Skończyłam. Wracam na swoje miejsce przy stole. Z prawej strony dobiega mnie łomot ciężkich kropel o szyby okienne. Ciekawe, czy ten deszcz kiedyś przestanie padać.
CAMPBELL
Wstaję, zerkam w notatki, a potem wyrzucam je do śmieci, tak jak Sara.
– Zgadzam się z opinią wygłoszoną przed chwilą przez panią Fitzgerald. Ta sprawa nie toczy się o to, żeby Anna miała prawo zadecydować o własnej nerce, pojedynczej komórce skóry, krwi czy też łańcuchu DNA. Ta sprawa dotyczy dziewczyny, która stoi na progu dorosłości, ale na razie ma trzynaście lat, co bywa bolesne, lecz jest też piękne, trudne i wyczerpujące. Dziewczyna ta w tej chwili może nie wiedzieć, czego chce; przypuszczalnie nie wie też jeszcze, kim tak naprawdę jest, ale ma pełne prawo dowiedzieć się tego. A moim zdaniem za dziesięć lat ta dziewczyna wyrośnie na bardzo niezwykłą osobę.
Podchodzę do stołu sędziowskiego.
– Wiemy, z jakim zadaniem musieli się zmagać państwo Fitzgerald. Zażądano od nich niemożliwego! Mieli podejmować świadome decyzje w kwestiach medycznych dotyczących dwóch swoich córek – jednej śmiertelnie chorej, drugiej całkowicie zdrowej. Skoro jednak my, tak jak państwo Fitzgerald, nie potrafimy stwierdzić, która decyzja w tej sprawie byłaby słuszna, ostateczny głos powinien należeć do osoby, o której ciele jest tutaj mowa… nawet jeśli ta osoba ma zaledwie trzynaście lat. Ostatecznie argumenty przedstawione w tej sprawie nauczyły nas także tego, że zdarzają się w życiu decyzje, które rodzice powinni pozostawić swoim dzieciom, bo one wiedzą lepiej.
Wiem, że kiedy Anna postanowiła złożyć pozew do sądu, nie kierował nią egoizm, o który można by posądzić trzynastolatkę. Nie zdecydowała się na to dlatego, że chciała żyć jak wszystkie dzieci w jej wieku. Nie chodziło o to, że miała już dość uległości, ani o to, że bała się bólu.
Odwracam się do Anny z uśmiechem na twarzy.
– Wcale się nie zdziwię, jeśli Anna mimo wszystko odda siostrze nerkę. Ale moje poglądy nie mają tutaj żadnego znaczenia. Pańskie poglądy, panie sędzio, z całym szacunkiem, też nie mają znaczenia, podobnie jak to, co myślą Sara, Brian i Kate Fitzgerald. Tutaj liczy się wyłącznie to, co myśli Anna.
Wracam na miejsce.
– Jej głos jest jedynym, którego powinniśmy wysłuchać.
Sędzia DeSalvo zarządza piętnastominutową przerwę, po której ma ogłosić swoją ostateczną decyzję. Postanawiam wykorzystać ten czas i wyprowadzam psa. Wychodzimy na mały trawiasty skwerek na tyłach gmachu Garrahiego. Vern Stackhouse ma oko na wścibskich dziennikarzy, którzy nie mogą się już doczekać werdyktu sędziowskiego.
– No, dawaj, stary – poganiam Sędziego, który w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca przemierzył trawnik już cztery razy wzdłuż i wszerz. – Przecież nikt nie patrzy.
Okazuje się, że nie do końca miałem rację. Pędzi do nas mały berbeć, najwyżej czteroletni, który wyrwał się mamie.
– Piesiek! – woła, wyciągając ręce, rozradowany. Sędzia przywiera do mojej nogi.
Chwilę później dogania go mama.
– Przepraszam pana – mówi. – Mały przeżywa właśnie fascynację psami. Można pogłaskać pańskiego zwierzaka?
– Nie – odpowiadam machinalnie. – To pies – przewodnik.
– Aha. – Kobieta prostuje się, odciągając synka na bok. – Ale przecież pan widzi.
Jestem epileptykiem, a mój pies sygnalizuje nadchodzący atak. Myślę sobie, że może warto by zdobyć się na szczerość ten jeden raz, pierwszy raz w życiu. No, ale z drugiej strony, trzeba umieć śmiać się z siebie, prawda?
– Jestem adwokatem. – Szczerzę się do nieznajomej. – Tropię aferę ze skórami, a pies pomaga mi węchem.
Zostawiamy ich. Ja pogwizduję, a Sędzia kroczy obok mnie.
Sędzia DeSalvo wraca na salę, trzymając w ręce oprawioną w ramki fotografię swojej tragicznie zmarłej córki. Ten widok jest dla mnie jednoznaczny: przegrałem sprawę.
– Podczas przesłuchań świadków – zaczyna sędzia – uderzyła mnie jedna rzecz. Wszyscy, którzy zabierali głos na tej sali, zajmowali tym samym stanowisko w dyskusji na temat, co ma wyższą wartość: jakość życia czy życie samo w sobie. Państwo Fitzgerald zawsze wierzyli, że najważniejsze jest utrzymanie Kate przy życiu i przy rodzinie. Jednak ochrona jej życia jako wartości najwyższej była i jest nierozerwalnie związana z jakością życia Anny. Moim zadaniem jest stwierdzenie, czy te dwie rzeczy można rozdzielić.
Sędzia DeSalvo potrząsa głową.
– Nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek z nas, a zwłaszcza ja sam, był zdolny orzec, co ma większą wartość. Jestem ojcem. Moja córka Dena zginęła w wieku dwunastu lat, potrącona przez pijanego kierowcę. Tamtej nocy, kiedy pędziłem do szpitala, byłem gotowy oddać wszystko, byle tylko dane mi było spędzić jeszcze jeden dzień z moim dzieckiem. Państwo Fitzgerald od czternastu lat żyją w takim zawieszeniu; każdy dzień wymaga od nich największych poświęceń, aby Kate mogła żyć jeszcze chwilę dłużej. Szanuję ich wybory. Podziwiam odwagę. Zazdroszczę im, że w ogóle otrzymali taką możliwość. Niemniej, jak zauważyli oboje adwokaci, w tej sprawie już nie chodzi o Annę ani o jej nerkę, ale o to, jak dokonywać takich wyborów i komu należy przyznać prawo do ich podejmowania.
Odchrząknąwszy, sędzia kontynuuje:
– Na to pytanie nie ma dobrej odpowiedzi. W takiej sytuacji my, czyli rodzice, lekarze, sędziowie, członkowie społeczeństwa, musimy działać niejako na oślep i wybierać takie rozwiązania, które pozwolą nam spokojnie spać w nocy, albowiem moralność jest ważniejsza niż etyka, a miłość większa niż prawo.
Sędzia zwraca się wprost do Anny, która pod jego wzrokiem nerwowo poprawia się na krześle.
– Kate nie chce umrzeć – mówi łagodnie – ale nie chce też dłużej żyć jak dotąd. Mam tego świadomość i znam też prawo, co nie pozostawia mi praktycznie żadnego wyboru. Decyzja w tej sprawie należy do osoby, która jest bezpośrednio w nią zaangażowana.
Z mojej piersi wyrywa się ciężkie westchnienie.
– Uznaję,, że tą osobą jest Anna, nie Kate.
Słyszę, jak Anna wstrzymuje oddech.
– W trakcie tego procesu rozważano między innymi kwestię, czy trzynastoletnia osoba jest zdolna do podjęcia tak ważkich decyzji. Skłaniałbym się ku poglądowi, że wiek jest w tej sprawie najmniej istotnym kryterium. Nie da się ukryć, że niektórzy dorośli obecni na tej sali zapomnieli o najprostszej zasadzie wpajanej dzieciom: niczego nie wolno zabierać bez pytania. Anno – mówi sędzia – proszę cię o powstanie.
Anna spogląda na mnie. Kiwam głową i wstaję razem z nią.
– Niniejszym – oznajmia sędzia DeSalvo – przyznaję ci pełne prawo do samostanowienia o sobie w kwestiach medycznych dotyczących twojej osoby. Oznacza to, że chociaż nadal będziesz mieszkać z rodzicami, którzy będą mogli kontrolować, kiedy kładziesz się spać, jakie programy możesz oglądać, a jakich nie i czy musisz zjeść do końca wszystkie jarzyny na talerzu, to w kwestii poddawania się jakimkolwiek zabiegom medycznym ty będziesz mieć ostatnie słowo. Pani Fitzgerald, panie Fitzgerald – sędzia spogląda na Sarę – wydaję państwu polecenie omówienia mojego werdyktu w obecności Anny z jej lekarzem pediatrą w celu wyjaśnienia, że od tej pory musi kontaktować się bezpośrednio z państwa córką. A na wypadek gdyby potrzebne były dodatkowe wskazówki, udzielę panu Alexandrowi pełnomocnictwa w kwestiach medycznych dotyczących Anny. Pełnomocnictwo utrzyma ważność do ukończenia przez nią osiemnastego roku życia, a zadaniem pana Alexandra będzie służenie Annie pomocą w podejmowaniu trudniejszych decyzji. Nie oznacza to, że moim życzeniem jest, aby owe decyzje zapadały bez zgody i wiedzy rodziców, a jedynie to, że ostateczny wybór spoczywa tylko i wyłącznie w rękach Anny. – Sędzia zawiesza na mnie spojrzenie. – Panie Alexander, czy weźmie pan na siebie taką odpowiedzialność?
Читать дальше