprzedadzą tego dnia cały nakład, ale ja nie miałem pojęcia, kto to jest Hindenburg. Jeszcze przez długi czas myślałem, że to zeppelin.
W tej części Coney Island, gdzie mieszkałem i dorastałem, prawie nikt nie obawiał się przemocy. I nie było tam praktycznie przestępczości, chyba że uzna się za przestępstwo obnośną sprzedaż lodów i napojów chłodzących na plaży – w przeciwieństwie do policji my nie dostrzegaliśmy w tym naruszenia prawa – a potem, w ostatnich latach przed wojną i na szerszą skalę w czasie wojny, posiadanie i palenie marihuany. Również tego nie uważałem za zbrodnię, lecz nigdy nie chciałem zostać kimś, kogo określano mianem „ćpuna". Nie sądzę, by mój brat albo siostra wiedzieli o coraz szerszym rozpowszechnianiu się tego nałogu, matka zaś nie pochwalała niczego, co uznawała za niewłaściwe. A później, po wojnie, pojawiła się heroina.
W ciągu dziewiętnastu lat, które spędziłem na tej ulicy przed pójściem do wojska – z wyjątkiem dwóch miesięcy, kiedy pracowałem jako pomocnik kowala w stoczni marynarki wojennej na południu, nie mieszkałem w tym czasie nigdzie indziej – ani razu nie słyszałem, żeby w naszej okolicy doszło do jakiegoś gwałtu, napaści lub włamania z bronią w ręku. Pamiętam, że zabito kiedyś bukmachera w sali bilardowej, ale zdarzyło się to na Zachodniej Dwudziestej Piątej, sześć przecznic od nas, na samej granicy między dzielnicą żydowską i włoską, w gruncie rzeczy nie u nas, chociaż w końcu zaczęliśmy spotykać się w tej sali i obstawiać tam rozgrywki baseballu. Prowadził ją niski przysadzisty facet, Sammy Świntuch. Sala bilardowa bliżej mojego domu należała do gościa – i była przez niego prowadzona -którego nazywaliśmy Beksą. Na Coney Island mieliśmy furę przezwisk. Foofsen znaczy w jidysz piętnaście. Starszy ode mnie Sammy Foofsen był już Sammym Piętnastką, kiedy go poznałem. Jakiś czas później na bazie tego przezwiska powstało nowe: wołano na niego Sześć-Sześć-Trzy. Te mutacje zdawały się pojawiać zupełnie spontanicznie, przez samorództwo; nikt ich nie wymyślał. Faceta nazywanego Chicago przechrzczono na Chi, potem na Cykora. Mursh Kaleka, który w dzieciństwie chorował na polio, miał nogę w niezgrabnym aparacie. W swoim czasie stał się Murshem Pasikonikiem. Też ode mnie starszy, był jednym z pierwszych znanych nam ludzi z Coney Island, którzy mieli własne auto; jego wyposażone było w ręczne sterowanie. Lubił siadać na miejscu pasażera i kierować stamtąd samochodem, wpatrując się z łagodnym uśmiechem prosto przed siebie i pociągając za ukryte pod tablicą rozdzielczą dźwignie, niewidoczne dla innych kierowców i pieszych. Mój przyjaciel Marvin Winkler został z jakiegoś powodu Fasolką, i nawet wolał, żeby go tak nazywano. Murray Rabinowitz był od dziecinnych lat Rupem ze względu na wczesną operację przepukliny, którą nazywano wówczas „rupturą". Danny Rosoff był Księciem Dannym. Jedna z dziewcząt została Wyżymaczką, druga Francuzką – nie wiem, czym sobie zasłużyły na tak rasowe przydomki. Danny'ego Byka, innego chłopaka w moim wieku, nazwano tak przed wojną z powodu szerokiej piersi i muskularnych ramion. Po wojnie uzależnił się od heroiny i wkrótce stał się wątły i posępny. Jego ojciec, fryzjer o imieniu Max, nadał mu okrutne nowe przezwisko, przedstawiając go urągliwie swoim klientom: „mój syn ćpun".
Jedynym tragicznym wydarzeniem, które wywarło na mnie wpływ i o którym nieświadomie starałem się nie dowiadywać zbyt wiele aż do trzydziestego roku życia, była śmierć ojca w szpitalu – w wyniku wewnętrznego krwotoku po operacji pękniętego wrzodu żołądka, obecnie, jak sądzę, uważanej za prawie rutynowy zabieg. Pragnę wierzyć, że w naszych czasach, z takimi udogodnieniami jak oddziały intensywnej opieki medycznej i bloki pooperacyjne, pęknięcie szwów zostałoby na czas odkryte i ojciec by przeżył.
Miałem wtedy pięć lat. Wiedziałem, że umarł – nie pamiętam, żeby mi ktoś o tym powiedział, po prostu wiedziałem -choć nie zdawałem sobie sprawy, z jakiego powodu. Przez trzydzieści lat nigdy o to nie zapytałem. Czyżbym nie śmiał? Nie była to żadna tajemnica. Uświadomiłem sobie wreszcie w pewnej chwili – ujrzałem to w nagłym błysku iluminacji – że nie wiem, bo nigdy nie chciałem zapytać; oni zaś nie powiedzieli mi, gdyż z upływem lat doszli chyba po prostu do wniosku, że wiem. Nie był to zbyt wdzięczny temat do rodzinnych dyskusji. Brat i siostra, którzy w tak krótkim czasie stracili oboje rodziców i znaleźli się pod opieką macochy, znanej im zaledwie od sześciu lat, musieli to bardzo głęboko przeżyć. Ale w mojej rodzinie nie tylko nie zwykliśmy się skarżyć – nie zwykliśmy również mówić o tym, co głęboko przeżywaliśmy. I mieliśmy niewielkie wymagania. Tylko raz ktoś z nas uronił w mojej obecności łzę; na pogrzebie swojej małżonki. I na tym się skończyło, na jednej łzie.
Co do ojca, kiedy umarł, przestałem się nim po prostu interesować. Gdy poruszano później ten temat, oczywiście nie w rodzinnym gronie, z czystej próżności podkreślałem impertynencko, że nigdy mi go nie brakowało, i sądzę, że wcale się nie myliłem. Obca mi była owa czuła admiracja dla wielkiej i dobrodusznej istoty, jaką Nabokov wyraża w stosunku do swego ojca. Ja prawie mojego nie znałem. Zgon pana Isaaca Daniela Hellera wprawiał mnie bardziej w zakłopotanie niż cokolwiek innego. Na początku każdego okresu w szkole podstawowej nauczyciel wzywał uczniów po kolei do tablicy, żeby się czegoś o nich dowiedzieć, między innymi jakie jest imię i bodajże zawód ojca. Ktoś, nauczyciel albo siostra, nauczył mnie zwrotu „odszedł z tego świata". Mówiłem to zawsze niskim szeptem, uginając się pod brzemieniem wstydu i upokorzenia, z nadzieją, że nie usłyszy mnie żaden z kolegów.
Nie czułem, żeby mi go brakowało. W późniejszych latach mogłem nawet pajacować, rzucając lekceważącym tonem, gdy ktoś wspominał o rodzinnych problemach zawinionych przez ojca, że mój na całe szczęście zmarł, zanim zdążył wyrządzić dużo szkód. Ale jako siedmiolatek obgryzałem paznokcie. I z wyjątkiem dwóch pobytów w szpitalu, wiele lat później, kiedy moje obawy skupiły się na kwestiach ostatecznych, obgryzałem je dalej i wciąż to robię. Jako kilkunastolatek i później cierpiałem na bóle głowy, nim zrozumiałem, czym jest ból głowy. Wcześniej, gdy ktoś mówił o bólu głowy, nie wiedziałem, co ma na myśli; kiedy w końcu załapałem, o co chodzi, uświadomiłem sobie, że miałem je przez cały czas, najczęściej w weekendy, rano i po południu. Bóle ustały. Przeglądałem się bardzo długo w lustrze. Wiedziałem, przeważnie z podsłuchanych komentarzy koleżanek siostry, że jestem ładnym dzieckiem, i chciałem sprawdzić, czy nie brzydnę. Krosty wyskakiwały mi częściej, niż było to uważane za normalne, i przez cały rok szkolny cierpiałem na kurzajki: miałem ich siedemnaście na rękach i ramionach, w tym jedną płaską i wielką na łokciu; ta nie zniknęła wraz z innymi i musiał ją wypalić doktor Abe Levine (który pobrał dwa dolary za wizytę i leczenie). Dręczył mnie szalony lęk, że łysieję, ponieważ linia włosów na moim czole biegła grubo powyżej uszu. Robiłem wszystko, co mi przyszło do głowy, żeby je „ułożyć", przenosząc przedziałek z jednej strony na drugą, potem na środek i z powrotem na bok, czesząc się bez przedziałka, przyklejając je płasko do głowy usztywniającym tonikiem i eksperymentując z falami. Robiłem również inne rzeczy, o których nie mam zamiaru nikomu mówić. Mierzyłem swój wzrost na poziomie oczu i potem rozpaczałem, że jestem o pół głowy niższy, niż w rzeczywistości byłem – o wiele niższy od chłopców, którzy byli niżsi ode mnie. Wynikało to oczywiście z próżności, ale jestem teraz skłonny wierzyć, że była to bardzo niespokojna próżność, oparta na chwiejnym stanie duszy, który R. D. Laing mógłby nazwać „ontologicznym brakiem poczucia bezpieczeństwa".
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Teraz i Wtedy. Od Coney Island do „Paragrafu 22”»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Teraz i Wtedy. Od Coney Island do „Paragrafu 22”» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Teraz i Wtedy. Od Coney Island do „Paragrafu 22”» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.